Było tyle możliwości. Banda zbójców obrabiająca podróżnych, którzy byli atakowani, jeśli nie posiadali czegoś kosztownego. Jakiś groźniejszy potwór, szukający pożywienia czy po prostu zabawy. Wróg rodziny, czyhający w lesie. Tyle możliwości, a żadnych odpowiedzi. Współczułem szczeniakowi, miałem nadzieję, że znajdą jego matkę. Nie musiała być cała i zdrowa, ważne, aby żyła. Rany można zaszyć, zabandażować, złamania się zrosną, ale serce, które przestało bić, już nie zacznę nigdy. Kiedy więc usłyszałem kroki, poczułem jak serce bije mi szybciej. Po chwili do środka wyszło kilka wilków: w pierwszych rozpoznałem wojowników, większość z nich była ranna. Tak samo jak wilczyca w środku, która na pewno musiała być matką szczeniaka. Miała na futrze krew, a po łbie, który zwisał jej w dół, stwierdziłem, że musiała być bardzo wykończona. Mogłem się tylko domyślać co jej się stało. Kiedy Lawrence poszedł spotkać się z dowódcą, ja zostałem w pokoju z rannymi. Maluch, który znajdował się obok mnie, podniósł głowę, kiedy wszyscy weszli do środka. Szeroko się uśmiechnął i krzycząc radośnie "Mamo!", szybko do niej podbiegł. Samica pomimo wycieńczenia, zmusiła się do podniesienia łba i przytuliła syna, uśmiechając się delikatnie. Wojownicy usiedli na ziemi, a ja podszedłem do nich. Widząc ich stan, postanowiłem w miarę możliwości im pomóc. Przyniosłem każdemu wodę do picia i kiedy każdy z nich ugasił swoje pragnienie, do pokoju wszedł medyk. Nie zapytałem go czego się dowiedział, ponieważ natychmiast musiał się zająć rannymi. Nie czekając ani chwili dłużej, poprosił mnie o pomoc. Ruszyliśmy do magazynu, z którego przynieśliśmy potrzebne zioła i kilka bandaży. Lawrence od razu zajął się leczeniem. Oczyścił ranny, niektóre zszył, niektórym wyciągnął kawałki drewna z ciała, a ja pomogłem mu tylko nałożyć opatrunki. Oczywiście pierwszy wilk, który otrzymał pomoc, była matka. Zająłem się maluchem, aby nie przeszkadzał medykowi. Kiedy samica była już opatrzona, a z jej ran nie płynęła krew, momentalnie się położyła i zasnęła. Lucien położył się obok matki. W sali panowała kompletna cisza, kiedy kolejni wojownicy kładli łby na łapach i oddawali się krótkiej drzemce. Gdy było już po wszystkim, wyszliśmy z Lawrenc'em na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem.
- Czegoś się dowiedziałeś? - zapytałem po chwili ciszy.
<Lawrence? Obiecuje częstsze odpisy>
Słowa: 349 = 22 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz