poniedziałek, 19 sierpnia 2019

PRACE REMONTOWE

Blog przechodzi w stan spoczynku na jakiś czas. "Remont" ma potrwać do 15/30 września. 
Przy okazji chyba większości przyda się mała przerwa i odpoczynek.
Zapraszamy po zakończonych pracach! :D

piątek, 16 sierpnia 2019

Od Spero CD. Pandory

Uniesienie powiek wymagało ode mnie nadwilczego wysiłku.
Stęknęłam głucho, gdy nagle uderzył we mnie ból rozoranego do kości boku. Musiałam jak najszybciej otrzymać pomoc jakiegoś uzdrowiciela. Problem polegał na tym, że żadnego w okolicy nie było. Bo nadal znajdowaliśmy się w tych cholernych katakumbach, co poznałam po smrodzie tego miejsca, który zaraz dotarł do moich nozdrzy.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam Jamesa, który siedział blisko mnie z podkulonym ogonem, rzucając w okół lekko spanikowane spojrzenia. Zaraz opok półleżał Pandora. Skrzydła zwisały mu smętnie po bokach. Wyglądał na wyczerpanego, podobnie zresztą jak ja.
Tylko że...
- Gdzie Ashaya? - natychmiast poderwałam się na łapy, nie zważając na ból. Świeża krew pociekła mi po boku, skapując na posadzkę.
Pandora podniósł na mnie smętny wzrok. Nie potrzebowałam nic więcej, by się domyślić.
Rzuciłam spanikowane spojrzenie ku miejscu, gdzie wcześniej znajdował się dziwny portal. Nie było po nim śladu, tylko ten smoczy posąg...
Czuć było od niego silną magię. I choć portal był nieaktywny, wiedziałam, że MUSI być jakaś możliwość otwarcia go.
Natychmiast ruszyłam w jego kierunku, ignorując protesty Pandory, zwracającego uwagę na mój, nie da się ukryć, że dość kiepski, stan. Pchnęłam magię w stronę posągu, by wybadać, o co z nim chodzi. Jak go uruchomić, a być może i odkryć powód, dla którego szczeniaki zostały ściągnięte aż tutaj.
Choć im dalej w tej dziwnej sytuacji się zagłębialiśmy, tym bardziej przypuszczałam, że chodziło o Ash. Jamesa trafiło... przypadkiem.
W końcu tak naprawdę nie wiem, skąd ta młodziutka wadera się tu wzięła. Czy nie uciekła przed czymś, czy ktoś nie chciał posiąść jej magii... tak jak chciano zapanować nad moją.
- Spero, nie powinnaś... - usłyszałam za sobą zatroskany głos Pandory, który poderwał się i ruszył za mną.
- Zamknij się - syknęłam. Byłam odpowiedzialna za to dziecko. A zawiodłam. - Znajdę ją, choćbym miała przetrząsnąć cały cholerny świat, zarówno ten, jak i każdy inny, jaki istnieje. Nie poddam się... - zacięłam się, a po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. To wszystko... to było ponad moje siły. Nie z rozoranym bokiem, nie... nie w takim stanie.
Gdy poszukiwania źródła potężnej magii znajdującej się w tym miejscu kilka minut później nie ruszyły naprzód, byłam na skraju wyczerpania nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. I coraz bardziej panikowałam, dając ponieść się emocjom.
Co było głównym powodem następnych wydarzeń.
Nagle, ni z tego, ni z owego, wzrok mi się zamazał. I to nie przez łzy, nadal płynące z moich oczu. Zachwiałam się nieco zaskoczona, potknęłam... W ostatniej chwili usłyszałam krzyk Pandory, który skoczył w moją stronę, jego łapy musnęły moją sierść, a potem... Przeskoczyłam.
Wylądowałam z jękiem na kamiennej posadzce, siła upadku sprawiła, że dodatkowo przekoziołkowałam kawałek, nim zatrzymałam się, z nieprzyjemnym zgrzytem szorując pazurami po kamieniu.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że poza mną w miejscu, w którym się znalazłam, jest jeszcze ktoś.
- Pandora? - powiedzieć, że byłam zaskoczona, to nazwać tutejszy klimat łagodnym. Basior leżał na grzbiecie kawałek dalej i zawzięcie mrugał, rzucając zdezorientowane spojrzenia to na mnie, to na pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy. Musiałam... Jakimś cudem zabrać go ze sobą. Ale to znaczy, że James...
- Musimy znaleźć Ash - zerwałam się na łapy, natychmiast sięgając po magię tropiącą. Nie miałam pojęcia, gdzie nas zabrałam, ale coś mi mówiło, że to właśnie tu prowadził ten portal.
Napędzana adrenaliną niemal nie czułam bólu ani zbliżającego się magicznego wyczerpania. Nie zaprzątałam sobie głowy zastanawianiem się, jak wrócimy do domu. Coś... coś się potem wymyśli. Teraz najważniejsze było znalezienie Ashayi.

<Pandora?>


Słowa: 564

sobota, 3 sierpnia 2019

Od Nevt - Festiwal Magii - Quest II

Siedziałam w bibliotece już tydzień i szperałam w coraz to kolejnych zakurzonych księgach. Nadchodził Festiwal Magów, a ja zupełnie się jeszcze nie przygotowałam. Muszę wciąż tyle zrobić! Ale zaklęcie jest najważniejsze. Pracuję nad nim i pracuję, ale wciąż coś idzie w nim nie tak jak powinno. Studiowałam języki magii, próbowałam wymawiać czar w czternastu dialektach i pięciu odmianach, ale to nadal okazuje się bezużyteczne. Nie wiem co może iść nie tak, naprawdę nie mam pojęcia. Powoli tracę cierpliwość, może powinnam rzucić tę próbę i zastanowić się nad czymś prostszym? Moje ciężkie westchnienie tylko potwierdza przeczucie nękające mnie od jakiegoś czasu. Nie mogę iść na łatwiznę. Po pierwsze nie przystoi to przyszłemu Wielkiemu Magowi, a po drugie i tak nie mam już czasu na zmienianie decyzji i pracowanie nad czymś innym. Festiwal jest już jutro. Zamknęłam z hukiem książkę opisującą jeden z najstarszych dialektów i wstałam od stołu. Dobrze, spróbuję jeszcze w taki sposób. Przetłumaczyłam szybko słowa i powtarzając je w głowie, wyszłam z biblioteki na świeże powietrze. Słońce niemal natychmiast mnie oślepiło, lecz nie zważałam na to. Musiałam jak najszybciej znaleźć się na otwartej przestrzeni, z dala od innych wilków, by spróbować rzucić zaklęcie i nie doprowadzić do żadnej katastrofy, co było bardzo możliwe zważając na ostatnie próby. Planowałam stworzyć lewitujące kryształy, które w spektakularny sposób rozsypywałyby się w miliony iskierek, zupełnie niegroźnych, lecz pięknie wyglądających. Sam pył oczywiście powinien znikać przed dotknięciem podłoża. Można by dzięki takiemu zaklęciu wspaniale uświetnić festiwal. Równocześnie próbowałam dodać element czaru, dzięki któremu miałby on wyzwalacz czasowy i nie potrzebowałoby stałej obecności maga. Kryształy takie przed rozpadnięciem się pięknie załamywałyby światło i dawały kolorystyczny efekt. Już wyobrażam sobie, jak wspaniała byłaby sala balowa pełna takich ozdób. Zanim jednak do końca rozpłynę się w marzeniach wypadałoby w ogóle stworzyć to zaklęcie. Do tej pory, albo wybuchały w eksplozji rozsypując się na tysiąc niebezpiecznych fragmentów, przed którymi musiałam uciekać, bo by mnie zraniły, albo w ogóle nie chciały wybuchać, albo nie unosiły się nad ziemię… Wiele porażek, zero sukcesów. Tym razem mi wyjdzie. Nie ma problemów, których nie da się rozwiązać przy odrobinie pracy prawda? Tak, jeszcze jedna próba, jeszcze jeden raz. Chwilę mi zajęło, zanim dotarłam na miejsce, ale w końcu mogłam zacząć. Stanęłam przygotowania, czyli w skrócie rozejrzałam się, czy nikogo nie ma w polu widzenia, odetchnęłam głęboko, zamknęłam oczy i skoncentrowałam się na symbolach, które tworzyły zaklęcie, oraz tym co chciałam uzyskać wypowiadając je. Skupiłam się tak mocno, że mogłam wręcz usłyszeć panującą wokół mnie ciszę i poczuć otaczające mnie powietrze. Zebrałam w sobie magię, czułam dokładnie jak buzuje w moim ciele szukając ujścia. Poczułam lekki powiew wiatru na pysku i w futrze, gdy wypowiadałam pierwsze słowa zaklęcia, wypuszczając powoli magię. Czułam ją teraz na zewnątrz i w powietrzu. Wiedziałam, że udało mi się uformować kryształy, było ich pięć, czułam to i widziałam oczami wyobraźni. Nie chciałam otwierać oczu, by nie tracić koncentracji. Skoro ta część się udała, to teraz wyzwalacz czasowy. Wypowiedziałam starannie resztę zaklęcia i wypuściłam w stronę kryształów więcej magicznej mocy. Otworzyłam oczy i poczekałam dwadzieścia sekund, czyli tyle, na ile ustawiłam aktywowanie zaklęcia. Gdy kryształy w końcu wybuchły, towarzyszyło temu jasne, oślepiające na sekundę światło, ale udało mi się! Rozpadły się bezpiecznie na małe iskierki. I choć zniknęły dopiero po utraceniu mocy, a nie w momencie dotknięcia podłoża, był to sukces. Cieszyłam się jak małe dziecko, zaczęłam wręcz skakać z radości. Po tygodniu nieudanych prób i tylu przygotowaniach, wreszcie…
- Teraz tylko dopracować szczegóły. – mamrotałam do siebie, dreptając w koło po polanie - Spróbować manipulować położeniem lewitujących kryształów, przygasić odrobinę blask towarzyszący rozpadowi, poprawić czas potrzebny na zniknięcie iskier… Wszystko po kolei, najpierw spróbujmy pobawić się przemieszczaniem ich i sprawdzić maksymalną granicę czasową.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam, przyzwałam znów kryształy i ustawiłam czas ich eksplozji na godzinę. Powinno wystarczyć jak na jeden raz. Nie mam czasu na sprawdzanie ich w dłuższym okresie. Spróbowałam teraz przemieszczać kryształy, co okazało się niesamowicie proste. Mogłam dowolnie nimi manipulować, jakby były nieważkie. Sprawdziłam też ich odporność na uszkodzenia i okazało się, że są bardzo wytrzymałe. Pomyślałam o czymś co nie do końca może było przeznaczeniem tego zaklęcia, ale byłoby równie przydatne, jeśli nie bardziej. A gdyby spróbować wykorzystać to zaklęcie w inny sposób? W teorii załamują światło i są wytrzymałe, do tego wybuchają w bardzo jasnym świetle. Czy kryształy mogłyby posłużyć też jako środek, do oślepiania wroga, lub dezorientacji przeciwnika? Czy wytrzymałyby jako tarcza na zaklęcia typu świetlistego? Moja ciekawość nie pozwoliła mi tego nie przetestować. Okazało się, iż mogą być użyte także i w taki sposób. Wypełniała mnie tak ogromna radość i duma z nowego zaklęcia, że było to wręcz nie do wyrażenia. Wreszcie mi się coś udało. Muszę natychmiast pokazać to zaklęcie i opowiedzieć o nim przed Radą Magów. Poczekałam jeszcze parę minut, by minęła godzina i kryształy wybuchły, a gdy to się stało odwróciłam się na pięcie i już miałam biec do Rady, gdy nagle powstrzymał mnie głośny krzyk.
- Hej, ty tam!
Odwróciłam się w stronę głosu dochodzącego gdzieś zza mnie i z prawej. Odnalazłam wzrokiem wilka, który szybko zmierzał w moją stronę. Wyglądał na nieźle zdenerwowanego. Poczekałam na niego sprawdzając jednocześnie położenie słońca. Miałam jeszcze chwilę czasu, zdążę z nim porozmawiać, pobiec do Rady i wrócić do domu na odpoczynek. Przyda mi się trochę snu.
- Słucham, o co chodzi? – Zapytałam uprzejmie, uśmiechając się do nieznajomego.
- Czy to ty przed chwilą wyczarowałaś te latające przedmioty, które wybuchły?
- Tak, to był mój nowy czar, podobał się Panu? - Uśmiechnęłam się mocniej pełna entuzjazmu, który jednak szybko został zgaszony przez mojego rozmówcę.
- Był okropny! Oślepił mnie i przeraził! Co ty sobie myślisz, by tak czarować przy innych wilkach, narażając je na niebezpieczeństwo!? Mogłem przez ciebie oślepnąć, albo dostać zawału!
Zmieszałam się zachowaniem basiora. Może i faktycznie światło było trochę jasne, ale nie oślepiłoby nikogo na dłużej niż parę sekund, poza tym jak zaczynałam czarować nikogo nie było w pobliżu. No dobrze, mogłyby kogoś w sumie oślepić na trochę dłużej niż parę sekund, ale musiałyby wybuchnąć dosłownie przed czyimś nosem, a nie w odległości w jakiej on stał, lub w jakiej one lewitują. Postanowiłam jednak go przeprosić, w końcu mądrzejszy ustępuje.
- Przepraszam Pana, jeśli uznał Pan, że było to niebezpieczne mogę spróbować jakoś to zrekompensować…
- Oj nie! Nie wykręcisz się.
Nawet nie próbowałam… Przemknęło mi przez myśl, lecz nie wypowiedziałam tego na głos.
- Wyzywam cię na pojedynek! Zapłacisz mi za uszczerbek na moim zdrowiu i psychice w swoim własnym cierpieniu!
Szczęka mi opadła, no teraz to przesadził. Jaki uszczerbek na zdrowiu i psychice? Czy on chce mnie zdenerwować, czy tylko udaje? Nie, wydaje się naprawdę poważny. Wzięłam głęboki oddech, by się jakoś uspokoić. Nie dam się wyprowadzić z równowagi.
- Proszę Pana, niech pan będzie rozsądny…
- Teraz jeszcze mnie obrażasz!? O nie, nie pozwalaj sobie dziecko! Czy ty wiesz kim jestem? – Nie mam pojęcia, pomyślałam. – Najlepszy sztukmistrz dziedziny magii, – Sztukmistrz dziedziny magii? Kto tak mówi? - wielki i wspaniały Konv! – Nie znam… - Lepiej dla ciebie, żebyś mnie nie obrażała, bo może się to źle skończyć! Pożałujesz swoich słów, przysięgam ci! - Lunatyk jakiś… I niby kiedy ja go obraziłam?
- Skoro zna się Pan na magii, to na pewno zdaje Pan sobie sprawę, iż moje zaklęcie jest niegroźne, jeśli zachowa się odpowiednie środki ostrożności, o które naprawdę nie jest ciężko…
- Nie pouczaj mnie głupia! Jestem od ciebie starszy i wiem więcej o magii, niż ty mogłaś czytać przez całą swoją dotychczasową naukę! Kto jest twoim mistrzem? Muszę się z nim spotkać i przedyskutować to, jak wychowuje swoich uczniów. Twoje zachowanie jest niedopuszczalne, a twoja magia jest ledwo początkującą zabawą, do tego niebezpieczną! Nie powinno się uczyć takich zaklęć, takie pisklaki jak ty! Nauczę cię dobrego zachowania, zobaczysz co to prawdziwa magia!
Przesadził. Mnie może obrażać ile chce, ale nad tym zaklęciem pracowałam przez długi czas i było niesamowicie zaawansowane techniczne. Nie po to tyle nad tym siedziałam, by jakiś byle basior zaczął mi je obrażać. Straciłam mój spokój i niestety dałam się sprowokować.
- Jeśli chcesz ze mną walczyć, to proszę bardzo, ale na własną odpowiedzialność.
Przyjęłam szybko postawę, by być w każdej chwili gotowa do walki.
- Nie teraz. Najpierw zobaczę się z twoim mistrzem. Policzę się z tobą dziś o północy dokładnie w tym miejscu! Tylko nie stchórz mała dziewczynko.
Prychnęłam na niego i już miałam mu powiedzieć, że nie mam mistrza, bo już dawno przestałam być uczniem, ale on zdążył się już odwrócić i zaczął odchodzić. Zastanowiłam się, z nie jakim rozbawieniem, że ciekawe jak chce porozmawiać z moim mistrzem, skoro nie wie jak się nazywam, ani jak on by się nazywał, gdybym w ogóle go miała. Nie mogłam uwierzyć w to co się tu właśnie stało. Cham i prostak. No cóż, może przynajmniej nauczy się czegoś, jak w nocy spiorę mu futro.
Resztę dnia spędziłam na zajściu do rady, przedstawieniu jej mojego zaklęcia i otrzymania gratulacji, zjedzeniu czegoś na mieście i lekkim odpoczynku w domu. Czas płynął szybko więc skierowałam swoje kroki w stronę miejsca spotkania. Ostatecznie nie chciało mi się znów użerać z tym basiorem, ale w chwilach największego poirytowania zaistniałą sytuacją, przypominałam sobie o tym, jak obrażał mnie, moje umiejętności i moje nowe, trudne zaklęcie. Stawiłam się punktualnie i zaczekałam na wilka. Gdy już myślałam, że może stchórzył, lub poszedł po rozum do głowy i już nie przyjdzie, pojawił się na drugim końcu polany z okropnym uśmieszkiem na pysku.
- Więc jednak się pojawiłaś. Podziwiam twoją odwagę dziewczyno. Muszę ci powiedzieć, że jesteś już zgubiona. Po północy mam największą moc, gdy to księżyc wzejdzie już na niebo i widzę jego blask!
Na mój pysk wkradł się uśmieszek, gdy złośliwe słowa cisnęły mi się na usta. A co mi tam, pomyślałam.
- Jak poszła ci rozmowa z moim mistrzem? Czy dostanę kazanie po powrocie do Rady Czarodziei?
Widok wściekłego wyrazu jego pyska był więcej niż zadowalający. Nie dał mi się jednak nacieszyć, gdyż zaraz poszybowała w moją stronę wiązka jasnej mocy. Postawiłam jakąkolwiek tarczę tak szybko jak mogłam i zdążyłam na szczęście w samą porę, bo już po chwili trafiła ona w osłonę i rozprysła się.
- Nie ładnie tak atakować bez ostrzeżenia, Panie wielki i potężny.
Denerwowałam go tylko coraz bardziej, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.
- Jak cię zwą dziecko? – Wykrztusił przez zaciśnięte zęby mój przeciwnik.
- Jestem Nevt z Rodu Avirative. Przyszły Wielki Mag i aktualnie jeden z silniejszych magów w Królestwie.
Basior nagle zbladł, w sumie mu się nie dziwie. Sądził, że wyzywa na pojedynek jakiegoś podlotka, ale cóż, to jego wina, że nie dał mi niczego wytłumaczyć. Skoro jest najpotężniejszy gdy widzi księżyc, nie mogę mu pozwolić zaatakować pełną mocą, bo mógłby naprawdę wciągnąć mnie w jakąś walkę, a nie zwykłe popisy. Albo po prostu nie pozwolić mu widzieć blasku srebrnego globu. Uśmiechnęłam się ze sprytem w oczach, gdy wpadłam na pomysł, jak zakończyć tą niedorzeczną walkę.
- Więc Panie wielki i wspaniały, mówiłeś że moje zaklęcie może być niebezpieczne i miałeś rację, ale jak wspominałam, tylko w określonych warunkach. Rozumiem, że ta walka jest na takich samych zasadach magicznego pojedynku, jak zawsze. Pozwól mi więc pokazać ci okoliczności niosące niebezpieczeństwo przy użyciu mojego nowo stworzonego czaru.
Wilk cofnął się krok, lecz było już za późno. Koncentrowałam się przez całą drogę tutaj i byłam gotowa w każdej chwili stworzyć kryształy, co oczywiście natychmiast uczyniłam. Wysłałam je wszystkie, by lewitowały w kole wokół jego głowy i rozbijałam jeden po drugim, oślepiając i dezorientując basiora. Nie miał szansy zareagować, gdy użyłam kolejnego czaru i zwaliłam go z nóg magicznym uderzeniem. Szybko przyszło, szybko poszło. Oszołomiony zbierał się z ziemi klnąc na mnie i przecierając łapą oczy, oślepione na dobre parę minut.
- Pojedynek zakończony, wygrałam. Nie wchodź mi już więcej w drogę i spadaj stąd. Miłego Festiwalu Magii. A tu masz najlepszą informację, będziesz mógł cieszyć na nim oczy moim najnowszym zaklęciem w bezpiecznej formie.
Odwróciłam się z gracją i wesołym uśmiechem zabarwionym może delikatnie zadziorą, ale nie czułam się z tego powodu źle. Dziś pierwszy dzień Festiwalu, powinnam iść się przespać. Zapowiada się naprawdę wspaniały dzień. Otworzyłam więc portal i zniknęłam w mroku nocy pozostawiając pokonanego przeciwnika światłu mroczków przed oczami.

Słowa: 2019

Treść questu: 
Właśnie udało ci się wymyślić nowe zaklęcie. Śpieszysz się, by powiadomić o nim radę magów, sądzisz, że może być w przyszłości bardzo użyteczne. Niestety po drodze ktoś cię zatrzymuje i wyzywa na pojedynek. Czymś zalazłeś mu za skórę, a to bardzo wrażliwy typ. Poza granicami miasta macie stoczyć walkę na czary.  Godzisz się, nie chcąc by twoje dobre imię zostało zszargane. Nieznajomy ma tylko jeden warunek. Musi się to dziać o północy. Dlaczego tak mu na tym zależało?
wersja a:
Minimum 1800 słów
Nagroda: 150 łusek + 2 punkty do dowolnej dyspozycji
Layout by Netka Sidereum Graphics