Oda niepogodna siedziała w swojej małej ciemnicy w bibliotece. Jedynie światełko gasnącej świecy towarzyszyło jej tej nocy. Jej łapy powoli przekładały kartki, prawie że automatycznie. Patrząc z boku można byłoby uznać ją za robota, mechanicznie wykonującego swoją robotę. Jednak Oda była wilkiem. Wilkiem z krwi i kości. I pomimo rytmu w jaki wpadła przy przekładaniu tego papieru, dokładnie ujmowała wzrokiem i zrozumieniem każdą literkę zapisaną na nim. W końcu nic nie mogło uciec jej uważnemu wzrokowi. Gdyby tak się stało, mogłaby wylecieć z pracy na zbity pysk, a kto inny przyjmie tak obolałą i niechętną do fizycznej roboty kalekę z jednym skrzydłem. Ktoś by się pewnie znalazł, ale zanim to pewnie musiałaby zrobić miliard ogłoszeń z tablicy, żeby zarobić chociaż na chleb. Jednak nie musiała się tym martwić. Na razie było tu i teraz. Wypoczęta, pośród książek, mogła sobie przekładać kartki do woli i poprawić każdy swój błąd. Jej szef nie był w końcu nieskończonym snobem, jak niektórzy, nie wytykając palcami oczywiście.
Wadera w końcu odetchnęła mocniej, kiedy pod jej okiem znalazły się zapiski w języku z jakim się jeszcze nie spotkała. Nie były to runy, ich system pisemny i wszystkie abominacje znała prawie na pamięć. Nie był też to język wilków Wysp, ani ich okolic. Oda obeznana w swoim terenie pisma i czytelnictwa nigdy nie widziała tylu ślaczków, obrazków i literek z kropkami, które tworzyłyby taki zgrany ciąg tekstu. Kto wie, może po rozszyfrowaniu były by na nim ciekawe informacje, a może to tylko jakaś badziewia próba stworzenia kodu zabezpieczającego informacje. Kodu, którego nie zna nikt oprócz samego twórcy, więc nie ma komu go przekazać. W każdym razie. Musiała odsunąć niechcianego gościa na bok. Co najlepsze był to jedyny taki wybryk tej nocy.
Następnego dnia o samym poranku Oda stanęła w progach biblioteki. Wielkie drzwi otwierały się mozolnie. Obok niej niespokojnie z nogi na nogę skakał sobie jakiś basiorek. Niewiele młodszy od niej, ale znacznie bardziej nerwowy przy długonogiej waderze. Ta tylko zmierzyła go wzrokiem. Słońce niedawno wstało, a on już szukał wiedzy w wielkich zbiorach. Taką miała nadzieję Oda, ponieważ nie chciała niańczyć tego młokosa o tak wczesnej godzinie.
—Właź. — prychnęła kiedy tylko otworzyła zamek. Nie zdołała nawet wyjąć kluczy z zamka, kiedy dzieciak jak cień prześliznął się pomiędzy jej łapami, nurkując w półmroku biblioteki. Weszła za nim oczywiście.
Chwilę się kręcił z miejsca na miejsce, ale chyba nie znalazł czego potrzebował.
—Przepraszam? — zagadnął Odę. Ta westchnęła ciężko. Musiała przerwać dla niego rejestrację nowych ksiąg.
—Tak? — poprawił łapą okulary na nosie, aby móc spod nich łypać groźnie na dzieciaka.
—Nie widziała pani może… takiej kartki, z rysunkiem? — widocznie bał się spytać. Jego uśmiech był tylko fasadą dla strachu. Wadera odetchnęła i chwilę się zastanawiała, aż nie spojrzała na biurko za sobą. Telekinezą przywołała dziwne pismo, które wieczorem znalazła. Jednak z obrazków i literek nie pozostało nic. Przynajmniej nie to co sądziła. Teraz te ślaczki tworzyły dość sensowny projekt jakieś maszyny. Musiała być bardzo zmęczona, żeby popełnić taki błąd. A może to była wina gasnącej świecy, która nie dawała wystarczająco światła.
—To? —
—TO! — oddała zagubiony kawałek kartki w ręce właściciela. I tak skończyła się ta dziwna przygoda. Oda w końcu jednak wymieniła tą świecę na nową i przejrzała na nowo dokumenty z tamtej nocy. Ale nie znalazła ani błędów ani dziwnych kodów.
<Koniec>
Słowa:544
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz