-Dzień dobry.- przywitałem się, posyłając Vallieanie nieśmiały uśmiech.-Wybacz to najście, ale nie odpowiadałaś na wołania.- wyjaśniłem i przystanąłem w progu pomieszczenia. Reszta zdania została niedopowiedziana, ale zawisła w powietrzu jak zły omen: "bałem się, że stało się coś niedobrego". Wadera przez parę sekund wpatrywała się we mnie bez słowa, a atmosfera w momencie nabrała ciężkości. Jednak nie zdążyłem poczuć się niezręcznie, gdyż zaraz jej zmartwienie zastąpił, a przynajmniej przykrył ciepły uśmiech.
-Nie, spokojnie. Zapraszam. Herbaty?
-Dziękuję. Dopiero co spożyłem posiłek.- przeniosłem spojrzenie na flakoniki, które jeszcze sekundy temu musiały pochłonąć jej uwagę. Podszedłem i przyjrzałem im się z bliska, a potem leżącym obok liściom i korzeniom, czekającym na swoją kolej.- Widzę, że praca wre.- rzuciłem bez szczególnych emocji, trącając nosem jedną z wystających roślin.
-Cóż, kiedyś trzeba się za nią zabrać, bo klienci czekają. A niektórzy są naprawdę niecierpliwi- parsknęła, lecz bez złości. Pokiwałem głową, bo dobrze wiedziałem co znaczą niecierpliwi klienci, a w moim przypadku raczej niecierpliwi adresaci, którzy gotowi są odgryźć pysk za choćby jednodniowe opóźnienie.
-Lubisz to robić, prawda?- nie tyle spytałem, co stwierdziłem, będąc świadomym ogromnej liczby roślin, świeżych i suchych, które znajdowały się w domu wadery.
-Nie tak trudno zauważyć.-zaśmiała się cicho, przelewając płyn ze zwykłej, przezroczystej fiolki do eleganckiego, kryształowego flakonika. W milczeniu obserwowałem jak ostatnie krople spływają za resztą, jak Vallieana odkłada fiolkę i zawiązuje tabliczkę z nazwą wywaru na szyjce flakonu.
-Ale, ale, co cię do mnie sprowadza?- spytała, odkładając towar na specjalną półkę i kierując na moją osobę całą swoją uwagę. Zastanawiałem się co odpowiedzieć, żeby nie zabrzmieć inwazyjnie, żałośnie albo jakbym miał do niej jakieś uczucia. Tyle czasu ostatnio razem spędziliśmy, że czuję się dziwnie sam? Chciałem nawiązać kontakt w innej sytuacji, niż z mieczem wiszącym nad głową? Musiałem upewnić się, że żyjesz? Mam przerwę, ale nie mogę zasnąć, bo dręczą mnie koszmary? Wpadam w paranoję i próbuję się przed nią ratować rozmową z kimś żywym? Albo może po prostu "szukam pomocy"?
Bogowie, te iluzje naprawdę popsuły mi umysł. A bezczynność doprowadzi do szaleństwa.
-Co powiesz na spacer?- to jedyne co w końcu powiedziałem i nie byłem pewien czy śmiać się z siebie czy raczej zacząć martwić.
-Z chęcią.- odparła po chwili zastanowienia, lecz nie umknęło mi jej szybkie spojrzenie na zastawiony szkłem i roślinami stół.
-Skończ, poczekam. O ile nie przeszkadza ci wzrok widza.- zmusiłem się do uniesienia kącików pyska bo, szczerze mówiąc, nie było mi dzisiaj do śmiechu. Jeżeli wadera wyczuła mój kiepski humor, nie dała tego po sobie poznać.
-Na pewno? To może jeszcze chwilę potrwać, a godzina mnie nie zbawi.- machnąłem na to łapą.
-Nie przeszkadza mi to. Możesz mi co nieco opowiedzieć o tych swoich wyrobach.- na to Vallieana uśmiechnęła się łagodnie i zaczęła tłumaczyć, co, z czego, jak i po co. Starałem się słuchać z uwagą, jednak po pewnym czasie nazwy oraz zastosowania całkowicie mi się pomieszały i dopadła mnie nagła świadomość, że zielarzem to ja już nie zostanę.
~*~
Kilkadziesiąt minut później przechadzaliśmy się wzdłuż Bumari, ciesząc się komfortowym milczeniem. Pogoda dopisywała spacerowi, bowiem słońce świeciło na nas prawie nieprzerwanie, a wiatr nie wymagał wprowadzania żadnych ograniczeń z mojej strony. Na początku próbowaliśmy rozmawiać, ale raczej z "przyzwoitości", bo ani jedno, ani drugie nie miało na to szczególnie ochoty. Daliśmy więc sobie spokój i czerpaliśmy przyjemność z niewymagającej starań bliskości, przystając co jakiś czas, by obserwować ptactwo lub ślady. Moje myśli jednak ciągle prześladował niepokój, z którego zamierzałem zwierzyć się już na samym początku spotkania, lecz wciąż odpychałem go od siebie, próbując... właściwie co? Przedłużyć stan niepewności, by nie musieć spojrzeć w twarz prawdzie? W końcu jednak zebrałem się na odwagę.
-Vallieano... Jest pewna kwestia, która nie daje mi spokoju. Dotyczy naszego niefizycznego problemu.- bańka pseudorelaksu prysła, sprowadzając myśli na celowo spychany przez nas od dłuższego czasu tor- A może tylko mojego.- wadera zmarszczyła brwi i zatrzymała się. Lekko pomarańczowe światło powoli zachodzącego słońca spłynęło po boku jej pyska.
- Od dwóch dni mam poważne problemy z zaśnięciem, nawiedzają mnie tak realne koszmary, że nie wiem czy to jawa, czy sen... czy iluzja. To uczucie wydaje się być identyczne, jak wtedy. Ale nie jestem w stanie ocenić. Tobie się coś śniło?- spytałem, siląc się na opanowany ton.
-Tak, ale nie wydaje mi się, by było wywołane przez demona.- zamyśliła się, uwidaczniając wyryte w rysach zmęczenie emocjami.
-To dobrze. Albo źle. Sam nie wiem.- bezradność znowu zaczynała dawać o sobie znać, ale trzymałem ją na wodzy.- Zażywam zioła od Adrila, nie czuję demonicznej obecności. Dlatego przyszedłem dopiero po dwóch dniach. A jednak boję się, czy zaraz coś się nie stanie. Boję się, że ten skurwiel zrobił coś z moją głową, że pewnego razu nie będę mógł się obudzić i to będzie prawdą, że utknę tam i już się nie wydostanę.- mój oddech przyspieszył.- Albo gorzej, że za każdym razem to naprawdę się dzieje, a demon zdobył nade mną kontrolę, słyszy i widzi wszystko, wszystkie myśli, wszystkie lęki!- gdzieś w głowie odezwał się głos rozsądku, że takie sny dręczą mnie tylko od dwóch dni, a ja już wariuję, poza tym Vallieana tego słucha i trzeba się ogarnąć. Wziąłem więc głęboki wdech, potem wydech i z wymuszonym spokojem kontynuowałem:- Ale, jak już mówiłem, biorę zioła od Adrila i ufam w jego umiejętności oraz wiedzę. Jednak wcześniej było w porządku, a sny zaczęły się gwałtownie. Może dlatego, że wcześniej byłem zbyt zmęczony, nie wiem. Jeśli to nie demon... Boję się, że tracę nad sobą kontrolę. Że popadam w szaleństwo. Już od dłuższego czasu czuję się zagubiony, zdekoncentrowany, prześladują mnie zawroty głowy, nudności. Może to po prostu...- zawiesiłem na chwilę głos, wyobrażając sobie rozczarowany wyraz twarzy ojca. Tak dumny ze swojej kontroli nad emocjami, która okazuje się tylko ułudą, taki słaby psychicznie! Wściekłe łzy zapiekły pod powiekami.- załamanie nerwowe. Tak czy inaczej, chciałbym cię prosić...- ponownie przerwałem, szukając odpowiednich słów i zbierając odwagę, by je wypowiedzieć- o poradę. Znasz się na ziołach jak mało kto, więc czy coś mogłoby pomóc? I... zapewne to tylko problem w mojej głowie, ale proszę, miej się na wszelki wypadek na baczności. Dla mojego spokoju duszy.
<Valli? Czy to faktycznie załamanie, czy też zwiastun nadchodzących wydarzeń, decyzja należy do ciebie ;*>
Ilość słów: 1003= 70 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz