To wszystko działo się zbyt szybko, nim się obejrzałem, znajdowaliśmy się na obcym terenie. Wszystko przypominało długi korytarz, kamienna posadzka, szare ściany, obrośnięte mchem i innymi zaroślami. Jednak nie zmiana miejsca sprawiła mi największy problem. Domyśliłem się, że Spero się przeteleportowała, w końcu raz to zrobiła, wpadając do sierocińca, jednak tym razem zabrała mnie ze sobą, a ponieważ ona jest wyczerpana, ja nigdy nie przeskakiwałem w przestrzeni, wszystko było nagłe, moja tylna łapa się rozszczepiła. Poczułem okropny ból i pieczenie, a kiedy spojrzałem na miejsce rany, łapa częściowo oderwała się od reszty ciała. Leżałem na grzbiecie i czekałem, spływająca krew automatycznie goiła ranę, ale nie zmniejszała bólu. Zacząłem rozglądać się po miejscu, w celu oderwania myśli od rozerwanej łapy.
Spero była zajęta szukaniem drogi, kiedy ja się regenerowałem i odpoczywałem, trzeźwo myśląc. Podsumowując: razem ze Spero przenieśliśmy się na obcy teren, Ashaya została porwana nie wiadomo gdzie, a James został sam w katakumbach. Teraz należało nie tylko znaleźć samiczkę, ale wrócić do drugiego szczeniaka, najgorsze było to, że oboje byliśmy wyczerpani. Wadera miała rozerwany bok, na którym krew powoli zasychała, a mimo to działała dalej. Szkoda tylko, że tak chaotycznie.
Łapa była już w połowie zregenerowana, wtedy się podniosłem i podleciałem do samicy. Zawisnąłem nad nią, była zajęta szukaniem tropu, kiedy ja umieściłem swoją kończynę nad jej ranami. Krew zaczęła spływać na jej ciało, dopiero wtedy podniosła na mnie łeb.
- Nie ruszaj – powiedziałem, gdy zobaczyłem, że chciała się odsunąć. Gdy czerwona ciecz zaczynała działać, wadera zacisnęła szczękę i patrzyła, jak jej ciało się regeneruje.
- Jak ty to… Czemu wcześniej tego nie zrobiłeś? - albo usłyszałem w jej głosie oburzenie, albo tak zabrzmiała chęć powstrzymania bólu.
- Bo nie dałaś mi dojść do słowa – powiedziałem równie słabo, co ona.
Kiedy w końcu obie rany się zregenerowały, a my czuliśmy się lepiej pod względem fizycznym, wylądowałem na ziemi.
- Masz coś? - zapytałem, widząc, że Spero dalej szukała. Po chwili pokiwała głową, ale rozglądała się w obie strony.
- Są dwie ścieżki. Jedna na pewno prowadzi do Ash, druga pewnie do Jamesa – stwierdziła. Spojrzałem w oba wyjścia, jakbym widział magiczne ścieżki. - Tylko nie wiem która – powiedziała, nie dziwiłem jej się, była osłabiona i nadal używała czegoś wyczerpującego.
- Rozdzielmy się – zaproponowałem. Należało odnaleźć obydwa szczeniaki. Spero spojrzała na mnie i po chwili kiwnęła głową.
- Idź w lewo, tam powinieneś znaleźć katakumby i Jamesa – skinąłem głową. Rzeczywiście lepiej się przydam basiorowi, niż magicznej samicy, która potrzebuje kogoś takiego jak Spero.
Ruszyłem w wyznaczonym kierunku, głównie lecąc, ponieważ chociaż rana wyleczona, ból po urazie został.
Długo leciałem, korytarz się ciągnął i ciągnął bez końca, ściany się nie zmieniały, ciągle widziałem brudną, zgniłą zieleń na ścianach, a w powietrzu unosił się smród stęchlizny, jakbym leciał w miejscu. Nie natrafiłem na żadne rozwidlenie, póki nie wyleciałem do jakiejś sali. Było to okrągłe pomieszczenie, z wieloma innymi wyjściami. Było tu pusto, stanąłem na ziemi i się rozejrzałem, zastanawiając się, którędy ruszyć.
Gdyby była tu Spero, odnalazła by magię, mi tylko pozostał węch. Zacząłem więc węszyć przy każdym wejściu, aż nie wyczuwałem dziwnego zapachu, który nie był ani stęchlizną, ani zgnilizną, ani starą, brudną wodą. Po chwili w tej woni wyłapałem słaby zapach wilka. Ruszyłem w tym kierunku, korytarz był całkowicie ciemny, dlatego wytworzyłem błędne ogniki, które oświetlały mi drogę. Leciałem za nimi, zapach robił się coraz bardziej intensywniejszy, aż mocno wyczułem Ashayę. Ale zaraz… Ash
Przyspieszyłem i po chwili wylądowałem w jakimś lesie. Wysokie i grube drzewa zasłaniały niebo, a mimo to było tu jasno jak w dzień. Podążałem ciągle za zapachem, aż nie zobaczyłem szarej kulki na jakiejś płaskiej skale.
Podbiegłem do wilczka, który był nieprzytomny. Szturchnąłem go i zobaczyłem, że to Ashaya. Spero pomyliła ścieżki, to ona szła w stronę Jamesa, a ja w tej chwili musiałem się zmierzyć z jakimś stworem, którego cień odbił się na drzewie.
<Spero?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz