Czy on chce pomóc? – pomyślałam, patrząc jak oddala się w głąb ciemnej jaskini. Stałam tak dłuższą chwilę, wsłuchując się w ciszę panującą w lochach. Wiele myśli kłębiło mi się w głowie.
Głównie o tym kim on jest
”Na pewno przestępcą działającym w szeregach jakiegoś gangu…”– pomyślałam, odsuwając się w głąb swojej celi. Analizowałam przebieg ostatnich godzin, kładąc się na zimnej posadzce.
Pomógł mi przy opatrywaniu rany Aris – przyniósł potrzebne mi materiały oraz pozwolił obejrzeć i zająć się urazem u młodej wilczycy. Pozwolił mi do niej się zbliżyć, opatrzyć tą ranę i zastosować odpowiednie (jak na dostępne środki) leczenie, nawet jak to się odbyło wszystko w jego obecności. Jednak słowo, czy też bardziej termin, “czystka” mnie niepokoił… Czyżby była to… eksterminacja więźniów…?
Poczułam, jak dreszcz strachu przebiega mi po grzbiecie.
Zaczęłam szukać jakiekolwiek luki w żelaznych kratach, które więziły mnie wewnątrz ciemnej jaskini. Na moje nieszczęście mimo miejscowych ognisk rdzy nie zauważyłam żadnej luki. Chciałam wyć z powodu kotłujących się we mnie emocji – rozpaczy, strachu, gniewu…
Nagle w głowie rozbrzmiały mi w głowie słowa mojego porywacza:
– Jeśli planujesz jej ucieczkę, wstrzymaj się do dwóch dni.
Wzięłam kilka głębszych oddechów na uspokojenie. Oczywiście, że nie pomogło.
“Nie oszukujmy się, najpewniej to pierwsze…” – Położyłam uszy do głowy, wyobrażając sobie scenę naszej egzekucji……
Potrząsnęłam głową, pozbywając się uporczywych i bardzo drastycznych myśli.
Wtedy poczułam się bardzo samotna. I przerażona. Mimowolnie zaczęłam drżeć, choć starałam się wyprzeć ze swojego umysłu ponure wizje, przez które moje ciało zaczęło tak reagować. Zaczęłam przechadzać się po swojej celi, żeby zająć czymś umysł. Pomyślałam o swoich przyjaciołach, Sylii, moim bracie… i ojcu, który nadal nie umie wybaczyć sobie po tym co się stało z mamą…
Nagle dostrzegłam cień nadziei.
“Może zauważą moje zniknięcie…?”
Ale po chwili uderzyła mnie mroczna rzeczywistość, a raczej jej wizja.
“Może i znajdą… ale najprawdopodobniej moje martwe zwłoki…”
Położyłam się na zimnej ziemi, zwijając się powoli w wystraszoną kulę futra i piór.
Zacisnęłam powieki, lecz mimo to po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
– Na co mi to było… – szepnęłam cicho w surową skałę, która nie raczyła mi odpowiedzieć.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* ゚☆ ・゚. ───
Pierwszego dnia (czy też odwiedzin Moriego) przyniósł mi prowiant – suchą, lecz nie zgniłą makrelę oraz kilka pasków starego mięsa. Nie odezwał się słowem do mnie, tylko położył przy pomocy telekinezy zardzewiałą tacą na środek mojej celi. Spojrzał na mnie z ukosa, lecz nie z wrogością a bardziej… zmartwieniem? Byłam tym faktem lekko zaskoczona. Z drugiej strony mógł on przede mną po prostu udawać, aby zyskać cokolwiek.
Kiedy Mort zamykał żelazną bramke przyszedł inny wilk, który miał ten sam pękł kluczy co Mort. Był duży, potężnie zbudowany oraz miał ciemnobordowe futro. Podszedł do celi Aris, kazał się jej odsunąć i otworzył cele. Mój porywacz odsunął się i podszedł do swojego towarzysza. Wymienili kilka zdań, po czym ten nieznajomy kazał podejść wilczycy do nich.
Aris ostrożnie podeszła do gangsterów, mocno kładąc uszy.
Gdy tylko wadera przekroczyła próg Mort chwycił ją w powietrze cieniem a ta zaczęła się wić, jakby walczyła z niewidzialną moc. Następnie wokół niej zaczęła powstawać jakaś ciemny twór otaczający ją, zamykając jej ciało w czarnej bańce.
– ZOSTAW JĄ! – krzyknęłam odruchowo. Natychmiast tego pożałowałam.
I to bardzo.
Niemal natychmiast pod kratami pojawił się olbrzymi basior, szczerząc do mnie swoje jeszcze większe zęby. Jego oczy płonęły gniewem oraz chęcią mordu.
– Zamknij się bo inaczej rozszarpię Twoje chude ciał…
– Zostaw tą idiotkę w spokoju – powiedział ze stoickim spokojem Mort, nawet nie odwracając głowy. Stał w tym samym miejscu, kiedy w końcu bańka z Aris się zamknęła, po czym zwrócił się do swojego towarzysza.
– Goth, chodź mi pomóc z tą złodziejką – poprosił.
Ten którego zwą Goth sapnął coś, po czym odszedł, wymachując swoim zaskakująco krótkim ogonem z widocznymi wyłysieniami i poparzeniami. Dodatkową jego cechą było to, że jego chód był sztywny i lekko go rzucało na boki.
Wilki wyszły przez jedyne wyjście z strefy więziennej.
Ja z kolei stałam skulona, podwiniętym ogonem pod brzuch, zaczynając się coraz bardziej obawiać o moje życie…
Pierwszy raz w życiu strach w czystej postaci spojrzał mi w oczy.
Drugiego dnia zostałam dosyć… gwałtownie, że tak to ujmę, obudzona. Spałam z najdalszym kącie celi, przerażona wydarzeniami z ostatnich godzin. Niestety, nie był Mordimer…
Goth wszedł z trzaskiem do mojej celi, rzucając kawałek metalu, na którym były jakieś resztki jedzenia, na ziemi.
– Nie powiem, chętnie… – Oblizał pysk, wbijając swoje bursztynowe oczy o zwężonych źrenicach – … bym cię schrupaaał… – Zaczął podchodzić jeszcze bliżej. Ja zaczęłam się cofać, aż ściana zablokowała mi drogę ucieczki.
Był niecały metr ode mnie, gdy nagle za nim huknął znajomy mi głos.
– Zostaw ją.
Mort przekroczył kraty, również wchodząc do mojej celi.
– Powiedziałem coś. – Zrobił kilka kroków na przód, zbliżając się do drugiego basiora.
– Argh…! Psujesz zabawę! – Warknął w stronę Mortiego, ale się do niego nie zbliżył.
– Szef chce cię widzieć na górze. Szukałem Cię dosyć długo więc jest on już na granicy cierpliwości.
Burknął coś jeszcze pod nosem, ale wyszedł, bujając się lekko na boki. Wyglądało to na zmaga się z chorobą kręgosłupa.
Mort podszedł bliżej mnie, lecz zachował pewien dystans. Obserwował, jak Goth się oddalał, aż w końcu zniknął w mroku tunelu.
Basior odczekał jeszcze kilka chwil, aż w końcu powiedział.
– Cieszę się, że mądrze wybrałaś…
<Mort? Prosze nie bij za tak długi czas nieodpisywania ._.”>
Słowa:857
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz