– Nie, nigdy! Właściwie, to w Królestwie
Północy pomieszkujemy dopiero od niedawna, więc większość terenów jest
dla nas jeszcze dosyć obca. Byłyśmy tylko w kilku miejscach, tych, które
akurat były nam potrzebne, albo po prostu po drodze. Wstyd przyznać,
ale kilka razy byłyśmy nawet bliskie zgubienia się. Terytorium jest
takie duże… Te wszystkie dystrykty to trochę za wiele na naszą głowę –
zaśmiały się lekko, aby zbyć nadchodzące zakłopotanie – ale! Port brzmi
jak ciekawe miejsce, może dobrze wiedzieć, gdzie się znajduje.
Pokiwały szybko głową, jakby chciały potwierdzić swoje słowa. Jakby w ogóle wymagały potwierdzenia.
– Oh, tak? Jak dokładnie dawno temu się tutaj u nas zjawiłyście?
Zamyśliły się, ściągając wargi w cienką linię. Powinny pamiętać takie rzeczy.
–
To jest trudne pytanie! Liczenie czasu na dłuższą metę nie jest naszą
mocną stroną. Może… Chyba niecały księżyc temu. Jakoś tak.
Vallieana
w ramach odpowiedzi mruknęła jedynie krótkie "mhm", na znak, że
słyszała. Pomiędzy waderami zapadła chwila ciszy, więc Lys i Tin skupiły
się na drodze i otoczeniu. Co im będzie z wyprawy nad port, jeśli nie
zapamiętają nic z trasy? No tak, nie było tu za dużo do zapamiętania, bo
praktycznie nic się nie zmieniło, od kiedy ostatni raz dokładniej
rzuciły okiem na krajobraz. Z jednej strony powoli, leniwie sunęła
rzeka. Delikatny szum jej nurtu był tak rześki, że rogate mogły
przysiąc, iż słyszą, jaka jest ona zimna. Z drugiej strony natomiast,
ciągnął się równie mroźny co sama rzeka widok, aż po horyzont przykryty…
Śniegiem. Kto by się spodziewał.
Nagle uniosły wyżej głowę, w tym samym momencie, w którym wpadło do niej jedno pytanie.
– A co jeszcze ciekawego można robić u nas nad morzem? No wiesz, oprócz zanoszenia tych…
– Kamieniarek? – zielarka naprowadziła towarzyszki na właściwe słowo.
– Tak! No przecież mówimy – perlisty chichot znów wydobył się z ich pyska.
Może
i nad morzem było tylko kilka oczywistych rzeczy do robienia, ale nie
dla Lys i Tin. Zaczęły się zastanawiać, czy w ogóle kiedyś nad
jakimkolwiek morzem były. Nie przypominały sobie. Mogłyby zapomnieć?
– Cóż…
Niespodziewanie,
coś zupełnie innego skupiło na sobie całą uwagę rogatych wader. Zdawało
im się, że usłyszały śmiech? Stłumiony i jakby schowany za ścianą.
Zmarszczyły brwi w niezadowolonym i podejrzliwym grymasie. To nie miało
żadnego sensu, bo przecież wokół nich nie było żadnej kryjówki!
Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Rzut. Tak, trafne słowo. Patrząc na to, co stało się sekundę później.
Bolesny
dźwięk rozbijanego szkła zakłuł je w uszy, aż się wzdrygnęły, a
cieniutkie odłamki odbiły się od ich łap, opadając na połyskujący w
słońcu śnieg, przez co te najmniejsze stały się już niemożliwe do
znalezienia. Zatrzymały się w półkroku i odwróciły, chcąc sprawdzić, czy
może coś im po prostu nie wypadło. Byłoby szkoda. Ale…
Szkoda była znacznie gorsza, niż się spodziewały.
Wzięły gwałtowny wdech i nie śmiały już wypuścić powietrza z płuc.
– Vallieana?
<No właśnie, Vallieana?>
Słowa: 460 = 28 łusek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz