-Co ta smarkula sobie wyobraża?- mamrotała pod nosem Karwiela, rzucając spojrzenia spode łba idącej parę kroków przed nią Xevie, która albo nie zdając sobie sprawy z ucieleśnienia irytacji robiącego jej wyrzuty, albo zwyczajnie się nią nie przejmując, pruła do przodu.- Cios poniżej pasa, zdrada!- kontynuowała swój monolog, wyraźnie rozeźlona, z satysfakcją patrząc na uciekające przed jej wzrokiem oczy przechodzących wilków, zwłaszcza skaczących jej pod łapy dzieciaków. Zły humor nie był jednak wymierzony w młodszą waderę... No dobrze, w nią trochę też, ale za większą jego część była odpowiedzialna świadomość manipulacji, jakiej teneriska ją poddała i na jaką przystanęła, czując presję ugodzonej dumy. I łatwość z jaką była w stanie wygrać dyskusję. Była więc zła na siebie, a jej lubiąca narzekanie natura znalazła odpowiedni moment za danie upust emocjom w bardzo wygodny dla siebie sposób. Lerdis pozwoliła więc sobie na chwilę rodem z epizodu pod tytułem "zabranie dziecku cukierka", a znająca jej humorki Xeva pozostawiła ją samą sobie, uśmiechając się z rozbawieniem.
Wkrótce potem Karwiela się z nią zrównała i z naburmuszoną miną, ale spokojem w głowie ruszyły w kierunku głównego szlaku, prowadzącego na zachód. Po drodze wstąpiły jednak do domu starszej wadery pod wpływem jej usilnego nakłaniania, że skoro "i tak już idziemy tą drogą, to możemy wstąpić, a ja dzięki temu nie umrę przez ciebie z zimna". Zabrała swoje flakoniki z napojami na utrzymywanie ciepła, trochę bandaży i magiczne podpałki, po czym wrzuciła do niewielkiej torby, którą zarzuciła na pierś. Kiedy wyszła Xeva posłała jej widok wyszczerzonych w niby niewinnym, a tak naprawdę nieco kpiącym uśmiechu, na co Karwiela bezceremonialne warknęła, ale bez gwałtowniejszych emocji. Niedługo potem znalazły się z powrotem na szlaku, umilając sobie czas rozmową.
-Spotkałaś kiedyś tego Deharo?- spytała towarzyszkę, czując jak podniecenie rośnie z każdym kolejnym krokiem skierowanym w stronę tajemnicy. Tak dawno nie miała możliwości polować na cokolwiek groźniejszego niż dzik!
-Nigdy spotkać go okazji nie miałam. Słyszeć też nie słyszałam. Ciekawe jaki on jest!- teneriska przechyliła głowę w zamyśleniu.
-Żeby z nami wytrzymać, musiałby być święty!- roześmiała się lerdis, przypominając sobie wszystkie wilki, z którymi jak dotąd pracowały. Nie skłamałaby, gdyby powiedziała, że większość chociaż raz miała ochotę coś im zrobić, a prawie wszyscy pragnęli jak najszybszego zakończenia misji, by odzyskać upragniony spokój i już więcej nie pracować z dwoma wariatkami, które pakują się w najgorsze kłopoty.
Xeva na te słowa posmutniała i skuliła uszy, wbijając wzrok w ziemię. Karwiela od razu zauważyła nagłą zmianę nastroju towarzyszki i westchnęła, czując lekkie poczucie winy.
-Nie smuć się skarbie. To tylko świadczy o tym jak bardzo niesamowite jesteśmy! Tylko najlepsi potrafią to docenić. Możemy się uznawać za... no za... wskaźniki największej cnoty? I mamy przewagę, bo się dobrze dogadujemy!- wadera usilnie próbowała podnieść teneriskę na duchu, modląc się, by zadziałało. Werbalna troska o uczucia innych nie była jej najlepszą stroną. Na szczęście chyba tym razem jej się udało.
-Naprawdę sądzisz tak?- spytała Xeva, przystając i zatapiając w oczach starszej swój łagodny wzrok.
-No ba. Wy-ją-tko-we. A teraz w drogę, bo czeka na nas morderstwo, cień bestii i nawiedzona wioska. Nie wiem jak ty, ale ja się nie mogę doczekać!
<Xevoooooo?>
Słowa: 517 = 31 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz