poniedziałek, 9 listopada 2020

Od Elijasa - Event Halloweenowy - Quest III

 Elijas nie lubił Halloween. Nie lubił szczeniąt, rozdawania im słodyczy, ani przebieranek. W ogóle nie lubił tego okresu w roku.
A to, czego najbardziej nie znosił, to była ta dziwna melancholia. Nijak się ona miała do zabaw w diabły i inne trupiaki, do psujących zęby cukierków, do ganiania po domach z żądaniem ich.
Ale istniała. Istniała, a nawet pojawiała się w dosyć regularnych okresach. Bez żadnej spontaniczności. Powoli, dyskretnie  wkradała się w myśli wilka. Najpierw niepozornie- okoliczne dzieci krzyczą za jakiego ducha czy inne zwłoki się przebiorą, a ty się śmiejesz, bo w końcu duchy to nie tylko te śmieszne, białe prześcieradła. Z czasem niecodzienne myśli zaczynają pochłaniać coraz więcej chwil z doby. Pomyślisz, że dawno nie odwiedzałeś grobu bliskiej niegdyś osoby. No bywa, w końcu skoro umarło, to umarło, po kiego grzyba drążyć temat? Ha, ale żeby to było tylko to! Wiesz, że jednak wypadałoby od czasu do czasu zajrzeć, sprawdzić czy nic nie zmieniło się na moglie, więc zaraz też przychodzą wyrzuty sumienia. I tęsknota. Wtedy już jest do dupy.
- E! Li! Jas!
- Nie jesteśmy na “ty”, smarkaczu- warknął Aeskeron. Szybko odtrącił od siebie szczenię nim młodzieniec zdążył rzucić się na jego łapy i nonszalancko wszedł do drewnianej chaty. Gdy rude stworzenie zostało szarpnięte za nadmiar skóry na karku i zdębiało, wspomniany Elijas zamknął za sobą drzwi i ukłonił się przed stojącą przed nim babką- Dobrze panią widzieć, Inaido.
- Ciebie również- poszarzała wilczyca uśmiechnęła się ciepło, gdy malarz odkładał swoją torbę. Na jej chudych plecach spoczywał narzucony czarny płaszcz, zaś z głowy spływała pasująca kolorystycznie, cmentarna chustka- nie zmieniało to faktu, że niebieskie oczy nie dały się gasić przez grobową atmosferę czy zmęczenie i nadal przypominały niebo podczas pogodnego dnia.
Oba wilki po wymienieniu typowych grzeczności postanowiły poświęcić chwilę na rozmowę o pogodzie, ostatnich wydarzeniach i najbliższych planach, rejestrowanych sumiennie w głowie małego rudzielca. Nawet jeśli dziecior był cichy i grzeczny, niebieskie ślepia wbijał tylko w gościa, czego ten jak na złość zdawał się nie dostrzegać. Widziała to zaś jego opiekunka. 
- Już idziemy, Navann, no już. Zbieraj się- zarządziła, przerywając dyskusję, a czteromiesięczny basiorek skinął posłusznie głową i cichutko pobiegł do innego pomieszczenia. Staruszka odetchnęła, podążając za nim wzrokiem.
- Nie sprawia problemów?
Niebieskooka cicho parsknęła pod nosem, wypełniając chwilową ciszę pomieszczenia.
- Jeszcze nie. Pomaga nosić zakupy, sprzątać, a ostatnio nawet chciał, żebym mu pokazała rodzinny album. Coraz bardziej wciela się w ojca.
Artysta chrząknął z niezadowoleniem, chociaż przez jego pysk przepłynął cień kwaśnego uśmiechu, niby złośliwy.
- O zmarłych nie wypada mówić źle, jednakże wolałbym, gdyby wcielił się bardziej w matkę- para czerwonych oczu automatycznie popłynęła na obraz na ścianie, ukazujący rodzinkę. Biała staruszka, rdzawa samica i ogniste szczenię. Z nich wszystkich w ciągu kilku miesięcy zostało dwoje. Biała staruszka cicho się zaśmiała, a ogniste szczenię wydreptało zza rogu z torbą wypełnioną kwietnymi ozdobami, na jego plecach także był rozłożony czarny płaszcz. Rdzawa samica od jakiegoś czasu już spoczywała pod ziemią. Malarz zamrugał.
- Skarbie, nie jest ci ciężko?- głos Inaidy wskazywał na troskę, nawet jeśli szybko większość uwagi zaczęła pożytkować na znalezienie klucza od mieszkania. Elijas za to nie omieszkał przyglądać się, jak niewielki Navann siłuje się z dużymi wieńcami, jednak uparcie kręci głową na boki. Przez myśl przeszło mu by zapytać młodego czy mu nie pomóc, ale rudzik pewnie zaraz by zaprzeczył i jeszcze poczuł się urażony, że ktoś uwłacza jego męskości, więc syn Ragnarooka oszczędził sobie scen. Jak dzieciak się zmęczy, to Elijas sam weźmie wieńce bez zbędnego gadania, a tymczasem chwycił telekinezą swoje własne.
Gdy stara znalazła w końcu szklany przedmiot, jako pierwsza opuściła budynek. Za nią wyszedł dumny artysta, aż w końcu pojawił się Nav. Wadera zamknęła stare, drewniane drzwi. Wyruszyli.
Tego dnia nie można było powiedzieć, że pogoda jest wymarzona, jednak do tragicznej również było jej daleko. Od rana było niesamowicie pochmurno, to przede wszystkim, jednak Elijasowi wcale to nie przeszkadzało. Lubił, kiedy pogoda dostosowywała się okoliczności, sprawiało to jakąś przyjemność jego artystycznej części. Niebo było całkiem szare, zaś delikatny wiatr wplątywał się w czarne, gładkie futro zwracające na siebie uwagę grubym kołnierzem, jednak nie był nachalny. Złote kolczyki zwisające z długich uszu Aeskerona lekko kiwały się przy każdym sztywnym kroku wraz z brutalnie dużym, czerwonym kamieniem goszczącym na jego okrytej piersi. Przypominały one właścicielowi, jak bardzo jego zmarły ojciec lubił biżuterię. Ponura mina, dostojna postawa. Wszystko było na swoim miejscu, włącznie z nim.
Droga minęła sprawnie i w milczeniu. W mgnieniu oka cała trójka stanęła przed ozdobną bramą cmentarza, a czerwony wzrok starszego basiora prześlizgnął się po jej czarnych, metalowych wrotach. Na szybko pozdrowił wszystkich bogów, wyszczególniając tylko tych najbliższych sobie i wszedł na teren nekropolii. Od razu przez głowę przeleciały mu wspomnienia, że przynajmniej raz do roku to miejsce nie jest równie martwe, co jego mieszkańcy. Kamienne, drewniane, lodowe i szklane tablice i pomniki były ozdobione niezliczoną ilością kolorowych wiązanek i bukietów. Masy bardziej i mniej magicznych przedmiotów, w tym rzeźb, czy świateł różnej maści miały poprawiać duszom pobyt po drugiej stronie. Bo w końcu czy może być dla duszy coś milszego, niż świadomość, że wciąż jest ktoś, kto poświęca im czas i pieniądze? Szczególnie, że nie każdy ma takie szczęście nawet za życia. 
- Idziemy najpierw do dalszych krewnych, potem odwiedzimy Lancera i Nurieal- oznajmiła babka, zniżając głos niemal do szeptu i pomimo zamroczonego spojrzenia artysty, które błądziło między kolejnymi mogiłami, nie powtórzyła się.
- Zrobię podobnie, chociaż nie wiem ile czasu mi zejdzie u ojca. W razie gdybyśmy mieli się już tutaj nie spotkać, przyjdę prosto do waszego mieszkania- pochylił głowę ku waderze, po czym spojrzał na wilczka i jako że młody był wyjątkowo spokojny, może nawet spłoszony, Elijas uśmiechnął się do niego ze złośliwym rozbawieniem- Bądź grzeczny i nie podpal cmentarza.
Jednak młodziak zamiast rozchmurzenia się, tylko skinął głową, potrząsając wielką torbą z ozdobami. Starszy wilk aż zastanowił się, czy młodego już nie bolała żuchwa, jednak nie zapytał. Poobserwował przez chwilę oddalające się sylwetki i zaraz sam ruszył w kierunku pierwszych nagrobków.
Odkąd pierwszy raz postawił łapę na cmentarzu, zawsze jego trasa wyglądała tak samo. Za młodu, kiedy matka i babka szły na groby rodzinne, on z ojcem zawsze najpierw szli przywitać się z tymi, z którymi nie chciał się witać nikt inny. Ragnarook przy tym zawsze powtarzał, że oni sami na tym nie tracą, a duszom tych wilków na pewno robi się lżej, bo w końcu po śmierci wszyscy mieli szansę być równymi. Ojciec bardzo dbał o to, by jego potomek szanował każde istnienie, więc z zapałem i dumą opowiadał historie niektórych z mijanych nieboszczyków- nawet jeśli znaczna część była wymyślona, Elijas słuchał tego wszystkiego z zaciekawieniem. Najbardziej przypadła mu do gustu opowieść o tym jak Generał- pewien bezdomny wilk- uratował młodego Aeskerona przed napaścią ze strony jakiegoś ulicznego gangu za pomocą jednej szklanej butelki. Podczas kiedy arystokrata sikał pod siebie ze strachu, pijaczyna dzielnie rozgromił samodzielnie szóstkę potężnych wilków, a potem w zamian Ragnarook przynosił mu domowe posiłki. Elijas najbardziej lubił właśnie tę historię, bo była prawdziwa.
Stanął więc samotnie nad drewnianym, nieco już podżartym przez robactwo, pomnikiem Generała i skinął głową w geście szacunku. Sam nigdy nie poznał tego wilka, jednak tradycja, była tradycją. Zapalił jeden z przyniesionych ze sobą lampionów i ustawił na ziemi, po czym poświęcił chwilę na bezcelowe stanie w miejscu. Pomyślał, że gdyby był mniej opryskliwy i bardziej lubił szczenięta, to również chciałby zabierać swoje potomstwo co jakiś czas na cmentarz i opowiadać im historie, które sam usłyszał od swojego ojca. Skrzywił się, wyprostował.
Szybko pozbył się dziwnych myśli i ruszył dalej. Po kolei mijał kolejne nagrobki, badając wzrokiem godności kolejnych poległych. Niektórym zapalał lampiony, układał kwiaty, oczyszczał na szybko tablice z liści, z innymi się tylko witał. W końcu wrócił na główną ścieżkę, skąd prosta droga prowadziła do jego rodzinnej mogiły.
Basior nawet nie zauważył, kiedy wstrzymał w płucach powietrze. Z samego faktu zdał sobie sprawę dopiero kiedy stanął nad swoimi przodkami i całkowicie przycisnął czoło do zimnego szkła, odzianego w magiczną barierę.
Rodzinny pomnik tej gałęzi nie był niczym innym, niż trzema kamiennymi trumnami, które były widoczne przez niezwykle grubą taflę barwionego na czerwono szkła. Wierzch grobowca ozdobiony był masą kolorowych wieńców i świateł, otaczających gruby, złoty napis wskazujący na godność rzekomo leżących pod spodem osobistości. Marath Askajd Essend z rodu Seresshmir, Moyraja z rodu Kessandr i ich syn- Ragnarook Marath Askajd. Obok stała podobna mogiła, równie ozdobiona i poświęcona kolejnym krewnym. Wszyscy mieli związek ze sztuką w różnym jej rozumieniu, co zostało zaznaczone poprzez misternie zdobienia na krawędziach płyt.
W rzeczywistości kamienne groby nigdy nie gościły w swoich wnętrzach żadnego ciała, a raczej urny z prochami lub bez nich. Członkowie rodu Seresshimr od zawsze mieli problemy z egzystencją- ci, którzy mieli zginąć śmiercią bardziej lub mniej naturalną kazali się palić, zaś jeśli z jakiegoś powodu wilk nagle “zginął w akcji” również z różnych przyczyn, otrzymywał swoje miejsce przy rodzinie, a do poświęconego mu grobu wkładano przedmioty, do których dusza za życia była przywiązana i relikty patronów. 
Aeskeron wyprostował się. Ze spokojem odpalił lampiony, wyjął kwietne, magiczne ozdoby i rozłożył je równomiernie wszystkim obecnym zmarłym, zaś w jego torbie zostały tylko podarunki dla rodziców Navanna. 
Pozwolił sobie westchnąć, badając wzrokiem jedno z imion wyżłobionych złotem w szkle. 
Ojciec zaraz by go zganił za wzdychanie. Sam zawsze miał pełno energii, a jeśli jakimś sposobem ją tracił, nie dawał po sobie poznać, a już na pewno nie wzdychał. Uśmiechnięty, uprzejmy, z silnym poczuciem sprawiedliwości. Kiedy dowiedział się od swoich rodziców, że wybrali mu już partnerkę, chciał zrobić wszystko, by była najszczęśliwsza, ponieważ sama nie mogła mieć wpływu na sytuację. Nie wdawał się w bójki i wszystko załatwiał charyzmą, urokiem osobistym i szczęściem, a jeśli te metody zawodziły, dumny wilk wyciągał pieniądze. Znał milion wierszy na pamięć, a jeszcze więcej utworów potrafił zagrać na dowolnych instrumentach. Nawet pod koniec swojego życia krzyczał, a raczej starał się krzyczeć, zbyt osłabiony by podnieść głos, że ze smutkiem na pysku to nikt nigdzie nie zajdzie i nikt ma się nim nadmiernie nie przejmować, bo mu głupio. Jednak jego bliscy tylko tyle mogli zrobić, przejmować się. Od wystąpienia pierwszych objawów choroby Ragnarook wygasł w ciągu kilku dni, a Elijas nigdy się konkretnie nie dowiedział czemu stracił tak młodego ojca. Był to moment, w którym w rodzinie powstała gigantyczna wyrwa. Jedni stracili grunt pod łapami, innym poszarpały się relacje. Każdy się bał, każdy poczuł się osamotniony, Elijas chciał, żeby świat się skończył.
Ale jak na złość, świat nie zamierzał się kończyć.
“Ze smutkiem na pysku to nikt nigdzie nie zajdzie”.
Minęła chwila jedna, po niej kolejna i następna. Aeskeron zacisnął zęby i zmarszczył brwi, pochylając łeb. Smutek już dawno nie pojawił się u niego w takim natężeniu, by wpłynęło to na jego dzień, więc i tym razem na to nie pozwoli. Odetchnął, mamrocząc pod nosem pozdrowienia do krewnych. Czasem zastanawiał się, czy ojciec byłby z niego dumny. Jak Ragnarook zareagowałby, widząc swojego syna w związku z innym samcem, jak zareagowałby, widząc jak się upija do nieprzytomności, jak zareagowałby, zdając sobie sprawę, jak bardzo jego syn uparcie trzyma się życia, wewnętrznie go nienawidząc? Jak Ragnarook zareagowałby, widząc jak Elijas bardzo się stara, żeby wszyscy dookoła niego mogli godnie żyć, i żeby nikt nie musiał wstydzić się za niego samego?
Jednak zawsze równie szybko przestawał myśleć o takich rzeczach. Ragnarook nigdy nie wróci, więc to co by sobie pomyślał traciło sens, zaś gdybanie prowadziło donikąd. Liczyło się to, że sam Elijas miał jeszcze wiele rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Dokończył więc swój monolog.
- I dajcie mi cierpliwość do Navanna, bo osobiście wyrwę mu nogi- poprosił (a może zagroził) ze spokojem, sycząc przy tym tak, jak rasa przykazała. Otworzył oczy- Dziękuję za opiekę. Do zobaczenia wkrótce.





Treść questu:

Halloween to nie tylko przebieranie się, jedzenie słodyczy i straszenie potworami. Jest to też czas w którym wspominamy swoich zmarłych. Dlatego też w tym dniu postanowiłeś odwiedzić miejsca spoczynku twoich najbliższych - rodziny czy przyjaciół. Kogo odwiedzisz? O kim będziesz myśleć? O co będziesz prosił i co będziesz wspominał pośród morza lampionów i kwiatów?

Minimum 1500 słów
Nagroda: 150 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics