[Opowiadanie nie jest kanonicznym wydarzeniem w historii wilka]
W tym roku bardzo hucznie obchodzono Halloween. Szczeniaki, ale też i dorośli, byli poprzebierani w różnie stroje. Widziałem duchy, wampiry, zombie i inne dziwne stwory, przechadzające się po ulicach Królestwa. Dzisiejszy wieczór, miałem zamiar spędzić w ,,W objęciach beczułki". Zamknąłem dom i powoli ruszyłem do karczmy. Mijane wilki pozdrawiały mnie. Kulturalnie im odpowiadałem. Nagle zderzyła się ze mną mała Wadera w stroju wróżki.
- Szybko! Niech pan mnie ukryje!
Szepnęła cicho i schowała się za mną. Dosłownie chwilę potem, przybiegła tu chorda szczeniaków.
- Widział pan może czarną wilczyce w stroju wróżki?
Zapytał jeden z nich. Pokręciłem głową.
- Niestety, ale widziałem, jak biegła w tamtą stronę
Wskazałem łapą w stronę z której przyszedłem.
- Dziękujemy!
Krzyknęły chórem i nie oglądając się pobiegły w wskazanym przeze mnie kierunku. Gdy waderka upewniła się, że już ich nie ma stanęła przede mną.
- Dziękuję Panu! Wie Pan, bawimy się w chowanego i zostałam ostatnia!
Powiedziała i ruszyła truchtem w kierunku przeciwnym do tego, gdzie ruszyły inne młokosy.
- Nie ma sprawy!
Krzyknąłem jeszcze na odchodne i kontynuowałem realizowanie swojego planu. Po chwili doszedłem do wymienionego wcześniej budynku i wszedłem do niego. Było tu całkiem głośno. Usiadłem na wolnym stołku przy ladzie. Wilki wokół mnie śmiały się i rozmawiały. Jord w jednej chwili stanął przede mną.
- Hej Hauro! Co podać?
Zapytał przyjaźnie.
- Grzane wino proszę.
Odparłem równie przyjaźnie i położyłem monety na ladę. Po chwili stało przede mną moje zamówienie. Gdy miałem już upić łyk z kubka, gdy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Pierwszą zmianę zauważyłem u wilka obok mnie, zaraz po nim większość upitych wilków. Najpierw był paraliż. Wszyscy zastygli i spadli na ziemię z głośnym hukiem. Wszyscy zamilkli i patrzyli na leżących. Nagle zaczęli się zmieniać. Z ich boków zaczęły wyrastać dodatkowe dwie pary kończyn. Szyja i ogon zanikały, a tułów stawał się bardziej okrągły. Pojawiła im się para dodatkowych oczu. Pysk zmienił się w wielkie szczękoczułki. Sierść stała się rzadsza i czarna. W jednej chwili wszyscy nie przemienieni zaczęli wrzeszczeć i pchać się do drzwi. Niektóre pająki biegały równie przerażone co inni klienci, jednak niektóre próbowały atakować innych. Chyba jako jedyny zachowałem spokój. Gdy wielki, czarny i włochaty stwór zapędził mnie w kozi róg, wykorzystałem moje moce. Gdy już miał się na mnie rzucić, szybko użyłem Niitmine.
- Odejdź.
Syknąłem władczo w języku pająków. Kreatura się zatrzymała.
- Odejdź.
Powtórzyłem tym samym tonem. Pająk się zawahał a po chwili pobiegł za pozostałymi klientami. W jednej chwili karczma opustoszała. Zostałem tylko ja i Jord, który schował się za ladą. Odetchnąłem. Już miałem się odezwać, gdy do budynku wszedł zakapturzony wilk. Rozejrzał się po zdemolowanym wnętrzu. Jord wychylił łeb. Nowo przybyły w ogóle nie był zdziwiony tym, co tutaj zaszło. Właściciel karczmy przełknął ślinę.
- Wyglądasz jakbyś wiedział co tutaj zaszło.
Powiedział powoli. Kapturek, bo tak go nazywałem w myślach, pokiwał głową.
- Wiem
Powiedział dudniącym, basowym głosem.
- Ktoś dosypał coś do Alkoholu
Dodał po chwili. Odetchnąłem. Całe szczęście, że tak wolno przybliżałem kufel wina do pyska. Jord pokiwał głową.
- Więc co teraz zrobimy?
Zapytał. Kapturek już miał odpowiedzieć, gdy kaszlnąłem zwracając uwagę dwóch basiorów na siebie.
- Drodzy panowie, mam pewien plan.
Powiedziałem, Kapturek kiwnął głową, jakby udzielał mi pozwolenia na odezwanie się.
- A więc, najpierw przydałoby się złapać wszystkie pająki, z tego co pamiętam, było ich 7. Następnie zdobędziemy antidotum i bum, zmienimy ich z powrotem w wilki.
Przedstawiłem swój plan.
- Tylko drogi towarzyszu, jak zamierzasz je złapać?
Prychnąłem. Normalnie strzeliłbym jakimś żartem, jednak sprawa była poważna.
- Wywęszymy je, i następnie złapiemy w siatki
Powiedziałem to takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Jest to jakiś plan. Tylko skąd weźmiesz antidotum.
- To Ty tu przyszedłeś, mówiąc, że to jakaś substancja dosypana do alkoholu, i nie wiesz co może być antidotum?
- Zapytałem a Kapturek trochę się zmieszał.
- A no masz trochę racji, przyjacielu, masz.
Powiedział i ruszył do wyjścia.
- Chodź przyjacielu, a Ty.
Zwrócił się do Jorda.
- Lepiej tu posprzątaj.
Właściciel karczmy oburzył się.
- Nie będziesz mi młodziku rozkazy-!
Lecz nie dokończył, Kapturek ignorując go, wyszedł. Westchnąłem i wyszedłem za nim.
- No to realizuj swój genialny plan!
Powiedział a ja ruszyłem na główny rynek. Nikogo nie było. Wszystko przez te pająki. Podbiegłem do zamkniętego sklepu ze wszystkim. Dosłownie ze wszystkim. Stanąłem przed oknem i wziąłem spory kamień, który leżał na poboczu.
- Em… Co chcesz zrobić?
Zapytał Kapturek, jednak go zignorowałem. Uniosłem go i zbiłem szybę. Szkło leżało wszędzie, jednak tylko odgarnąłem je łapą. Rogami jeszcze trochę poszerzyłem dziurę w szkle, całe szczęście, że dzisiaj wyjątkowo nie założyłem biżuterii..
- Zapraszam Kapturku.
- Mam imię.
- To może je podasz, co?
Wilk chwilę milczał, jednak po chwili westchnął i spojrzał na mnie.
- Charles, pasuje?
- Jestem Hauro, miło poznać
Uśmiechnąłem się i wkroczyłem za wilkiem do sklepu.
- Po co tutaj właściwie jesteśmy?
Spytał niepewnie.
- Po siatki na ryby.
Powiedziałem bez ogródek i podszedłem do wiszących na wstawię siatek.
- Oddamy je później.
Stwierdziłem, zabierając trzy siatki. Następnie podszedłem do miejsca, gdzie leżała ich całą kupa i wziąłem ich jeszcze cztery.
- No i super, idziemy.
Wyszedłem przez rozbite okno i stanąłem na środku rynku.
- Teraz: Ja węszę i łapię a Ty masz zdobyć antidotum.
Powiedziałem i nie dając mu dojść do słowa, poszedłem za zapachem pająka. Szedłem tak kilka minut. Było mi trochę dziwnie, bez brzęczenia dzwonków, ale cóż. Już nic nie poradzę. Gdy w końcu zapach stał się mocniejszy, ujrzałem wielkiego pająka grzebiącego w śmieciach. Powoli i bezszelestnie uniosłem jedną z siatek nad pająka a resztę położyłem na ziemi. Gdy poczułem, że to ta chwila, opuściłem sieć. Pająk zaczął się miotać i wydawać z siebie dziwne dźwięki. Sam nie wiem jakim cudem, ale zaciągnąłem to wielkie bydlę z powrotem na rynek. Upadłem zmęczony. Jeszcze tylko siedem. Tylko.
~*~
Gdy w końcu udało mi się ściągnąć wszystkie miotające się pająki na rynek, byłem wyczerpany. Miałem ochotę położyć się w miejscu, w którym stałem i spać tysiąc lat. Jednak na razie nie mogłem pozwolić sobie na odpoczynek. Chwilę później przyszedł Kapturek ze sporą buteleczką w pysku. Zawartość była mętna i miała dość odrażający kolor.
- Coś długo Ci to zajęło
Stwierdziłem.
- To sam se szukaj antidotum, jak taki mądry jesteś. Wszyscy albo śpią, albo boją się wyjść.
Powiedział poddenerwowany. Następnie podaliśmy dziwny, zielonkawy płyn wszystkim wilko - pająkom. Tak jak poprzednio, najpierw wystąpił paraliż. Potem pająki zaczęły zmieniać się w spowrotem w wilki. Odetchnąłem głęboko. Udało się! Gdy już wszyscy byli z powrotem przemienieni, podszedłem do Kapturka.
- Dzięki wielkie za pomoc, Kapturku
Mrugnąłem do niego przyjaźnie.
- Nie ma za co, Wandalu
Powiedział i wstał.
- Ja już muszę lecieć, spokojnej nocy Ci życzę.
Słowo ,,spokojnej" pasowało tu idealnie.
- Dzięki i nawzajem.
Powiedziałem i ruszyłem do domu. Gdy byłem już w moim jakże przytulnym domku, wysunąłem się pod kołdrę. Jutro nie wstaje razem ze słońcem, co to, to nie.
Nagroda: 150 KŁ + 10 punktów do intelektu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz