- Dobrze to przemyślałam - odparła wadera. Kiwnął głową na znak, że rozumie. Zauważył kątem oka, że jego towarzyszka stroszy sierść i wyraźnie jest jej zimno. Niestety nie mógł jej pomóc. Sam w miarę dobrze znosił niskie temperatury - zawdzięczał to genom swojego dziadka od strony ojca, który był rasy Sivairus. Dzięki niemu miał grube, dwuwarstwowe futro. Westchnął i położył się na kamieniu. Śnieżyca dalej szalała i nie zanosiło się na to, by miała szybko się skończyć.
- Dlaczego Ash uciekła w zamieć? - zapytał, chcąc jakoś zabić czas. Spero wstała i zaczęła krążyć po niewielkiej jamie, w której się schowali. Pewnie chciała się ogrzać, albo nie mogła usiedzieć.
- Ma głupie pomysły i niekoniecznie chce jej się słuchać starszych - westchnęła w odpowiedzi.
- No tak, szczeniaki tak miewają - przyznał basior.
Znów zapadła cisza, ale nie została ona tym razem przerwana przez wojownika. Milczenie przedłużało się nieubłaganie. Wilk widział, jak niebieskooka źle znosi czekanie.
W końcu jednak wiatr zaczął powoli zwalniać, a śnieg nie padał tak gęsto. Burza cichła. Gdy było na tyle spokojnie, że mogli wyjść, Aarved wstał.
- Chyba jest bezpiecznie.
- Świetnie. Chodźmy - odparła Spero i szybko wytruchtała z ich kryjówki. Rogaty rozejrzał się po otoczeniu. Byli w wąwozie i teraz miał okazję dokładnie go obejrzeć. Ściany nie były bardzo strome, jednak nie na tyle, aby nie udało mu się po nich wspiąć. Wątpił jednak, by szczenięciu udało dokonać się tego samego. W takim razie Ash musiała iść do przodu. Albo wyszła z parowu w miejscu, gdzie teren się wyrównywał, albo dalej w nim tkwiła. ,,W takim razie jest jeszcze nadzieja", pomyślał wilk, podążając za niebieską wilczycą. Śnieg przykrył wszystkie ślady. Próbował węszyć, ale nic nie wyczuł.
- Ashaya! - krzyknęła samica. Nie było odpowiedzi.
- Nie mogła pobiec daleko - mruknął wilk, próbując ją pocieszyć. - Jak szybko zauważyłaś, że jej nie ma i zaczęłaś jej szukać?
- Natychmiast. Trenowałyśmy zaklęcia, więc jak postanowiła się ulotnić, momentalnie za nią poszłam. Jest jednak o wiele szybsza ode mnie.
- To znaczy, że nie mogło was dzielić tak dużo. Chyba że zdecydowała się iść pod wiatr w śnieżycę - zaczął myśleć na głos Aarvad.
- Nie jest aż tak głupia. Raczej się schowała, albo przeczekała... gdzieś - westchnęła Spero.
Biegli już dobry kwadrans, a młodej wilczycy nadal nigdzie nie było widać. Basior zaczynał się coraz bardziej niepokoić, szczególnie, że po chwili wąwóz się skończył. Teren się podwyższył, a wilki wyszły na zasypaną śniegiem polanę. Cętkowany samiec spojrzał kątem oka na waderę, ale nie był w stanie odczytać jej emocji.
- Przeszukajmy okolicę - zaproponowała i odwróciła się. Gdy odeszła, westchnął. ,,Jeśli wkrótce nie znajdziemy małej, będę musiał zabrać Spero do zwiadowców, aby zorganizowali akcję poszukiwawczą. Nie wiem tylko, czy to coś da. Jeśli dzieciak nie odnajdzie się przed zmrokiem, chyba nie będzie sensu dalej tego ciągnąć, skoro to szczenię. Raczej nie poradzi sobie na mrozie", pomyślał. Żal mu jednak było nie młodej wadery, a niebieskiej towarzyszki. Potrząsnął szybko głową, upominając się, że nie powinien wybiegać myślami wprzód i aby odgonić emocje. Ruszył w głąb lasu, szukając jakichkolwiek śladów. Czuł, że śnieg jest głęboki, zapadały mu się w nim łapy. Łatwiej było iść pod drzewami. Oprócz własnych odcisków, zauważył również tropy łosia oraz paru królików. Podniosło go to na duchu. Może Ash udało się jakiegoś upolować.
Nigdzie jednak nie było jej widać. Po pół godzinie zorientował się, że krąży w kółko, a szczenięcia ani widu, ani słychu. Zrezygnowany zawrócił w stronę, w którą poszła jego towarzyszka z zamiarem namówienia jej na zgłoszenie się do oddziału zwiadowców. Przechodził właśnie koło dużej kłody, kiedy usłyszał krzyk.
- Aarved!
Ruszył momentalnie przed siebie i błyskawicznie odnalazł Spero. Już otwierał usta, aby zapytać, co się stało, kiedy zamarł. Niebieska sierść wadery odbijała się od śniegu i to najpierw przykuło jego uwagę. Potem dostrzegł jej położone uszy i podkulony ogon, a dopiero po chwili to, na co patrzyła. Przed sobą mieli scenę pobojowiska. Dwa drzewa złamane były w pół, na trzecim kora zwisała w wielkich, zdrapanych płatach. Ziemia była przeorana, w niektórych miejscach widniały szerokie dziury. Najciekawsze jednak dla basiora okazały się tropy, których było pełno wokół miejsca zbrodni. Zniżył głowę i podszedł do nich, uważając, by niczego nie zadeptać. Dostrzegł duże ślady wilczych łap. Były one nieco mniejsze niż jego i z pewnością należały do dwóch różnych osobników. Obszedł obszar dookoła i w końcu znalazł to, czego szukał - w jednym miejscu w śniegu widniały odciski szczenięcia. Reszta musiała zostać zatarta przez walkę, która niewątpliwie miała miejsce. Podniósł łeb i spojrzał za siebie - na długą rynnę w białym puchu. Ktoś musiał być tędy ciągnięty. Ruszył za nią w głąb lasu i znalazł kolejny krąg wytartej ziemi. Najwyraźniej ofiara stawiała opór i udało się jej wyrwać. Zauważył kilka kropel krwi, która prysnęła na śnieg. Nie wiedział, czy oberwali prześladowcy, czy zakładnik. Podejrzewał jednak to drugie, bo ślady wleczenia wyrywającego się wilka zniknęły. Najwyraźniej napastnicy albo dobrze związali swojego przeciwnika, albo ogłuszyli, a potem ponieśli - na plecach lub telekinezą. Tropy dużych wilków prowadziły dalej w las.
Aarved zawrócił, czując, jak serce mu bije. Szykowało się coś dużego.
Spero dalej stała na polanie, oglądając szkody. Basior stanął w miejscu, w którym znalazł szczenięce odciski i zawołał ją.
- Czy to mogą być ślady Ash? - zapytał. Wadera kiwnęła głową. Rogaty westchnął i wskazał głową za siebie. - Myślę, że ją porwano.
<Spero?>
Słowa: 877
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz