Trafiła do szpitala. Znowu. To znaczy, może i nie trafiała do szpitala aż tak często, aby mówić tu o jakiejś klątwie, czy innym przekleństwie, jednak kiedy otworzyła oczy i zdała sobie sprawę, że pierwszym, co widzi jest charakterystyczny parawan z charakterystycznej sali, chciała zasnąć ponownie. Świat przed zabarwionymi na błękit oczami natychmiast zaczął wirować, a ona nie mogąc odnaleźć punktu zaczepienia. Pomyślała: po co w ogóle się budziłam? Ból głowy zmusił ją do ponownego zamknięcia powiek i ulżenia mu w opresji. Czuła się obolała, słaba i odrętwiała, jakby niewidzialna siła napierała na nią z każdej strony, powodując dyskomfort i wyciskając soki życia. Postanowiła, że chce jeszcze odpocząć… Jednak mijały minuty, a sen nie nadchodził. Wręcz było coraz gorzej. Mózg mimowolnie wytrącał się z bezpiecznego otępienia spowodowanego snem, a na jego miejsce wpełzały kąsające niczym węże wspomnienia z dnia poprzedniego. Uciekała przed nieznajomym, wpadła na strażnika, trafiła do karczmy i osłabła – tu film się urywał. Nim się spostrzegła, wgapiała się tępo w parawan, a z boku niemal było widać, jak z jej uszu wydostają się kłębki dymu spowodowane intensywnym myśleniem. W końcu poruszyła się i chcąc nie chcąc została zdemaskowana.
- Dzień dobry, pani Vallieano. Jak samopoczucie?
Niebieskooka westchnęła, gdy u jej boku pojawił się młody basior, najpewniej pomocnik medyka. Bez chwili zwłoki zaczęła się obracać, zaś ten bez zawahania jej z tym pomógł, łapiąc za łapę. Dopiero gdy ostrożnie ułożyła się na brzuchu, dostrzegła, że wilk trzymał rurkę wypełnioną pomarańczową cieczą, która sączyła się powoli do jej układu krwionośnego.
- Co to? - spytała, całkiem zapominając o poprzednim pytaniu wilka.
- Syntetyczna krew. Była Pani bardzo słaba, kiedy tutaj trafiła, ale medycy dali radę. Trzeba było dostosować surowicę do specyficznych układów krwionośnego i magii, tak aby...
Młody pielęgniarz rozgrzał się na dobre i zaczął tłumaczyć waderze skomplikowane zadania przed jakimi stanął personel medyczny i może gdyby nie czuła się jak na cienkiej deseczce nad przepaścią, to podzieliłaby jego entuzjazm. Nie miała jednak na to siły, więc co jakiś czas zerkała na niego i przytakiwała, a jej wzrok uciekał na boki. Przez kurtyny między poszczególnymi pacjentami nie mogła jednak wiele zobaczyć, więc po jakimś czasie była zmuszona do przerwania tego monologu.
- Gdzie wilk, który mnie tu przyprowadził? - spytała w końcu. Młodzieniec miał otwarty pysk po jednym niedokończonym zdaniu, ale zaraz przeszedł do kolejnego.
- Nie pojawił się tu od tamtej pory. Mówił coś o niebezpieczeństwie, jednak od trzech dni nie ma po nim śladu.
Tego się nie spodziewała. Artem wydawał się zaangażowany w jej sprawę, jednak nie można było powiedzieć, że Vallieana pamiętała to dokładnie. Tego wieczoru silnie gorączkowała.
- Jak kocha to przyjdzie. Teraz najważniejsze jest aby wróciła Pani do zdrowia, więc proszę się nie przejmować.
- Dobrze, dobrze - wilczyca machnęła łapą na irracjonalne założenie, że miałaby być romantycznie powiązana ze stróżem - Ale co mi dolega? Wiecie skąd to osłabienie?
Pielęgniarz wziął głęboki wdech, uświadomiwszy sobie, że zielarka nie podzielała jego energii kiedy jej tłumaczył dlaczego trafiła do szpitala. Nie był jednak urażony, może trochę zawiedziony.
- Otóż magia jest podstawą życia wilków. Pani magia przestała pełnić swoją rolę, co przyniosło charakterystyczne objawy w postaci przeziębienia, gorączki, osłabienia, ze względu na to, że pani magia jest ściśle powiązana z układem krwionośnym i odpornością. Takie rzeczy nie są częste, ale nie są też bardzo rzadkie. Czasem magia się blokuje - pielęgniarz wzruszył ramionami - Ale już jest Pani pod specjalistyczną opieką i nic Pani nie grozi.
Zerdinka mogła z siebie wydusić tylko zduszone "oh". Wiedziała o dolegliwościach związanych ze sferą magiczną, jednak sama nie wpadłaby na to, że jej gorączka miała z tym związek. Szczególnie, że ktoś wystawił za nią list gończy. To nie była samoistna blokada magii. Jeśli wcześniej myślała że jest jej słabo, teraz dodatkowy stres zacisnął jej płuca przed wzięciem oddechu głębszego niż minimalny.
W czasie, w którym wadera analizowała jego słowa, młody basior skupił się na jej odczytach i wynikach, prawdopodobnie bardziej z braku zajęcia i ciekawości, niż aby coś rzeczywiście przeanalizować. W momencie w którym zaczęła pytać, poderwał na nią głowę, gotów odpowiedzieć na każde pytanie.
- I... I Artem na pewno nie pojawił się ani razu? Nie przyniósł żadnych wiadomości? Gdzie jest moja torba?
- Jak już mówiłem, basior nie pojawił się więcej. Nie zostawił też żadnej torby... Może zapomniał..?
Wadera na chwilę zamarła. Poczuła się nagle obserwowana przez setki oczu, chociaż w rzeczywistości prócz kilku wilków na sali, z nią za parawanem był tylko młody pielęgniarz. Nie miała żadnego dowodu na to, że była ścigana. Musiała jak najszybciej odnaleźć Artema... Albo pójść do karczmy... Być może oba. Adrenalina nagle poderwała ją na łapy do siadu i pomimo lekkich mdłości, jej oczy były jasne. Na ten widok pielęgniarz niemal dostał zawału, patrząc na rurki podłączone do jej żył.
- Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Na razie proszę leżeć! Trochę Pani odpocznie, zregeneruje się i wróci sobie do domu! Mu... Musimy jeszcze zrobić wyniki, przekonać się, że już wszystko w porządku...
- A w najlepszym wypadku kiedy?
- W najlepszym wypadku po południu będzie po wszystkim. Ale to naprawdę nie jest nic pewnego.
Vallieana posłusznie opadła na brzuch, jednak jej zmartwienie nie zmalało ani trochę. W szpitalu powinna być bezpieczna, jednak co jak już z niego wyjdzie? Bez listu nikt przecież nie uwierzyłby, że jest ścigana… Zacisnęła zęby, a krew pulsowała jej w skroniach.
Przez cały czas czuła się oderwana od swojego ciała. Nawet gdy przybyli lekarze by przeprowadzić obiecane przez pielęgniarza wyniki, grzecznie słuchała ich poleceń i nie zadawała pytań, zbyt skupiona na swoim problemie. Zastanawiała się co robić. Najpierw próbowała kontaktować się z Vernonem w celu przedyskutowania tego wspólnie, jednak duch nie dawał znaków nie-życia, zresztą jak zawsze, kiedy go potrzebowała… No, może trochę przesadziła z tym “zawsze”, bo duch wyciągał ją z naprawdę niebezpiecznych sytuacji, jednak brakowało jej go. Tak czy inaczej, ostatecznie doszła do wniosku, że i tak nie miała wyjścia. Będzie musiała pójść do karczmy i zapytać o torbę, następnie spotka się z Adrilem… a może spróbuje znaleźć Artema..? Co jeśli narazi swojego byłego opiekuna takimi odwiedzinami? Na litość boską, ktoś polował na jej życie…
I z tą myślą wyszła ze szpitala.
I nie wiedziała dokąd iść.
Czuła się bezsilna.
<Mordimerze?>
Słowa: 1009= 71 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz