Brwi potężnego Sivariusa powędrowały wysoko w górę, gdy tylko dostrzegł w swoich drzwiach skuloną Zerdinkę. Jego zatoki od razu zostały podrażnione odorem krwi, wadera zresztą całą sobą przekazywała mu, że coś złego się dzieje... a jednak nie mógł się powstrzymać od krzywego, sarkastycznego uśmiechu. Skoro chodziła o własnych siłach, to nie planował żadnej poważnej akcji ratunkowej. Jego mała Eana znów coś przeskrobała, znów skąpana we własnej krwi Znał dobrze ten zapach. Pozwolił jej przejść w głąb domostwa, zaś gdy tylko minęła go bez słowa, przesunął jasne spojrzenie na obcego basiora.
Opierzony wyglądał na równie zmarnowanego co czarna samica, chociaż ewidentnie nie chciał okazywać właścicielowi przybytku aż takiej słabości. Miał skupioną minę, był wyprostowany, lecz zdradzały go zmęczone oczy. Ukłonił się lekko przed niższym wilkiem, który tym razem był w pełni poważny.
- Jastes z rodu Tukitydesów.
Stary odparł dyskretnym skinieniem głowy.
- Adril z Tandirit, zapraszam do środka.
Mieszkanie Adrila znajdowało się w Dystrykcie drugim. Trasa więc nie zajęła im długo, a jednak po obojgu było widać wykończenie. Gdy tylko wtargnęli do przesyconego zapachem ziół salonu, Vallieana natychmiast ułożyła się brzuchem na miękkim dywanie ze skóry renifera, pragnąc wygrzać się w cieple generowanym przez rozpalony kominek. Gdyby nie to źródło światła, w niedużym pomieszczeniu byłoby ciemno. Rozejrzała się na szybko po ścianach wypełnionych doniczkami, fiolkami zawierającymi lekarstwa, po adrilowskich eksperymentach. Gdyby nie była tak osłabiona, uśmiechnęłaby się szczerze do wszystkich tych przedmiotów, które mogłyby opowiedzieć o jej dzieciństwie. Zerknęła jeszcze szybko na stare wrota, które prowadziły do kolejnych pokoi, pamiętając, że jej stara sypialnia nadal tam była. Zagracona i zakurzona, ale wciąż mogła ją uznać za swoją. Tak bardzo chciałaby przyjść w innych okolicznościach… gdyby tylko nie ten zimny, ciężki oddech obcej istoty na jej karku. Przeszywający aż do kości. Powodujący ból w kręgosłupie i prowokujący do wymiotowania krwią. Zamrugała.
Zarejestrowała jak Jastes ostrożnie wchodzi do salonu i krótko się rozgląda, z nieodgadnionym wyrazem pyska. Zajął miejsce przy stoliku znajdującym się pod przeciwległą ścianą niż kominek, a za nim wszedł gospodarz. Mimo swojego wieku, Adril trzymał się w zadowalającej kondycji- chodził prosto, a jego kroki nadal były mocne. Nawet jeśli przesiąknięte zapachem ziół futro zrobiło się matowe i miejscami się przerzedziło, a od czasu do czasu jego głowa niekontrolowanie drżała na boki, nawet pomimo połamanych i wybitych zębów- dalej przeszywał zimnym spojrzeniem wszystkich i wszystko dookoła, będąc definicją nie pozwalania innym wchodzić na swoją głowę. To również przez te błękitne oczy ktoś mógłby pomyśleć, że Vallieana jest jego potomstwem. Wszak teraz, właśnie w tamtym momencie, właśnie tak wyglądali- jak ojciec z córką. Ona leżała na brzuchu, z głową posłusznie opuszczoną wzdłuż szyi, z krwią zakrzepniętą na długich kosmykach jej klatki piersiowej, a on usiadł po drugiej stronie stołu niż Jastes i czujnie mierzył ją wzrokiem. Jak mała dziewczynka wpadła w tarapaty i przypomniała sobie o opiekunie, dopiero kiedy potrzebowała pomocy. Cisza trwała.
Vallieana nie wiedziała od czego ma zacząć. Była zastraszona i obolała, zaś poczucie bycia obserwowaną ani razu nie nasiliło się u niej do tego stopnia, od czasów kiedy była szczeniakiem. Znowu uwzięło się na nią coś nie z tego świata i znowu musiała prosić Adrila- nawet to wszystko nie byłoby tak krępujące, gdyby nie fakt, że brał w tym udział jeszcze jeden wilk. Wadera ani razu nie zwątpiła w dobre zamiary Jastesa, ufała mu i wiele zawdzięczała, a jednak czuła nieopisaną niezręczność.
Stary Sivarius jednak nie miał tego samego problemu. Brutalnie przerwał milczenie pytaniem, którego zielarka się tak bała.
- Gdzie jest Vernon? Czemu na to pozwolił?
Jej oczy szeroko się otworzyły, gdy imię ducha rozniosło się w przestrzeni. Prawdą było, że spodziewała się podobnego nastawienia ze strony byłego opiekuna, jednak nie tak głośno, nie tak szybko..! Mimowolnie rzuciła okiem na opierzonego towarzysza, który jakby chłonął atmosferę, wpatrując się niby w nią samą, a niby w ogień grzejący jej grzbiet.
- Skąd wiesz, że ma coś wspólnego z naszą sprawą?- bąknęła.
- Nie wyglądacie jakbyście chcieli mnie prosić o błogosławieństwo na nowej drodze życia, poza tym, zawsze lubiłaś pchać się w każde problemy jakie spotkałaś na drodze. Chcę z nim rozmawiać- warknął znowu stary.
Zielarka zamrugała. Znowu przerzuciła wzrok na młodszego z towarzyszy
- Jastesie, napijesz się herbaty?- spytała niewinnie.
Tym razem to wspomniany Jastes zamrugał, wybity z rytmu. Wadera doskonale wiedziała, że on wiedział, że nie chciała tu przyjść na herbatkę, jednak… musiała się psychicznie przygotować do tej rozmowy.
Co prawda przygotowywała się do tego od kiedy tylko zobaczyła tego posłańca z rana pod swoim domem. Coś się zadziało u obojga, nie mogli tego przemilczeć i udawać, że nic się nie dzieje. Naprawdę próbowała się przygotować... jednak nie zdało to egzaminu. Poczuła stres.
Znowu cisza. Znowu przerwana przez gospodarza.
- To dobry pomysł, pójdę jakąś zaparzyć. Jesteście przemarznięci, dobrze wam to zrobi- ponownie bezczelnie się wtrącił, rzucając waderze niezadowolone spojrzenie i skierował kroki do przejścia. Vallieana prawie przeklęła w myślach jego cierpliwość, a raczej wyrachowanie- postawił ją przed faktem dokonanym.
Niebieskooka i złotooki zostali sami. Wymienili spojrzenia. Odwróciła głowę.
To oczywiste, ze Jastes oczekiwał wyjaśnień, na bogów, Vallieano, weź się w garść!
Prawie usłyszała głos wspomnianego wcześniej Vernona, jednak ten, jak na złość, najwyraźniej nie miał w planach uspokajania wadery. Nie mówił nic, chociaż była pewna że gdyby mógł, to by się nie zgodził. Duch Zerdina nie lubił, kiedy ktoś mieszał się w jego nie-życie.
Usłyszała chrząknięcie.
- Czy jest… coś, co powinniśmy wyjaśnić?
Niemal ugryzła się w język kiedy nadziała się spojrzeniem na wymalowane na pysku wilka oczekiwanie.
Spojrzała w ziemię i odetchnęła, czując jak część krwawej zawiesiny wciąż ciąży jej na gardle. Mimo wszystko, lekko się uśmiechnęła.
- Nawet nie jestem pewna od czego zacząć- stwierdziła wprost- Bo to nie jest coś, czego mógłbyś się spodziewać. Mówię poważnie, przestraszysz się… ale to jest istotne.
Jastes pozostał nieruchomy, przez co niebieskooka uznała że powinna kontynuować. Znów odetchnęła, znów zamrugała.
- Ząb zwisający z mojej szyi należał kiedyś do wilka, konkretniej zerdińskiego generała- zaczęła, próbując zapanować nad oddechem, by jej przekaz był zrozumiały- To było wiele pokoleń temu. Zginął tragicznie i z jakiegoś powodu jego dusza nie poszła nigdzie… dalej..? Tylko przywiązała się do tego konkretnego kła. Przeżył na tym i na tamtym świecie wiele...
Zrobiła pauzę, żeby dać Jastesowi chwilę na przeanalizowanie jej słów. Wyglądał, jakby ktoś w tamtym momencie wciskał mu największy kit na świecie... A przynajmniej takie wrażenie odniosła.
- Duch nazywa się Vernon i towarzyszy mi od kiedy byłam mała. Jest w stanie do mnie mówić, wpływać na otoczenie i je obserwować. Widzi więcej niż my, słyszy więcej niż my i czuje więcej niż my, poza tym, część jego mocy z czasów kiedy był żywy pozostała, przez co często mi pomaga w różnych sytuacjach… w naszej aktualnej również i… nadążasz?- znowu spojrzała na przyjaciela ze zmartwieniem. W duchu podziwiała jak spokojnie reagował, a przynajmniej starał się reagować, na taką ilość faktów.
- Tak, chyba…- zawahał się- Jednak… nawet nie wiem, o co w tej chwili powinienem zapytać…- przyznał jakiś taki zaniepokojony, przenosząc ciężar ciała na drugą łapę, a jego wzrok uciekł gdzieś obok, jakby się głęboko zamyślił.
Zielarka również podniosła się do siadu, czując jak presja mocno trzyma zaciśnięte szpony na jej grzbiecie. Czy poczuł się oszukany? A może uznał ją za wariatkę?
- To jest w porządku, bo ja też nie wiem- wypaliła szybko- Tylko Adril wie o Vernonie, ale on mnie wychowywał, a w dodatku od zawsze mi pomaga, bo posługuje się magią, więc sama nie do końca wiem co mam ci powiedzieć, ale… zasługujesz żeby wiedzieć, w końcu jesteśmy w to wplątani oboje- mówiła na jednym wydechu, ignorując ilość powtórzeń jakie z siebie wypluwała. Emocje zaczęły wić się w górę wzdłuż jej gardła i traciła nad nimi panowanie. Miała kwaśne wrażenie, że wychodzi na dziwaka.
Posłaniec znowu zwrócił na nią złote oczy, a ona zaciskała zęby w bezsilności, nie chcąc się znowu rozpłakać.
I wtedy wszedł Adril. Z czajnikiem, wypełnionym uspokajającymi swoim aromatem ziołami, który swobodnie lewitował przed jego nosem. Choć jego mina była sroga, Valieanna wyczuła z niej troskę, kiedy zmierzył pozostałą dwójkę od łap po uszy.
- To zapytam jeszcze raz, Eana, masz tu tego Vernona, czy nie?
Dokładnie w momencie kiedy wypowiadał ostatnie słowo i stawiał naczynie na blacie, ogień w kominku gwałtownie się powiększył, strasząc zielarkę, a następnie raptownie zmalał, kąpiąc pokój niemalże w ciemności. Płomienie powtórzyły zabawę jeszcze parę razy, chybocząc się i gibiąc niczym wystawione na wichurę, by równie nagle się uspokoić. Tylko Vallieana mogła poczuć, jak po tym całym przedstawieniu po jej plecach przechodzi ciepły, przyjemny dreszcz.
- To był on?- Adril zapytał dla pewności, jednak widząc uspokojoną minę podopiecznej, skinął głową. Dał sobie chwilę na rozlanie naparu do trzech różnych naczyń i podstawił gościom po jednym, sobie zostawiając ostatnie. Rozsiadł się wygodnie, opierając o ścianę i odchrząknął- W porządku. Mówcie, co się dzieje.
I chociaż na początku było ciężko, wraz z upływem kolejnych godzin sytuacja rzeczywiście zaczęła się rozjaśniać. Na początku to Vallieana i Jastes musieli się produkować, żeby ich zeznania były w miarę spójne i można było z nich cokolwiek wywnioskować. Najpierw Vallieana opowiedziała basiorom o dziwacznej historii, jak się okazało, pochodzącej od Vernona: zamaskowane stworzenie, które gwałtem doprowadziło do narodzin męskiego potomka i przepowiednia, że “Wilk z maską nie kończy dobrze”. Potem już oboje mówili o nawiedzonym Caiasie, o widmowych zwierzętach goniących własnego młodego właściciela, Zerdinka mówiła też o ostrzeżeniach ducha, że nie czuje aury szczeniaka. Adril dopytywał się o maskę, o wydzielinę która z niej wysiąkała i o rzekomy ból, który powodowała u ducha.
Im bliżej proteza znajdowała się szyi Vallieany, tym potężniejszy dyskomfort ciążył na mnie. Nie mam fizycznego ciała, a jednak czułem, jakby coś grzebało mi pazurami we flakach. Nie da się tego lepiej opisać.
Opowiedzieli cały przebieg misji, polegającej na przetransportowaniu Caiasa do Centrum, poczuciu bycia obserwowanym, o przelanej krwi.
Otaczał mnie. Przez cały czas. Był wszędzie. Panował nad iluzją i zmuszał waszą podświadomość do robienia rzeczy, których ta wcale nie chciała robić. Uratowała was bierna zdolnosć Vallieany do pozyskiwania informacji za pomocą krwi… chociaż pewnie on miał to pod kontrolą. Chciał was wystraszyć i zmusić do porzucenia gówniarza. Na zmianę chwytał go w łapska i puszczał. Niczym kukiełkę. Nie byłem w stanie nic zrobić.
Pociągnęli to dalej aż do znalezienia handlarzy, którzy im pomogli. Ten etap opowieści zakończyli na momencie, który odbył się w szpitalu- kiedy oboje zadecydowali, że nie chcą więcej mieszać się w tę sprawę.
- Jednak z jakiegoś powodu tu przyszliście- westchnął stary wilk, zmieniając pozycję już siódmy raz w przeciągu pół godziny. Siedzieli w ten sposób już zdecydowanie zbyt długo, jak na jego kości.
- Rzeczywiście…- Vallieana odpowiedziała westchnieniem, opierając zmęczoną głowę na stole pomiędzy dwoma basiorami- Za pierwszym razem obudziłam się w środku nocy. Zupełnie sparaliżowana. To było już jakiś czas po moim wyjściu ze szpitala. Vernon… Vernon sugeruje, że to też mogła być iluzja, jednak nie ma pewności, bo nawet nie jest pewny z jakim bytem mamy do czynienia. Mówi, że bardzo ciężko go uchwycić- wyjaśniła za ducha, który przez cały dzień używał jej jako pośrednika. Na tym etapie, cała czwórka była już przyzwyczajona do takiego sposobu komunikacji- A parę dni potem, konkretniej dzisiaj w nocy coś rozbijało się na wyższym piętrze mojego mieszkania, jednak kiedy chciałam skorzystać ze schodów, zostałam zrzucona. Całą noc spędziłam na samym dole jaskini i ustaliliśmy, że tu przyjdziemy, bo masz już doświadczenie z duchami…- rzuciła krótkie spojrzenie na całkowicie skupionego Adrila- Dopiero nad ranem odważyłam się wejść wyżej. Wszystkie książki były w nieładzie, rozrzucone po podłodze, jednak tylko książki, zupełnie jakby czegoś w nich szukał. Tak czy inaczej, mieliśmy już wychodzić, kiedy zaczęłam się nagle dusić. To było… straszne. Byłam pewna, że zginę- znów wbiła wzrok w drewniany blat, marszcząc brwi- Jednak odkaszlnęłam to, zwymiotowałam krew i w końcu się wydostałam z jaskini. Tam się okazało, że Jastes postanowił mnie odwiedzić- zakończyła, patrząc na złotookiego.
I chociaż Jastes kojarzył się waderze z oazą spokoju, tym razem był naprawdę blady i wyglądał mizernie, zupełnie tak, jakby przebrnięcie przez tę historię po raz drugi odebrało mu jeszcze więcej lat z życia niż same rzeczywiste wydarzenia. Zresztą, kto by się dziwił, Vallieana sama czuła jak coraz bardziej opuszczają ją siły. Była zmęczona tym wszystkim. Poświęcili temu niemal cały dzień, tak skupieni, że zapomnieli o głodzie. Cały dzień na przetrawianie tego całego bagna, przez które wspólnie przeszli.
<Jastesie mój drogi?>