Mój dzień miał się dziś delikatnie różnić od mojej codzienności, choć zaczął się jak każdy inny. Jego inność powodowana była delikatną zmianą w planach. Zamiast jak co dzień siedzieć z nosem w książkach od rana do... no cóż, rana, chciałam przejść się na Pole Ćwiczebne położone w Dystrykcie II. Przez ostatni tydzień nie robiłam nic poza próbami przeczytania wszystkiego co udało mi się znaleźć na temat nowego zaklęcia wyszukującego i koniecznie chciałam je w końcu przetestować. Ostatniej nocy możliwe, że trochę przesadziłam z przygotowaniami, ale zaklęcie to wymaga niesamowitego skupienia i wolałam się upewnić, że doskonale je zrozumiem, zanim podejmę się prób użycia go.
Ziewając więc solidnie i potrząsając od czasu do czasu głową dla rozbudzenia brnęłam przez nowiutki śnieg, nie poruszony jeszcze przez najmniejsze stworzenie. Zdziwiłam się jego widokiem, bo dopiero po zobaczeniu tak świeżego puchu zorientowałam się jak bardzo zaczytana musiałam być. W końcu normalna osoba, która praktycznie zarwała noc, w którymś momencie spojrzałaby na zewnątrz i zauważyła śnieg. Zastanawiałam się który to już raz coś takiego mi się przytrafiło, ale jakoś nie potrafiłam zliczyć. Nie istotne, czy powinnam się przejąć podobnym wnioskiem, bo ostatecznie wzruszyłam na to w myślach ramionami. To nie tak, że mi się to jakoś bardzo nie podoba, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że ktoś mógłby mnie zgonić za podobne zachowanie.
Dotarłam na Pole Ćwiczebne szybciej niż sądziłam, ale najwyraźniej godzina była dość niesprzyjająca treningom, bo nie zastałam tam żywej duszy. Dla pewności wypróbowałam zaklęcie. Przy okazji mogłam sprawdzić, czy nie wybuchnie mi jakimś niespodziewanym magicznym rykoszetem prosto w pysk. Na szczęście niczym nie oberwałam, co dość mnie ucieszyło, bo z tymi nowymi, skomplikowanymi zaklęciami, to nigdy nie wiadomo. Niestety z zaklęcia wynikało też, że naprawdę nikogo tu nie ma poza mną. Westchnęłam głęboko zawiedziona tym wyludnieniem. Może mieli dziś jakiś specjalny trening? A może specjalnie utrudniają półżywemu magowi życie?
Zaśmiałam się z tej niedorzecznej myśli i zaczęłam rozważać gdzie mogłabym teraz pójść, by spróbować wyszukać coś żywego. Może wycieczka tutaj nie była aż taką stratą czasu. Skoro wiem, że zaklęcie jest względnie bezpieczne, mogę bez problemu użyć go w praktyce. Zaraz przyszedł mi na myśl dość prosty sposób na korzystanie z niego. Skierowałam wiec swoje łapy w stronę Bumari. W końcu proste sposoby sprawdzania w praktyce są najlepsze. Wybrałam Bumari, a nie Las Ayre, bo tam zwierzęta się aż tak nie chowają, więc nie będę miała problemów z potwierdzeniem ich obecności we wskazanym miejscu, a w końcu nie chcę przecież na nie polować, tylko ich szukać.
Gdy szłam przez Bumari z aktywowanym zaklęciem szukając czegoś żywego w zasięgu mojej magii nagle wykryłam coś drobnego biegnącego w moim kierunku. Zatrzymałam się obserwując i nasłuchując chwilę. Zaraz zorientowałam się, że za małym zwierzątkiem biegnie z zawrotną prędkością coś większego. Zastanowiło mnie to, więc przypatrywałam się przez parę chwil tej pogoni. Jakbym na to nie patrzyła wyglądało to jak polowanie, szczególnie, że gdy większy dogonił małego za chwilę moje zaklęcie przestało wykrywać drobne zwierzątko, pozostawiając tylko większego osobnika. Postanowiłam podejść i to sprawdzić.
Na miejscu zobaczyłam waderę z morką, uwaloną w śniegu sierścią, która nie przejmując się bożym światem z ogromnym zapałem pałaszowała coś co przypominało z ucha królika i pewnie nim było. Pokręciłam z niezadowoleniem głową. Czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę, gdzie jest?
- Zdaje sobie pani sprawę, że polowanie nad Bumari jest zabronione, prawda? - zapytałam nieznajomej, na co ona aż podskoczyła zaskoczona, najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. - Możesz za to dostać sporą grzywnę.
Wadera wydawała się delikatnie zbita z tropu i trochę zaskoczona moim nagłym zintegrowaniem się tutaj. Zamrugała parę razy patrząc na mnie, po czym zasłoniła sobą królika.
- Nie oddam ci go. To mój królik. Poza tym nie upolowałam go bumerangiem, tylko zębami.
- Czym? - Spytałam wpatrując się w dziwną waderę i zastanawiając się czym jest bumerang. - Chodziło mi o Bumeri, no wiesz, tę rzekę i jej okolicę. Nie można tu polować i grozi za to spora kara. Jeśli chciałaś gdzieś pójść po coś do jedzenia, czemu nie poszłaś do Lasu Ayre? To dość blisko stąd, a tam można polować bez najmniejszego zmartwienia.
Wadera patrzyła na mnie bez słowa szeroko otwartymi oczami. Wydawało mi się, że naprawdę nie wiedziała o zakazie, więc zawahałam się. Nie chciałam psuć nam obu dnia zgłaszaniem tego, ale Bumari jest patrolowane i strażnicy raczej szybko znajdą całą tę krew, która rozbryzgała się na śniegu. Przemyślałam szybko sytuację. Może jeśli pójdę z nią i zaświadczę, że nie wiedziała o zakazie dadzą jej tylko upomnienie? W końcu to tylko jeden królik, a ona chyba nie jest stąd, patrząc po tym bumarangu. gdybym jednak z nią poszła musiałabym zrezygnować z dzisiejszych testów. Westchnęłam przeciągle godząc się z tą myślą.
- Posłuchaj, - odezwałam się po chwili - mogę pójść z tobą i spróbujemy razem wytłumaczyć straży sytuację. Wtedy jest mała szansa, że nie będziesz musiała płacić kary, ale pamiętaj, żeby więcej nie polować w okolicach tej spokojnej rzeki, dobrze?
<Xeva?>
Słowa: 808 = 45 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz