Chociaż w tonie jej głosu nie dostrzegł niczego podejrzanego, postanowił trzymać się na baczności. Zwykle pytania dotyczące jego osoby, na które odpowiadał szczerze i bez ogródek jak jakiś niemądry szczeniak, kończyły się dla niego w sposób dość mało przyjemny. Zaraz moment ścigała go wilczarska policja, innym razem samozwańcza inkwizycja, czasem miał opłacony nocleg w wysokiej klasy lochach. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem z tak podstawowych informacji potrafili go wrobić w zabójstwo, innym razem w rabunek... Cóż, powtarzali mu, żeby uważał na obcych, ale skąd miał wiedzieć, że wszyscy z nich są parszywcami.
Początkowo wpatrywał się w nią z morderczym spojrzeniem, licząc, że spróbuje mu wyjaśnić, dlaczego postanowiła zainteresować się jego osobą. Później dotarło do niego, że sam zaczął ten temat i nieładnym byłoby z jego strony ot tak zignorować lub agresywnie odpowiedzieć na jej pytanie. Szybkie wtrącenie o mimowolnym podaniu informacji i wymianie wiadomości przekonało Ilyę dostatecznie, no tak mniej więcej.
Już ze swoim zwyczajnym, lekko otępiałym spojrzeniu podszedł do niej bliżej, nawet bardziej niż bliżej, niż ktoś normalny mógłby sobie na to pozwolić. Zgiął się na łapach i pochylił, chcąc ostrożnie ją obwąchać. Będąc tak blisko niej, czuł jej oddech, słyszał bicie serca i widział każdy, nawet ten najmniejszy, ruch, dzięki czemu miał pewność, że w razie konieczności będzie umieć ładnie umknąć z tejże sytuacji. Nie wyczuwał niczego dziwnego, ot tak przyjemny zapach wilczycy, który wydał mu się dziwnie znajomy, a mimo wszystko tak obcy. Szturchnął nosem jej pysk od spodu, delikatnie unosząc jej łeb, a następnie się cofnął i dokładnie przyjrzał.
– Wydajesz się szczera, nie skrywasz żadnej broni... Myślę, że mogę ci o sobie coś powiedzieć.
Gdyby Ilya potrafił na czas nazywać wszystkie reakcje podczas towarzyskich pogawędek swoich rozmówców, dostrzegłby, że wadera na moment wstrzymała oddech i wypuściła go, dopiero gdy ten raczył się do niej odezwać. Nie można było jej zarzucić strachu przed Ilyą. Gdyby faktycznie się go bała, nawet nie zgodziłaby się, aby dotrzymywał jej towarzystwa. Prędzej bała się, że coś powiedziała nie tak i mogła zrazić do siebie basiora.
– Nie zatrzymujmy się, chodźmy dalej.
Zerdinowi nie tak świeżej młodości nigdzie się nie spieszyło, miejsce pobytu również mu nie przeszkadzało, ale będąc w ruchu, lepiej mu się myślało, a raczej wygrzebywało wspomnienia, na których musiał budować swój obraz. Z jednej strony docenił ogólne pytanie, które nie wymaga od niego zbyt wiele i nie ogranicza w znaczący sposób, z drugiej – nie miał zielonego pojęcia, co mógłby jej powiedzieć. Co ją dokładniej interesuje? Co ją zaciekawi? Co chce usłyszeć?
Dotarcie do archiwum swojego mózgu zajęło mu trochę czasu, ale chyba jego znajoma nie będzie mu miała za złe kolejnych chwil spaceru w zupełnej ciszy, już to przerabiali i chyba nikt z nich się na to nie skarżył. Próby wydukania czegokolwiek powodowały, że kręcił głową na różne strony, poruszał uszami w nerwowy sposób, a nawet otwierał i zamykał pysk, wydając z siebie jedynie ciche westchnięcia. Kątem oka dostrzegł, że wilczyca delikatnie się uśmiecha, ale zamiast spoglądać na drogę przed sobą, patrzyła na niego. I wtem, niczym najprawdziwszy cud, wpadł, co mógłby jej o sobie powiedzieć. Był z siebie tak dumny, że uśmiechnął się, a nawet zaśmiał pod nosem.
– Jestem po prostu Ilya, nic dodać, nic ująć.
Na moment się zatrzymali. Elaine wpatrywała się w niego z niemałym zdziwieniem malującym się na jej pysku, po czym odwróciła łeb i zaczęła się śmiać, co wprowadziło basiora w zakłopotanie. Powiedział coś nie tak? Kiedy długo trwała w stanie rozbawienia, podszedł do niej i szturchnął ją nosem w bok, przez co lekko się przechyliła i zmuszona była postawić kolejny krok.
– Byłam gotowa na każdą odpowiedź. Pogodziłam się nawet z odmową, ale naprawdę nie spodziewałam się, że odpowiesz tak... bardzo wymijająco. Przepraszam... – Powoli powstrzymywała się od śmiechu.
– Nie – zareagował machinalnie na słowo „przepraszam”, – nie musisz mnie przepraszać.
Zmrużył oczy, czując efekty zbyt długiego przebywania na białym puchu, który jak czarna wróżka na złość odbija każdy promień słońca i celuje prosto w ślepia bezbronnych wilczków. Zaproponował jej udanie się w miejsce, gdzie króluje cień i gdzie ich oczka będą mogły, choć na chwilę odpocząć. Zgodziła się, mówiąc, że jej to w sumie obojętne, gdzie się udadzą.
Usiedli pod wielkim drzewem, które rzucało równie wielki, a może nawet i większy cień. Pomimo ogólnie panującego chłodu, temperatura w cieniu nie różniła się tak bardzo od temperatury na czystym słońcu, dlatego też nie stękali zębami i nie narzekali na zimno.
Zmieszany poprzednią sytuacją, uczuł, że z lekka zawiódł, toteż postanowił się poprawić i znów wrócił do punktu wyjścia – o czym jej powiedzieć? Nie mogąc znieść cierpienia, jakie aktualnie przeżywa Ilya, postanowiła mu z lekka pomóc, nakierowując go na tematy związane z pochodzeniem, rodziną, przemiłymi wspomnieniami, czy też zdobytymi umiejętnościami.
– Nie mam rodziny – rzucił nagle. – Był pewien wilk, który uważał się za dobrego przyjaciela moich rodziców, ale później mu się odmieniło i stwierdził, że jest moim ojcem... Ale ja mu nie uwierzyłem. Nie jestem nie wiadomo jak stary, ale widziałem wiele rodzin. Ojcowie się tak nie zachowują, jak on się zachowywał... Co do domu... Pamiętam, że otaczało nas sporo wilków, ale później to się zmieniło. I z wielkich piasków przenieśliśmy się do większych piasków. – Pokręcił chwilę głową. – Nie lubię, gdy się mnie myli z waderą z powodu mojego imienia...
Zamerdał ogonkiem jak przeszczęśliwy piesek. Był z siebie zadowolony, bo nie dość, że powiedział coś o sobie, to jeszcze jego wypowiedź miała całkiem zgrabny kształt, a teraz... Teraz nawet może prosić o parę wiadomości z jej życia, nie musząc się tłumaczyć, że nie wykorzysta ich w niecnych celach. Przysunął się do niej bliżej i patrząc w oczy, rzucił:
– A ty?
<Elcia?>
Słowa: 920
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz