niedziela, 31 października 2021

Event Halloween!

W końcu nadeszła ta najbardziej tajemnicza i dla wielu przerażająca noc w roku. Noc, podczas której wilki wierzą, że granice między światem żywych a umarłych zacierają się, pozwalając żyjącym na nawiązanie kontaktu ze zmarłymi. Dla jednych długo wyczekiwana okazja do zabawy w gronie przyjaciół, dla innych okres niepokoju, czasem wręcz trwogi. 
Szczególny czas pamięci o tych, którzy odeszli.

Tak, Halloween tuż-tuż, a wraz z nim kilka specjalnych, mniej lub bardziej strasznych propozycji dla naszych drogich członków ;)
Oczywiście za wykonanie zadań przewidziane są nagrody, za które spokojnie będziecie w stanie się wyżywić przez następny tydzień, więc warto wziąć udział. W programie są jeszcze inne bajery, ale o tym przekonacie się sami za parę chwil. Nie przedłużając, zachęcamy do uczestniczenia w evencie i życzymy dobrej zabawy!

Wszystkie prace można wysyłać do 14 listopada

Opowiadania eventowe  

I
Jesteś odważnym wilkiem, który przecież nie wierzy w żadne duchy, potwory, ani w inne zjawy. Nie boisz się nikogo i niczego (nawet jeśli to nie jest prawda, to udawaj że tak jest), a wszystkie szmery i tajemnicze szepty zjadasz na kolację ze smakiem! 
Przynajmniej do czasu… 
bo w końcu zapada noc, a ty, zmęczony całym dniem bycia sobą, kładziesz się ufnie do swojego posłania, marząc o odpoczynku. Zasypiasz w kilka chwil, a wtedy… znienacka dopada cię najgorszy koszmar, jaki tylko możesz sobie wyobrazić - wszystkie fobie oplatają twoją duszę swoimi bezdusznymi mackami, krzyk zamiera ci w gardle, a włosy stroszą się na nogach (brr, aż też mam ciarki na samą myśl).
Opisz proszę ten sen, poddaj się własnym lękom albo zmierz się z nimi i udowodnij własną siłę. Jakkolwiek ta historia się nie potoczy i tak w końcu się obudzisz, pamiętaj więc aby dodać sobie otuchy słowami
to był tylko sen
Wymagania: napisz minimum 500 słów; opisz straszny sen swojej postaci i jej reakcję, gdy już się obudziła; użyj sformułowania “to był tylko sen
Nagroda: 100 łusek
opowiadanie może być kanonicznym elementem historii wilka, w zależności od decyzji właściciela


II
Nie jesteś pewien jak się tu dostałeś, ani kim właściwie jesteś, wiesz za to, że musisz jak najszybciej uciekać, bo one są tuż za tobą i chcą dobrać się do twojego mózgu!.. a skąd o tym wiesz? Oczywiście z pewnych źródeł! - i owszem, twoja intuicja również może być wiarygodnym źródłem w momencie, w którym goni się horda nieumarłych! Są wilkami, ludźmi, a może dzikimi zwierzętami, dowiesz się w trakcie. Musisz także podjąć ważną decyzję, czy chcesz wziąć broń w dłoń (lub łapę) i walczyć z tym dzikim złem, czy może wolisz schować się gdzieś w kącie i czekać na zbawienie (o ile takowe kiedykolwiek nadejdzie…). 
Pamiętaj, że nie musisz się mierzyć z tym sam, tak samo jak nie masz narzuconej formy, którą przyjmiesz, uciekając przed tymi zombie! Potraktuj to jako zabawę będącą osobną historią, fragmentem czegoś dużego lub zgiń i sam stań się chodzącymi zwłokami! :D
Wymagania: napisz minimum 700 słów; opisz jak twoja postać radzi sobie lub nie radzi z zombie i jak kończy się to starcie
Nagroda: 130 łusek oraz 10 punktów do dowolnego zagospodarowania
opowiadanie nie jest kanonicznym zdarzeniem w historii


III
Jesteś dorosłym wilkiem i nie bawisz się w zbieranie cukierków jak jakieś dziecko. Albo jesteś dorosłym wilkiem ale wiesz, że dorośli nie zbierają takiej ilości łupów, jak młodzież. Tak czy inaczej, kiedy na twojej drodze pojawia się tajemnicze szczenię, nie możesz oprzeć się jego urokowi kiedy niemal błaga cię o towarzyszenie przy cukierkowaniu, tłumacząc się miłością do tej tradycji. Jasne, na początku możesz mieć podejrzenia, jednak ostatecznie szczenię odpiera każdy twój argument, więc po prostu MUSISZ się zgodzić. Teraz tylko potrzebujecie prowizorycznych kostiumów, bo dobry humor waszej parze na pewno zapewni przynajmniej jedno z was i ruchy! ruszajcie zebrać jak najwięcej słodkości! Mieszkańcy Królestwa na pewno podzielą się z tak uroczą parą~ 
Gdy w końcu uznaliście swoje polowanie za zakończone sukcesem i macie torby pełne pyszności, przychodzi pora na podział łupów i pożegnanie. Chociaż z pierwszym nie ma problemów, tak nie ukrywasz swojego zdziwienia, kiedy twój towarzysz nagle rozpływa się w powietrzu. 
Następnego dnia budzisz się na cukrowym kacu i już nie jesteś pewien niczego, co wydarzyła się poprzedniego wieczora.
Wymagania: napisz minimum 1000 słów; opisz spotkanie z dziwnym szczenięciem, twoje pierwsze wrażenie na jego temat; opisz wasze stroje i wspólne polowanie na słodycze; zakończ opowiadanie sytuacją, w której twoja postać budzi się następnego dnia po cukrowym szale
Nagroda: 200 łusek oraz 5 punktów do dowolnego wykorzystania w statystykach zmysłów
opowiadanie może być kanonicznym elementem historii wilka, w zależności od decyzji właściciela



Twoja postać jako potwór? 
 Nie każdy lubi Halloween, nie każdy lubi się bać i nie każdego kręcą potwory… Ale to nie oznacza, że powinniśmy sobie odmówić przyjemności z przebieranek i rysowania! :D Uwolnijcie więc swoją kreatywność - złapcie za kark swoją postać, przebierzcie w jakiś prze-uroczy lub prze-rażający kostium, a potem chwyćcie w dłoń ołówek/długopis/rysik/węgiel/cotylkochcecie i narysujcie waszą wizję twórczą! Wszystkie zombie, wróżki, dynie i inne gluty są mile widziane, a zadowolenie ze strony postaci nie jest wymagane.
Co będzie oceniane?
Przede wszystkim nasza wspaniała administracja będzie oceniać kreatywność przebrań, więc nie obawiajcie się o swój warsztat i inne głupoty - mamy się bawić c: 
Czy można narysować coś więcej? 
(kolejny art tej samej postaci, więcej niż jednego wilka na jednej pracy, postać kogoś innego, ulubionego NPC, boga)
Oczywiście, i oczywiście ten art również trafi do podsumowania - nie mniej jednak ocenimy tylko jedno przebranie, w które ubrana będzie postać właściciela arta. 
Najważniejsze - co z nagrodami?
Nagrodą, prócz oczywistego ogromu frajdy, będzie mały specjał od naszej kochanej Adu~ BARDZO UNIKATOWA, WYJĄTKOWA I JEDYNA W SWOIM RODZAJU..
N******A

Discord Horror Story ( czyli RP dla odważnych)

 Zagracie jako... Wy we własnej osobie! Adu zaprosiła was na imprezę, podczas której mieliście oglądać straaaaszne filmy, zajadać się łakociami i zorganizować konkurs przebierańców. Jednak gdy docieracie na miejsce, nikt wam nie otwiera. Czekacie minutę, dwie, trzy... Bez odzewu. W końcu postanawiacie wejść do domu. Drzwi nie są zamknięte. Po przekroczeniu progu wkraczacie do salonu, a tam...
Tego dowiecie się już w samym rp - nie będę psuła niespodzianki, ale najpierw potrzebne jest ustalenie  daty na discordzie! Zależy nam, żeby każdy miał okazję wziąć udział w zabawie, więc spróbujemy znaleźć luźny termin, który będzie pasował każdemu zainteresowanemu! :D 
 

 Ostatnia niespodzianka...

 ...jest związana z planowaną w przyszłości aktualizacją. Za napisanie wszystkich questów oraz wzięcie udziału w konkursie rysunkowym jednym wilkiem, otrzymacie specjalną odznakę dostępną tylko podczas tegorocznego eventu! Będzie ona dumnie ozdabiać dół strony waszego wilka, pokazując wszystkim czytelnikom, że to WY przetrwaliście pooootworne Halloween 2021!  
 

Do zobaczenia i niech bogowie mają Was... O nie! To zombie! UCIEKAJCIE!


~ moderacja Królestwa Północy


sobota, 30 października 2021

Podsumowanie: październik 2021

 

Witajcie kochani obywatele!

    Witajcie moi kochani obywatele! Mam nadzieję, że straszdziernik minął wam w spokojnej atmosferze, a jedyne strachy przeżywaliście tylko w historiach i na ekranach telewizorów. Jutro czeka nas finał tych kilkudziesięciodniowych przygotowań, nakręcania się nawzajem i budowania sp00ky klimatu - my, jako administracja Królestwa, nie pozostaniemy głuche na nadchodzące świętowanie, a na blogu pojawi się event Halloweenowy. O tym jednak będziecie mogli przeczytać jutro. Teraz przejdźmy do podsumowania miesiąca!

 Zmiany zaprowadzone w tym miesiącu: 
 
Brak! Niestety aktualizacja październikowa zabrała nam więcej czasu, niż się spodziewaliśmy.

Zmiany planowane na przyszły miesiąc: 
 
- nowe, zaktualizowane stanowiska wraz z opisami i wymaganiami
- nowy, zaktualizowany formularz
- bestie, ich opisy, wymagania oraz nowe questy z nimi związane
- zaktualizowane NPC
- zaktualizowane opisy ras
 - Event Halloweenowy!
 
Przewidywany termin najbliższej aktualizacji: na dniach. 

  Tajemnicze wydarzenia w wiosce niedaleko Centrum zmusiły wilki z administracji do podjęcia działań. Od kilku miesięcy dochodziły do nich wieści o dziwnym zwierzęciu czającym się na skraju mgły, rykach oraz, co najdziwniejsze, niecodziennych oznaczeniach pozostawianych na skraju dróg prowadzących do osady. Dodatkowo to właśnie z tego miejsca pochodził basior niedawno skazany za brutalne morderstwo na pracę w kopalni - jego ofiarę znaleziono z rozprutym brzuchem w środku lasu. Czy to ten niewilczy występek mógł spowodować nagromadzenie ciemnych mocy w lasach otaczających niewielką wioskę?
    To właśnie przypadło zbadać Karwieli, Xevie i magowi czarnej magii, Deharo. Wadery już w przeszłości pracowały razem, jednak basior miał stanowić zupełnie nowy dodatek do ich doświadczonego duetu. Jakich odkryć dokonają? Czy te dziwne wydarzenia okażą się tylko plotkami roznoszonymi przez opanowanych paranoją wieśniaków? A może... Może tkwi w nich ziarno prawdy...?

~*~
 
    Vallieanie nie brakowało zajęć, kiedy na swojej drodze spotkała zakrwawioną Lys i Tin. Ku zdziwieniu zielarki, wadery poprosiły ją o leki i maść na poharatane poduszki od łap. Niestety, jak się później okazało, niecodziennie wyglądające siostry dzielące jedno ciało nie mogły zapłacić.  Obiecały jednak pomoc i tak zaczęła się ich znajomość z niebieskooką. 
    Niestety nie dane im było podróżować w spokoju. Podczas drogi nad morze, wadery zostały nieoczekiwanie obsypane rozbitym szkłem. Nie wiadomo, co to spowodowało, ani czy nic im się nie stało - aby się tego dowiedzieć, musimy poczekać na dalszy rozwój wątku!
 

 Niestety w tym miesiący żaden wilk nie wysunął się przed szereg. Trzymamy kciuki za waszą kreatywność i życzymy sukcesów w listopadzie!
 
Do konta wilków zostanie dodanych:
Aarved: 258
Jastes: 77
Karwiela: 44
Lys i Tin: 28
Vallieana: 486
Xeva: 62
 
1.  opowiadania
2.  questy
3. nagroda Najaktywniejszego Wilka
4. 20% z sumy wszystkich zarobionych KŁ, jeśli wilk napisał minimum 20 opowiadań
 
Dodatkowo każda osoba z administracji otrzymuje 100 łusek do rozdzielenia na swoje wilki
 
Ziemie naszej krainy opuścili: 
* Kvisch z rodu Xsechss
 
 
 
Podsumowując, końcowy stan to:
 5♀
2♂
 Ogółem: 7🐺
 
    Październik okazał się dość spokojnym miesiącem na blogu - niestety u mnie nie do końca tak było. Przepraszam Was za odwlekanie aktualizacji - to głównie moja wina, bo to ja zalegam z moimi zadaniami i grafiką. Pragnę jednak obiecać, że aktualizacja ukaże się jeszcze w przyszłym tygodniu.
    Mam nadzieję, że event Hallowenowy nieco rozrusza naszą północną społeczność (szczególnie, że czeka Was bardzo miła nagroda za jedno z zadań. Powiem tylko, że wreszcie będziecie mogli mieć zabrać swoje postacie, gdzie tylko będziecie chcieli - nie zdradzę jednak nic więcej! Koniec końców to ma być niespodzianka! 
    Czekam na dalsze rozwinięcie Waszych wątków i trzymam kciuki za nasz mały blogasek oraz za nadchodzącą aktualizację. Do zobaczenia w następnym podsumowaniu!    
 
~Adulara, właścicielka 
i główna administratorka

Od Jastesa, CD. Vallieany

 -Wygląda na to, że mamy chociaż jeden dzień odpoczynku.- uśmiechnąłem się lekko, wplatając w uśmiech nutki goryczy. Byłem pewien, że nawet tydzień mógłby nie starczyć żebyśmy się odpowiednio zrelaksowali, lecz nawet perspektywa tylko tych zwykłych dwunastu godzin wydawała się czymś cudownym i bardzo pożądanym.
-Tak, chyba nie mamy wyboru.- zaśmiała się Valliena, bez zbyt dużej wesołości czy energii, ale z wyraźną ulgą. Zaraz jednak zamilkła i wpatrzyła się kartkę pozostawioną przez jej opiekuna niewidzącym wzrokiem. Założyłem, że pewnie się o niego martwi. Staliśmy kilka chwil w ciszy, ona głęboko pogrążona w myślach, a ja niezręcznie stojący obok i zastanawiający się co powiedzieć. Szybko się jednak poddałem, nie mając zielonego pojęcia jak odpowiednio zareagować, jak zwykle przeklinając w głowie swój brak obycia i umiejętności odczytywania wilczych emocji.
Mój problem szybko rozwiązał się sam, ponieważ wadera sama powróciła do rzeczywistości.
-Skoro mamy taką okazję, nie rozmawiajmy dzisiaj ani o demonach, ani o nawiedzonych szczeniakach, duchach, iluzjach i tym wszystkim, proszę. Niech to będzie najlepszy odpoczynek jaki możemy mieć.
-Jestem za.- po raz kolejny zapadła cisza, podczas której nagle uświadomiłem sobie, że znajduję się sam na sam z waderą, w domu jej zastępczego ojca. O bogowie, co by pomyśleli moi rodzice? 
-Chodźmy zjeść. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu.- rzuciła Vallieana i nie czekając ruszyła w stronę kuchni. Ja bez słowa podążyłem za nią, rozglądając się po pomieszczeniu, pełen podziwu dla Adrila za tak imponujące roślinne zbiory, w których ono właściwie tonęło.
-Wszystkie mają w tym domu jakieś zastosowanie czy służą jako element dekoracji?- Wskazałem głową rozwieszone pod sufitem pęki ziół, korzeni i cokolwiek tam jeszcze było. Wilczyca nie musiała się nawet odwracać, by zrozumieć o co mi chodzi.
-Z wielu z nich jest użytek, Adril niemal codziennie uzupełnia swoje zbiory. Są jednak takie, których nie ma potrzeby ściągać chyba że, przykładowo, chcesz kogoś otruć.- wyjaśniła, wyjmując z przykrytej dywanem, jaśniejącej dziury w ziemi spory kawał mięsa, które oczywiście też musiało być zawinięte w jakąś zieleninę. Interesujący osobnik z tego starego basiora, nie ma co.
Podzieliliśmy się posiłkiem, zjedliśmy i dopiero potem wypiliśmy "mieszanki wspomagające magiczne bariery". Podobno nie były dobre na pusty żołądek, a ja wolałem nie ryzykować, w tej kwestii ufałem wilczycy całkowicie. Po wypiciu herbaty, przy której rozwinęła się długa acz interesująca konwersacja na temat naszych zainteresowań postanowiliśmy pobyć trochę w milczeniu. Vallieana zaproponowała mi wybranie książki z imponującej kolekcji stojącej po drugiej stronie kominka, lecz odmówiłem, zauważając stojące na jednej z półek karty. Wilczyca pozwoliła mi ich używać, więc czym prędzej zabrałem się za układanie pasjansów przy pomocy delikatnych podmuchów. Moja towarzyszka natomiast przysiadła w pobliżu, zaczytując się w "Sposobach na zachowanie optymizmu" niejakiego Prulia. Miałem nadzieję, że uda mi się kiedyś pożyczyć tę książkę, ponieważ brzmiała jak coś, co by mi się naprawdę przydało. 
Gdy obudziliśmy się po drzemce, w dalszym ciągu nie do końca wyspani, ale już w lepszych humorach wadera postanowiła oprowadzić mnie po królestwie swojego opiekuna, opowiadając o zastosowaniu różnych roślin, płynów i przedmiotów, o których nie miałem wcześniej pojęcia. Było widać, że jest w swoim żywiole- w jej głos wkradł się entuzjazm, oko rozbłysło blaskiem, a uśmiech stał się szczery. Wydawało się, że choć na chwilę udało jej się zapomnieć o... a tak. Dzisiaj o tym nie myślimy. 
Podczas tworzenia z wykorzystanych, ale już niepotrzebnych kartek ptaków oraz owadów i puszczania ich na moim wietrze zastał nas zmierzch, ponownie dociskając nasze powieki ciężarem senności. Zjedliśmy kolację, dołożyliśmy do kominka i zasnęliśmy.


<Valli?>

Słowa:570=34 KŁ

Od Lys i Tin, CD. Vallieany

– Nie, nigdy! Właściwie, to w Królestwie Północy pomieszkujemy dopiero od niedawna, więc większość terenów jest dla nas jeszcze dosyć obca. Byłyśmy tylko w kilku miejscach, tych, które akurat były nam potrzebne, albo po prostu po drodze. Wstyd przyznać, ale kilka razy byłyśmy nawet bliskie zgubienia się. Terytorium jest takie duże… Te wszystkie dystrykty to trochę za wiele na naszą głowę – zaśmiały się lekko, aby zbyć nadchodzące zakłopotanie – ale! Port brzmi jak ciekawe miejsce, może dobrze wiedzieć, gdzie się znajduje. 
Pokiwały szybko głową, jakby chciały potwierdzić swoje słowa. Jakby w ogóle wymagały potwierdzenia.
– Oh, tak? Jak dokładnie dawno temu się tutaj u nas zjawiłyście?
Zamyśliły się, ściągając wargi w cienką linię. Powinny pamiętać takie rzeczy.
– To jest trudne pytanie! Liczenie czasu na dłuższą metę nie jest naszą mocną stroną. Może… Chyba niecały księżyc temu. Jakoś tak.
Vallieana w ramach odpowiedzi mruknęła jedynie krótkie "mhm", na znak, że słyszała. Pomiędzy waderami zapadła chwila ciszy, więc Lys i Tin skupiły się na drodze i otoczeniu. Co im będzie z wyprawy nad port, jeśli nie zapamiętają nic z trasy? No tak, nie było tu za dużo do zapamiętania, bo praktycznie nic się nie zmieniło, od kiedy ostatni raz dokładniej rzuciły okiem na krajobraz. Z jednej strony powoli, leniwie sunęła rzeka. Delikatny szum jej nurtu był tak rześki, że rogate mogły przysiąc, iż słyszą, jaka jest ona zimna. Z drugiej strony natomiast, ciągnął się równie mroźny co sama rzeka widok, aż po horyzont przykryty… Śniegiem. Kto by się spodziewał.
Nagle uniosły wyżej głowę, w tym samym momencie, w którym wpadło do niej jedno pytanie.
– A co jeszcze ciekawego można robić u nas nad morzem? No wiesz, oprócz zanoszenia tych…
– Kamieniarek? – zielarka naprowadziła towarzyszki na właściwe słowo.
– Tak! No przecież mówimy – perlisty chichot znów wydobył się z ich pyska.
Może i nad morzem było tylko kilka oczywistych rzeczy do robienia, ale nie dla Lys i Tin. Zaczęły się zastanawiać, czy w ogóle kiedyś nad jakimkolwiek morzem były. Nie przypominały sobie. Mogłyby zapomnieć?
– Cóż…
Niespodziewanie, coś zupełnie innego skupiło na sobie całą uwagę rogatych wader. Zdawało im się, że usłyszały śmiech? Stłumiony i jakby schowany za ścianą. Zmarszczyły brwi w niezadowolonym i podejrzliwym grymasie. To nie miało żadnego sensu, bo przecież wokół nich nie było żadnej kryjówki! Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Rzut. Tak, trafne słowo. Patrząc na to, co stało się sekundę później.
Bolesny dźwięk rozbijanego szkła zakłuł je w uszy, aż się wzdrygnęły, a cieniutkie odłamki odbiły się od ich łap, opadając na połyskujący w słońcu śnieg, przez co te najmniejsze stały się już niemożliwe do znalezienia. Zatrzymały się w półkroku i odwróciły, chcąc sprawdzić, czy może coś im po prostu nie wypadło. Byłoby szkoda. Ale… 
Szkoda była znacznie gorsza, niż się spodziewały. 
Wzięły gwałtowny wdech i nie śmiały już wypuścić powietrza z płuc.
– Vallieana?


<No właśnie, Vallieana?>
Słowa: 460 = 28 łusek

Od Karwieli, CD. Xevy

 -Zamieniamy się w słuch.- odpowiedziała Karwiela, rzucając okiem na wyraźnie podekscytowaną Xevę, która na słowa wadery energicznie zaczęła kiwać głową. Już któryś raz z kolei będzie im dane pracować wspólnie, więc obie znały na tyle dobrze swoje wzajemne możliwości, by wiedzieć czego spodziewać się po drugiej w określonych sytuacjach. A to budowało zaufanie, a co za tym idzie- lepszą współpracę oraz korzystanie z szerszego punktu widzenia i zakresu umiejętności. Łowczyni była zatem całkiem zadowolona z wyboru jej przełożonych. Poza lubiła Xevę, nawet jeśli często prychała, rzucała spojrzenia spode łba czy kręciła głową na jej pełne wigoru zachowanie. Z zaskoczeniem odkryła na ich poprzedniej, pełnej niebezpiecznych niespodzianek misji, że nawet czuje coś, co można by nazwać troską i potrzebą zapewnienia ochrony jej towarzyszce. Była po prostu tak niewinna, serdeczna i urocza, że zaprawiona w bojach, twarda jak skała, nieustępliwa  i najbardziej odważna z odważnych Karwiela nie mogła nie czuć do wilczycy sympatii. Co nie oznaczało, że jej nie irytowała, zwłaszcza gdy nałogowo szukała kłopotów u niebezpiecznych istot w trakcie łowów. 
-Parę miesięcy temu napłynął do nas report z zachodu.- zaczęła rejestratorka, prowadząc je do gabinetu.- Dotyczył sprawy martwego wilka, którego znaleziono w Lesie Darminasa około dwa dni po zniknięciu z rodzinnego domu i w bardzo krótkim czasie po jego śmierci. Przyczyną zgonu było rozprucie brzucha.- gdy przestąpiły próg, wadera zaprowadziła je do potężnego biurka, na którym leżała rozłożona mapa Królestwa z zaznaczonym na niej czerwonym punktem. Położyła na nim łapę. 
-To właśnie w tym miejscu. Jak widzicie, miejsce śmierci znajduje się około pięciu kilometrów od miasteczka, w której wilk mieszkał. Sprawa została zbadana, a służby zajmujące się tym incydentem doszły do wniosku, że było to morderstwo. Niestety nie mamy dostępu do szczegółowych informacji w tym zakresie.- dodała z marsową miną.- Wiemy jednak, że śledztwo ujawniło przestępcę, który został złapany i postawiony przed sądem, a teraz haruje w kopalni, nie pozostając bez nadzoru nawet przez sekundę. Zaklęcia nałożone na to miejsce powodują, że nikt nie jest w stanie uciec, nawet bardzo uzdolnieni magowie.- wilczyca przerwała, zdejmując kończynę z blatu i podchodząc do szafy. Telekinezą przekręciła klucz w zamku oraz otworzyła prawą połowę drzwi, po czym wyciągnęła z niej stos kartek i opuściła je ostrożnie na biurko. 
-Sprawa została zamknięta. A przynajmniej tak się wszystkim zdawało, dopóki nie zaczęliśmy otrzymywać niepokojących informacji. Oto obserwacje, raporty i skargi mieszkańców mieściny, w której mieszkała ofiara. Wszystkie wspominające o dziwnych zdarzeniach, mających tam miejsce od czasu odnalezienia ofiary, wszystkie z okresu ostatnich dwóch miesięcy. Jedni piszą o dziwnych dźwiękach słyszanych po zapadnięciu zmroku, inni o "cieniu bestii, czającej się wśród drzew" oraz o "zwierzęcym kształcie o ogromnych rogach, stojącą na skraju lasu w otoczeniu mgły". W więcej niż jednym jest mowa o rozrytym pięciometrowym odcinku każdej kolejnej drogi prowadzącej do miasteczka, w każdym przypadku dokładnie pięćdziesiąt metrów przed zabudowaniami. Każda naznaczona jednej nocy, tylko jedna na tydzień. Wszystkich tych dróg jest w sumie dziewięć, o każdej następnej ktoś napomykał, łącząc ten element z innymi zaobserwowanymi nadnaturalnymi sytuacjami. Listy napływały do dnia, w którym według spekulacji miało nastąpić naznaczenie ostatniej z dróg. Od tamtego czasu cisza.- samica zamilkła, zapatrzywszy się w kartki pokrywające biurko.
-Zastanawiacie się jak listy docierały bez uczestnictwa posłańca? Zajmował się tym wilk z żywiołem magii, każdy był bowiem zbyt wystraszony by wyjść z domu. Wydawało by się, że nie powinni się aż tak bać przez rzeczy opisane w listach, prawda? W końcu to mogły być tylko zwykłe zwierzęta, choćby jelenie i dziki. Oczywiście to naznaczanie każdej kolejnej drogi brzmi złowieszczo, zwłaszcza że korespondencja się urwała, jednak czemu nie postanowili wysłać tu kogoś osobiście? Przecież nie ma pewności czy sprawa z martwym wilkiem ma z tym cokolwiek wspólnego. I czemu nie uciekli? To mnie w tym wszystkim najbardziej nurtuje. Cała ta sprawa śmierdzi, a waszym zadaniem jest odkrycie co jest przyczyną zapachu i pozbycie się jej. Niewykluczone, że jest to bestia o której dotąd nie słyszeliśmy, dlatego wybór padł na was dwie. Jednak nie możemy być tego stuprocentowo pewni, więc do waszej drużyny dołączy pan Deharo z rodu Nagvit, mag czarnej magii, który niestety nie mógł dotrzeć na dzisiejsze spotkanie, lecz został już poinformowany i otrzymał wszystkie potrzebne informacje. Zgodził się wziąć udział w misji. Jeżeli panie również się zgodzą, wszystkie zebrane materiały będą dla was do wglądu, a szczegóły podróży ustalimy jutro, razem z panem Deharo. Zapłata za to zadanie, ze względu na wysoki poziom niebezpieczeństwa będzie wynosić 1000 Łusek. Czy się podejmujecie? - Karwiela dobrze wiedziała, że aby utrzymać pozycję w branży musi przyjmować wszystkie zlecenia, nieważne jak bardzo mogące zagrozić życiu. Poza tym trzeba łapać za okazje, gdy nie ma się pewności kiedy będzie następna. 1000 Łusek piechotą nie chodzi... No i najważniejsze! Nie stchórzy, mowy nawet nie ma. Urażona duma gryzłaby ją do końca życia.
-Tak.

<Xevo?>

Słowa:785= 44 KŁ

piątek, 22 października 2021

Od Xevy, CD. Lys i Tin

Xeva przekrzywiła głowę, a jej oczy pokryły się mgłą zamyślenia. Chwilę stała w zupełnym bezruchu, Bóg wie, jakie snując plany. Lys i Tin odwróciły głowę, przyglądając się tropom na śniegu. 
- Wiem!
Rogate wadery podskoczyły, a potem zaczęły podążać beznamiętnym, zszokowanym wzrokiem za skaczącą wokół nich nieznajomą.
Przed ich oczy wyskoczył zapisany drobnym pismem pergamin. Zrobiły zeza, próbując odczytać pochyłe pismo, ale list zniknął z ich pola widzenia tak szybko, jak się pojawił. 
-Ze mną na zwiad pójdziesz... Pójdziecie, to jest. Tak! - wykrzyknęła piegowara, a jej rozentuzjazmowane ruchy zaczęły bardziej przypominać jakiś rytualny taniec, bynajmniej nie wyglądając jak zwykłe podskoki wesołego młodzika.
- N... Na zwiad? - wymamrotały Lys i Tin. W końcu się otrząsnęły, a bardziej zorientowana z ich dwójki przejęła ciało i dodała: - Gdzie?
- No tu - odparła Xeva zdziwionym tonem, zupełnie jakby nie mogła uwierzyć, że jej nowe towarzyszki zadają tak głupie pytania. Po chwili jednak rozejrzała się niepewnie. - Albo... Albo i nie tu... W każdym razie niedaleko. Za ptakami uciekałam i chyba z trasy zeszłam. Ale to nieważne. No chodź!
I chwyciła wadery za jeden z kręconych rogów, ciągnąc je w głąb lasu. Po chwili puściła, zaczynając nucić piosenkę, wyraźnie przeszczęśliwa, że zawarła nową znajomość - teoretycznie nawet nie jedną, a dwie.
Jako że Teneriska dysponowała całkiem całkiem dobrą orientacją w terenie, szybko odnalazła swoje ślady i zaczęła się nimi cofać wraz z siostrami u boku.
- Właściwie to co będziesz mówić, jak już tam dojdziemy? - padło pytanie.
Wilczyca  zamyśliła się i jeszcze raz sięgnęła po zwój telekinezą. Dopiero teraz samice zauważyły, że nieznajoma nie panowała nad swoją magią zbyt dobrze, a wcześniejsze zaprezentowanie im zapisków było zupełnym przypadkiem - tak naprawdę powinny się ciszyć, że nie dostały ciężkim walcem, na który nawinięty był pergamin, w nos. 
- Sprawdzić czy te nory królików zamieszkane są. W sensie czy tam... dz... dzieci... Że szczeniaki królików są.
- Ah, rozumiem - odpowiedziały Lys i Tin, wciąż za nią podążając. Zapadło parę sekund ciszy. - A po co my ci do tego?
Xeva zatrzymała się i spojrzała na nią, dysząc lekko.
- No same chciałyście. Na spacer idziemy. Wy nic robić nie musicie, miły spacer miejcie.
I zupełnie jakby to miało wyjaśnić wszystkie wątpliwości rogatych łowczyń, odkrywczyni ruszyła przed siebie. Zniknęła za zakrętem starej ścieżki, którą dotychczas szły, a jej długa kita zafalowała i wsunęła się za drzewo.
- Czekaj! Ale może ci... - Lys i Tin przyspieszyły, próbując nadążyć za nieznajomą. Skręciły szybkim truchtem.
Nagle wpadły w ciemny zad.
Otrząsnęły się i parsknęły, bo falowane, wiśniowe futro dostało im się między zęby.  
- Xeva... Co...
- Spójrz.
Zimny głos wilczycy otrząsnął siostry. Wychyliły się zza szerokich łopatek swojej towarzyszki, a oczy rozszerzyły im się ze strachu.
Koło ścieżki, która rozciągała się przed samicami, znajdowało się prawdziwe pobojowisko. Krew lśniła niczym neony na białym śniegu, a połamane gałęzie były rozrzucone wokół śladów ciągnięcia i walki. Tropy ciągnęły się w głąb lasu, równolegle do ścieżki, a potem oddalały się od niej, odbijając od poprzedniego kursu o kilkadziesiąt stopni.
Rogate przełknęły ślinę. Od razu uświadomiły sobie, że to nie może być miejsce, w którym ich rodacy położyli jakąś zwierzynę, ani nie trafiły na ślad polowania niedźwiedzia lub innego dużego drapieżnika. Nie było widać śladów żadnego leśnego zwierzęcia - w śniegu odciśnięte były jedynie duże łapy o czterech palcach. 
 Trzy wilczyce stały tak w milczeniu, powoli dochodząc do siebie. Teneriska zerknęła na swoje towarzyszki.
- I co teraz, Xeva? 
Piegowata uśmiechnęła się.
- Dowiedzieć się, co się stało musimy.
 
~*~
 
Już od godziny podążało za wilczycami, ani na chwilę nie odrywając nosa od ich śladów na śniegu. Przenikało przez kamienie i drzewa.
W końcu wyczuło, że się do nich zbliża. Wyczuło też krew.
Zawiał wiatr, a mleczne oczy rozmyły się w powietrzu.
 
<Lys i Tin? Jedziemy XD> 
 
Słowa: 600 = 35 KŁ

czwartek, 14 października 2021

Od Aarveda CD, Jastesa

Niedowierzanie. To właśnie wypłynęło na twarz Aarveda. Po chwili dołączyły do niego również irytacja i zawód. Mógł się pożegnać z wątłą nadzieją na przyjemną, łatwą misję. Kto w ogóle dopuścił tego idiotę do paczki? Pomyślał o tych wszystkich posłańcach, na których mógł trafić... A przypadł mu akurat TEN element. Jak ograniczonym i krótkowzrocznym trzeba być aby zwracać na siebie uwagę podczas tajnej (no bo przecież nie powiedziano im nic więcej, niż to, gdzie i do kogo mają iść) misji? I to akurat przy jego boku spoczywa ważny pakunek!
Nic nie powiedział, nie było nawet warto. Musiał oszczędzać swoją energię i słowa. Przypomniały mu się te wszystkie chwile, kiedy w wojsku karcono go za najmniejsze przewinienia i na moment pojawiła się ochota, idąc śladami swojego kaprala, wcisnąć nos Sivariusa w błoto. Powstrzymał się jednak. ,,Nieudacznik ma szczęście, że w jego zawodzie toleruje się takie... Pomyłki". Lerdis wziął głęboki wdech i odetchnął powoli, co spowodowało, że odrobinę frustracji z niego uleciało.Spojrzał na Jastesa spod zmarszczonego czoła, próbując wyrazić swoją ogromną dezaprobatę w niewerbalny sposób - wiedział bowiem, że gdyby otworzył usta, nie potrafiłby się powstrzymać, i posłaniec usłyszałby ostrą wiązankę.
Chwila ciszy.
Druga.
Trzecia.
,,Dalej mam ochotę zdzielić cię w łeb za ten idiotyzm, ale nie mam siły", mówił zielony wzrok. W końcu Lerdis pokręcił powoli głową i ruszył do przodu w milczeniu.
Było zbyt wcześnie, zbyt zimno i zbyt wietrznie, żeby marnować energię na głupotę jego towarzysza. Nie uciszyło to jednak sfrustrowanych myśli wojownika. ,,Na Eruzana", przechodziło mu przez głowę, gdy stąpał po brudnej, mokrej ulicy. ,,Za jakie grzechy?". Dobrze, że tamten włóczęga przestraszył się wojownika. Nie wszyscy mają tyle rozumu lub dostatecznie małej ilości promili we krwi.
Aarved znowu westchnął, wypuszczając z otwartego pyska chmurkę pary. Najwyraźniej czeka go jeszcze więcej pracy, niż się spodziewał. Miał nadzieję, że przynajmniej w Centrum będzie mógł nieco opuścić gardę - jak się jednak okazało, to nie tylko potencjalni złodzieje będą stanowić niebezpieczeństwo, ale również i jego współpracownik. Z początku jedynie podejrzane, może nie do końca bezpieczne zlecenie zaczęło przemieniać się w irytujące i ryzykowne. W dodatku nie wiedział, co może stracić, jeśli coś pójdzie nie tak. Tylko pracę? Zdrowie? A może nawet życie?
Przymknął oczy, czując narastający ból głowy. Chciał zadać sobie pytanie, czym na to zasłużył; znał jednak odpowiedź zanim myśl zdążyła się w pełni uformować w jego umyśle. ,,Trzeba było urodzić się w innej rodzinie". Westchnął po raz kolejny. Nic nie da się już zmienić, wyruszyli w drogę. Nie ma mowy, że wróci z podkulonym ogonem. Wiedział, że być może duma przemienia się w brawurę, ale nie miał energii, żeby nad tym rozmyślać, a tym bardziej aby znieść wstyd wiążący się z porzuceniem zadania, odsunął więc swoje obawy od siebie i zaczął powtarzać jak mantrę, że obowiązkiem wojownika jest bronienie obywateli Korony - nieważne jak durnych i nieprofesjonalnych. W duchu dalej jednak żywił nadzieję, że zlecenie nie okaże się tak trudne, jak podpowiadało mu serce. 
Ledwo zauważył, że przeszli przez bramy Centrum. Im dłużej szli w głąb Krainy Wiecznie Skutej Lodem, tym bardziej cichł hałas miasta. Pozwoliło to Aarvedowi na zanurzenie się w myślach i rozgoryczeniu. Przynajmniej migrena słabła.

~*~

Włóczęga wtoczył się do obskurnej uliczki. Przez chwilę rozglądał się lekko zaskoczony, jednak w końcu dostrzegł zakapturzoną postać zlewającą się z cieniem pełznącym po ścianach z odpadającym tynkiem. 
- Już wyruszyli - zapowiedział chrypliwym głosem, po czym odchrząknął i splunął w błoto.
Żółte, jadowite oczy zmrużyły się, a długie kły błysnęły złotem w świetle słońca, gdy wyśliznęło się spomiędzy nich kolejne pytanie:
- Jak dawno?
- A nie wiem panie, godzinę temu żem ich widział. Pewnie już przez bramę przeszli.
Ciemna postać kiwnęła głową. Spod jej płaszcza wydobyła się sakiewka. Przeleciała przez uliczkę i upadła koło żebraka z głośnym plaskiem.
- A teraz znikaj mi z oczu. 
Włóczęga skrzywił się.
- Zaraz zaraz, umawialiśmy się na pięćdziesiąt. Czemu tu jest tylko trzydzieści?
Żółte oczy błysnęły. Świat wokół pijaka zbladł, a potem ściemniał. Podkulił ogon, upuszczając pieniądze w przerażeniu i cofnął się pod ścianę, ogłuszony głośnym dudnieniem w uszach.
- Powiedziałem zzzznikaaaj - rozległ się syk wewnątrz jego głowy. - Albo to ty sssstanieszzzz się moją nagrodą...
Ciemność puściła. Ślina ciekła po brudnym futrze. Biedak podniósł przerażone, zaszklony szokiem wzrok, ale nie odważył się spojrzeć wprost na tego dziwaka. Chwycił sakiewkę i pędem wybiegł z uliczki.

<Jastesie?>
Słowa: 701= 41 KŁ

Od Jastesa CD. Nevt

Nevt coraz bardziej mnie zaskakiwała. Jej nieposkromiona energia, słowa wylatujące jak z karabinu maszynowego, niezachwiany optymizm. Bogowie, gdybym tylko ja taki miał... Niestety na tym świecie potrzebne jest zróżnicowanie, a mi w udziale przypadło nadmierne zrzędzenie plus upodobanie do użalania się nad sobą. Cóż, taki mój urok. Ale wracając do poznanej zaledwie dwie godziny wcześniej wadery: gdy tylko zobaczyłem sposób w jaki patrzyła na książkę- przeraziłem się. To spojrzenie było bardziej napełnione uczuciem niż szczenię, które w końcu dostało prezent na który czekało przez lata. Ah, chciałbym żeby ktoś kiedyś patrzył na mnie jak ta wilczyca na woluminy... 
Już jakiś czas temu wyszliśmy z biblioteki i zmierzaliśmy w kierunku poczty. Sam nie wiedziałem czy chcę usłyszeć niewątpliwie czekającą mnie burę od szefostwa czy nie.W końcu przez moje niedopatrzenie ktoś mógł albo zostać kaleką do końca swoich dni, albo stracić życie. Mojego poczucia winy wcale nie osłabiała myśl, że mogłaby to być taka sympatyczna dusza jak Nevt, więc po części pragnąłem by dostać jakąś karę, może nawet zostać zwolnionym. Znalazłoby się coś innego... Z drugiej jednak strony nie lubiłem być objeżdżany z góry do dołu. Kto lubił? W dodatku przy obcych, przy waderze. Nie, już lepiej być opieprzonym w samotności, duma zbyt mocno by ucierpiała. Lepiej by góra dowiedziała się nieco później, gdy problemowi się zaradzi. A jeżeli wadera od razu postanowi wyjawić prawdę, nie będę jej winił, w końcu na to zasługuję.
Westchnąłem ciężko przeklinając w duszy mój los. Ciągle coś musi się dziać. Dlaczego nie mogę mieć chociaż chwili spokoju, w samotności i bez uczucia nieustannego zagrożenia? Może powinienem rzucić to wszystko w cholerę i w ogóle nie wychodzić z domu. Chociaż znając moje szczęście, nawet tam spotkałaby mnie przygoda, a co za tym idzie- kłopoty. Ciekawe czy na starość będę mieć problemy z sercem. Niewykluczone. Nawet prawdopodobne. Chyba, że coś mnie po drodze zabije. To też by mnie nie zaskoczyło. 
-Najpierw trzeba będzie przejrzeć wszystko, co znajduje się na miejscu. Listy, paczki, raporty, kwitki, warto też popytać pracujących. Jak znajdziemy coś na miejscu- rekwirujemy. Jak znajdziemy coś w papierach- ruszamy w pościg, modląc się by nie było za późno. Jeżeli nie znajdziemy nic- dobra nasza. Chociaż chyba nie tego określenia powinnam użyć.- zaśmiała się krótko.- Wtedy trzeba będzie mieć na oku placówkę, masz może jakichś znajomych, którzy mógłby sprawdzać kto co przynosi, jak kto się zachowuje?-po niedługim zastanowieniu skinąłem głową. Nie miałem tam co prawda żadnych przyjaciół, ale było kilka wilków którym wyświadczyłem przysługę i większość wyraziła chęci odwdzięczenia się. Oczywiście nie poznaliby wszystkich szczegółów, tylko tyle by wiedzieli na co zwracać uwagę.
-Świetnie. Można by też poczytać o jakichś specjalnych zaklęciach do tego celu... ale to potem. Myślę, że jeśli na nic tu nie trafimy powinniśmy skierować się w stronę sklepów z magicznymi przedmiotami bądź eliksirami. Popytać sprzedawców, dobrze by było też mieć tam jakieś trzecie oko.- w milczeniu przysłuchiwałem się wywodowi wadery, od czasu do czasu kiwając głową w geście zgody. 
W polu widzenia pojawił się budynek głównej poczty, niezbyt ciekawy i zdecydowanie nie powalający pięknem. No ale spełniał swoją powinność i to się liczyło.
-Powinniśmy być na baczności.- po długim okresie nie odzywania się w końcu rzuciłem.- Ktoś musiał obserwować któreś z nas. Pewnie dalej to robi.- nie musiałem mówić nic więcej, wadera na pewno zdawała sobie z tego sprawę i nie omyliłem się.
-Tak, to prawda. Jednak nie możemy wykluczyć, że robi to za pomocą magii. A jeśli nawet, to pieruńsko dobrej, skoro nie mogę jej wykryć.
-Szpieg też musi być niezły, ponieważ jak dotąd mój wiatr niczego nie wykrył.- wymamrotałem trochę podupadły na duchu. 
-Może jest niewidzialny?- spytała, kierując na chwilę wzrok na mój pysk. 
-Usłyszałbym go, a węch też mam całkiem niezły. Chyba, że dosłownie rozpłynąłby się w nicość... 
-To także jest możliwe. Wolę sobie nie wyobrażać gdyby tak w istocie było, niematerialny potężny mag...brrr- otrząsnęła się.- Mógłby być bezkarny. Gdybym ja miała taką moc to no, nie wykorzystywałabym jej na innych wilkach w celu ich zabicia, ale miałabym o wiele więcej możliwości niż mam teraz. Oczywiście istnieją zaklęcia, które dematerializują, ale pochłaniają bardzo dużo energii, w dodatku nie zawsze udaje się pozbyć zapachu. Nie można wykluczyć, że nasz przyjaciel się takimi nie posługuje, jednak musiałby być mistrzem, absolutnym mistrzem, skoro nie potknął się ani raz. Albo się potknął, ale my tego nie wykryliśmy. Lecz to jest, wydaje mi się, mniej prawdopodobne. Tak czy inaczej, nie jest za wesoło. Szkoda, że musieliśmy się poznać w tak nieprzyjemnych warunkach, panie Jastesie. 
-Zgadzam się z panią. Jeżeli uda nam się przeżyć, musimy to nadrobić czymś bardziej przyjemnym.
-Trzymam pana za słowo!

<Nevt? ;*>


Słowa: 759= 43 KŁ 

Od Vallieany, CD. Jastesa

Stary basior wyszedł z salonu. Przeszedł przez przestronny korytarz i trafił do kuchni. Westchnął, zamyślił się, pokręcił głową. Tak straszne... Że też tak przerażający dramat musiał dotknąć tę dwójkę obcych sobie wilków. Mdliło go na samą myśl o potworze, który z taką swobodą prześladował zielarkę i posłańca, jakby przeczuwał, że nie są w stanie mu w żaden sposób zagrozić.

Adril pokręcił głową ze zmęczeniem. Rozciągnął kości i mięśnie, wymordowane całym dniem siedzenia w jednym miejscu. Tyle czasu poszło na stracenie.

A teraz musiał jeszcze wymyślić rozwiązanie. 

Eh, że też ta mała, głupia Eana zawsze musiała się w coś wplątać. 

Zielarz rozpalił ogień w niewielkim ognisku i nastawił cały dzbanuszek wody. Przez chwilę obserwował jak gorące języki... nie, stop, żadnych języków... 

Odwrócił się gwałtownie i wrócił do pomieszczenia, w którym zostawił gości. Zupełnie tak jak się spodziewał, oboje byli już po drugiej stronie świadomości. Tak zmęczeni... Ten duch musi być potężny - pomyślał, patrząc na obie sylwetki. Zatrzymał wzrok na Vallieanie, grzejącej chude ciało przy kominku. A skoro już o potężnych duchach mowa... 

Znów wrócił do kuchni. Zaczekał aż woda zacznie wrzeć. Wrzucił odpowiednie zioła i wmieszał we wszystko własną magię. Wymamrotał parę zaklęć, nalał sobie naparu do kubka i odsunął się w kąt pomieszczenia. Rozluźnił całe ciało i wziął parę łyków herbaty, unosząc naczynie za pomocą telekinezy. 

Mijały minuty, ogień zaczął przygasać, zatapiając pokój w narastającej ciemności. Nagle basior wyrwał się ze stanu odrętwienia i zadrżał tak, jak wtedy kiedy mózg robi ten trik ze spadaniem. 


- Wreszcie zadziałało. Myślałem że usnę i wszystko się skończy, jeszcze zanim zaczniemy- burknął ze znudzeniem. 

Podniósł powieki by zaobserwować lśniącymi oczami, jak powstający na ścianie cień zaczyna skupiać się w jedną czarną masę, wypuklającą się poza samą definicję cienia jako nieoświetlonego miejsca. To się ruszało, wystawało z kamienia i zdecydowanie było dotykane światłem ognia, który nagle zaczął chaotycznie się wyginać, przybierając kształty nienazwanych figur. 

Sivarius szeroko ziewnął, odsłaniając pożółkłe zęby. Wziął jeszcze parę łyków naparu, dając duchowi czas na ukształtowanie sobie formy. Dawno tego nie robił, więc Adril go nie pośpieszał - i tak wychodziło mu to zadziwiająco sprawnie, jak na parę lat bez praktyki. 

- Wreszcie mogę porozmawiać z kimś, kto ma jakiekolwiek pojęcie o sprawie. 

Bryła cienia przybrała kształt wilka... no, tak jakby. Był wyraźny kadłub, a to już było wiele. Łapy - jako tako także były, chociaż raczej wyglądały jak zarys w szczenięcych bazgrołkach, gdzie z ciała zwierzątka wychodzą cztery krzywe badyle na jednej płaszczyźnie. Ogon mu odpadł w ciemną lewitującą masę za zadem, podobnie jak niekształtny łeb po drugiej stronie paskudnej plamy. Adril poznał gdzie dusza ma przód (a tym samym rozróżnił co jest głową, a co ogonem) tylko po tym, że w miejscu serca, czyli bardziej z przodu, niematerialna masa ewidentnie emanowała jaskrawym, czerwonym kolorem. I od tej pory starzec rzeczywiście patrzył tylko w ten jeden punkt, gdy Vernon zaczął poruszać się po całym pomieszczeniu bez ładu i składu. Szybciej. Wolniej. Znów szybciej. Był na dole. Na górze. Przed Adrilem. Za Adrilem. Znów na suficie. Na podłodze. 

To ścierwo jest demonem.

Zimny, ciężki głos rozbrzmiał w białej głowie. 

- Wcale nie przywiązał się do maski, tylko do dzieciaka, to już wiem... - głos zielarza zadrżał - Pytanie brzmi, jak bardzo może narozrabiać... 

Rozłożył moc na trzy różne wilki. Bardzo. 


W głowie Adrila, zarówno głos, jak i aura Vernona wypełniały całą przestrzeń kuchni, zaś czarna masa nie zatrzymywała się nawet na chwilę, manipulując beztrosko światłem. Przytłaczał i doprowadzał do drżenia każdego mięśnia. Przerażał całym swoim jestestwem, a jednak Adril utrzymywał nieporuszoną maskę. Przecież nie mógł dać się pokonać w tak głupiej grze, zupełnie niezależnej od woli błądzącej duszy. To byłoby chujowe. I słabe. 

- Opowiedz o wszystkim, na co do tej pory wpadłeś.

W porządku...

Adril wziął parę wdechów, czekając aż duch przygotuje wypowiedź. Obserwował jego przypadkowe, niepoukładane ruchy z udawanym nieprzejęciem, chociaż prawda była taka, że kontakt z tak dzikim bytem fascynował go jak jasna cholera. Zresztą, zawsze uważał istotę tego konkretnego ducha jako coś intrygującego. Był silny i mógł zrobić krzywdę. Adril, jako osoba interesująca się zjawiskami paranormalnymi, zawsze go podziwiał... a jednak pojawiło się coś silniejszego.


Ten demon był wcześniej na ziemi. Opętał czyjeś ciało. Stworzył sobie potomka. To jest pewne. Maska może być tylko przykrywką


- Ale mówiłeś, że jest naładowana energią. Skoro jest demonem, po co byłaby mu maska? Nie sądzę, żeby był sentymentalny.


Demony mają różne obsesje, poza tym kazałeś mi się wypowiedzieć, więc szanownie zamknij się na chwilę. Zmierzam do tego, że był między wilkami od niepamiętnych czasów... to wspomnienie z ziemi jest stare, więc jeśli przeskakiwał przez kolejne pokolenia, to mógł sobie upodobać tę protezę, którą posiadał jej pierwszy właściciel. Opętywał kolejne ciała, aż w końcu coś mu nie wyszło i zginął... 


Sivarius prychnął. Przymknął oczy, a jego łapy zadrżały, gdy przez ciało przeszła mu fala nienazwanego chłodu. 

- Myślę... - minęły sekundy, nim znowu się wyprostował - Możesz mieć rację, jednak w takim wypadku dzieciak może mieć na głowie duży problem, szczególnie jeśli naprawdę jest synem z demona... I nie tylko dzieciak. Gdyby chodziło tylko o młodego, demon odpuściłby sobie Vallieanę i tego posłańca.


Czarna smuga nadal odbijała się między niewidzialnymi barierami jak oparzona, a dym na jej środku niespokojnie pulsował czerwienią. Biały basior zaczął od tego wszystkiego dostawać oczopląsu.


Gówniarz nie będzie miał problemu, bo gówniarz już ma problem. Gówniarz ma problem, odkąd został wybrany przez tego śmiecia jako zabawka. Nieważne czy jest potomkiem, czy nie. Najprostszym tropem byłoby stwierdzenie, że śmieć chce pozyskać ciało gówniarza, ale jest to zbyt niepewne. Po pierwsze, jak już wspomniałeś, zaangażował w to dwa inne wilki. Sprowokował gówniarza do zaatakowania ich, czyli bezpośrednio naraził jego życie - skąd mógłby wiedzieć, że te dwa obce osobniki nie postanowią zemścić się za przelaną krew? Uszkodzony gówniarz nie przydałby mu się do niczego. Po drugie, nadal nawiązując do zaangażowania Vallieany i tego drugiego, cały czas się nimi bawi. Nimi i mną. Wie o moim istnieniu i próbuje mnie wkurwić. Cały czas mnie odcina od Vallieany, ale za dobrze się skurwysyn ukrywa, żebym mógł zareagować. No i ostatni argument: gdyby chciał posiąść szczeniaka, zrobiłby to dawno temu. Robił to wielokrotnie, tym razem również by dał radę... Adril, nie usypiaj jeszcze, nie ma czasu na sen. Musimy coś wymyślić. 


Stary basior rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Z siadu, pochylił się w przód i ułożył się na brzuchu. Trzymał łeb w górze, jednak nie wyglądał zdrowo, zupełnie jakby dostał czymś ciężkim w łeb. 


A niech cholera was i wasze słabe ciała. 


-  Zamilcz, myślę... Jeśli młodzieniec, Eana i Jastes są po prostu zabawkami demona, poradzimy sobie z tym. Jeśli demon chce opętać szczeniaka z kaprysu, ale Eana i Jastes mu przeszkadzają, to wszystko zależy od determinacji obu stron. Jeżeli demon chce pozyskać szczeniaka bo to jego potomek, a Eana i Jastes stanowią jakąś przeszkodę... No to tkwimy w gównie po łokcie.


Bardzo pocieszająca wypowiedź.

- Ale pamietajmy, że to tylko domysły. Wciąż nie wiemy nic na temat napiętnowanej maski, udziału twojego, Vallieany, Jastesa w tym wszystkim, ani sytuacji w domu szczeniaka... 

Adril już bardziej mamrotał niż mówił, jednak duch nie miał problemu ze zrozumieniem poszczególnych słów. W tamtej chwili niemal błogosławił łączenie się dusz podczas tego konkretnego rytuału, a przeklinał za to ucieczkę energii ze starego ciała zielarza, które musiało udźwignąć dwa byty.

- Jutro... Jutro przejdziemy się do domu szczeniaka i zrobimy rozpoznanie…

Łeb białego basiora upadł na podłogę, a błękitne oczy schowały się pod powiekami, jednak duch nadal słuchał jego słów. 

"Pójdziesz ze mną, zażyję zioła, demon niczego nie wyczuje. Musimy wykluczyć, że szczeniak ma zepsutą krew"

Zgoda. 



Nazajutrz, gdy Vallieana obudziła się przy nadal grzejącym kominku, poczuła otaczającą ją, ziejącą pustkę. Jej myśli były rozbiegane, a gdy już miała wpaść w panikę z powodu braku naszyjnika, Jastes znalazł na stole notatkę od właściciela domostwa. 


"Poszedłem sprawdzić parę spraw. Vernon jest ze mną. W kuchni macie mieszanki wspomagające magiczne bariery. Zjedzcie je, ale wolę, żebyście na mnie czekali i nie łazili. Eana wie gdzie jest jedzenie. Jeśli nie wrócę do rana to, spalcie na moją cześć jakieś dobre zioło."




<Jasiu? To jakie plany na dzień?>

Słowa:1314= 86 KŁ

Od Karwieli - Trening I

Karwiela tęsknym okiem odprowadzała mijaną po drodze Karczmę Starej Wiosny, z której nawet w oddaleniu w jakim się znajdowała dobiegały nęcące odgłosy energicznej muzyki, wprost zachęcającej do popisowych wygibasów na scenie. Nie dało się również nie słyszeć toczących się jak grzmoty pijackich śmiechów, słyszalnych długo po straceniu tawerny z oczu. Mało brakowało a wadera zboczyłaby z trasy i wstąpiłaby w gościnne progi oberży, lecz po stoczeniu intensywnej mentalnej bitwy porzuciła ten pomysł i postanowiła kontynuować wycieczkę do Wielkiej Biblioteki. To prawda, sporo czasu minęło odkąd ostatni raz zasiadła z jakimś nieznajomym przy piwie i rozweselona trunkiem opowiadała dziwne, śmieszne oraz przerażające sytuacje, którym musiała stawiać czoła w swoim życiu, będąc świadomym szczerego zainteresowania i naprawdę mocnego wczucia w te, czasem ubarwiane fantazją historie, jakie odczuwali jej słuchacze. Pragnęła spędzić z kimś trochę czasu na niezobowiązującej rozmowie czy tańcu. A niech to! Mogłaby nawet ciupać w karty czy kości, byle nieco się rozerwać i po prostu dobrze bawić. Na szczęście wypracowała w sobie na tyle silną wolę, by zadowolić się obietnicą rychłego odwiedzenia Karczmy w jakiś inny dzień, przy braku planów na wieczór. Z taką myślą ukontentowana wadera skręciła w boczną ulicę, zostawiając za sobą światła sklepów i odgłosy zabawy.
Królestwo okryła czarna płachta przedwczesnej o tej porze roku nocy, sprzyjająca czającym się w mroku przestępcom, którzy tylko czekali aż niespodziewająca się niczego ofiara wejdzie w ukrytą w ciemności, pustą uliczkę, czyli dokładnie taką, jaką właśnie szła Karwiela. Lerdis doskonale o tym wiedziała, jednak nie zamierzała zmieniać trasy tylko dlatego, że jakiś pożal się boże złodziej może zechciałby wycisnąć ją z kasy albo żałosny morderca  chciałby spróbować ukatrupić ją w jakimś śmierdzącym kącie. W końcu była łowcą, który na co dzień musi mierzyć się ze znacznie bardziej niebezpiecznymi stworzeniami w o wiele bardziej niebezpiecznych warunkach. Świetnie potrafiła o siebie zadbać i dobrze o tym wiedziała, zresztą kilku spotkanych wcześniej chuliganów również stanęło przed tym faktem, którego prawdziwość oczywiście musieli sprawdzić na własnych tyłkach. 
Tej nocy nikt jej jednak nie zaczepił, więc w dobrym humorze stanęła przed Wielką Biblioteką, parę chwil podziwiając piękno architektury zaprojektowanej niewątpliwie przez mistrza, zanim skierowała się do wejścia. Gdy potężne wrota się za nią zamknęły otoczyła ją niemal całkowita cisza, przerywana jedynie oddechami jej i bibliotekarza, który właśnie wyszedł z jednego z wielu regałów, by zobaczyć kto tym razem zakłóca spokój Biblioteki. Karwiela skinęła mu głową na powitanie, czując że nie śmie się odezwać w tak milczącym miejscu. Górujące nad nią piętra i setki zawierających pięć szóstych mądrości Królestwa regałów, w połączeniu z ogromnymi świecznikami przy wejściu, na których spokojnie kołysał się jakby uśpiony ogień sprawiało, że czuła się jak w jakimś sanktuarium. I słusznie, w końcu temu niesamowitemu zbiorowi z pewnością należał się tytuł Sanktuarium Wiedzy.
Bibliotekarz na powrót zniknął w labiryncie, którego pilnował, a Karwiela jakby wybudziła się z transu. Uświadomiła sobie, że zastygła w bezruchu na dłuższą chwilę, chłonąc tą niesamowitą atmosferę i tym samym zarabiając zdezorientowane spojrzenia od wilka, który nie doczekawszy się jakiejkolwiek innej reakcji z jej strony oprócz gestu powitania postanowił się oddalić. Lekko zrzedła jej mina, ponieważ nie zdążyła zapytać w którą stronę powinna się kierować, by odnaleźć woluminy zawierające wiedzę o niebezpiecznych istotach. Nie chciała podnosić głosu w takim miejscu, a szukanie bibliotekarza wydawało się w tym momencie grą niewartą świeczki stwierdziła, że sama da radę i nie zastanawiając się dłużej wkroczyła w wąską uliczkę, wypatrując oznaczeń zebranych na danych regałach ksiąg. Geografia Królestwa, Geografia świata, Historia, Historia współczesna, Legendy, Rasy i ich pochodzenie, Korytarz zdawał się nie mieć końca, a wadera szukała właściwie na ślepo, jednak nie traciła optymizmu i z podekscytowaniem sunęła wzrokiem po grubych tomiskach, ściskających między sobą chude jak patyki książki. Przynajmniej znajdowała się w odpowiedniej części biblioteki, skoro otaczała ją literatura naukowa, a nie na przykład bajki dla szczeniąt.
Pazury stukotały o wypolerowaną podłogę. Wadera zastanawiała się ile czasu musi zajmować sprzątanie tak ogromnego miejsca i z podziwem pokręciła głową. Nawet jeśli nie była to sprawa wilczych mięśni a magia, musiało to kosztować wiele energii. 
Stanęła na kolejnym wąskim skrzyżowaniu i stanęła na tylnych łapach, przednimi opierając się ostrożnie o najbliższy regał. Wyciągnęła szyję jak najdalej się dało i szybko rozejrzała się w poszukiwaniu jakichś oznaczeń, które pomogłyby w znalezieniu celu. Po prawej stronie, wysoko ponad morzem ksiąg wisiała tablica, na której kaligraficznym pismem zapisane było "Anatomia i Lecznictwo". Natomiast po lewej "Literatura piękna". Karwiela westchnęła z niezadowoleniem, żałując że nie ma skrzydeł, by wzbić się w powietrze i załatwić kwestię poszukiwań raz dwa. Trzeba było spytać się bibliotekarza, do cholery. Nie miała jednak zamiaru wołać go teraz, duma kategorycznie powiedziała nie. Pozostało jej więc tylko iść dalej. Skoro alejka wyraźnie była naukowa, dział który ja interesuje nie może być daleko. 
Odepchnęła się od regału i lekko wylądowała na ziemi, od razu wznawiając podróż. Kilkakrotnie przecinała skrzyżowania, za każdym razem rozglądając się za drogowskazem, lecz na próżno. Była już nieco rozeźlona, bowiem ceniła sobie swój czas, a takie wędrowanie bez celu mocno ją gryzło. Miała nadzieję, że nikt jej nie obserwuje, bo myśl o robieniu z siebie idiotki w cudzych oczach coraz bardziej psuła jej humor. Szybko jej się jednak poprawił, ponieważ po chwili tuż przed nią, wysoko nad regałami zauważyła wiszącą tablicę, opisaną jako "Fauna i flora". Błysnęła uśmiechem wartym milion łusek i z werwą wkroczyła w interesujący ją dział, w duchu winszując sobie dobrej intuicji.
Roślinność, Roślinność lecznicza, Wywary, Niebezpieczne gatunki. Przystanęła na rozdrożu i skręciła w prawo, widząc kolejne oznaczenie "Fauna". Jeszcze kilkanaście kroków i cel podróży prezentował się przed nią w całej swojej okazałości.
Bestie i smoki.
Zanurkowała w korytarz, ślizgając wzrokiem po okładkach, rozpoznając niektóre z nich. Była tu już kilkakrotnie i lubiła to robić, w końcu zawsze to jakaś nowa wiedza, która pomoże w przeżyciu. Szkoda tylko, że orientacja w tej monumentalnej bibliotece za każdym razem zawodziła. Wadera podejrzewała, że mogłaby odwiedzać ją setki razy, a i tak nie zapamiętałaby z całą pewnością drogi. Na szczęście podświadomość była niezawodna.
Trafiła pod "B" i zaczęła szukać jej ulubionego tomiska o wdzięcznej nazwie "Bestiariusz" w opracowaniu  Ferra z Koermów, z którego korzystała już wiele razy, ale tylko w poszukiwaniu pojedynczych gatunków. Tak było i tym razem. Karwiela zawsze poświęcała wizyty tylko jednej bestii, tej która w owym czasie najbardziej ją nurtowała. Takim sposobem mogła zapamiętywać więcej informacji niż gdyby przeczytała całą księgę na raz.
Telekinezą wyciągnęła znajomy tom z półki i zawiesiła go w powietrzu, otwierając na spisie treści. Potem przekartkowała, aż otworzył się na odpowiedniej stronie.
Elokar Karłowaty, znany też jako Lewiatan Karłowaty albo Zębacz Jadowity. Zapowiada się ciekawie.
Wadera nigdy wcześniej nie słyszała o takiej istocie, jednak niedawno była świadkiem opowieści o przedstawicielu tego gatunku, który bardzo ją zainteresował. Postanowiła więc dowiedzieć się nieco więcej o tym stworzeniu na wszelki wypadek. Nie wiadomo czy kiedyś się na jakiegoś nie natknie.
Z narysowanego obrazka na czytającego szczerzył się żółtawy potwór o sześciu par nóg oraz żółtawych łuskach, pokrywających całe ciało. Przednie kończyny nieco przypominały szczypce, reszta zakończona pojedynczym pazurem, kilka z nich powykręcane w kierunkach niemożliwych dla innych gatunków. Karwiela zakołysała odwłokiem.
Zwierzę wykazuje cechy stworzeń zmiennocieplnych, zamieszkujące południe kontynentu, blisko zbiorników wodnych. Rozmiary wahają się od 30 do 45 centymetrów u samic i od 40 do 70 centymetrów u samców. Przebywające w wodzie od dwóch do pięciu razy dziennie. Większość czasu spędzają na drzewach. Zaborcze i agresywne w stosunku do wszystkiego, o niewielkim instynkcie samozachowawczym. Potrafią zabić przeciwnika dziewięć razy większego od nich. Ich główną techniką walki jest wspinanie się po ciele ofiary, gryzienie i wbijanie w nią pazurów.  Większość prowadzi samotniczy tryb życia, wiadomo jednak że istnieją kolonie samic, składające się z trzech do sześciu osobników. Pora godowa wypada w czwartym miesiącu roku i trwa bardzo krótko- zaledwie tydzień. Tylko wtedy można zbliżyć się do nich i nie zostać zaatakowanym. Samice wędrują w poszukiwaniu partnera, po zapłodnieniu wracają na swoje terytorium, gdzie wychowują młode. 
-Osobliwe stwory- wymamrotała pod nosem wilczyca.
Bestia niebezpieczna dla wilków, zbliżanie się odradzane. 
-Więcej chwały dla łowcy.- wyobraziła sobie wiszący w jej jaskini złowrogi pazur, przestrzegający gości przed nieprzyjaznymi zamiarami.- Kto wie. Może kiedyś spotkam takiego na swojej drodze?


Nagroda: 5 punktów inteligencji

sobota, 9 października 2021

Od Xevy

Rejestratorka siedziała przy oknie. Patrzyła na poczekalnię nieco z góry, jako że spoczęła na górze poduszek zebranych z przeciwnej połowy pokoju. Zajmując się głównie swoimi myślami, co jakiś czas zerkała na waderę siedzącą na jedynej pufie, jaka została jej w pobliżu. Długi ogon zachowywał się niczym wahadło, co jakiś czas wzbudzając chmurki kurzu błyszczącego w pomarańczowych promieniach słońca. Wydawało się, że ma on swój własny rozum, a piegowata zdawała się w ogóle nie zdawać sobie sprawy z tego, że za jej plecami coś się rusza. Była naprawdę... Nietypową osobistością. Ciągle obserwowała ją kątem oka. Wyglądała egzotycznie. Z jednej strony miała grube futro na szyi, ale sierść stawała się bardzo krótka na bokach, tułowiu i reszcie ciała. W dodatku to umaszczenie i akcent... Na pewno nie pochodziła z Królestwa. Samica pracująca w sekretariacie odkrywców co jakiś czas spotykała długouchą, gdy ta donosiła raporty. Na początku nieco ją ona przerażała - ciągle w ruchu, ciągle uśmiechnięta, głośna i... dziwna. Po jakimś czasie jednak się przyzwyczaiła. Mimo że nie rozmawiały za często, rejestratorka bardzo ciepło myślała o nieznajomej. Czasem nawet poprawiała błędy ortograficzne w opisach, które piegowata przynosiła. Była jej ciekawa, dlatego przyszła poczekać z nią na drugą wilczycę mającą przyjąć zlecenie.
Xeva nie miała pojęcia, jakie zainteresowanie budzi jej osoba w innych wilkach. Żyła z dnia na dzień, latając myślami wyżej, niż reszta wilków, dostrzegając rzeczy, których inni nie dostrzegali. Zazwyczaj nie przeszkadzało jej to, że się różni - różniła się od innych, zarówno w domu, jak i tutaj, w Królestwie. Chciała jednak mieć przyjaciela, kogoś, z kim można porozmawiać, wyruszyć na przygodę lub spędzić miło wieczór... A teraz nadarzała się okazja, żeby poznać takiego przyjaciela! Rejestratorka powiedziała jej, że muszą poczekać na drugą waderę, a wtedy wyjaśni im, o co dokładnie chodzi w ich zadaniu.
Właśnie badała dokładnie mapę Królestwa wiszącą na ścianie, gdy usłyszała kroki za drzwiami. Nim zdążyła się zastanowić, na progu stanęła nowa osoba.
Masywny odwłok zwisający nad jej głową rzucał długi cień na panele. Spiczaste uszy zadrgały lekko, a złote kolczyki rzuciły odblaski na przeciwległą ścianę. Żółte, chłodne oczy przesunęły się po poczekalni i zatrzymały na Xevie. 
- Karwiela!
Teneriska poderwała się na równe nogi i skoczyła w stronę znajomej, o mało nie wywracając ich obu.
- Xe... Xeva - wydukała Lerdis. Piegowata otarła się karkiem o podbródek towarzyszki, po czym odskoczyła i zaczęła dreptać w miejscu, nie mogąc powstrzymać swojej ekscytacji. Długa kita wybijała rytm, co kilka sekund uderzając o ścianę.
Karwiela otrząsnęła się z szoku i fuknęła z oburzeniem. Zanim jednak zdążyła wyrazić swoją dezaprobatę, rejestratorka odchrząknęła. Oczy pozostałych wader zwróciły się na nieznajomą.
- Skoro pani już przybyła, chciałabym przedstawić zlecenie.
 
<Karwielo? Wybacz, że tak boleśnie krótko, ciężki tydzień za mną ;w ;> 

Słowa: 431= 27 KŁ

niedziela, 3 października 2021

Od Nevt, CD. Jastesa

Gdy Jastes zaproponował, że zajmie się noszeniem moich książek byłam dość nieprzekonana do tego pomysłu. Po pierwsze, jestem naprawdę przywiązana do swoich książek. Większość z nich to unikaty, które kupiłam za pokaźne sumy, lub książki zawierające moje notatki, spisywane przeze mnie od lat szczenięcych. Poza tym oczywiście znajdują się tam też dzienniki mojego dziadka, a one są moimi jedynymi wskazówkami do rodziny. Wiele razy zdążyłam sobie już podziękować, za położenie ich w możliwie najbardziej oczywistym miejscu, by nie zwracały uwagi. Tylko to je uratowało przed całkowitą anihilacją. Zdecydowanie nie chciałabym, by jakimś cudem Pan Jastes dowiedział się o nich przez jakąś nieprzewidzianą sytuację po drodze. Po drugie, te książki to jedyne co zostało mi z całego mojego dobytku.
Spojrzałam ostatni raz na ruiny mojego domu i westchnęłam. Mimo wszystko wilk miał rację. Wiedziałam, że ma, oraz że próbuje mi tylko pomóc. Wszelka logika mówiła mi, że noszenie tych książek oraz trzymanie bariery na naszej ulubionej bombie podczas podróży do biblioteki nie jest najmądrzejsze. Szczególnie pamiętając o moim i tak już kiepskim stanie.  
Bez dalszego ociągania się zdjęłam pakunek z grzbietu i wymieniłam się nim z Jastesem, na co posłał mi delikatny uśmiech, który w jakiś sposób mnie uspokoił. Ruszyliśmy w drogę w ciszy, zamyśleni. Zdałam sobie sprawę, że przecież paczki, które mi oddał muszą być dla niego równie ważne co moje książki dla mnie, choć może w innym znaczeniu. Myśl ta zakotwiczyła mi się w umyśle i sprawiała, iż miałam wrażenie, że nagle torba na moich plecach zmieniła swoją wagę. Choć nie miałam pojęcia, czy stała się cięższa, czy nic nie ważyła... Stwierdziłam też, że Pan Jastes jest naprawdę miły. No... i może delikatnie szurnięty... Ale w dobrym sensie! Znaczy, jaki wilk z własnej woli zostałby pomagać osobie, która dosłownie przed sekundą w dobitny sposób pokazała, że jest na celowniku pewnego zabójcy, który nadal jest na wolności, a dodatkowo aktualnie podróżuje z żywą, mogącą wybuchnąć przy najlżejszym dotknięciu bombą. A jednak jest tu, pomaga mi i stara się jak może, dodatkowo podtrzymując mnie na duchu i troszcząc się o głupi ciężar mojej torby. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej podziwiałam tego wilka. Może dręczyło go poczucie winy, że to ona dostarczył mi paczkę? A może pomyślał o innych swoich dostawach? Co gdyby i w nich kryły się bomby? Oczywiście jest też opcja, że po prostu nie mógł zostawić mnie samej na pastwę jakiegoś niezrównoważonego wariata, który z nieznanych nam powodów postanowił nagle unicestwić połowę mojego domu i okna i...
Zaraz, co? Wróć... Co gdyby bomb było więcej w innych paczkach? Wolałabym o tym nie myśleć, ale... - Panie Jastesie, - zaczepiłam nie zatrzymując się i przerywając chwilową ciszę – czy jest Pan pewny, że nie widział Pan żadnych innych paczek bez adresata w swojej torbie?
Jastes zatrzymał się w miejscu. Widziałam po wyrazie jego pyska, że intensywnie myśli. Zatrzymałam się obok i najdelikatniej jak mogłam zdjęłam torbę z pleców. Bez zbędnych słów przejrzeliśmy inne paczki i po chwili mogliśmy odetchnąć z ulgą stwierdzając, że tajemnicza przesyłka była pojedynczym przypadkiem. Oczywiście Jastes nie był jedynym listonoszem w okolicy, więc nie mogliśmy mieć pewności, że ktoś inny nie biegał właśnie po całym Królestwie z bombą lub bombami na plecach. Z pewnych powodów myśl ta bardzo mnie zaniepokoiła.  
- Powinniśmy się pośpieszyć, nadal nie ma pewności, że to była jedyna. Ostatecznie nie wiemy jaki zamiar się za tym krył. Równie dobrze mogę nie być jedyną na celowniku. - Powiedziałam szybko znów zakładając torbę i ruszając w drogę. - Zakładam, że tak sympatyczny wilk jak Pan nie ma wrogów czyhających na Pańskie życie, prawda?
Jastes popatrzył na mnie z mieszaniną zdziwienia i zakłopotania. Powiedziałam coś nie tak? Zanim jednak zdążył się odezwać kontynuowałam.
- W sumie to nie istotne, mógłby Pan o nich nie wiedzieć. Nie możemy więc zakładać, że to ja byłam celem ataku. Prawdopodobnie jednak byłam, patrząc na fakt, iż nosił Pan ze sobą tę paczkę, a nic się
nie stało. Jednakże nie możemy odrzucić opcji iż prześladowca chciał dosięgnąć nas obojga. Jeśli jest więcej bomb, jest to jednak wysoce nieprawdopodobne i w takim wypadku musielibyśmy wrócić do myślenia o mnie jako celu. Oczywiście zawsze zabójca może mieć na celowniku wszystkich kurierów... a to już było by coś! - Zorientowałam się, że mówię jednak na głos, zamiast zastanawiać się w myślach więc szybko dodałam by wybrnąć z niezręcznej sytuacji – Nie sądzi Pan?
- Ale jaki mógłby w tym mieć cel? - Zapytał basior jakby cały mój wywód faktycznie był skierowany do niego. Uf.
Dyskutowaliśmy na ten temat przez całą drogę do biblioteki, lecz nie mogliśmy wymyślić niczego sensownego. Rozbieżności było zbyt wiele, opcje były zbyt rozległe, a implikacje zbyt pogmatwane. Potrzebowaliśmy większej ilości informacji.  
Gdy w końcu dotarliśmy do biblioteki szybko podeszłam do dobrze znanego mi już bibliotekarza. Wymieniliśmy parę zdań, jak zwykle i doszłam z nim do porozumienia, bym mogła przechować tu swoje księgi w jednej z szafek obsługi. Tam będą bezpieczne i nikt ich nie dotknie. Bardzo mi ulżyło. Zostawiłam więc dobytek i wróciłam do Jastesa, który rozglądał się po wielkim holu głównym. Skinęłam na niego głową sygnalizując by szedł za mną i szybkim krokiem skierowałam się do odpowiedniego działu, lawirując między meandrami korytarzy i labiryntem półek ogromnej biblioteki. Znałam ją jak własną kieszeń, więc chodzenie po niej nie sprawiało mi najmniejszego problemu, choć wiem, że większość wilków używała przewodników, lub po prostu prosiła o przyniesienie sobie ksiąg. Skierowaliśmy się do działu magicznego, później do magicznych rośli, gdzie zebrałam odpowiednie książki i przeszliśmy do magii niebezpiecznej, tam do magii ognia, stamtąd do magii wybuchów, gdzie znów wzięłam parę woluminów, a następnie do magicznych urządzeń i artefaktów, przeszukaliśmy dział przyrządów niebezpiecznych pod kątem urządzeń powodującym wybuch i opóźniony start, a także inicjowany zapłon przyrządem trzecim.  
Miałam wrażenie, że tańczę wśród regałów i proszę do tego tańca te wszystkie książki. Natychmiast pochwyciła mnie tak znajoma ekscytacja prowadzeniem badań. Oh, jak ja kochałam to uczucie. Natychmiast zapomniałam o całym zmęczeniu i stresie tego dnia. Przez chwilę zapomniałam nawet, że jestem tu z towarzystwem, co zaowocowało rozpromienionym uśmiechem i nuceniem pod nosem do pracy. Jednak nie ma to jak dobra biblioteka po ciężkim przeżyciu.  
Gdy zebraliśmy wszystkie potrzebne mi woluminy przeszłam do mojego ulubionego miejsca do czytania i studiowania, które było ukryte w najgłębszej i najciemniejszej części magicznego działu biblioteki, do której nie wiele osób docierało. Rozsiadłam się wygodnie, upuszczając na swój stolik wiele nowych grubych woluminów. Kolejny stukot na biurku przywołał mnie do rzeczywistości, uświadamiając mi o obecności Jastesa. Natychmiast przestałam się szczerzyć jak szczeniak na widok pierwszego płatka śniegu i odchrząknęłam głośno, a na moim pysku pojawił się znaczny rumieniec.  
- Em... - wyjątkowo zabrakło mi słów, ale po chwili się otrząsnęłam, postanawiając grać jakby nic się nie stało – przeszukanie tych ksiąg może zając mi trochę czasu, może mi Pan pomóc, lub rozejrzeć się za czymś bardziej w Pańskiej tematyce. Oczywiście o tylko kilka z opcji...
Nie dokończyłam zdania, bo jeden z woluminów bardzo przyciągnął moją uwagę i postanowiłam od niego właśnie zacząć. Nieświadomie przyświecałam sobie blaskiem bomby, by móc czytać, zamiast przyzywać jak zwykle małe źródło światła. Otworzyłam wolumin i zagłębiłam się w lekturze. Nie mam pojęcia co robił basior w czasie, gdy ja czytałam. Całkowicie pochłonęły mnie badania. Nie słyszałam, ani nie widziałam nic poza książkami. Gdy coraz bardziej rozkładałam się na moim stole, zauważyłam kolejne dwa stosy stojące smętnie na rogu blatu. Przypomniałam sobie o badaniach na które tak się niecierpliwiłam jeszcze dziś rano. Zdawało się, że od tamtego czasu minęły już całe wieki.
Westchnęłam ciężko i wróciłam do aktualnego tematu zestawiając zawadzające książki na podłogę. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Do tego wrócę później.  
Nie wiem ile czasu minęło, gdy w końcu udało mi się zebrać wszystkie informacje jakie mogłam wyczytać z tych tomów. Sporządziłam szybką mapę myśli, by dokładnie sobie poukładać nowe wnioski i podniosłam głowę. Rozejrzałam się i zauważyłam Jastesa w jednym z kątów przy regałach delikatnie oddalonych ode mnie.  
- Panie Jastesie, myślę że mam wszystko co chciałam. - Oznajmiłam nie tyle dumnie co zdecydowanie. Zaciekawiony wilk podszedł do mnie i usiadł naprzeciwko, a ja zaczęłam mu opowiadać, czego się dowiedziałam.
- Bomba była zrobiona z niebieskiego mchu, odkrytego jakiś czas temu w ruinach pewnego zamku. Jest silnie łatwopalny, lecz do zapłonu potrzebuje energii, może to być silne uderzenie lub wstrząs... Myślę, że możesz wpisać to do swojego CV, przeniesienie takiego mchu w paczce na plecach tak by nie wybuchł to naprawdę duże osiągnięcie. - zaśmiałam się ze swojego stwierdzenia - Pomyślałam, że w naszej sytuacji nie wydarzyło się nic, co mogłoby zainicjować tę eksplozję, więc zagłębiłam się też w obiekty, które mogłyby umożliwić opóźnienie go, lub rozpoczęcie zdalne. Dodatkowo niepokoił mnie fakt, że siłą wybuchu zupełnie nie maleje, mimo tak długiego czasu po aktywacji. Znalazłam więc kilka informacji na temat takich przyrządów bazując na swoich podejrzeniach i okazuje się, że istnieją pewne sposoby.
Przełożyłam kilka ksiąg i wskazałam na niektóre wersy w odpowiednich miejscach gdy o nich opowiadałam.  
- Pierwszym z nich jest zaklęcie, które mogłoby zostać nałożone na mech. Zależnie od siły maga, czy to kumulujące uderzenia i wyzwalające ich siłę w jednym momencie, czy zwykła magia uderzeniowa, zależałoby to od dystansu i siły maga. Drugim jest mikstura, którą można polać mech, by wybuchł w określonej sytuacji. Do tego ktoś musiałby mieć głowę na karku i przewidzieć bieg wydarzeń do niewiarygodnego stopnia. Obie te opcje nie wyglądają za ciekawie. Mielibyśmy do czynienia albo z potężnym magiem, albo alchemistą-strategiem. Trzecią opcją jest magiczny przedmiot, ale to z kolei jest niesamowicie ciężkie do zdobycia... - przetarłam oczy łapą – Oczywiście każdy z tych sposobów ma też możliwość utrzymywania siły wybuchu do wygaśnięcia życia celu. Co niestety wiąże się z pewną niedogodnością. Jeśli wybuch jest powiązany z siłą życiową celu, to nie wygaśnie puki ten cel żyje. Żeby tego dokonać... Nawet ja musiałabym się napracować nad takim zaklęciem. Dlatego skłaniam się do magicznego przedmiotu mimo wszystko. Nie rozumiem tylko jaki cel miała w tym wszystkim ta strzała... Nie miała ona żadnego kontaktu z buteleczką, ani z nami, teoretycznie nic nie wniosła, chyba że była potrzebna jako element sytuacji określającej warunki wybuchu?
Przerwałam na chwilę, by zastanowić się nad tym na spokojnie.
- Chodźmy dalej, mam bardzo złe przeczucia, jeśli ktokolwiek inny odpakuje taką bombę, nie sądzę by wyszedł z tego bez szwanku. Trochę odpoczęłam przy okazji więc możemy ruszać nawet teraz. Odłożeniem tego zajmę się później...

<Jas? I'm back baby>  

Słowa: 1713= 131 KŁ

Layout by Netka Sidereum Graphics