Elijas miał kiedyś koleżankę. Były to czasy, kiedy był jeszcze szczenięciem, zaś Ragnarook- dumna głowa rodu- wiódł bogate życie towarzyskie. Kiedy akurat nie poświęcał się graniu w karty z bezdomnymi, organizował najbardziej kolorowe bankiety i spotkania. Zapraszał swoich znajomych z całego świata, a każdy chętnie przybywał by spędzić czas z tą niesłychanie charyzmatyczną duszą towarzystwa. Przyjaciele ojca zabierali ze sobą własne rodziny i w ten sposób mały Elijas także kosztował bogatego, rozrywkowego życia w gronie rówieśników z tej samej społecznej szufladki. Wspomniana koleżanka była właśnie jedną z takich postaci. Była niewiele młodsza od najmłodszego członka rodu Seresshmir i biegała za nim całkiem zauroczona. Jej wielkie uszy zawsze wyszukiwały go w każdej kryjówce, zaś ciekawskie oczy śledziły każdy ruch, gdy tylko był obok. Zachwycała się miękkością jego nagiej skóry, syczącym akcentem którego jeszcze wtedy nie kontrolował, a także wysuwanym w stresie i zamyśleniu językiem. Potężnym, jak na waderkę w tym wieku, ciałem, bardzo często wpadała na delikatnego Elijasa i przewracała go z zadziornym śmiechem, krzycząc przy tym głośno że chce się z nim ożenić “tu i teraz!”. Ta znajomość nauczyła go o sobie samym jednej rzeczy- potężne wadery go przerażały. Poza tym po latach nadal śmiał się z pomysłu “ożenienia się” z basiorem, nieważne jak wrażliwy i miękki by nie był.
Lekko uśmiechnął się pod nosem, wspominając.
Oczywiście waderka również pochodziła z Wysp Trojaczych, tak jak różowooka przed nim. Te wilki były rzadko spotykane w Królestwie, lecz dosyć charakterystyczny wygląd przykuwał uwagę. Przez napływ myśli zapomniał o zmęczeniu i zaraz przypomniał sobie, że tamta rodzina rzeczywiście któregoś dnia próbowała nawiązać ponowny kontakt z Seresshmirami, jednak skutkiem tego wszystkiego były paskudne przekleństwa wypluwane z ust jego zrozpaczonej matki w kierunku znajomych wilków. To był ostatni raz, kiedy widział przedstawiciela tej rasy.
Nigdy nie dowiedział się o co chodziło, gdyż w tamtym momencie jego życie było nastawione na rujnowanie się, a potem zapomniał… zaś gdy sobie przypomniał, jego spojrzenie było skupione już na innej Tenerisce. Ta była od niego niższa i nawet jeśli byłaby w stanie go powalić, nie odczuwał tej samej grozy co przed laty. To też go bawiło.
Różowe oczy przyglądały się przedmiotom ze stoiska starego wilka i jego córki, absorbując cały ich urok, którym Elijas absolutnie nie był poruszony. Wolał stać z boku i pozerkać na waderę, której towarzystwo zdołało odblokowywać w jasnej głowie kolejne zakurzone zdarzenia.
Kiedy w końcu kolorowe spojrzenie wpadło w jego własne oczy, a wadera prawie podskoczyła w zdziwieniu, odwrócił głowę by nie zrobiło się niezręcznie. Spojrzał na niebieski kamień, badany wzrokiem przez sprzedawcę, tak jakby było go na taki zakup stać.
- Och, kasylyt- rzucił od niechcenia, zwracając na siebie uwagę staruszka, zaś właścicielka kamienia przetuptała z łapy na łapę. Nawet inna klientka zmierzyła go oceniającym wzrokiem. Pod naporem tych par oczu ledwo powstrzymał się od ostentacyjnego ziewnięcia, przypominając sobie że obudził się zaledwie godzinę wcześniej i przecież śpieszyło mu się do własnego łoża. Poczuł się jednak wywołany do tablicy.- Dawniej były używane przez pewien ród jako niezwykle cenny dodatek do farb, na który mało kto mógł sobie pozwolić. Trwały i efektowny. Teraz wybiera się tańszy, syntetyczny zamiennik, jednak… to nie to samo.
Lekko pochylił głowę, by lepiej się przyjrzeć.
- Dobry panie, farba z kasylytu to wyłącznie legendy- ku zaskoczeniu bezwłosego, sprzedawca podjął rozmowę niemalże od razu, i chociaż na jego pysku nie było ani grama wyższości, Aeskeron poczuł lekką irytację tak szybkim zanegowaniem jego wiedzy- Słyszałem o tymi widziałem parę obrazów, ponoć stworzonych z tym materiałem, jednak nie były one niczym specjalnym. Poza tym, kasylyt od zawsze był przede wszystkim jednym z piękniejszych kamieni do tworzenia biżuterii, kto by go niszczył w ten sposób?
- Artyści, proszę pana. Jeśli widział pan obrazy namalowane przy pomocy kasylytu, w takim razie wciskali panu kit, ewentualnie jest pan skrajnym ignorantem, chociaż mam powody by wątpić w to drugie- na pysku Elijasa zakwitł czarujący uśmiech, chociaż wilk wcale nie miał ochoty się uśmiechać. Kultura jednak wygrała- Przede wszystkim, obok samego kasylytu nie da się przejść obojętnie, a tym bardziej ten kto ma oczy nie ominie obrazu zwieńczonego farbą z tego kamienia. Sam maluję odkąd się urodziłem, więc widziałem niejedno, a jednak kasylyt na płótnie widziałem tylko raz w życiu. W Zamku Królewskim. Tego widoku nie da się zapomnieć.
Uśmieszek nadal rozświetlał jego oblicze, podczas gdy brwi starszego wilka powędrowały nisko, ściskając się w skupieniu. Wyglądał jakby coś dogłębnie analizował, i chociaż nie dał po sobie poznać nagłego olśnienia, artysta rzucił mu za dużo wskazówek a propos swojego nazwiska żeby nie wiedzieć. Na piękną Vartię, w końcu ile ten handlarz mógł w swoim życiu spotkać Aeskeronów noszących się tak elegancko i dumnie, które miały pojęcie o rzadkich kamieniach i farbach z nich zrobionych? Już abstrahując od wizyt w Królewskim Zamku, był wtedy zaledwie szczenięciem, ale tego doświadczenia nie miał czelności zapomnieć.
Zapadła chwila ciszy. Stary zaczął znów oglądać kamień, klientka pożegnała się z drugą sprzedawczynią, a młoda Teneriska, która gdzieś spadła na drugi plan… no, niemal przestraszyła malarza swoim nagłym doskokiem.
- Ty rzeczy malujesz? Kamieniami też malujesz?
Elijas zrobił pół kroku w tył, ledwo się powstrzymując przed odepchnięciem wadery telekinezą. Zresztą, nie dość że byłoby to niekulturalne, to nawet gdyby chciał to nie mógłby tego zrobić. Zdawał sobie doskonale sprawę, że jego moce były w znacznej mierze unieszkodliwione ze względu na pewien specyfik który przydał się w nocy. Noc minęła, on chciał wrócić do domu i to przetrawić, ale wyszło jak zwykle. Ugryzł się w swędzący język żeby powstrzymać go od wysunięcia z zębatej paszczy i odczekał chwilę, aż brązowa zdała sobie sprawę, że powinna się odsunąć chociaż o kawałek.
- Owszem, maluję… ale tylko farbami. Za mało mi płacą, żebym malował kamieniami.
Uśmiechnął się, jednak tylko delikatnie. Po tej krótkiej wymianie zdań miał już tylko ochotę się wycofać i wrócić do leża, tak jak planował w momencie, w którym dowiedział się że ma zbierać chudą dupę, bo jego towarzysz zapomniał że jego siostra wraca wcześniej z wyjazdu. Tak, iść spać i mieć święty spokój, to był dobry plan… z drugiej strony, błysk w oczach obcej wilczycy wzbudził w nim dziwną ciekawość, jakby mogła mu coś zaoferować.
A przecież mógłby się wyspać.
Lekko uśmiechnął się pod nosem, wspominając.
Oczywiście waderka również pochodziła z Wysp Trojaczych, tak jak różowooka przed nim. Te wilki były rzadko spotykane w Królestwie, lecz dosyć charakterystyczny wygląd przykuwał uwagę. Przez napływ myśli zapomniał o zmęczeniu i zaraz przypomniał sobie, że tamta rodzina rzeczywiście któregoś dnia próbowała nawiązać ponowny kontakt z Seresshmirami, jednak skutkiem tego wszystkiego były paskudne przekleństwa wypluwane z ust jego zrozpaczonej matki w kierunku znajomych wilków. To był ostatni raz, kiedy widział przedstawiciela tej rasy.
Nigdy nie dowiedział się o co chodziło, gdyż w tamtym momencie jego życie było nastawione na rujnowanie się, a potem zapomniał… zaś gdy sobie przypomniał, jego spojrzenie było skupione już na innej Tenerisce. Ta była od niego niższa i nawet jeśli byłaby w stanie go powalić, nie odczuwał tej samej grozy co przed laty. To też go bawiło.
Różowe oczy przyglądały się przedmiotom ze stoiska starego wilka i jego córki, absorbując cały ich urok, którym Elijas absolutnie nie był poruszony. Wolał stać z boku i pozerkać na waderę, której towarzystwo zdołało odblokowywać w jasnej głowie kolejne zakurzone zdarzenia.
Kiedy w końcu kolorowe spojrzenie wpadło w jego własne oczy, a wadera prawie podskoczyła w zdziwieniu, odwrócił głowę by nie zrobiło się niezręcznie. Spojrzał na niebieski kamień, badany wzrokiem przez sprzedawcę, tak jakby było go na taki zakup stać.
- Och, kasylyt- rzucił od niechcenia, zwracając na siebie uwagę staruszka, zaś właścicielka kamienia przetuptała z łapy na łapę. Nawet inna klientka zmierzyła go oceniającym wzrokiem. Pod naporem tych par oczu ledwo powstrzymał się od ostentacyjnego ziewnięcia, przypominając sobie że obudził się zaledwie godzinę wcześniej i przecież śpieszyło mu się do własnego łoża. Poczuł się jednak wywołany do tablicy.- Dawniej były używane przez pewien ród jako niezwykle cenny dodatek do farb, na który mało kto mógł sobie pozwolić. Trwały i efektowny. Teraz wybiera się tańszy, syntetyczny zamiennik, jednak… to nie to samo.
Lekko pochylił głowę, by lepiej się przyjrzeć.
- Dobry panie, farba z kasylytu to wyłącznie legendy- ku zaskoczeniu bezwłosego, sprzedawca podjął rozmowę niemalże od razu, i chociaż na jego pysku nie było ani grama wyższości, Aeskeron poczuł lekką irytację tak szybkim zanegowaniem jego wiedzy- Słyszałem o tymi widziałem parę obrazów, ponoć stworzonych z tym materiałem, jednak nie były one niczym specjalnym. Poza tym, kasylyt od zawsze był przede wszystkim jednym z piękniejszych kamieni do tworzenia biżuterii, kto by go niszczył w ten sposób?
- Artyści, proszę pana. Jeśli widział pan obrazy namalowane przy pomocy kasylytu, w takim razie wciskali panu kit, ewentualnie jest pan skrajnym ignorantem, chociaż mam powody by wątpić w to drugie- na pysku Elijasa zakwitł czarujący uśmiech, chociaż wilk wcale nie miał ochoty się uśmiechać. Kultura jednak wygrała- Przede wszystkim, obok samego kasylytu nie da się przejść obojętnie, a tym bardziej ten kto ma oczy nie ominie obrazu zwieńczonego farbą z tego kamienia. Sam maluję odkąd się urodziłem, więc widziałem niejedno, a jednak kasylyt na płótnie widziałem tylko raz w życiu. W Zamku Królewskim. Tego widoku nie da się zapomnieć.
Uśmieszek nadal rozświetlał jego oblicze, podczas gdy brwi starszego wilka powędrowały nisko, ściskając się w skupieniu. Wyglądał jakby coś dogłębnie analizował, i chociaż nie dał po sobie poznać nagłego olśnienia, artysta rzucił mu za dużo wskazówek a propos swojego nazwiska żeby nie wiedzieć. Na piękną Vartię, w końcu ile ten handlarz mógł w swoim życiu spotkać Aeskeronów noszących się tak elegancko i dumnie, które miały pojęcie o rzadkich kamieniach i farbach z nich zrobionych? Już abstrahując od wizyt w Królewskim Zamku, był wtedy zaledwie szczenięciem, ale tego doświadczenia nie miał czelności zapomnieć.
Zapadła chwila ciszy. Stary zaczął znów oglądać kamień, klientka pożegnała się z drugą sprzedawczynią, a młoda Teneriska, która gdzieś spadła na drugi plan… no, niemal przestraszyła malarza swoim nagłym doskokiem.
- Ty rzeczy malujesz? Kamieniami też malujesz?
Elijas zrobił pół kroku w tył, ledwo się powstrzymując przed odepchnięciem wadery telekinezą. Zresztą, nie dość że byłoby to niekulturalne, to nawet gdyby chciał to nie mógłby tego zrobić. Zdawał sobie doskonale sprawę, że jego moce były w znacznej mierze unieszkodliwione ze względu na pewien specyfik który przydał się w nocy. Noc minęła, on chciał wrócić do domu i to przetrawić, ale wyszło jak zwykle. Ugryzł się w swędzący język żeby powstrzymać go od wysunięcia z zębatej paszczy i odczekał chwilę, aż brązowa zdała sobie sprawę, że powinna się odsunąć chociaż o kawałek.
- Owszem, maluję… ale tylko farbami. Za mało mi płacą, żebym malował kamieniami.
Uśmiechnął się, jednak tylko delikatnie. Po tej krótkiej wymianie zdań miał już tylko ochotę się wycofać i wrócić do leża, tak jak planował w momencie, w którym dowiedział się że ma zbierać chudą dupę, bo jego towarzysz zapomniał że jego siostra wraca wcześniej z wyjazdu. Tak, iść spać i mieć święty spokój, to był dobry plan… z drugiej strony, błysk w oczach obcej wilczycy wzbudził w nim dziwną ciekawość, jakby mogła mu coś zaoferować.
A przecież mógłby się wyspać.
<Xevo?>
Słowa:1010 = 70 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz