Od zawsze byłam fanką świąt wszelakich. Bardziej czy mniej popularnych - nie miało znaczenia. Liczyła się dobra zabawa. A Halloween należał do tych, podczas których można było naprawdę ciekawie spędzić czas... No i nie zapominajmy o psikusach. Zawsze lubiłam się w te cuda bawić, moja wewnętrzna zołza mogła poczuć się dzięki nim usatysfakcjonowana. W ten czy inny sposób.
Może to było dziecinne. Nie dbałam o to, prawdę mówiąc. Nigdy nie uważałam za zasadne zwracać uwagę na to, co inne wilki sądzą na mój temat. To, jak się nosiłam, było tylko moją sprawą, innym nic do tego.
Dlatego też postanowiłam dołączyć do bawiących się dzieci, które, przebrane w różne fantazyjne stroje, chodziły po Centrum, pukając od drzwi do drzwi, z uśmiechami na pyszczkach oznajmiając "cukierek albo psikus!" każdemu, kto odważył się otworzyć i wpuścić te wilcze potworki w swoje progi. A potem musieli opłacić haracz. Wyglądałam może nieco idiotycznie - dorosła, wysoka wadera wśród podrostków, które plątały się jej między łapami. Ale naprawdę, bawiłam się równie dobrze, co one. O ile nie lepiej. Całkowicie ignorując nierzadkie, dziwne spojrzenia rzucane w moją stronę przez wilki, które decydowały się otworzyć wrota swoich pieczar mojej bandzie. Ktoś zapytał, czy jestem ich opiekunką. W odpowiedzi zaśmiałam się tylko cicho, odwracając się do moich ziomków, wyginając się w pozycji zachęcającej do zabawy, z łbem przy ziemi i uniesionym w górę ogonem. Rzuciłam jakimś idiotycznym tekstem, który potencjalnie mógł potwierdzić właścicielowi domu, że jestem niespełna rozumu. Generalnie było zabawnie. Dzieci nie raz potrafiły być ciekawszym towarzystwem do zabaw. Dorośli w większości byli zbyt spięci. Młodzi cieszyli się każdą chwilą.
Też się przebrałam. Bo czemu nie? Wykorzystałam do tego moją umiejętność zmieniania wyglądu - zamiast idealnie białej, moja sierść była teraz kruczoczarna, mieniąca się w nikłym świetle odcieniami granatu. Tęczówki oczu zabarwiłam sobie na krwistoczerwono, wydłużyłam kły tak, że wystawały poza pysk, dając niepokojący efekt. Było to też dość niewygodne, ale czego się nie robi dla efektu wow. Poza tym zarzuciłam na siebie czarny płaszcz, który uszyłam. Poszarpany, ozdobiony gdzieniegdzie wzorami konstelacji, wyszytymi nicią opalizującą w ciemności. Podobał mi się. Byłam naprawdę dumna z całokształtu.
Początkowo przyłączałam się do różnych grup dzieci, wydurniając się z nimi i dając im energię do dalszych psot. Może nie podobało się to ich opiekunom, których czasami przy nich spotykałam, ale kto by się takimi szczegółami przejmował! O poranku nie będą już potrafili mnie znaleźć, na pewno nie po wyglądzie, a szczerze wątpiłam, żeby ktokolwiek zwrócił uwagę na cokolwiek poza powierzchownością, szczególnie, gdy przewinęłam się im przed oczami przez zaledwie chwilę. Nigdy nie zwracali na nic więcej uwagi.
Po kilku godzinach zabawy zauważyłam większą grupkę szczeniaków, bez opieki, ale widać było, że trzymają się razem. Największy, i prawdopodobnie najstarszy z nich, starał się czuwać nad resztą, ale nie zawsze do końca mu to wychodziło. Widziałam zachwyt w jego oczach, gdy rozglądał się dookoła, po wszystkich strasznych ozdobach, jakimi wilki przyozdobiły swoje jaskinie, mieszkania... Jak patrzył z podziwem na stroje, jakie inne wilki nosiły. Był jeszcze dzieckiem, też chciał się bawić, ale co chwilę odrywało go od tego poczucie obowiązku wobec młodszych. Przez moment zrobiło mi się go żal... Ten moment wystarczył.
Podbiegłam do nich, wbijając się pędem w sam środek gromady, skacząc w miejscu jak powalona, śmiejąc się i piszcząc z ekscytacji. Szczeniaki wyglądały na nie do końca ogarniające, co się właśnie dzieje. Widziałam, jak oczy wszystkich powędrowały na tego najstarszego w niemym pytaniu, co mają zrobić. Postanowiłam więc uderzyć do niego.
- Ahoj, kamraci! - może nie ten temat święta, ale cóż z tego! Kto by się szczegółami przejmował. - Co to za smętne minki, potworki? Chodźcie, idziemy zdobyć to miasto!
Nie wyglądały na przkonane.
- Em... Przepraszam? - najstarszy wystąpił krok naprzód, patrząc na mnie niepewnie. - Kim pani jest?
- Och, ale czy to teraz ważne? - uśmiechnęłam się promiennie, pochylając lekko, mową ciała pokazując, że mam przyjazne intencje. - Jest Halloween! Tej nocy każdy może być, kim chce. A my... Możemy zostać wspólnikami w dzisiejszym polowaniu na cukierki! Co wy na to?
Skakałam w miejscu, cała podekscytowana. Szczeniaki popatrzyły po sobie. Nie były przekonane co do tego pomysłu... Hm, dziwne. Zmrużyłam na moment powieki, zastanawiając się nad czymś... I nagle mnie olśniło.
- Ach, jesteście z sierocińca? - zapytałam, może niezbyt taktownie. Ale trafiłam. Najstarszy szczeniak skulił lekko uszy, a co poniektórzy skinęli niepewnie głowami. - Ależ to cudownie! Jestem Saita. I z chęcią wam dzisiaj potowarzyszę!
Zgodzili się w końcu, choć, prawdę mówiąc, musieliby się mocno postarać, żeby się mnie pozbyć. Przez jakiś czas szli spięci, nie do końca pewni, czy na pewno dobrze zrobili, ale już kilka domów później, przy których odwalałam takie cuda, że bez problemu można by mnie uznać za jakiegoś cyrkowca, przekonali się do mnie. Pewnie dzięki temu, że dzięki mnie i mojej paplaninie, dostawali więcej cukierków. Tak, przyznaję, zawsze miałam dar przekonywania. I nigdy nie bałam się tego wykorzystać do swoich celów. A teraz... Teraz mogłam przysłużyć się tym dzieciakom, więc tym bardziej - robiłam to z przyjemnością.
Niemniej... Cóż. Przy dzieciach nie wypadało mi za bardzo odwalać. Pod względem tych psikusów... Ach ach. No ale cóż, nie można mieć przecież wszystkiego. Po kilku godzinach chodzenia z moją hanzą od drzwi do drzwi, zaczęłam tracić werwę. Jednak moje stare kości nie do końca nadawały się do aż tak długich i intensywnych zabaw. Dzieci potrafiły wymęczyć. Zaczęłam rozglądać się dookoła, szukając jakiejś okazji, żeby coś nabroić. Ale tak... legalnie. Żeby jednak nie robić, mimo wszystko, dzieciakom złego przykładu. Te małe bestyjki szybko podłapywały różne zachowania. Mimo to, z naturą ciężko walczyć. A w każdym razie ja nawet jakoś za bardzo nie próbowałam. Bo po co.
W końcu zrobiło się zbyt późno dla szczeniaków. I tak zostały dłużej niż miały, nie niepokojone przez nikogo ze względu na to, że im towarzyszyłam. Był z nimi dorosły opiekun, więc nikt nie miał w zasadzie nic do gadania. Jednak w końcu musiałam odprowadzić ich do sierocińca. Moja sierść zdążyła stać się już na powrót niemal zupełnie biała, kły normalnej długości, a oczy niebieskie, ale dzieci nie zwróciły na to większej uwagi. Były zbyt zaaferowane łupami z dzisiejszego polowania na słodycze. Takie ich ilości, przy dobrym rozgospodarowaniu, starczą im na dobre kilka miesięcy. Kilka miesięcy szczenięcego szczęścia zamkniętego w workach i torbach... Uśmiechnęłam się lekko, patrząc, jak znikają w bramie sierocińca. Skinęłam z oddali głową ich opiekunce, która nie zadawała zbędnych pytań, po prostu pozbierała dzieciaki w jedno miejsce i przeliczyła. Potem gdzieś odesłała, pewnie do łóżek.
Nie czekałam dłużej, nie było po co. Jeszcze opiekunce przyszłoby do głowy, żeby ze mną porozmawiać. Nie miałam na to ochoty. Moja reputacja imprezowiczki, którą niewiele rzeczy obchodzi, mi odpowiadała. Nie chciałam narażać jej na szwank jakąś bezinteresowną pomocą szczeniakom... Dlatego po prostu odeszłam, znikając w mroku. Przedefilowałam tanecznym krokiem przez rynek, rozglądając się, gdzie można by się zatrzymać, żeby zrobić coś ciekawego. W oknach wielu mieszkań widziałam przesuwające się sylwetki wilków w strojach potworów. Swoją drogą, to zadziwiające. Jeśliby spojrzeć na genezę Halloween, te przebrania mają chronić przed zmarłymi, którzy tej nocy odwiedzają nasz padół liczniej, niż na co dzień. I którzy mają o wiele większe możliwości, są bardziej fizyczni, niż zwykle... Te stroje mają sprawić, by duchy nie potrafiły odróżnić żywych od umarłych. Żeby nie mogły zrobić nikomu krzywdy, nawiedzić, porwać duszy i inne bzdety...
Wilki w strojach potworów... Może tej jednej nocy pokazywały swoje prawdziwe oblicze? Hm, to chyba dość śmiała teza... Trochę oderwana od rzeczywistości.
Wstrząsnęłam gwałtownie głową, próbując pozbyć się gonitwy myśli, która już zdążyła zmienić bieg moich myśli w totalnie innym kierunku, niż powinny. Było późno. Na ulicach już cicho, słychać było tylko odgłos moich łap, rytmicznie uderzających o bruk. Za mało. Za cicho.
W jednej chwili poczułam wręcz paniczną potrzebę znalezienia się w tłumie. Zatkać uszy ciągłym szumem głosów, szuraniem ław, stukaniem kufli...
Karczma. Prawdopodobnie w nich również organizowano dzisiaj jakieś przyjęcia. Tak. To był dobry kierunek. Może przy odrobinie szczęścia zakończę ten wieczór w jakiś ciekawy sposób, w miłej atmosferze z jakimś niczego sobie basiorem... Ale to była sprawa drugorzędna, albo wyjdzie, albo nie.
Teraz grunt to zniknąć z pustej ulicy.
Ostatecznie, wśród dość szerokiego wyboru lokali w okolicy, zdecydowałam się wśliznąć niepostrzeżenie do Starej Wiosny. Była pełna wilków, przebranych zgodnie z trendem dzisiejszej nocy. Wcześniej poprawiłam charakteryzację, znowu byłam więc wyposażona w pełny strój. Mało wątpliwe, żeby ktoś mnie rozpoznał.
Zamówiłam kolejkę trunków i dosiadłam się do ławy, przy której siedziało kilka kolorowych wilków. Najbliżej mnie siedział basior, Mikey, po drugiej stronie wadera, Xina. Kojarzyłam ich, jeśli dobrze pamiętałam, byli aktorami lokalnej trupy... Całkiem znani. I zdecydowanie zabawowi.
Resztę nocy spędziłam w ich towarzystwie, pijąc szalone Halloweenowe drinki i zachwycając się przepięknymi przekąskami. Finezja wykonania zachwycała - babeczki przypominające gałki oczne, duchowe lizaki z ciasta... Same cuda. Idealne podsumowanie wieczoru spędzonego na zbieraniu cukierków z dzieciakami i wydurnianiu się, jakbym sama była jednym z nich.
Do domu wróciłam nad ranem, obserwując halloweenowe dekoracje w dziennym świetle. Część zniszczono, w części mieszkań poprawiono dekoracje jakimś dziwnym sprayem, owocami drugiej świeżości i tego typu rzeczami... Kręciłam na takie widoki głową z niedowierzaniem. To niby były te psikusy za niedostanie cukierków? Żałosne. Zero finezji. Zniszczyć czyjąś posiadłość każdy potrafił. Ech, może w przyszłym roku nauczę chuliganów, jak powinny wyglądać prawdziwe psikusy...
Ale to w przyszłym roku. W tym... Wraz ze wschodem słońca, Halloween dobiegło końca.
Treść questu:
Nagroda: 100 KŁ + 1pkt do dowolnego zagospodarowania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz