Dlaczego w ogóle Lys zgodziła się na to, brzmiące tak strasznie, zlecenie? Jak zwykle, zepchnięta w najciemniejszy kąt Tin, nie miała jak zaprotestować, chociaż naprawdę by chciała. Ale, czy miałaby odwagę postawić się siostrze, kiedy ta już wesoło kiwała głową na "tak"? Oczywiście, że nie. Ciekawe tylko, dlaczego jej bliźniaczka była taka podekscytowana tym zadaniem, skoro nie wiedziała o nim praktycznie nic. Tin mogła lepiej wtedy słuchać…
A teraz szła na samiusieńkim końcu całej ich czwórki, z delikatnie zwieszonym łbem, jakby w ogóle nie chciała być wtedy w tym miejscu. Ba, bo nie chciała. Zastanawiała się, czy cała ta sprawa była warta mieszania się w nią. Szybko doszła do wniosku, że raczej nie… Czuła, że stawka była zbyt wysoka. Sam ten korytarz, przez który musiały przejść, wydawał jej się niepokojący, a miarowe stukanie pazurów o gładką posadzkę, ogłuszające. Wielkie, pokryte grubą skórą drzwi, jak ciężkie wrota pilnowały przejścia do głównego gabinetu. Jakoś tak mechanicznie kiwnęła głową i jeszcze sztywniej usiadła na wskazanym przez masywnego basiora miejscu. Jego głos dudnił jej w uszach, nawet jeśli niezbyt mogła skupić się na słowach przez niego wymawianych. Strach coraz bardziej zaciskał jej gardło i była pewna, że dało się dostrzec ten strach, wręcz wyciekający z jej czarnych ze złotą obręczą oczu. Zdecydowanie wolała podziwiać wystrój wnętrza, te ładnie wyrzeźbione, sporych rozmiarów biurko, przy którym siedział basior, czy nawet porządne, jednolite ściany. Głupio było przyznać, ale sama nazwa wulwura samotna brzmiała dla niej wyjątkowo przerażająco. Nie słyszała nigdy o czymś takim i raczej wolała nigdy nie słyszeć. A jednak, stała teraz przed niezwykle trudnym wyzwaniem, ściśle związanym właśnie z tą wulwurą. Chociaż, trudniejszym zadaniem tutaj będzie pokonanie własnego strachu i opanowanie samej siebie. Tylko jak tu nie panikować, kiedy ledwie dołączyły z Lys do Królestwa Północy, a już brały na siebie tak ogromną odpowiedzialność? Ledwie zdążyły się zadomowić, a nawet nie, a już musiały przygotować się na to, że mogą więcej nie wrócić, nie zaznać spokoju. Że będą musiały się pożegnać z tym miejscem, bo najprawdopodobniej zginą. Może przynajmniej jakoś godnie…
No dobrze, ale może pora nareszcie skupić się nieco bardziej na słowach szefa odkrywców? Nie po to tutaj przyszła, żeby tylko się nakręcać. Wzięła kilka ostrożnych, ale głębokich wdechów, aby razem z wydechami wyleciał z niej cały ten strach i obawy. Może i nie słuchała, jak basior mówił o zaletach i kompetencjach każdej z wader, dlaczego akurat one zostały wybrane, ale za to starała się zapamiętać jak najwięcej z tego, co przedstawił im potem. Że mają zlokalizować i zabić tą całą wulwurę. Że można ją spotkać w gęstych lasach i, na szczęście, żyje samotnie. Widać jednak było, że wiadomo o niej zdecydowanie zbyt mało. Pan Alabart wspominał co najmniej kilka razy, a przynajmniej tak się Tin wydawało, że jest naprawdę niebezpieczna, opisywał jej zdolności hipnotyzujące i ostrzegał przed konsekwencjami zaatakowania przez nią. Wspomniał też, że uzbrojeniem i ekwipunkiem mają się nie martwić, bo oni wszystko załatwią i przygotują jak najodpowiedniejszy asortyment. Na słowa "sowitej zapłaty" Tin dostrzegła, jak jednej z wader jeszcze bardziej zaświeciły się oczy.
Oh, to już wszystko? Monolog samca minął jak pstryknięcie palcami, mimo tego, że tak naprawdę trwał zdecydowanie zbyt długo, a samemu basiorowi pewnie zaschło w gardle od ciągłego kłapania pyskiem. I nie, wcale nie zapamiętała nawet nie połowy i wcale nie stresowała się tym, że wszystko to było takie skomplikowane. Aż kości i mięśnie jej zesztywniały przez to, że się zasiedziała, i nie wiedziała co ze sobą dalej zrobić. Lys by sobie lepiej poradziła w tej sytuacji, Tin miała ogromną nadzieję, że słuchała nieco bardziej, niż ona sama.
Podniosła się ciut zbyt szybko na zdrętwiałych nogach, przez co aż zakręciło jej się w głowie na chwilę. Jeszcze jakaś drobna wymiana zdań pomiędzy wilkami nastąpiła pośpiesznie, ale jej już nie miała siły zakodować w umyśle. Po niej mogły już opuścić to miejsce. Podążyła z wolna za nowymi towarzyszkami wyzwania, jeszcze dukając coś odruchowo na pożegnanie z szefem odkrywców. Znowu ten sam, gładki do granic możliwości korytarz i wreszcie mogły odetchnąć świeżym, rześkim i zimnym powietrzem. To zabawne, że wyruszały razem na wielkiej wagi misję, a ani Lys, ani Tin nie znały ich za bardzo. No, przynajmniej tą jedną, Xevę, kojarzyły jako-tako. W końcu to ona wyciągnęła je z tamtego uporczywego drzewa. Ale i tak, przydałoby się jakoś ocieplić ich stosunki, skoro będą musiały się znosić i współpracować przez najbliższy czas.
– Too… To co teraz?
Ale na pewno nie w taki sposób. Teraz wezmą cię za głupka i pomyślą, że wcale nie słuchałaś. Najgorsze, że po części tak było…
Lys, gdzie jesteś, kiedy najbardziej cię potrzeba?
<Nevt?>
Słowa: 736 = 41 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz