Krainę Wiecznie Skutą Lodem otaczał mrok. W świetle księżyca, który co jakiś czas wyglądał zza gęstych chmur tańczyły duże, lepkie płatki śniegu. Lasy przepełniała gęsta, niemalże namacalna ciemność, a powietrze pachniało chłodem. Morphydiony spływały w głębiny, aby zapaść w letarg, a wielkie stada reniferów na równinach zbierały się razem, albowiem nawet i one odczuwały dotkliwe zimno. Północ o tej porze roku była niczym czarna plama na mapie - niezbadana, dzika i niebezpieczna.
Ale na środku tej plamy jaśniało światło. Światło ciepłe i gościnne.
Królestwo Północy bowiem nigdy nie zamarzało. Uliczne lampy wraz z gorejącymi kominkami karczm rozświetlały noc, a mimo mrozu na drogach Centrum kręciły się setki wilków. Trwały huczne przygotowania - przygotowania do Święta Wielkiego Obdarowywania. Rynek został udekorowany barwnymi chorągiewkami, a sprzedawcy różnorakiej maści otwierali stoiska przygotowane specjalnie na tę wyjątkową okazję oferując nie tylko potencjalne prezenty, ale również potrawy - te tradycyjne, jak i egzotyczne - oraz ciepłe napitki. Powietrze wypełniał zapach przypraw korzennych, kadzideł i świeżych skór, z których zrobione były wystawione na sprzedaż płaszcze.
Właśnie jeden z nich przykuł uwagę Aarveda. Przystanął i zadarł głowę, uważnie oglądając oferowane przez straganiarza towary. Okrycia małe i duże, długie i krótkie, z kołnierzem i bez... Niektóre uszyte z najzwyklejszej skóry renifera, inne podbijane owcą śnieżną albo królikiem, z kolorowymi lamówkami, wstążkami lub skomplikowanymi wiązaniami na piersi.
Wojownika interesowało jednak palto wiszące na samym środku wystawy - niewielkie odzienie z wbudowanym panelem na tors zrobionym z ciemnobrązowej skóry. Góra płaszcza była wykonana z bielonego futra szarego renifera.
Poprosił sprzedawcę, aby zdjął przedmiot z wieszaka. Gdy ten mu go podał, przy okazji zachwalając jakość wykonania, Aarved przeciągnął łapą po sierści. Była zadziwiająco miękka. Obrócił ubranie i przyjrzał się dokładnie jego przodowi. Płaszcz wiązany był pod brzuchem, na piersi i po bokach białymi wstążkami, co umożliwiało regulację gorsetu. Otwór na szyję wykończony był kołnierzykiem z futra arktycznego zająca, a pod nim widniały wytłaczane symbole - jeden z nich, yrdwa, mający wskazywać drogę do domu, a drugi, padann, chronić przed nieszczęściami. One, jak i wycięte magią gałązki cisu, przetarte zostały białą farbą, co sprawiało, że wgłębienia były lepiej widoczne. Szwy układały się w zygzak i były białe.
Zielonooki wyciągnął sakiewkę. W końcu po to tu przyszedł, czyż nie? ,,Na pewno jej się przyda", pomyślał. ,,Przynajmniej będzie miała coś ciepłego i porządnego".
xXx
Mimo radosnej atmosfery wypełniającej ulice Królestwa, ciepło nadchodzącego święta nie wszędzie sięgało. Radość z otrzymywania i wręczania podarków nie gościła tam, gdzie było zbyt biednie, aby wydawać.
Obrzeża. Migocząca lampa ze starym kryształem magicznym na zakręcie. Gdzieś w oddali poniosło się przekleństwo, a po chwili waderzy płacz. I znów cisza.
W okrąg mrugającego światła wsunęła się wątła postać. Dygocząc z zimna, powlokła się na długich, mokrych łapach wzdłuż ulicy. Nawet świeży śnieg nie potrafił sprawić, że drogi Obrzeży wyglądały spokojnie i czysto.
Do jej nozdrzy dotarł zapach wymiocin, ale wadera była zbyt zmarznięta, aby zwrócić uwagę na smród lub na pijaka ze zlodowaciałym futrem, który był jego źródłem. Poskręcane rogi rzuciły cień na pobliski mur, gdy samica stanęła przy drzwiach niewielkiego szeregowca. Wielkie, okrągłe oczy błysnęły w świetle lampy, gdy odwróciła głowę, uległszy swojej paranoi. Jak zwykle wydawało jej się, że ktoś ją śledzi. Na szczęście jednak była sama.
Otworzyła drzwi i weszła. Wiotkie nogi podreptały do zabrudzonego smołą kominka. Po chwili szczękanie zębów zagłuszył trzask palącego się drewna.
Wadera wzięła głęboki oddech. Jak zwykle w czasie świąt miała dużo pracy. Czuła się wykończona, a całe ciało bolało. Wyciągnęła łapę i położyła na niej sakiewkę. Ten ciężar przypomniał jej, że było warto.
Odwróciła się i już miała pójść po świeży śnieg do zagotowania, gdy zamarła. Na starym, poobijanym i poobgryzanym stole leżała paczka. Samica poczuła nagły przypływ radości. Podbiegła do pakunku i ostrożnie rozwiązała taśmę trzymającą razem ozdobny papier. Jej oczom ukazał się dokładnie złożony płaszcz z bielonej sierści szarego renifera. Poczuła, jak łzy pieką ją pod powiekami. Uniosła go, niemal nie mogąc uwierzyć własnym oczom i szybko odrzuciła na bok.
Na dole leżała karteczka. Momentalnie chwyciła ją telekinezą i z bijącym sercem przeczytała dwa zdania, jakie na niej widniały.
,,Mam nadzieję, że dobrze ci się przysłuży. Uważaj na siebie".
Podpisano: Aarved.
Odwróciła ją, zagryzając zęby w nadziei.
Ale znów nie było adresu.
Nagroda: 300 KŁ + 3 punkty do statystyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz