Pokręciłam lekko głową, zerkając kątem oka na Ash, która szła obok milcząca i ze spuszczoną głową. James bez powodzenia próbował wciągnąć ją w rozmowę. Ale mała wadera była całkowicie skupiona na swoich myślach.
- Później - mruknęłam. Nie chciałam teraz o tym mówić. Nie przy Ash, nie kiedy dopiero co przywołała i, do pewnego stopnia, zapanowała nad całą hordą duchów. Nie wiem, czy w ogóle chciałam o tym mówić. Ta wiedza w niepowołanych rękach... mogła być dla Ashayi śmiertelnie niebezpieczna.
Wszystkie te wydarzenia na nowo popchęły moje myśli ku momentowi, w którym znalazłam szczeniaka w lesie. Skąd się tam wzięła? Dlaczego nie chciała mówić o swojej przeszłości, skąd pochodzi, kim są jej rodzice? I ta moc... Te niesamowite pokłady mocy, które posiadała. I to, że mimo tego, co niedawno dokonała, nadal miała siłę iść, zupełnie normalnie, jakby nic się nie stało. Nawet James ledwo trzymał się na nogach, ja i Pandora ostatkiem sił zmuszaliśmy się, by stawiać następne kroki. Ash nie było zupełnie nic.
Kilkanaście ciągnących się w nieskończoność minut później dotarliśmy w końcu do miasta. Sierociniec był w zupełnie innym kierunku, niż moje mieszkanie, a ja nie miałam już sił, by nadrabiać drogę i odprowadzać moich towarzyszy. Dlatego musieliśmy się pożegnać i odejść, każdy w swoją stronę. Żeby w końcu odpocząć po tym beznadziejnym, męczącym dniu.
- Może spotkamy się... pojutrze? - zaproponowałam, gdy już mieliśmy się rozdzielić. - Mogę wpaść do sierocińca. Nie mam zbyt wielu planów na ten dzień. A jutro pewnie będę odsypiać - uśmiechnęłam się lekko do Pandory.
- Jak dla mnie w porządku - odpowiedział z podobnym, zmęczonym uśmiechem. - To do zobaczenia!
Gdy oddaliłyśmy się z Ashayą kawałek od naszych nowych znajomych, wadera zbliżyła się do mnie tak, żebym na pewno ją usłyszała w panującym na ulicach zgiełku.
- To, co zrobiłam... nie było normalne, prawda? - zapytała. Usłyszałam w jej głosie strach, co mnie zmartwiło. - Patrzyłaś wtedy na mnie z takim wyrazem pyska...
Szturchnęłam lekko łapą moją podopieczną, starając się ją uspokoić, choć sama byłam daleka od tego stanu. Ale nie chciałam, by moje emocje odbijały się na małej.
- Byłam po prostu zaskoczona - uśmiechnęłam się pocieszająco, patrząc Ash w oczy. - Nie spodziewałam się... że będziesz tak potrafiła.
- One do mnie mówiły - mruknęła, a ja na moment zamarłam. - Prosiły, żebym im pomogła.
Cholera, niedobrze.
- Cóż, tak... się zdarza. Gdy nie potrafimy w pełni zapanować nad swoimi mocami - wytłumaczyłam, ostrożnie dobierając słowa. - Też tak mam, jeśli chodzi o przeskakiwanie w czasie, z resztą wiesz, że pod wpływem emocji robię to niekontrolowanie - tylko że moje niekontrolowane skoki, o ile nie wyląduję w środku wulkanu, jakiejś bitwy czy innego bardzo mało prawdopodobnego mniejsca, nie są dla mnie niebezpieczne. Nie w ten sposób, co utrata kontroli nad duszami, które się przywołało... - Naprawdę nie masz się czym martwić. To wszystko jest do wypracowania.
A w każdym razie taką miałam nadzieję...
<Pandora?>
Słowa: 461
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz