niedziela, 19 września 2021

Od Xevy CD. Elijasa


 Xeva już chciała coś powiedzieć do tego dziwnego, gadziego nieznajomego, ale gdy tylko otworzyła pysk, usłyszała głos sprzedawcy:
- Mogę pani za niego dać sto łusek. 
Wadera podskoczyła w miejscu i już miała zacząć kiwać głową, gdy nagle do rozmowy włączył się Aeskeron.
- Sto łusek? To rozbój w biały dzień - mruknął. - Taka bryłka kasylytu jest warta przynajmniej dwieście. Proszę mieć trochę szacunku dla historycznych materiałów artystycznych. Kilka stuleci temu mógłby pan za nią kupić przyzwoite mieszkanie.
Zapadła chwila ciszy. Sprzedawca zmarszczył brwi i spojrzał z irytacją na bezwłosego wilka, jednak jego nagi pysk nie wyrażał żadnych emocji i przypominał kamienną rzeźbę.
- Ja dwieście poproszę! - odezwała się Xeva, machając ogonem. - Dwieście to więcej jest niż sto, a mi więcej jest potrzeba. 
Stary wilk przez chwilę się wahał, ale w końcu westchnął z frustracją i kiwnął głową. Schował kamień pod ladę i zaczął wykładać błyszczącą walutę na ladę. Wilczyca wpatrywała się wielkimi oczami w coraz bardziej powiększający się stosik, gdy nagle zorientowała się, że dziwny nieznajomy zniknął. Rozejrzała się i ujrzała jego długie uszy na końcu alejki. Zaskomlała. Dlaczego poszedł? Chciała mu podziękować!
Zgarnęła pieniądze do sakiewki i skoczyła w tłum, po drodze gubiąc parę łusek. Zaczęła biec przez zatłoczony targ, usilnie próbując namierzyć gadzinę, co jakiś czas zatrzymując się, aby wypatrzyć swój cel. Nagle jednak straciła go zupełnie z oczu. Rozglądała się rozpaczliwie. ale nigdzie nie było widać szczupłego wilka. 
Nad odkrywczynią ukazał się błękitny okrąg. Wskoczyła na Tarczę, potem drugą i trzecią. Zdobyta wysokość pomogła: jest! Skręcił w boczną alejkę. Samica popędziła w jego stronę, błyskając jasnymi platformami nad głowami przechodniów.
Spadła przed niego. Basior podskoczył z przerażenia, ale po chwili z irytacją otarł pysk z błota, którym ochlapała go Xeva przy lądowaniu.
- Czego pani chce?
- Ja podziękować chcę! - wykrzyknęła samica, szczęśliwa, że znalazła nieznajomego. Mimo że znali się od piętnastu minut, lubiła go jak najbliższego przyjaciela. - Ja dziękuję!
- Zatem proszę - odparł chłodno artysta i minął ją ze wściekłym wyrazem pyska. Dla każdego innego wilka byłby to wyraźny sygnał, że rozmowa została skończona, ale Teneriska z uśmiechem ruszyła za nim. Przy każdym sprężystym kroku spod jej łap pryskały błoto i brudna, śmierdząca woda, a końcówka dzielnie uniesionego ogona kiwała się na boki.
- Miło, że pan prosi, ja dziękuję, mimo że nie wiem, o co pan prosi - zaświergotała. Samiec znów drgnął, słysząc jej głos przy sobie. 
- O nic panią nie prosz...
- O, może obrazy pan mi pokaże? - podekscytowała się wadera. Teraz już nie tylko jej kończyny rozbryzgiwały brud,  bo dołączyła do nich długa kita. - Mój ojciec malował, krew królika z jajkiem mieszał i taaaaakie cudne wazy i skóry, i dywany, i ołtarze... O, a raz namalował nasze polowanie na tekerii, ale ten dzban zbiłam, bo siostra mnie w ucho ugryzła i oddać jej musiałam, a akurat się przewróciła, głupia Xapeia... Po co się przewracała?
- Czy może zostawić mnie pani  w spokoju? - przerwał jej nieznajomy wyraźnie zirytowanym już głosem. Xeva zamrugała w zdumieniu z łapą zamrożoną w powietrzu i monologiem przerwanym w połowie. Po chwili jednak jej pysk znów rozjaśnił się w uśmiechu.
- Ależ nie mogę! - odparła radośnie. - Ja panu odwdzięczyć się muszę!
- Naprawdę nie trz...
-  Mógłby pan przyjść do mnie na herbatkę, albo poszlibyśmy na polowanie... Albo na przygodę do jaskini! Do błękitnej jaskini z kryształu! Z tego... Kasylytu czy jak tam te kryształy sprzedawca nazwał. Nadal uwierzyć nie mogę, że chciał ukraść mnie. Ale pan mi powiedział i panu ja bardzo dzięku...
- Jaskinia z kasylytu? - przerwał jej obcy wilk. Xeva zupełnie nie przejęła się kolejnym niedokończonym monologiem i kiwnęła głową, podekscytowana nagłym błyskiem zainteresowania w nieznajomych oczach. - Mogłaby mnie tam pani zaprowadzić?
~*~
Kilka dni później czekała pod fontanną na rynku Centrum. Słońce jeszcze nie wstało, a przeraźliwy wiatr rzucał jej w pysk niewielkie śnieżynki. Odkrywczyni nerwowo przeskakiwała z łapy na łapę, wbijając buty z koziej skóry w świeży śnieg, który spadł poprzedniej nocy. Było tak zimno, że nawet jej podekscytowanie trochę przygasło, gdy czekała na swojego towarzysza, wciskając nos pod płaszcz.
Nagle jednak w wejściu do jednej z bocznych alejek zamajaczyła dziwna postać. Xeva postawiła uszy, a jej dotąd ukryte w połaciach futra wibrysy wysunęły się do przodu, łapiąc kilka płatków śniegu. Przez chwilę waderze wydawało się, że przed nią stanął wół piżmowy albo żywa kupa futra. Po kilku sekundach dostrzegła jednak jasne oczy świecące w przerwie między warstwami grubej sierści. Zaśmiała się i, oblizawszy się po nosie, przypadła piersią do ziemi, wachlując długim ogonem wysoko nad głową.
- Pan przyszedł, przyszedł pan! Ruszamy? Ruszamy, ruszamy? Ja doczekać się nie mogę!

<Panie Elijasie?>

Słowa: 739 = 42 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics