- To co mi chciałaś pokazać?
Xeva podążała za małą, czarną kulką futra odzianą w ładny, aczkolwiek brudny kubrak. Jego właścicielka - Uria, jak przedstawiła się na początku samiczka - najwidoczniej bardziej ceniła sobie inne aspekty życia niż dbanie o garderobę. Xeva potrafiła się z tym utożsamić Młoda wilczyca podeszła do Teneriski, gdy ta czekała na Karwielę, ogłosiła, że odkrywczyni musi z nią pójść coś zobaczyć i bez żadnego wyjaśnienia obróciła się na pięcie i zniknęła za rogiem.
- Pani zobaczy - odparła młoda, nie przerywając swojego marszu. Mimo młodego wieku i piskliwego głosiku brzmiała bardzo poważnie. - Ale to ważne.
,,No tak, to samo powiedziałaś, jak stwierdziłam, że powinniśmy poczekać na Karw”, pomyślała piegowata. Wyszły z wioski i zaczęły kierować się w stronę lasu.
- Mi się wydaje, że my tam nie powinniśmy iść - rzekła odkrywczyni, pamiętając, co dowiedziały się od sołtysa; ,,granica kręgu ze znaków versy wyznaczała bezpieczną strefę”.
- No co pani, nie będziemy przecieć wchodzić do lasu - odparła waderka. Wskazała na kilka długich linii wydeptanych w śniegu, po czym usiadła przy jednej z nich, tej najdalszej i najgrubszej. - Sprawdzałam, jak daleko mogę się zbliżyć, żeby nie zaczęło podchodzić.
- Co ,,nie zaczęło pochodzić”?
Szczenię zerknęło na nią, po czym wlepiło swój wzrok w linię drzew. Tenersika przez chwilę stała bez ruchu, ale w końcu przysunęła się i przysiadła na śniegu obok małej i, tak jak ona, wbiła swój wzrok w roślinność. Nie miała pojęcia, czego szuka, ale chciała wyglądać na zaangażowaną. To szczenię… Było dziwne, ale wydawało się, że wiedziało coś więcej na temat tajemnicy tej małej wioski.
Minuty mijały powoli, a cierpliwość Xevy powoli się wyczerpywała. Coraz trudniej było jej obserwować wejście do lasu. Wzrok przykuwał błyszczący śnieg, sarny wykopujące korzonki na pobliskiej łące, kruki latające im nad głowami… Długoucha westchnęła. Zaczynała skłaniać się ku myśleniu, że młoda po prostu robiła sobie z niej żarty albo bawiło ją marnowanie czyjegoś czasu. Najważniejsze było to, że nic się nie działo, a do Teneriski dotarło, że Karwiela prawdopodobnie już dawno skończyła rozmawiać z sołtysem, a teraz jej szuka. W końcu nie powiedziała jej, gdzie idzie.
- Urio - przerwała w końcu milczenie różowooka. - Wydaje mi się, że nic z tego nie będzie. Przepraszam, ale mam ważne…
- Niech pani siedzi! - nakazała szeptem waderka i pociągnęła zębami za kubrak odkrywczyni, próbując usadzić ją ponownie na miejscu. - I nie mówi tak głośno.
Xeva wzięła głęboki wdech, ale opuściła ogon na śnieg. No dobrze, może jej poświęcić jeszcze kilka minut… Na wypadek, gdyby jednak się coś zadziało. Miała tylko nadzieję, że Karwiela nie będzie bardzo zła przez to, że tak nagle zniknęła.
Otworzyła pysk i ziewnęła szeroko, narzekając w myślach, że łapy zaczynają jej zamarzać, gdy nagle dojrzała coś kątem oka.
Cień pojawił się znikąd, wypływając z mgły otaczającej drzewa. Ślizgał się między pniami, czasami wydawał się rozdzielać lub być w dwóch miejscach na raz. Przestrzenie między roślinnością wypełniła nienaturalna ciemność, w której co kilka sekund ruszało się coś o nienazwanym kształcie. W końcu jednak cień zlał się w jedną formę - coś przypominającego ni to wilka, ni jelenia, trudno było stwierdzić z takiej odległości. Mimo tego jeden szczegół był świetnie widoczny - para czerwonych oczu. Zapadła dziwna cisza, a piegowata spostrzegła, że nigdzie w zasięgu wzroku nie ma ani saren, ani kruków. Nawet śnieg przestał błyszczeć. Miała wrażenie, że czas zwolnił. Liczyła się tylko jedna rzecz - te szkarłatne, jaskrawe ślepia. Odkrywczynię przeszedł dreszcz.
- Xeva?
Oba wilki obróciły się gwałtownie. Kilka metrów za nimi stała Karwiela, a kolec jadowy podrygiwał nad jej głową, zdradzając jej poirytowanie.
- Co ty robisz? Jesteśmy na misji! A ja marnuję czas, latam i cię szukam!
- Przepraszam, ja… Urię spotkałam, powiedziała mi, że ma coś ważnego do pokazania - wyjaśniła pospiesznie Teneriska, starając się uspokoić temperamentną koleżanką. - Powinnam ci powiedzieć. Przepraszam raz jeszcze.
- Urię? - powtórzyła Lerdis i w końcu spojrzała na małą waderkę. Ta ukłoniła się niechlujnie.
- Uria z rodu Mupiani - odparła. - Miło poznać… Czy coś - mruknęła, nagle tracąc pewność siebie i powagę z głosu. Zerkała na długi, czarny odwłok Karwieli zaniepokojonym spojrzeniem.
Xeva zerknęła w stronę drzew, ale mroczna postać zniknęła.
- To ty znalazłaś ciało? - dopytywała dalej myśliwa swoim twardym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.. Młoda przytaknęła głową. Karwiela skrzywiła się. - Nie wydajesz się tym specjalnie przejęta.
Odkrywczyni kopnęła ją lekko i pokręciła głową.
– To znaczy… - Lerdis spojrzała na swoją towarzyszkę, której spojrzenie mówiło ,,pamiętaj, że to szczeniak”. - To musiało być trudne przeżycie. Bardzo mi, um, przykro.
- A dlaczego by miało? - mruknęła waderka. - Ten basior to był gbur. Nie pozwalał mi gonić królików na swoim ogrodzie. Twierdził, że hoduje je na mięso, a jak będę je tak straszyć, to nie będą się rozmnażać czy coś takiego.
Xeva zmarszczyła oczy.
- Cóż… - Złotooka wydawała się zbita z tropu. - Sołtys twierdził, że byłaś tym bardzo straumatyzowana. Nawet próbował nam zabronić z tobą rozmawiać.
Wydawało się, że Karwiela podpaliła tymi słowami lont. Czarne futro podniosło się gwałtownie, a pomarańczowe oczy samiczki zapłonęły złością. Przypomniała rozpalony węgielek. Brakowało jeszcze, aby powietrze nad nią zaczęło falować - chociaż, sądząc po tym, jak bardzo jej duma wydawała się zostać zraniona, waderka równie dobrze mogła za chwilę wybuchnąć.
- Jak ktoś był tym straumatyzowany, to on! Jak tylko zobaczył to ciało, to się porzygał i zaczął płakać! - zaczęła piszczeć, stawiając ogon na sztorc. - A potem słyszałam, jak błagał Caishe o litość i mówił ,,o mamusiu, o mamusiu, za mało mi płacą, to musi być przekleństwo, tylko Lome-Imri była wstanie przyprowadzić na ten boski świat takie paskudztwo”. A to nie było takie straszne! Większość jelit i tak zjadły dziki, nic nie było widać! Ja się nie boję takich rzeczy.
Zamilkła i przysiadła, dalej napuszona i wściekła.
Karwiela i Xeva wymieniły ze sobą długie, zaniepokojone spojrzenie.
<Karwielo?>
Słowa: 923= 52 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz