Kilka godzin później czwórka basiorów, razem ze śpiewaczkami, wyszła przed karczmę. Była już późna noc, a ulice świeciły pustkami. Przez chwilę towarzystwo jeszcze stało razem, śmiejąc się i głośno dyskutując, a obłoki pary z ich pysków unosiły się w świetle karczmiennego światła i znikały na tle atramentowego nieba. Drobne płatki śniegu powoli opadały na ziemię, czasami wirując, gdy zawiał mroźny wiatr.
W końcu jednak rozeszli się - Enzo, Aeron oraz dwie malisabiskie śpiewaczki ruszyli wgłąb miasta, a Yothiel z towarzyszącą mu agropiuską skierowali się na północ. Jedynie Aarved oraz jego nowa znajoma rasy Quatar zostali na miejscu.
Basior oparł się o kolumnę przy wejściu, śmiejąc się razem z artystką z głupiego żartu, który opowiedziała.
- Swoją drogą, jak ci na imię? - zapytał Aarved, gdy w końcu udało mu się złapać oddech, uświadamiając sobie, że jeszcze się sobie nie przedstawili.
- Aisling z rodu Alhiona - odparła, ocierając łzę. - A ty?
- Aarved.
- Po prostu Aarved? - przekrzywiła głowę, a jej ogon pokiwał się z lewa na prawo.
- Po prostu Aarved - rzekł basior, mając zbyt dobry nastrój, aby się skrzywić.
- Czy pan ,,po prostu Aarved” chciałby odprowadzić mnie do domu? Nie lubię chodzić po mieście po zmroku - zaproponowała, uśmiechając się uroczo.
- Ależ oczywiście. O ile pani pani Aisling z rodu Alhiona poprowadzi - odwzajemnił gest, również się uśmiechając.
- Jasne, że poprowadzi.
I chwyciła filuternie zębami za wiązanie płaszcza na piersi wojownika. Aarved zrównał się z nią krokiem, ustawiając się od strony wiatru i ruszyli w ciemność.
Aisling była wysoką waderą o długich łapach i nieskazitelnie białej, błyszczącej w świetle lamp sierści. Nosiła jasną opokę z długim trenem zakrywającym jej ogon oraz tylne nogi aż po stawy skokowe. Uniosła głowę, którą zdobił pasek ciemnej sierści przebiegającej przez oczy i wbiła spojrzenie turkusowych tęczówek w basiora.
Aarved zerknął na nią i uśmiechnął się, przysuwając się nieco bliżej.
- Od kiedy śpiewasz po karczmach? - zagadnął.
Zamrugała i zmarszczyła brwi, wyraźnie próbując sobie przypomnieć konkretną datę.
- Chyba od trzech lat - odparła niepewnie, ale po chwilę przymrużyła powieki i przesunęła pyskiem po jego szyi. - A podobało ci się, panie wojowniku?
- Ależ oczywiście - odparł, odsuwając się nieco, aby móc spojrzeć jej w źrenice. Kącik jego pyska powędrował w górę, gdy basior wymruczał głębokim tonem: - tylko najgorszy z ignorantów przeszedłby obojętnie obok takiego talentu. I takiego piękna.
Wadera oblała się czerwonym rumieńcem pod białą sierścią, a włosy na jej karku uniosły się. Przez chwilę wpatrywała się w niego oszołomiona, ale po chwili zamrugała i zadziorność wróciła w jej piękne, lśniące ślepia.
- A czy wojownicy znają jakieś pieśni?
Tym razem to Aarvedowi odebrało mowę. Odchrząknął po chwili.
- Ależ oczywiście, że znają, ale… Hm, bardzo daleko im do waszych piosenek.
- Zaśpiewaj mi proszę - znów musnęła jego brodę swoim czołem, ruszając do przodu. Zielonooki skrzywił się.
- Nie śpiewam dobrze, nawet w połowie tak dobrze jak ty - spróbował się wywinąć, ale wadera nalegała.
- Och, proszę - naciskała, trzepocząc filuternie rzęsami. Coś w tych niebieskich oczach, w sposobie, w jakim światło tańczyło w tych niebieskich tęczówkach, sprawiło, że Aarved na moment zapomniał, gdzie był. Błyski ulicznych lamp tańczyły między pręgami różnych odcieni, przypominając jednocześnie świeży śnieg oraz najpiękniejsze klejnoty koronne.
W końcu jednak rozeszli się - Enzo, Aeron oraz dwie malisabiskie śpiewaczki ruszyli wgłąb miasta, a Yothiel z towarzyszącą mu agropiuską skierowali się na północ. Jedynie Aarved oraz jego nowa znajoma rasy Quatar zostali na miejscu.
Basior oparł się o kolumnę przy wejściu, śmiejąc się razem z artystką z głupiego żartu, który opowiedziała.
- Swoją drogą, jak ci na imię? - zapytał Aarved, gdy w końcu udało mu się złapać oddech, uświadamiając sobie, że jeszcze się sobie nie przedstawili.
- Aisling z rodu Alhiona - odparła, ocierając łzę. - A ty?
- Aarved.
- Po prostu Aarved? - przekrzywiła głowę, a jej ogon pokiwał się z lewa na prawo.
- Po prostu Aarved - rzekł basior, mając zbyt dobry nastrój, aby się skrzywić.
- Czy pan ,,po prostu Aarved” chciałby odprowadzić mnie do domu? Nie lubię chodzić po mieście po zmroku - zaproponowała, uśmiechając się uroczo.
- Ależ oczywiście. O ile pani pani Aisling z rodu Alhiona poprowadzi - odwzajemnił gest, również się uśmiechając.
- Jasne, że poprowadzi.
I chwyciła filuternie zębami za wiązanie płaszcza na piersi wojownika. Aarved zrównał się z nią krokiem, ustawiając się od strony wiatru i ruszyli w ciemność.
Aisling była wysoką waderą o długich łapach i nieskazitelnie białej, błyszczącej w świetle lamp sierści. Nosiła jasną opokę z długim trenem zakrywającym jej ogon oraz tylne nogi aż po stawy skokowe. Uniosła głowę, którą zdobił pasek ciemnej sierści przebiegającej przez oczy i wbiła spojrzenie turkusowych tęczówek w basiora.
Aarved zerknął na nią i uśmiechnął się, przysuwając się nieco bliżej.
- Od kiedy śpiewasz po karczmach? - zagadnął.
Zamrugała i zmarszczyła brwi, wyraźnie próbując sobie przypomnieć konkretną datę.
- Chyba od trzech lat - odparła niepewnie, ale po chwilę przymrużyła powieki i przesunęła pyskiem po jego szyi. - A podobało ci się, panie wojowniku?
- Ależ oczywiście - odparł, odsuwając się nieco, aby móc spojrzeć jej w źrenice. Kącik jego pyska powędrował w górę, gdy basior wymruczał głębokim tonem: - tylko najgorszy z ignorantów przeszedłby obojętnie obok takiego talentu. I takiego piękna.
Wadera oblała się czerwonym rumieńcem pod białą sierścią, a włosy na jej karku uniosły się. Przez chwilę wpatrywała się w niego oszołomiona, ale po chwili zamrugała i zadziorność wróciła w jej piękne, lśniące ślepia.
- A czy wojownicy znają jakieś pieśni?
Tym razem to Aarvedowi odebrało mowę. Odchrząknął po chwili.
- Ależ oczywiście, że znają, ale… Hm, bardzo daleko im do waszych piosenek.
- Zaśpiewaj mi proszę - znów musnęła jego brodę swoim czołem, ruszając do przodu. Zielonooki skrzywił się.
- Nie śpiewam dobrze, nawet w połowie tak dobrze jak ty - spróbował się wywinąć, ale wadera nalegała.
- Och, proszę - naciskała, trzepocząc filuternie rzęsami. Coś w tych niebieskich oczach, w sposobie, w jakim światło tańczyło w tych niebieskich tęczówkach, sprawiło, że Aarved na moment zapomniał, gdzie był. Błyski ulicznych lamp tańczyły między pręgami różnych odcieni, przypominając jednocześnie świeży śnieg oraz najpiękniejsze klejnoty koronne.
Po ułamku sekundy zamrugał i westchnął.
- Proszę, chcę usłyszeć, co śpiewają wilki żyjące na polu bitwy, gotowe oddać życie za Królestwo i wstąpić w salony Eruzana, ach… - rozmarzyła się.
,,To nie jest tak poetyckie, jak myślisz”, pomyślał basior, ale zaczął przeszukiwać swoją pamięć w poszukiwaniu jak najmniej ordynarnego tekstu. W końcu odchrząknął i zaczął podśpiewywać:
- ,,I gdzie księżyc wita toń
Ty przybliżasz swoją skroń
Oczy blade i sierść śnieżna
Moja chcic… Miłość! jest potężna"
- Bardzo dobrze ci szło, myślałam, że będzie gorzej. I co dalej? - zagadnęła Asiling.
- Nie pamiętam. Tej nie słyszałem zbyt często - skłamał Aarved, zastanawiając się, jak zmienić temat. Był pewien, że Aisling nie spodobałaby się reszta tej piosenki. - Zresztą, najwięcej śpiewamy podczas marszu, żeby utrzymywać rytm.
- Jak szybko maszerują wojska, skoro musicie pilnować rytmu? - Quatar przekrzywiła łeb i zaraz się zaśmiała, kiedy basior ruszył w przód, momentalnie zostawiając ją w tyle. - Hej, czekaj! Idziesz w złą stronę!
Dogoniła go biegiem i figlarnie uszczypnęła za uchem. Samiec zwolnił i ugryzł ją lekko w kark, na co wilczyca wyprężyła się i zamachała ogonem. Uniosła głowę, opierając ją na jego szyji, ale po chwili odwróciła ją i spojrzała na budynek za nimi.
- Och... To już tutaj - powiedziała zaskoczonym głosem.
,,To nie jest tak poetyckie, jak myślisz”, pomyślał basior, ale zaczął przeszukiwać swoją pamięć w poszukiwaniu jak najmniej ordynarnego tekstu. W końcu odchrząknął i zaczął podśpiewywać:
- ,,I gdzie księżyc wita toń
Ty przybliżasz swoją skroń
Oczy blade i sierść śnieżna
Moja chcic… Miłość! jest potężna"
- Bardzo dobrze ci szło, myślałam, że będzie gorzej. I co dalej? - zagadnęła Asiling.
- Nie pamiętam. Tej nie słyszałem zbyt często - skłamał Aarved, zastanawiając się, jak zmienić temat. Był pewien, że Aisling nie spodobałaby się reszta tej piosenki. - Zresztą, najwięcej śpiewamy podczas marszu, żeby utrzymywać rytm.
- Jak szybko maszerują wojska, skoro musicie pilnować rytmu? - Quatar przekrzywiła łeb i zaraz się zaśmiała, kiedy basior ruszył w przód, momentalnie zostawiając ją w tyle. - Hej, czekaj! Idziesz w złą stronę!
Dogoniła go biegiem i figlarnie uszczypnęła za uchem. Samiec zwolnił i ugryzł ją lekko w kark, na co wilczyca wyprężyła się i zamachała ogonem. Uniosła głowę, opierając ją na jego szyji, ale po chwili odwróciła ją i spojrzała na budynek za nimi.
- Och... To już tutaj - powiedziała zaskoczonym głosem.
- Nie zauważyłaś, że się zbliżamy? - zapytał wilk, muskając nosem jej czoło. Zerknął na nią, a ta zaczerwieniła się i odwróciła spojrzenie. - Powiedziałaś mi nawet, że idę w złym kierunku.
- Cóż... - zaczęła i zachichotała niepewnie. - Chyba straciłam poczucie czasu... Troszkę.
- Przestrzeni również? - wymruczał cicho Aarved. Aisling rozłożyła uszy z pędzelkami na boki, uśmiechając się filuternie i zerknęła na niego spod rzęs.
- Przestrzeni również. Rzadko się zdarza, że wojownicy odprowadzają mnie do domu. Może... Chciałbyś wejść i zobaczyć, jak się urządziłam?
- Bardzo chętnie - odparł wilk, uśmiechając się, a jego nadzieje przypieczętował pocałunek w policzek. Zanim jednak zdążył zareagować, wadera prześlizgnęła się pod jego głową, na koniec muskając jego brodę końcówką ogona. Weszła na schody, otworzyła drzwi i zerknęła za siebie, kręcąc lekko biodrami z lewa na prawo.
- Zapraszam.
Nagroda: 300 KŁ + 3 punkty do statystyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz