Spojrzałam na miejsce, które wskazywała wadera swoją czekoladową łapą. Pięknie napisane litery, zawiłe oraz delikatnie pochylone, skrzywały przede mną tajemnicę swojej zawartości, jednak niewielki, acz pięknie narysowany krzyżyk gdzieś pomiędzy niedbałymi kreskami mówił sam za siebie.
Skarb! W zasięgu łapy… – rozmarzyłam się. Oczyma wyobraźni widziałam skrzynie pełne złota, kufry wypełnione drogocennymi klejnotami oraz stosy ksiąg ukryte pod ziemią w tajemniczej komnacie…
– Jak daleko jest to miejsce? – zapytałam, układając w głowie plan. Jaki będzie potrzebny ekwipunek, zapasy, co zbędne a co niezbędne... Ile funduszy ze sobą zabrać na wypadek, gdy trzeba będzie coś kupić lub kogoś wynająć… Intensywnie myślałam, analizując każdy możliwy scenariusz. Na pewno będę potrzebowała pomocy Odkrywczyni, to więcej niż pewne.
– Wyspy Kręgu to są – odpowiedziała. – Salara… Droga daleka…
Kiwnęłam głową. Będziemy musiały znaleźć jakąś łódź i ewentualnego przewodnika… Nie znałam zbytnio wyspy Salary, ale miałam nadzieję, że nie jest ona zbyt trudna do przemierzenia ani zbyt niedostępna, że tak to ujmę.
Oderwałam wzrok od starej mapy, spoglądając przez zakurzone okna na zewnątrz. Nie pamiętam kiedy przyszłam do Xevy, ale chyba minęło już sporo czasu. Musiałam wziąć urlop w szpitalu i poszukać jakiegoś zastępstwa za siebie. Sylii nie ma, ponieważ wyjechała w pewnej sprawie na Południe. Musiałam znaleźć jakiegoś innego medyka czy chociażby ucznia. Westchnęłam. Zaczęłam wstawać z pufki.
– Ja już będę się zbierać… Bardzo dziękuję za goś…
– Nie! Ty pani zostań! – zawołała Xeva, która gwałtownie wstała. Jest bardzo… wyjątkowa i inna, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. – pomyślałam.
– Ja pyszną herbatę zrobiłam! – dodała, spoglądając na moją nietkniętą miseczkę. Nie wyglądała najlepiej – miała urwany kawałek ucha oraz widoczne pęknięcia tu i ówdzie. Niemniej jednak naczynia to miały coś, co mnie urzekło. Do tej pory nie wiem co to było… Xeva podniosła metalowe kółko mojej miseczki, odsłaniając zaparzony napój.
A ja, jak niewychowana suka, chciałam wyjść…
Zajrzałam z ciekawości do zawartości filiżanki. Lekko przeźroczysty, zielonkawy płyn wypełniał jej brzegi. Z lustra herbaty wydobywały się języczki ciepła niosące kuszący aromat napoju. Spojrzałam na gospodynię, która akurat pociągnęła łyk herbaty. W jej oczach tańczyły wesołe iskierki, które dodawały uroku tej wilczycy.
Uśmiechnęłam się i wypiłam łyk.
Herbata była nawet smaczna, acz miała specyficzny posmak, który dodawał specyficznego uroku przyjemność z picia jej. Niemniej jednak była na tyle dobra, że można było ją wypić, przynajmniej z grzeczności. Strzałem w dzieskątkę tego bym nie nazwała, ale gustach i guścikach nie będę dyskutować… – pomyślałam i wypiłam jeszcze łyk.
Z każdym kolejnym stałam się bardziej… rozluźniona. Zaczęłam gadać z Xevą na różne tematy, te normalne, wręcz codzienne, aż po mocno dyskusyjne. W pewnym momencie, kiedy rozmawiałyśmy o jakimś tam rzeczach, nagle zaczęłam chichotać, ale nie byłam w stanie nad tym zapanować. Po prostu wszystko zaczęło mnie bawić… Xeva na szczęście nie obraziła się za mój histeryczny śmiech, który narastał. Ba, udzielił jej się mój dobry humor.
Potem było jeszcze dziwniej. Rzeczy zaczęły przybierać inne, nierealne kształty. Zaczęłam czuć nieznane, prawie egzotyczne zapachy. W pewnym momencie wstałam, po czym podchodziłam i wąchałam rośliny, niezależnie czy te miały kwiaty czy nie i pytałam gospodyni czym są oraz jakie mają właściwości. Na szczęście obyło się bez omamów dźwiękowych.
Nie wiem kiedy urwał mi się film…
Obudziłam się chyba kilka godzin później, jak nie więcej, leżąc na jakimś rozpadającym się łóżku. Byłam przykryta starym kocykiem z owczej wełny, który zdążył nieco… wyblaknąć. Dookoła było nieco zimno, tak więc podciągnęłam delikatnie koc wyżej i nastroszyłam pióra w skrzydłach, przytulając je bliżej ciała.
W pewnym momencie usłyszałam skrzypienie zniszczonego drewna. Rozejrzałam się i zobaczyłam idącą w moją stronę Xevę.
– O, ty pani się już obudziła! – zawołała szczęśliwa.
– Co się stało…? – zapytałam mocno zmieszana. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek, ale widziałam jedynie urywki… Byłam nieco zawstydzona i zażenowana swoim zachowaniem. Próbowałam zrozumieć swój stan. Zaczęłam nawet szukać chorób psychicznych!
– Moje zioła chyba zadziałały mocno zbyt… Przypomniałam sobie herbatę, która podała. Specyficzna, jednak smaczna, lecz z każdym łykiem…
– Co to były za zioła? – zapytałam, jedynie z ciekawości. Szczerze mówiąc nie miałam ochoty więcej ich próbować, ponieważ miały sporo skutków ubocznych, takich jak ogromny kac.
Teneryjka wyjaśniła mi co było w zaparzonej przez nią herbacie. Kiwnęłam głową i po chwili tego pożałowałam, ponieważ miałam wrażenie, że moja głowa jest ogromną grzechotką. Nie polecam…
Przynajmniej wiem czego już unikać… – pomyślałam luźno, co wywołało u mnie krótki śmiech.
– Przepraszam za… kłopot… – bąknęłam. Miałam nadzieję, że w żaden sposób nie uraziłam wilczycy swoim zachowaniem i nadal będzie chętna na wyprawę po skarb.
Skarb! W zasięgu łapy… – rozmarzyłam się. Oczyma wyobraźni widziałam skrzynie pełne złota, kufry wypełnione drogocennymi klejnotami oraz stosy ksiąg ukryte pod ziemią w tajemniczej komnacie…
– Jak daleko jest to miejsce? – zapytałam, układając w głowie plan. Jaki będzie potrzebny ekwipunek, zapasy, co zbędne a co niezbędne... Ile funduszy ze sobą zabrać na wypadek, gdy trzeba będzie coś kupić lub kogoś wynająć… Intensywnie myślałam, analizując każdy możliwy scenariusz. Na pewno będę potrzebowała pomocy Odkrywczyni, to więcej niż pewne.
– Wyspy Kręgu to są – odpowiedziała. – Salara… Droga daleka…
Kiwnęłam głową. Będziemy musiały znaleźć jakąś łódź i ewentualnego przewodnika… Nie znałam zbytnio wyspy Salary, ale miałam nadzieję, że nie jest ona zbyt trudna do przemierzenia ani zbyt niedostępna, że tak to ujmę.
Oderwałam wzrok od starej mapy, spoglądając przez zakurzone okna na zewnątrz. Nie pamiętam kiedy przyszłam do Xevy, ale chyba minęło już sporo czasu. Musiałam wziąć urlop w szpitalu i poszukać jakiegoś zastępstwa za siebie. Sylii nie ma, ponieważ wyjechała w pewnej sprawie na Południe. Musiałam znaleźć jakiegoś innego medyka czy chociażby ucznia. Westchnęłam. Zaczęłam wstawać z pufki.
– Ja już będę się zbierać… Bardzo dziękuję za goś…
– Nie! Ty pani zostań! – zawołała Xeva, która gwałtownie wstała. Jest bardzo… wyjątkowa i inna, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. – pomyślałam.
– Ja pyszną herbatę zrobiłam! – dodała, spoglądając na moją nietkniętą miseczkę. Nie wyglądała najlepiej – miała urwany kawałek ucha oraz widoczne pęknięcia tu i ówdzie. Niemniej jednak naczynia to miały coś, co mnie urzekło. Do tej pory nie wiem co to było… Xeva podniosła metalowe kółko mojej miseczki, odsłaniając zaparzony napój.
A ja, jak niewychowana suka, chciałam wyjść…
Zajrzałam z ciekawości do zawartości filiżanki. Lekko przeźroczysty, zielonkawy płyn wypełniał jej brzegi. Z lustra herbaty wydobywały się języczki ciepła niosące kuszący aromat napoju. Spojrzałam na gospodynię, która akurat pociągnęła łyk herbaty. W jej oczach tańczyły wesołe iskierki, które dodawały uroku tej wilczycy.
Uśmiechnęłam się i wypiłam łyk.
Herbata była nawet smaczna, acz miała specyficzny posmak, który dodawał specyficznego uroku przyjemność z picia jej. Niemniej jednak była na tyle dobra, że można było ją wypić, przynajmniej z grzeczności. Strzałem w dzieskątkę tego bym nie nazwała, ale gustach i guścikach nie będę dyskutować… – pomyślałam i wypiłam jeszcze łyk.
Z każdym kolejnym stałam się bardziej… rozluźniona. Zaczęłam gadać z Xevą na różne tematy, te normalne, wręcz codzienne, aż po mocno dyskusyjne. W pewnym momencie, kiedy rozmawiałyśmy o jakimś tam rzeczach, nagle zaczęłam chichotać, ale nie byłam w stanie nad tym zapanować. Po prostu wszystko zaczęło mnie bawić… Xeva na szczęście nie obraziła się za mój histeryczny śmiech, który narastał. Ba, udzielił jej się mój dobry humor.
Potem było jeszcze dziwniej. Rzeczy zaczęły przybierać inne, nierealne kształty. Zaczęłam czuć nieznane, prawie egzotyczne zapachy. W pewnym momencie wstałam, po czym podchodziłam i wąchałam rośliny, niezależnie czy te miały kwiaty czy nie i pytałam gospodyni czym są oraz jakie mają właściwości. Na szczęście obyło się bez omamów dźwiękowych.
Nie wiem kiedy urwał mi się film…
Obudziłam się chyba kilka godzin później, jak nie więcej, leżąc na jakimś rozpadającym się łóżku. Byłam przykryta starym kocykiem z owczej wełny, który zdążył nieco… wyblaknąć. Dookoła było nieco zimno, tak więc podciągnęłam delikatnie koc wyżej i nastroszyłam pióra w skrzydłach, przytulając je bliżej ciała.
W pewnym momencie usłyszałam skrzypienie zniszczonego drewna. Rozejrzałam się i zobaczyłam idącą w moją stronę Xevę.
– O, ty pani się już obudziła! – zawołała szczęśliwa.
– Co się stało…? – zapytałam mocno zmieszana. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek, ale widziałam jedynie urywki… Byłam nieco zawstydzona i zażenowana swoim zachowaniem. Próbowałam zrozumieć swój stan. Zaczęłam nawet szukać chorób psychicznych!
– Moje zioła chyba zadziałały mocno zbyt… Przypomniałam sobie herbatę, która podała. Specyficzna, jednak smaczna, lecz z każdym łykiem…
– Co to były za zioła? – zapytałam, jedynie z ciekawości. Szczerze mówiąc nie miałam ochoty więcej ich próbować, ponieważ miały sporo skutków ubocznych, takich jak ogromny kac.
Teneryjka wyjaśniła mi co było w zaparzonej przez nią herbacie. Kiwnęłam głową i po chwili tego pożałowałam, ponieważ miałam wrażenie, że moja głowa jest ogromną grzechotką. Nie polecam…
Przynajmniej wiem czego już unikać… – pomyślałam luźno, co wywołało u mnie krótki śmiech.
– Przepraszam za… kłopot… – bąknęłam. Miałam nadzieję, że w żaden sposób nie uraziłam wilczycy swoim zachowaniem i nadal będzie chętna na wyprawę po skarb.
<Xeva?>
Słowa: 722= 42 Łuski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz