Gdy Jastes zaproponował, że zajmie się noszeniem moich książek byłam dość nieprzekonana do tego pomysłu. Po pierwsze, jestem naprawdę przywiązana do swoich książek. Większość z nich to unikaty, które kupiłam za pokaźne sumy, lub książki zawierające moje notatki, spisywane przeze mnie od lat szczenięcych. Poza tym oczywiście znajdują się tam też dzienniki mojego dziadka, a one są moimi jedynymi wskazówkami do rodziny. Wiele razy zdążyłam sobie już podziękować, za położenie ich w możliwie najbardziej oczywistym miejscu, by nie zwracały uwagi. Tylko to je uratowało przed całkowitą anihilacją. Zdecydowanie nie chciałabym, by jakimś cudem Pan Jastes dowiedział się o nich przez jakąś nieprzewidzianą sytuację po drodze. Po drugie, te książki to jedyne co zostało mi z całego mojego dobytku.
Spojrzałam ostatni raz na ruiny mojego domu i westchnęłam. Mimo wszystko wilk miał rację. Wiedziałam, że ma, oraz że próbuje mi tylko pomóc. Wszelka logika mówiła mi, że noszenie tych książek oraz trzymanie bariery na naszej ulubionej bombie podczas podróży do biblioteki nie jest najmądrzejsze. Szczególnie pamiętając o moim i tak już kiepskim stanie.
Bez dalszego ociągania się zdjęłam pakunek z grzbietu i wymieniłam się nim z Jastesem, na co posłał mi delikatny uśmiech, który w jakiś sposób mnie uspokoił. Ruszyliśmy w drogę w ciszy, zamyśleni. Zdałam sobie sprawę, że przecież paczki, które mi oddał muszą być dla niego równie ważne co moje książki dla mnie, choć może w innym znaczeniu. Myśl ta zakotwiczyła mi się w umyśle i sprawiała, iż miałam wrażenie, że nagle torba na moich plecach zmieniła swoją wagę. Choć nie miałam pojęcia, czy stała się cięższa, czy nic nie ważyła... Stwierdziłam też, że Pan Jastes jest naprawdę miły. No... i może delikatnie szurnięty... Ale w dobrym sensie! Znaczy, jaki wilk z własnej woli zostałby pomagać osobie, która dosłownie przed sekundą w dobitny sposób pokazała, że jest na celowniku pewnego zabójcy, który nadal jest na wolności, a dodatkowo aktualnie podróżuje z żywą, mogącą wybuchnąć przy najlżejszym dotknięciu bombą. A jednak jest tu, pomaga mi i stara się jak może, dodatkowo podtrzymując mnie na duchu i troszcząc się o głupi ciężar mojej torby. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej podziwiałam tego wilka. Może dręczyło go poczucie winy, że to ona dostarczył mi paczkę? A może pomyślał o innych swoich dostawach? Co gdyby i w nich kryły się bomby? Oczywiście jest też opcja, że po prostu nie mógł zostawić mnie samej na pastwę jakiegoś niezrównoważonego wariata, który z nieznanych nam powodów postanowił nagle unicestwić połowę mojego domu i okna i...
Zaraz, co? Wróć... Co gdyby bomb było więcej w innych paczkach? Wolałabym o tym nie myśleć, ale... - Panie Jastesie, - zaczepiłam nie zatrzymując się i przerywając chwilową ciszę – czy jest Pan pewny, że nie widział Pan żadnych innych paczek bez adresata w swojej torbie?
Jastes zatrzymał się w miejscu. Widziałam po wyrazie jego pyska, że intensywnie myśli. Zatrzymałam się obok i najdelikatniej jak mogłam zdjęłam torbę z pleców. Bez zbędnych słów przejrzeliśmy inne paczki i po chwili mogliśmy odetchnąć z ulgą stwierdzając, że tajemnicza przesyłka była pojedynczym przypadkiem. Oczywiście Jastes nie był jedynym listonoszem w okolicy, więc nie mogliśmy mieć pewności, że ktoś inny nie biegał właśnie po całym Królestwie z bombą lub bombami na plecach. Z pewnych powodów myśl ta bardzo mnie zaniepokoiła.
- Powinniśmy się pośpieszyć, nadal nie ma pewności, że to była jedyna. Ostatecznie nie wiemy jaki zamiar się za tym krył. Równie dobrze mogę nie być jedyną na celowniku. - Powiedziałam szybko znów zakładając torbę i ruszając w drogę. - Zakładam, że tak sympatyczny wilk jak Pan nie ma wrogów czyhających na Pańskie życie, prawda?
Jastes popatrzył na mnie z mieszaniną zdziwienia i zakłopotania. Powiedziałam coś nie tak? Zanim jednak zdążył się odezwać kontynuowałam.
- W sumie to nie istotne, mógłby Pan o nich nie wiedzieć. Nie możemy więc zakładać, że to ja byłam celem ataku. Prawdopodobnie jednak byłam, patrząc na fakt, iż nosił Pan ze sobą tę paczkę, a nic się
nie stało. Jednakże nie możemy odrzucić opcji iż prześladowca chciał dosięgnąć nas obojga. Jeśli jest więcej bomb, jest to jednak wysoce nieprawdopodobne i w takim wypadku musielibyśmy wrócić do myślenia o mnie jako celu. Oczywiście zawsze zabójca może mieć na celowniku wszystkich kurierów... a to już było by coś! - Zorientowałam się, że mówię jednak na głos, zamiast zastanawiać się w myślach więc szybko dodałam by wybrnąć z niezręcznej sytuacji – Nie sądzi Pan?
- Ale jaki mógłby w tym mieć cel? - Zapytał basior jakby cały mój wywód faktycznie był skierowany do niego. Uf.
Dyskutowaliśmy na ten temat przez całą drogę do biblioteki, lecz nie mogliśmy wymyślić niczego sensownego. Rozbieżności było zbyt wiele, opcje były zbyt rozległe, a implikacje zbyt pogmatwane. Potrzebowaliśmy większej ilości informacji.
Gdy w końcu dotarliśmy do biblioteki szybko podeszłam do dobrze znanego mi już bibliotekarza. Wymieniliśmy parę zdań, jak zwykle i doszłam z nim do porozumienia, bym mogła przechować tu swoje księgi w jednej z szafek obsługi. Tam będą bezpieczne i nikt ich nie dotknie. Bardzo mi ulżyło. Zostawiłam więc dobytek i wróciłam do Jastesa, który rozglądał się po wielkim holu głównym. Skinęłam na niego głową sygnalizując by szedł za mną i szybkim krokiem skierowałam się do odpowiedniego działu, lawirując między meandrami korytarzy i labiryntem półek ogromnej biblioteki. Znałam ją jak własną kieszeń, więc chodzenie po niej nie sprawiało mi najmniejszego problemu, choć wiem, że większość wilków używała przewodników, lub po prostu prosiła o przyniesienie sobie ksiąg. Skierowaliśmy się do działu magicznego, później do magicznych rośli, gdzie zebrałam odpowiednie książki i przeszliśmy do magii niebezpiecznej, tam do magii ognia, stamtąd do magii wybuchów, gdzie znów wzięłam parę woluminów, a następnie do magicznych urządzeń i artefaktów, przeszukaliśmy dział przyrządów niebezpiecznych pod kątem urządzeń powodującym wybuch i opóźniony start, a także inicjowany zapłon przyrządem trzecim.
Miałam wrażenie, że tańczę wśród regałów i proszę do tego tańca te wszystkie książki. Natychmiast pochwyciła mnie tak znajoma ekscytacja prowadzeniem badań. Oh, jak ja kochałam to uczucie. Natychmiast zapomniałam o całym zmęczeniu i stresie tego dnia. Przez chwilę zapomniałam nawet, że jestem tu z towarzystwem, co zaowocowało rozpromienionym uśmiechem i nuceniem pod nosem do pracy. Jednak nie ma to jak dobra biblioteka po ciężkim przeżyciu.
Gdy zebraliśmy wszystkie potrzebne mi woluminy przeszłam do mojego ulubionego miejsca do czytania i studiowania, które było ukryte w najgłębszej i najciemniejszej części magicznego działu biblioteki, do której nie wiele osób docierało. Rozsiadłam się wygodnie, upuszczając na swój stolik wiele nowych grubych woluminów. Kolejny stukot na biurku przywołał mnie do rzeczywistości, uświadamiając mi o obecności Jastesa. Natychmiast przestałam się szczerzyć jak szczeniak na widok pierwszego płatka śniegu i odchrząknęłam głośno, a na moim pysku pojawił się znaczny rumieniec.
- Em... - wyjątkowo zabrakło mi słów, ale po chwili się otrząsnęłam, postanawiając grać jakby nic się nie stało – przeszukanie tych ksiąg może zając mi trochę czasu, może mi Pan pomóc, lub rozejrzeć się za czymś bardziej w Pańskiej tematyce. Oczywiście o tylko kilka z opcji...
Nie dokończyłam zdania, bo jeden z woluminów bardzo przyciągnął moją uwagę i postanowiłam od niego właśnie zacząć. Nieświadomie przyświecałam sobie blaskiem bomby, by móc czytać, zamiast przyzywać jak zwykle małe źródło światła. Otworzyłam wolumin i zagłębiłam się w lekturze. Nie mam pojęcia co robił basior w czasie, gdy ja czytałam. Całkowicie pochłonęły mnie badania. Nie słyszałam, ani nie widziałam nic poza książkami. Gdy coraz bardziej rozkładałam się na moim stole, zauważyłam kolejne dwa stosy stojące smętnie na rogu blatu. Przypomniałam sobie o badaniach na które tak się niecierpliwiłam jeszcze dziś rano. Zdawało się, że od tamtego czasu minęły już całe wieki.
Westchnęłam ciężko i wróciłam do aktualnego tematu zestawiając zawadzające książki na podłogę. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Do tego wrócę później.
Nie wiem ile czasu minęło, gdy w końcu udało mi się zebrać wszystkie informacje jakie mogłam wyczytać z tych tomów. Sporządziłam szybką mapę myśli, by dokładnie sobie poukładać nowe wnioski i podniosłam głowę. Rozejrzałam się i zauważyłam Jastesa w jednym z kątów przy regałach delikatnie oddalonych ode mnie.
- Panie Jastesie, myślę że mam wszystko co chciałam. - Oznajmiłam nie tyle dumnie co zdecydowanie. Zaciekawiony wilk podszedł do mnie i usiadł naprzeciwko, a ja zaczęłam mu opowiadać, czego się dowiedziałam.
- Bomba była zrobiona z niebieskiego mchu, odkrytego jakiś czas temu w ruinach pewnego zamku. Jest silnie łatwopalny, lecz do zapłonu potrzebuje energii, może to być silne uderzenie lub wstrząs... Myślę, że możesz wpisać to do swojego CV, przeniesienie takiego mchu w paczce na plecach tak by nie wybuchł to naprawdę duże osiągnięcie. - zaśmiałam się ze swojego stwierdzenia - Pomyślałam, że w naszej sytuacji nie wydarzyło się nic, co mogłoby zainicjować tę eksplozję, więc zagłębiłam się też w obiekty, które mogłyby umożliwić opóźnienie go, lub rozpoczęcie zdalne. Dodatkowo niepokoił mnie fakt, że siłą wybuchu zupełnie nie maleje, mimo tak długiego czasu po aktywacji. Znalazłam więc kilka informacji na temat takich przyrządów bazując na swoich podejrzeniach i okazuje się, że istnieją pewne sposoby.
Przełożyłam kilka ksiąg i wskazałam na niektóre wersy w odpowiednich miejscach gdy o nich opowiadałam.
- Pierwszym z nich jest zaklęcie, które mogłoby zostać nałożone na mech. Zależnie od siły maga, czy to kumulujące uderzenia i wyzwalające ich siłę w jednym momencie, czy zwykła magia uderzeniowa, zależałoby to od dystansu i siły maga. Drugim jest mikstura, którą można polać mech, by wybuchł w określonej sytuacji. Do tego ktoś musiałby mieć głowę na karku i przewidzieć bieg wydarzeń do niewiarygodnego stopnia. Obie te opcje nie wyglądają za ciekawie. Mielibyśmy do czynienia albo z potężnym magiem, albo alchemistą-strategiem. Trzecią opcją jest magiczny przedmiot, ale to z kolei jest niesamowicie ciężkie do zdobycia... - przetarłam oczy łapą – Oczywiście każdy z tych sposobów ma też możliwość utrzymywania siły wybuchu do wygaśnięcia życia celu. Co niestety wiąże się z pewną niedogodnością. Jeśli wybuch jest powiązany z siłą życiową celu, to nie wygaśnie puki ten cel żyje. Żeby tego dokonać... Nawet ja musiałabym się napracować nad takim zaklęciem. Dlatego skłaniam się do magicznego przedmiotu mimo wszystko. Nie rozumiem tylko jaki cel miała w tym wszystkim ta strzała... Nie miała ona żadnego kontaktu z buteleczką, ani z nami, teoretycznie nic nie wniosła, chyba że była potrzebna jako element sytuacji określającej warunki wybuchu?
Przerwałam na chwilę, by zastanowić się nad tym na spokojnie.
- Chodźmy dalej, mam bardzo złe przeczucia, jeśli ktokolwiek inny odpakuje taką bombę, nie sądzę by wyszedł z tego bez szwanku. Trochę odpoczęłam przy okazji więc możemy ruszać nawet teraz. Odłożeniem tego zajmę się później...
<Jas? I'm back baby>
Słowa: 1713= 131 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz