sobota, 12 czerwca 2021

Od Xevy do Elijasa

 Xeva obudziła się w świetnym nastroju. Mimo poharatanej łapy na jej pysku gościł szeroki uśmiech. Zwlokła się ostrożnie z legowiska i, kulejąc, podeszła do zabitego deskami okna. Z cichym sykiem oderwała zlepiony zaschniętą krwią bandaż. Różowym oczom ukazało się duże przecięcie nad stawem skokowym - efekt chodzenia po nieznanych górach w nocy.
Pokuśtykała energicznie w dół, dorzuciła kilka gałęzi do ognia i zawiesiła nad paleniskiem garnek z wodą. Odkicała kilka metrów dalej, zbliżając się do swoich roślin. Podeszła do jednej z nich i zerwała kilka szerokich liści. Włożyła je do pyska i, przeżuwając, powróciła do kominka. Splunęła nimi do parującej delikatnie wody i usiadła ostrożnie na wytartym dywanie ze starej skóry renifera. Zerknęła w róg pomieszczenia, gdzie leżała jej torba zawierająca owoc nocnej eskapady. Teneriska mogła niemalże zobaczyć błękitny błysk, który spoczywał w ciemnościach plecionej sakwy. Aż ją korciło, aby postawić nowy skarb na półce. 
Niestety nie mogła. A właściwie nie powinna, jeśli zależało jej na posiadaniu dachu nad głową w Centrum. Goniły ją terminy, a właściwie właściciel mieszkania., w którym urzędowała. Dwa dni wcześniej zapukał do niej starszy basior i ze wściekłością w oczach zażądał dwustu pięćdziesięciu łusek. Teraz. Już. Natychmiast.
W odpowiedzi na potok oskarżeń, przekleństw i słów piegowata wadera była w stanie jedynie zamrugać, nie potrafiąc przetworzyć tylu informacji na raz. Nie dość, że jakiś obcy typ niemalże pluł na nią w furii, to mówił tak szybko, że mózg odkrywczyni parował, próbując tłumaczyć na bieżąco. Potrafiła jedynie wykrztusić z siebie ,,ja nie rozumiem", co wcale nie pomogło jej sytuacji.  Obcy wilk jedynie jeszcze bardziej się wściekł, ale koniec końców skończyło mu się paliwo. Na odchodne rzucił, że wilczyca ma oddać należną sumę do końca następnego tygodnia, inaczej skończy na bruku. Nie zostało jej wiele czasu.
Mimo że nieoczekiwana wizyta (a właściwie ilość agresji, która jej towarzyszyła) zepsuła jej nastrój na następne dwa dni, wszystko wróciło do normy po tym, jak Xeva znalazła w jednej z jaskiń piękny, niebieski kryształ, za który miała nadzieję dostać przynajmniej kilkadziesiąt łusek. Wiedziała, że musi go sprzedać jak najdrożej, inaczej skończy w rynsztoku tak jak jej była sąsiadka miesiąc temu. To dało jej do myślenia. Wcześniej nie martwiła się pieniędzmi, ale po zobaczeniu jedynie paru łusek w szufladzie uświadomiła sobie, że musi podjąć jakieś działania. To był powód jej niebezpiecznej eskapady. Przynajmniej osiągnęła sukces, nawet jeśli musiała za niego zapłacić swoją cenę. 
Zaskomlała cicho, gdy szmata nasączona ciepłym wywarem dotknęła opuchniętej skóry. Zacisnęła zęby i zaczęła owijać łapę kawałkiem materiału. Na szczęście ból powoli ustawał i po chwili zmienił się w tępe pulsowanie.
Wadera jeszcze siedziała bezczynnie przez chwilę, odwrócona plecami do słońca, które przyjemnie grzało jej ciemny pas sierści na grzbiecie. W końcu kichnęła i wstała, wzbudzając swoim ruchem tumany kurzu. Chwyciła telekinezą torbę z kryształami i, zahaczając nią o meble, podeszła do stolika, na którym leżał jej płaszcz i wypleciony z rzemyków napierśnik. Przypięła do niego swoje wyposażenie i sprawnym, acz nieco krzywym, krokiem przeszła przez próg swojego mieszkania. Stanęła na chodniku i wzięła głęboki wdech, ciesząc się rześkim powietrzem. Jak zwykle zapomniała zamknąć drzwi.
Ulice tego dnia były przepełnione wilkami. Część stała przy domach z rozstawionymi straganami, niektórzy targowali się o niższe ceny, a reszta przeciskała się między tłumami. Żebracy zostali zepchnięci z głównej ulicy do bocznych ścieżek, gdzie leżeli pokotem obok siebie, uważnymi, zmęczonymi oczami obserwując gawiedź. Wiedzieli, że wśród nich czai się niebezpieczeństwo zagrażające ich cennym, z trudem zdobytym łuskom. Być może była nim ta staruszka bez oka, rzucająca każdemu przechodniowi mrożące krew w sercach spojrzenia. A może brudny szczeniak o szybkich łapach? Albo ten zakapturzony typ pod ścianą, który tylko czekał, aż ktoś z odkrytą sakwą przejdzie koło niego?
Xeva też czuła niebezpieczeństwo. Podejrzewając, gdzie zniknęła połowa jej ostatniej wypłaty, miała oczy dookoła głowy i prześlizgiwała się szybkim krokiem między kupującymi. Mimo jej najlepszych chęci nie potrafiła jeszcze zauważać podejrzanych zachowań. Wiedziała jedynie, że musi być czujna - i tego dnia ta wiedza wystarczyła, aby dotrzeć do bocznej alejki o pełnej sakiewce. 
Jej celem był rynek Centrum, bo zauważyła, że handlarze w jej okolicy często nie odkupowali różnorakich błyskotek. Najczęściej skupiali się na rzeczach codziennego użytku, a nawet jeśli już zgodzili się zapłacić za ładną muszelkę czy rzeźbiony wodą kamień, dawali za nie śmieszne pieniądze; zaledwie ułamek tego, co byli w stanie zapłacić jej na głównym rynku. 
Po kilkudziesięciu minutach drogi wadera doszła do swojego celu. Targ był jeszcze bardziej zatłoczony niż okolice mieszkania odkrywczyni. Już zdążyła się przyzwyczaić, że kramy w środku miasta przyciągają zupełnie inne wilki niż te blisko jej domu. Przez jakiś czas ją to dziwiło - w końcu i jedne, i drugie służyły do tego samego, ale szybko zauważyła różnicę cen i jakości towarów. Mieszkańcy pochodzący z bogatszych dzielnic rzadko zapuszczali się na obrzeża. W drugą stronę działo się to jednak o wiele częściej - głównie dlatego, ze żebranie wśród bogatych było o wiele bardziej efektywne niż wśród biednych. 
Xeva rozglądała się po targowisku, szukając wzrokiem skrzydlatego handlarza oraz jego córki - jej najlepszych klientów. Dostrzegłszy nadszarpane ucho staruszka i burzę ognistej sierści za nim, ruszyła szybkim krokiem z szerokim uśmiechem kwitnącym na jej pysku.
- Ja dzień dobry życzę! - krzyknęła z podekscytowaniem w głosie. Klientka, która właśnie przeglądała biżuterię, wzdrygnęła się raptownie i spojrzała na nowo przybyłą z przestrachem. Właściciel kramu popatrzył przez chwilę na Teneriskę w zaskoczonym milczeniu, ale w końcu westchnął bezradnie. To znowu ta dziwaczka. Odstraszała mu klientów, to prawda, ale nie miał serca, żeby się na nią wściekać za wpychanie się na początek kolejki. Miała zbyt niewinne spojrzenie. 
- Lareen, zajmij się panią proszę.
Jego córka kiwnęła głową i momentalnie zaczęła opiewać wartości poszczególnych wisiorków, z powrotem zdobywając uwagę kupującej wadery.
- Czego pani potrzebuje? - zwrócił się do Xevy właściciel nieco zmęczonym głosem.
- Ja mam to - odpowiedziała piegowata, wyciągając zębami dużą kulę niebieskiego kamienia. Jego barwa przyćmiewała wszystkie błyskotki leżące na blacie straganu i była tak intensywna, jak teneriskie niebo w środku lata. Światło słońca padło na drobne kryształki budujące całą bryłę i rzuciło wielobarwne odblaski na płachtę kramu. Wyglądały jak konstelacje gwiazd na obcym niebie. Oczy staruszka zalśniły błękitnym blaskiem.
- Och, kasylyt... Jak ja dawno nie widziałem jednego na oczy, hoho... I to jaki piękny, jaka wielka bryłka. Mogę?
- Co pan może? - zamrugała zdezorientowana Xeva.
- Czy mogę go dokładniej obejrzeć? - doprecyzował basior. Wadera zamerdała długim ogonem, uderzając falą sierści w klientkę stojącą obok niej i pokiwała głową.
- Oczywiście pan może, ja się bardzo cieszę. Panu się podoba? - zaćwierkotała odkrywczyni, zbyt podekscytowana, aby wychwycić zaniepokojone spojrzenie kupującej samicy i zirytowane oczy sprzedawczyni. Skakała w miejscu, czekając, aż basior podejmie decyzję odnośnie ceny, ale szybko straciła koncentrację i zaczęła rozglądać się po towarach. Uwielbiała patrzeć na te wszystkie błyskotki. Dzięki nim robiło jej się ciepło na sercu. Szkoda, że nie mogła kupić ich wszystkich. Nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak pięknie wyglądałby jej dom, gdyby go udekorowała tymi pięknościami. 
Jej wielkie źrenice przesuwały się po wisiorkach z wyszlifowanych otoczaków nanizanych na nić z włosia karibu, malutkich witrażach z kolorowych szybek, rzeźbionych z jeleniego poroża smokach o skrzydłach z rozciągniętej na drucie cieniusieńkiej, barwionej skóry królika, gadzich oczach... Oczach?
Wpatrywały się w nią obcymi, pionowymi źrenicami. Ich właściciel stał tak blisko stoiska, że przez chwilę wzięła go za wieszak na niesamowicie grube futro, które spoczywało na chudym grzbiecie. Ale jego spojrzenie było jak najbardziej prawdziwe. Zadrżała. Poczuła nagłe przerażenie.
Jedyne, co pamiętała - śmiech przerwany głośnym sykiem, wrzask siostry, ból, błysk kłów i blask tych pustych, zimnych oczu tuż nad nimi. Zwężające się źrenice przypominające szpilki, wgryzająca się w jej ciało rozłączona żuchwa.
Potem nadeszły dni i noce zlewające się w jedno, kiedy rzucała się w gorączce, nie mogąc oddychać, zwijając łapy w niekontrolowanych skurczach. Gorąco i zimno, jednocześnie cisza i śpiewające ptaki latające nad jej głową, a potem ból szumiący w uszach, zalewający oczy i ogłuszający, drżący z tyłu jej głowy niczym bęben wojenny, nawet we śnie. A może to nie był sen? Może to była jawa? Dzień czy noc? Jedno i drugie na raz?
Miesiące później wtulała się w Xarosę. Obie były zbyt przerażone, by zasnąć. W płachtę ich namiotu uderzały grube krople deszczu. Modliły się, aby ich ojciec i jego wilki powstrzymały te okropne rhanu, które krążyły pod granicami polany, na której rozbili obóz. Nasłuchiwały uważnie, czy pośród odgłosów burzy nie czają się odgłosy walki i śmierci. Gdyby tak było, to co by zrobiły? Chciały wierzyć, że Xapeia je obroni, że Rakazuth ześle łaskę na swoją kapłankę i jej szczenięta, ale... Co, jeśli matka nie obudziłaby się na czas? Xeva oczami wyobraźni widziała trzy pary ogromnych łap rozdzierające wejście do ich namiotu, zimne, pionowe źrenice rozglądające się po pomieszczeniu i spoczywające po chwili na zawiniątku zawierającym jej i jej siostrę, zbliżające się powoli, powoli. Hipnotyczny taniec barw gadzich, bestialskich tęczówek tlących się żywym ogniem w świetle błyskawicy, wysuwający się z szerokiego pyska długi, mięsisty, rozdwojony język pachnący krwią jej ojca i jego wilków, przesuwający się suchym dotykiem po jej policzku...
Drgnęła. To nie były oczu rhanu ani węża. To były oczy wilka. Wilka, jakiego Xeva nigdy nie widziała. Mimo przerażenia i instynktownej ostrożności, jakie budził w niej nieznajomy, poczuła przypływ niepowstrzymanej ciekawości. Odwrócił od niej spojrzenie i wbił swoje obrzydliwe oczy w niebieski kryształ, który staruszek dalej obracał pod światło. Czyżby ten dziwny przybysz był zainteresowany jej znaleziskiem?
 
<Elijasie?>
Słowa: 1523 = 121 łusek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics