- Oczywiście, że tak! - poprawiła ją Xeva, zamiatając podłogę ogonem. Pyłki kurzu unosiły się w powietrzu, błyszcząc w świetle słońca wpadającym przez okno.
- Cieszę się, że panie sie zgadzają. To trudne zadanie, ryzyko jest wysokie, ale wasze doświadczenie na pewno się wam przyda. Głównie pani wiedza, pani Karwielo.
Lerdis wyprostowała się z dumą, a na jej jasnym pysku pojawił się butny uśmiech.
- To co, ruszamy? - rzuciła nagle Xeva i, nie czekając na odpowiedź, podniosła się z poduszki i niemalże otrzepując się w biegu, wybiegła z pokoju.
- Xeva, czekaj! - krzyknęła za nią żółtooka wadera. Zerwała się z poduszki i zacisnęła zęby na jedynej części ciała Teneriski, jaka została w pokoju - czyli na końcówce długiej kity.
Rozległo się szuranie i rozpaczliwe drapanie pazurów po drewnie, kiedy odkrywczyni próbowała odzyskać równowagę. W końcu jednak odzyskała równowagę i stanęła na czterech łapach. Odwróciła się i spojrzała na Karwielę wzrokiem zdziwionego szczeniaka, który nie rozumie, czemu matka go upomina.
- Xeva, ale co ty robisz?
Ciemna samica przekrzywiła głowę, stawiając długie uszy na sztorc.
- Ale jak to ,,co"? Ja na wyprawę idę. Zadania ty nie słyszałaś? - odparła, jakby właśnie zapytano ją o najoczywistszą z oczywistości.
- Ale tak nagle? Nie poczekasz, aż spotkanie się skończy? A co, jak musimy wiedzieć coś jeszcze? Poza tym wyruszamy dopiero jutro.
- Ale po co jutro. Bez sensu jak można teraz.
Karwiela zmarszczyła brwi i przymrużyła oczy. Tym razem to ona wyglądała, jakby miała zapytać ,,ale jak to?".
- Jak to ,,bez sensu"?
- Przecież nie zdąży się pani przygotować, pani Xevo - wtrąciła się rejestratorka. - Co z prowiantem, co z kryształami obronnymi, co z wyspaniem się i zabraniem odzienia? A zioła, bandaże? Apteczka?
Piegowata zamrugała i skrzywiła się, zupełnie, jakby właśnie ktoś zapytał ją, dlaczego jest wilkiem, a nie reniferem.
- Po co mam do jutra czekać z tym? Odzienie już mam, króliki po drodze kupimy lub głodne będziemy, a apteczka i kryształy niepotrzebne są, bo bez nich jest zabawniej. Poza tym tylko z wilkami rozmawiać będziemy, niepotrzebne jest nam to na razie.
Karwiela i rejestratorka wymieniły się spojrzeniami.
- A pan Deharo?
- Jak coś ciekawego znajdziemy, to mu przekażemy - strzepnęła ogonem różowooka. - A jak nie, to i tak następnego dnia spotkamy się.
- No nie wiem Xeva, czy to taki dobry pomysł. Może lepiej się wyspać i zjeść przed podróżą... - Zmarszczyła brwi Karwiela.
- A co, bez tego wyruszyć boisz się?
Lerdis podniosła powoli łeb i zlustrowała Xevę spojrzeniem zimniejszym niż najgorsza z zamieci Królestwa. Ta jednak się nie łamała i uśmiechała się niewinnie, dysząc pociesznie. W jej różowych oczach czaiła się jednak żywa, błyszcząca złośliwość.
xXx
Cień jednego z budynku wioski znajdującej się na środku zimowego pustkowia zgęstniał. Czarna ściana zafalowała, gdy COŚ wstępowało w jej środek. Uniosło powykrzywiany, zgniły łeb, jakby węszyło i otworzyło pysk, w któym znajdowało się kilka rzędów ostrych zębów. Z jego gardła nie wydobył się jednak żaden dźwięk. W końcu COŚ nie oddychało.
Patrzyło jednak. Patrzyło na nią i na tę dziwną waderę koło niej. Zastanawiało się, jak działa jej dziwny ogon.
Usłyszało szmer kilka metrów od siebie.
Garbarz wyszedł z warsztatu. Otrzepał się i spojrzał na magazyn, pod którego ścianą leżały poprzewracane kosze, a susząca się skóra wisiała na poskręcana na pozrywanych sznurach.
,,Dziwne", pomyślał. ,,Dzisiaj przecież nie ma wiatru".
Strzepnął jednak ogonem, posprzątał i wrócił do pracy, zapominając o tym zupełnie.
<Kaaaaarwieloooo?>
Słowa: 540 = 32 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz