środa, 2 listopada 2022

Od Ody

„Wstajemy”. Jej głowa wydostała się spod wielu koców, leżących na jej plecach. Jej pysk powoli rozwarł się, ukazując rząd błyszczących i ostrych kłów. Biała sierść, przyozdobiona paroma tylko łatkami była całkowicie zmierzwiona po jakże przyjemnej nocy. Była sama. Jak ostatnimi czasy zawsze. Ale Oda w końcu przywykła do nieustannej ciszy. Jej łapy stanęły na twardym drewnie pokrywającym podłogę ciasnego mieszkania. A jak ciasnego? Otóż. Wadera, gdyby rozłożyła swoje jedno skrzydło stojąc pod jedną ze ścian, przycisnęła by jego czubek do ściany naprzeciw. Jednak nie było się temu co dziwić. Mieszkała zaraz obok rynku. Wejście do budynku było schowane w jednym z wielu odnóży odchodzących od głównego placu. Zawsze ciemne, często niebezpieczne i schowane budynki. Zabrane z widoku. Zaletą było, że Oda miała stosunkowo niedaleko do pracy. Los pozwolił jej, mieć chociaż jedną ładną rzecz w życiu, ponieważ wnętrze było zupełnie inne od zewnętrza. Dobre, porządne łóżku, zawsze zakryte kocami i poduszkami. Pomieszczenie miało też parę zadbanych mebelków. Z porządkiem było zupełnie inaczej. Oda nie była w stanie utrzymać porządku w swoim małym gniazdku. Do tej pory nie przywykła do posiadania stałego miejsca zamieszkania. Jej rzeczy i ewentualne, ciepłe szale i chusty leżały w torbie, stojąc przy drzwiach. Kocyki zawsze miała na zapasie, umieszczone zaraz obok. Prawie całe swoje życie przemieszczała się od jaskini do jaskini, od polany do lasu i jeszcze dalej. Dlatego kurz pokrywał większość płaszczyzn mieszkania. Oda zwyczajnie była gotowa ruszyć w drogę, jak jeszcze niedawno robiła. 

Poranki bywały dla niej brutalne, chociaż i tak pewnie było lepiej niż u jej sąsiadów Przemiła rodzinka, aczkolwiek mieszkająca w piątkę w tak małym pomieszczeniu. Trójka dzieci i rodzice. Cóż. Los czasem bywa brutalny. Jej łapa sięgnęła po okulary, które zaraz założyła na nos. Odkąd przybyła do centrum komfort jej życia poprawił się znacznie. Otrzymała te szkliste cudeńka i nagle świat przestał być tylko rozmytym obrazem. Nabrał kształtów, konturów. I nawet jeśli te małe cacka na cienkich oprawkach, parowały i zamarzały nieustannie, Oda gotowa była siedzieć i chuchać na nie byleby widzieć. W końcu zawdzięcza im swoją pasję, normalne życie i pracę. Tak więc poprawiając je na nosie wyszła z mieszkanka. To zamknięte zostało porzucone na kolejne godziny, a kto wie, może znowu na całe dnie. Biały mieszaniec nie należał do tego rodzaju pracoholików, którzy robią to aby robić. Nie, nie. Nauka była jej pasją. Cudem dostała pracę wśród największych zbiorów ksiąg tego królestwa, wiec mogła z niego korzystać. Nie należało to do najprostszych zadań, nie w ciągu dnia. Nocą niewiele osób zjawiało się w progach zakurzonego dziedzictwa Królestwa. Wtedy mogła czytać. Światła świec leniwie otaczające zatęchłe karty kolejnych książek, pożeranych przez zasłonięte za szkłem oczy, było największą przyjemnością w jej życiu, odkąd porzuciła rodzinne grono. Czytanie i wiedza dawały jej słodkie poczucie komfortu. 

Jej długie łapy szybko i zgrabnie przemierzały jeszcze śpiące zaułki. Centrum bywało czasami zaspane, zwłaszcza kiedy słonce ledwo wychylało swoje oblicze ponad horyzont. Delikatny wiatr przebierał między jej bielusią sierścią, łaskocząc delikatnie. Im bliżej głównej drogi się zbliżała tym żywiej się robiło. Wilki wystawiały swoje codzienne stanowiska. Chleb, bułki, może nawet mięso i masło sprzedawali od samego ranka po zachody słońca. Jej łapy przemknęły pomiędzy futrami obcych jej stworzeń. Jedno ocierało się w tłoku o drugie, jednak główna ulica była najbardziej wydajną ścieżką. Przynajmniej dla jej kościstych nóg.

W parę, może paręnaście, minut była na miejscu. Jej słodka, słodka praca. Zapach starych ksiąg i kurzu otoczył jej zmysły kiedy wkroczyła przez drzwi do ciepłego wnętrza biblioteki. Skrzypiąca podłoga z otwartymi ramionami przywitała jej ciężar wesoło przygrywając tylko sobie znane nuty. Cisza oczarowała jej zaspany umysł, a powieki automatycznie zrobiły się zaskakująco ociężałe. Jednak praca należała do najprzyjemniejszych jakie mogła dostać. „Wygrała życie” jak to śmiali się jej sąsiedzi. Z grzeczności nie śmiała zaprzeczyć. Chociaż było w tym ziarenko prawdy, gdyż kim mogłaby zostać, gdyby nie otrzymała ciepłego miejsca tutaj, w kącie przy małym biureczku, pośród kartek i karteluszek. Pod okiem regałów pnących się na metry ku niebu, zakańczając pod malowanym sufitem. Wielkie okna i ogromne kopuły wpuszczały tu mnóstwo światła dziennego działając niczym reflektory dla małego teatru kurzyków tańczących w powietrzu. Niesamowity bal wrzał wokół, a z każdym krokiem i uważniejszym wzrokiem malował się szybciej i piękniej. Oda odetchnęła, gdyż ten widok codziennie wprowadzał uśmiech na jej pyszczek. Minęła paru pracowników albo uczonych, nie przyglądając im się za bardzo. 

A właściwie jak udało jej się zagrzać miejsce w tak cudownej rzeczywistości? Otóż cudem zjawiła się w dobrym miejscu i dobrej porze. Młoda, może trochę głupia, gdyż zaufała obcemu bez większej refleksji, podążyła za nim. I została zastępstwem starej jak „świat” bibliotekarki, która może dość miała już kurzu i książek. Taki oto sposób. Na szczęściarza. Cuda się zdarzają, prawda? Niekoniecznie, ale to kwestia wiary, a w tą Oda nie raczyła zagłębiać łap za głęboko. Jej krok żwawo podążył do stanowiska pracy, gdzie rozgościła się. Ogon zarzuciła przez łapy, owijając się nim jak prywatnym kocem. Zaczęła się jej zmiana, jakkolwiek by to nazwać. 

Cisza.  

Przewróciła następną kartkę, zanurzona po koniuszki uszu w lekturze. Mimo to poczuła jak przed biurkiem staje osoba. Powoli, łapą, zamknęła książkę. Zachowywała przy tym ogromną ostrożność, gdyż ta była wyjątkowo stara i zdawała się być krucha, na tyle aby rozsypać się od gwałtowniejszego ruchu. Dlatego też odłożyła ją ręcznie. Nie ufała swoim umiejętnościom telekinetycznym na tyle aby przewracać nimi kartki w tak cennym egzemplarzu. 

— W czym mogę ci pomóc? — spytała zdejmując okulary z nosa i przecierając je ściereczką. Niewyraźny obraz warknął cicho coś niezrozumiałego. 

—Głośniej jeśli można. To biblioteka, ale szeptem się nie porozumiemy. — ustawiła oprawki stabilnie na ich miejscu i zmierzyła wzrokiem przybysza. Ten ze skrzywieniem na psyku odwzajemnił spojrzenie. 

—Szukam tej pozycji — mała karteczka została położona na blacie biurka. Oda przeczytała ją i zadarła głowę do góry z zastanowieniu. Pracowała tu już na tyle długo aby wiedzieć co gdzie jest. Mniej więcej. 

— Powinna być w dziale z historią. — 

—Ale jej tam nie ma. — wilk przewrócił oczyma. Oda za to odetchnęła ciężko. Wyplątała się z ogona i ruszyła. Poszukiwania czas zacząć, czyż nie. Powoli, piętro po piętrze szła obok regałów rzucając na nie tylko okiem. Całe to zbiorowisko miało swój własny wyjątkowy układ i należało go szanować. Odkładać księgi na ich miejsce. Biała wadera przecierała ogonem drogę za sobą. Wilk, który był tak przekonany, że nie znajdą nic w miejscu do którego zmierzają, narzekał coś za jej plecami. Nie bardzo zwracała na to uwagę zatopiona we własnych myślach. W końcu stanęła przebierając łapkami pomiędzy książkami.

 —Nie ma tu.. Więc… — 

— A nie mów… — jednak nie zdążył skończyć. Podmuch delikatnego wiatru wepchnął chmurkę kurzu do jego dróg oddechowych wymuszając kaszel. Oda z tym swoim jednym, nieszczęsnym skrzydłem rozłożonym na całą szerokość przeskoczyła na drugą stronę pięterka, które w tym miejscu zawijało się w literę U. A po co nadrabiać drogi jak można wykorzystać swoje umiejętności, czyż nie? 

—Mam, proszę bardzo. — wyjęła pożądany tytuł spomiędzy reszty ksiąg. Ruszyła w kierunku zejścia. 
Książka została przekazana w ręce towarzysza tej wielkiej przygody, imię spisane, dokumenty sporządzone. Wszystko wedle protokołów, świętych i nienaruszonych zasad. Oda odetchnęła. Dzień zapowiadał się wyśmienicie, gdyż w końcu mogła czytać sobie dalej. Powoli wgłębiała się w lekturę. 

 Cisza jak makiem zasiał.

Przyszło i do końca pracy. Noc zapadła. Mdłe światło świecy zamkniętej w szklanej kopule rozwarstwiało się na kartach kolejnej książki jaką Oda chwyciła w swoje łapy. Leniwie spisała tytuł i wbiła go do odpowiedniej książki, spisu, a następnie odłożyła na kupkę po swojej prawej. I tak kolejna i kolejną. Leniwie i powoli, jak każdego wieczoru, dodawała i porządkowała asortyment. W końcu wieczór, a właściwie noc, była najlepszym do tego momentem. Półmrok nadawał tajemniczego klimatu, wilki wyszły, zmuszone przez późną porę lub samą Odę. W końcu to miejsce miało tez swoje godziny otwarcia, zamknięcia. Bibliotekarz też musiał spać, chociaż patrząc na waderę, nie zawsze się to sprawdzało. Jednak takie momenty dobrze było wykorzystać na uzupełnianie regałów o zdobycze i opróżnianie z ksiąg „bezużytecznych”. Żal jej było spisywać księgi na straty, jednak niektórym należała się już emerytura od czytania, gdyż rozsypywały się lub nie miały w sobie ani jednej litery od ilości lat jakie musiały przetrwać. Inne z kolei szyły wyłącznie do odrestaurowania, a i tak musiały zostać spisane. Z tego pomieszczenia nie mogła zaginąć jedna nawet pozycja. Przynajmniej nie z tych najważniejszych. Oda przełożyła kolejną książkę, podpisując ją w dokumentach jako „do złożenia w całość”, gdyż okładka w jaką ta została wyposażona wypuszczała kartki ze swojego uścisku. I kiedy przenosiła ją w powietrzu na jej nowe miejsce, czyli tymczasowo z dala od wilczych łap, jeden z cennych zapisanych papierów wydostał się na wolność. W nawyku papieru popłynął z podmuchami przeciągu otwartego okna, lądując na podłodze parę metrów dalej. Oda odetchnęła. Odłożyła tomiszcze i wstała. Nie miała zamiaru ryzykować, że przypadkiem przerwie element całości, a z tak daleka było to możliwe, gdyż nieco zmęczona, nie była w stanie skupić się za dobrze. Skrzypienie zakłóciło spokój panujący w pomieszczeniu. Samica poczuła się nieswojo, jakby regały i księgi burczały na nią za tą jakże okrutną pobudkę ze słodkiego snu. Podniosła kartkę delikatnie wsuwając ją między pióra swojego skrzydła. Wtedy też drzwi zadrżały niespokojnie, aby powoli rozchylić się. Mętne światło wpadło do środka, przebudzając na nowo bal kurzu. Oda postawiła uszy i wyprostowała się dla „lepszego” pierwszego wrażenia. Jej brwi ściągnęły się w grymasie niezadowolenia. W jej duszy odezwał się stereotyp prawdziwej bibliotekarki. Łapa instynktownie poprawiła okulary na nosie, język cmoknął o zęby. Obcy ostrożnie wkroczył do wnętra, rozglądając się. 

—Zamknięte. Inwentaryzacja. — Oda wypowiedziała te słowa tonem tak obojętnym, że sama usłyszała jak odbija się od ścian i wraca do niej próbując ją utulić do snu. Może była już za bardzo zmęczona, a może to dlatego, że milczała prawie cały dzień. Jednak, pomimo niegroźnych intencji jej jakże wysoka osobliwość zdołała przestraszyć przybysza. Szkło uderzyło o ziemię tłukąc się, ogień zgasł przy zetknięciu się z takim impetem z posadzką. Ciemność nagle ogarnęła ich oboje. — Cholibka. — prychnęła. Jej łapy posunęły po drewnie, a to zanuciło do rytmu swoim skrzekotem. — Nie ruszaj się ani na krok bo będziesz niesiony do szpitala jak nawbijasz sobie szkła do łap. — odłożyła cenną kartkę na jej miejsce i sięgnęła po coś miotłopodobnego, aby wrócić do niespodziewanego gościa zamarłego w wejściu. Należało uwolnić go z tej szklanej pułapki. — Taki cenny surowiec marnować. — mruknęła zamiatając kawałki obudowy na świeczkę ubrudzone woskiem i osmolone od użytkowania. — Czego ty tu szukasz tak w ogóle? — burknęła dość agresywnie. Jej spokojny wieczór został zaburzony. Jej słodka rutyna poszła się … Nie ważne. Jej oko łypnęło na przybysza, który pod tym kątem był jedynie plamą rozmazanego koloru. Nadal zamiatając zamilkła czekając na jakąkolwiek wymówkę od drugiej strony.

 <Ktoś?>

Słowa: 1743= 133 KŁ

1 komentarz:

Layout by Netka Sidereum Graphics