wtorek, 30 kwietnia 2019

Arvena

Strayay
Zrań mnie mówiąc prawdę, ale nigdy nie pocieszaj kłamiąc

Imię: Brzmi ono Arvena
Od większości wymaga aby zwracali się do niej po imieniu, jednak nieliczni mają pozwolenie na używanie wobec niej zdrobnień Vena lub Ven
Ród: Wadera jest przedstawicielką rodu Senverie, niegdyś zamieszkującego skute lodem północne tereny. Prawdę mówiąc nie był on zbyt znany, a jego historia nie jest zbyt ciekawa. Caethes - jedna z przedstawicielek oraz jej matka wyemigrowała na wschód, a większość pozostałych na północy wymarło. Niewykluczone jest, że gdzieś na tym świecie lub wspomnianych jego terenach znajduje się jakaś zagubiona dusza w której płynie ta sama krew.
Wiek: Obecnie żyje już 5 rok i 6 miesiąc
Płeć: Wadera
Rasa: Sivarius
Nie mniej jednak pomimo tego, co dotychczas przeżyła nie posiada jeszcze rozeznania na ten temat
po matce Sivarius i ojcu Zerdin
Stan: Mieszkańcy
Stanowisko: Aktualnie zajmuje stanowisko doradcy
Charakter: Arvena jest osobą o realnym podejściu do życia, do innych stara się podchodzić sceptycznie i nie ufa im, zanim ich bliżej nie pozna. Dość szybko przywiązuje się do danej osoby, jednak nie okazuje tego po sobie. Mimo to mocno się przywiązuje i jest bardzo lojalna. Kiedy ją bliżej poznasz i uda jej się otworzyć, będziesz miał też okazję zobaczyć, że jest bardzo wartościową, mądrą i zabawną osobą. Jest żądna przygód i nie przepada za siedzeniem w miejscu. Nie jest zbyt silna, ale za to nadrabia szybkością. Swego czasu dużo podróżowała po rozmaitych terenach, dzięki czemu jest teraz zwinniejsza. Potrafi poruszać się praktycznie bezszelestnie. Jeżeli należy coś zrobić, zbiera się do tego bez zbędnego "ale". Zwykle właśnie najpierw myśli, a potem robi. Jest obserwatorem, z łatwością potrafi określić charakter i pobudki danego osobnika. Można ją określić jako chowaczkę sekretów, więc się nie martw, jeśli coś jej powiesz, bo to z niej nie wyjdzie. Lubi wygłupy, ale nie bardziej niż inni - raczej woli aby to ktoś inny się wygłupiał niż ona. Czasem przesadnie pokazuje swoją odwagę. Nie próbuj jej okłamywać, bardzo dobrze wyczuje twoje kłamstwo. Zgadza się z innymi, jest osobą dość ugodowa i odsuwającą się na dalszy plan jeśli to potrzebne. Potrafi być agresywna, wszystko może bowiem zależeć od sytuacji. Zawsze można liczyć na jej pomoc. Sprawiedliwość i obiektywizm stanowi w jej życiu ważną część. Jest więc niezwykle waleczną i odpowiedzialną waderą ceniąca i potrafiąca walczyć na śmierć i życie o sprawy dla niej ważne. Ogólnie rzecz biorąc, większość cech odziedziczyła po matce, jednak gdzieś głęboko w niej kryje się nieobudzona dotychczas domieszka krwi po ojcu. Głęboko wstrząsające dla niej wydarzenie lub poczucie wilczej krwi w większym stopniu mogłoby skutkować rozbudzeniem jej drugiej strony którą jej on podarował. Jak mówi sam opis tej jakże krwiożerczej rasy - wadera mogłaby stać się małomówna, zdystansowana a nawet chwilowo przesadnie agresywna. Należy również pamiętać, że ze względu na przewagę podobieństwa do Sivarius'a jak również zazwyczaj łagodną naturę Ven takie pobudki spowodowałyby u niej zapewne swego rodzaju zaburzenia tożsamości, dysocjacje, zdezorientowanie bądź wiele innych. Tak czy inaczej, módlmy się aby tak się nie stało. Jeśli chodzi o rozmowy o przeszłości jest skłonna zwierzyć się zaufanym osobom zarówno z dobrych jak i złych wspomnień. Warto wspomnieć jednakże, że niektóre rzeczy woli zachować w tajemnicy i jeśli będziesz natrętny możesz liczyć chociażby na ostrzegawcze warknięcie z jej strony. Jeśli o tym mowa to wadera tak jak w teorii większość nie przepada za narzucającymi się osobami, które za bardzo nalegają na coś bądź zbytnio proszą o atencję w jej otoczeniu. Ogólnie mówiąc jeśli coś jej będzie przeszkadzać lub wymaga tego sytuacja jest skłonna zwrócić im uwagę lub wyjść z pomieszczenia ew. opuścić ich towarzystwo. Wracając jakby do jej drugiej twarzy w tym łagodniejszym wydaniu - nie próbuj jej drażnić lub nieprzyjemnie zaczepiać, bo po pewnym czasie z pewnością tego pożałujesz. Wadera w tym temacie zaskakuje sprytem, ponieważ o dziwo woli rozwiązania podstępne od siłowych. Prościej mówiąc nie rzuci się od razu na ciebie niczym głodny niedźwiedź. Gdy przychodzi co do czego będzie planować, choćby to trwało miesiącami. Jeśli przykładowo zbytnio zajdziesz jej za skórę, a skrywasz jakieś sekrety to dam ci radę - lepiej ich pilnuj. Nie myśl, że dowiedzą się o tym inni ponieważ plotkarskie skłonności nie leżą w jej naturze, jednak z pewnością w jakiś sposób wykorzysta wspomniane wyżej tajemnice przeciwko tobie. Niezależnie od sytuacji, zemsta będzie słodka. Tym groźnym akcentem kończąc charakteryzację wadery zarazem streszczając ten dosyć zawiły tekst wadera jest pełną szacunku i lojalności osobą.. do czasu, bowiem w każdej chwili wszystko może się zmienić.
Wygląd: Samica jest pokryta białym futrem z czarnym umaszczeniem na uszach, dość długich i puszystych trzech ogonach oraz łapach. Podczas przypływu mocy pojawiają się również emanujące niebieskim światłem ozdobne linie na przednich łapach oraz tajemniczy znak na prawym barku będący skutkiem jej przemiany powiązany z szamańskimi tradycjami. Poduszki łap oraz pazury również zmiennie malowane są w różnych odcieniach tego koloru. Jej jasnoniebieskie oczy błyszczące blaskiem najczystszego bezchmurnego nieba charakteryzują także specyficzne linie.
Jest dosyć chuda i wysoka jak na waderę, jednak wzrostem nie przewyższa przeciętnych basiorów. Gęste futro na jej ramionach tworzy złudzenie swego rodzaju skrzydeł które jednakże nie istnieją. Porusza się z dosyć przeciętną gracją, jest szybka ale woli spacerować niż pośpieszać się bez powodu.
Żywioły: Umysł | Magia
Moce: Po jej przemianie utraciła wszelkie moce, które dotychczas posiadała. Sama ona nie odkryła jeszcze niczego, co można byłoby tak nazwać. Czasami jednak potrafi czytać w myślach lub pokazać swoje wspomnienie wybranej osobie a nawet sprawić by ktoś usłyszał jej głos gdy się nie odzywa albo jest daleko. Z czasem będzie odkrywała coraz więcej nowych umiejętności niżej wymienionych;

 Umysł 
 Odepchnięcie kogoś lub czegoś, bez jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Wymaga jednak kontaktu wzrokowego z ofiarą
▾ Możliwość wytworzenia niewidzialnej ściany przez określoną ilość czasu (jest to kwestia zmienna, zależy bowiem od aktualnego samopoczucia wadery), której nie można przekroczyć
 Utworzenie złudzenia tego u danego stworzenia obrazu czegoś, co Ven chce aby ono zobaczyło.
 Spowodowanie u osobnika bez przyczynowego cierpienia wewnętrznego. Również wymaga kontaktu wzrokowego wadery z przeciwnikiem w tym czasie zwijającym się z bólu który nie sposób będzie powstrzymać.

 Magia 
 Tworzenie niebieskiej poświaty wokół wadery która działa jak tarcza ochronna. Wytrzyma swoje, jednak nie jest odporna na zaawansowane zaklęcia magiczne
 Rozpalenie niebieskiego płomienia dającego wyjątkowe, przyjemne ciepło. Można dotykać go bez obawy przed poparzeniem

 Inne 
 Odnalezienie się w czyimś wspomnieniu, możliwość obserwacji go w stanie rzeczywistym. Prościej mówiąc pojawienie się w danej sytuacji z przeszłości jakby działa się w czasie teraźniejszym.

Każda moc magiczna bez wyjątku będzie wyczerpywać jej energię, a nadużywanie umiejętności będzie powodować krwawienie, w najgorszym przypadku śmierć..

Rodzina: 

 Senvadys - Ojciec - Zerdin (brak informacji o statusie)
 Caethes - Matka - Sivarius - z rodu Senverie ()
 Islene - Siostra - Zerdin - z rodu Senverie (brak informacji o statusie (zaginęła)

Partner: Szuka kogoś prawdziwego, kto nie musi niczego udawać i przy kim będzie mogła być sobą. Bystrego, ale z dystansem do siebie. Kto nie wstydzi się płakać w czasie symfonii, bo rozumie, że muzyka czasem nie mieści się w słowach. Kto zna ją lepiej niż ona sama. Kogoś, z kim ma ochotę pogadać z samego rana i przed pójściem spać. Przy kim czuję, że zna ją całe życie, chociaż tak nie jest.
Potomstwo: Aktualnie brak, na tą chwilę nie planuje.
Patron: Jako swojego patrona wadera wybrała Kateris
Umiejętności: 

Intelekt: 16 | Siła: 8 | Zwinność: 16 | Szybkość: 18 | Latanie: 0 Pływanie: 5 Magia: 22 Wzrok: 5 Węch: 5 Słuch: 5 

Historia: Była wtedy szczeniakiem, nie bardzo rozumiała co się dzieje. Wataha Zerdin'ów w której się urodziła nie cieszyła się najlepszą sławą w tamtejszym wschodnim regionie. Większość członków zazwyczaj nie stosowało się do jakichkolwiek zasad, plądrowali inne stada lub czasem nawet kradli czyjeś szczenięta. Vena nie miała o tym pojęcia, a kradzionym szczeniętom wpajano że urodziły się tutaj - zazwyczaj były to świeżo urodzone młode. Pewnego niegdyś dnia jej ojciec posunął się o krok za daleko. Zaatakował on sąsiednią watahę w celu przejęcia ich terytorium. Niestety stado to było już przygotowane, ale jego duma nie pozwoliła mu wycofać wojowników. W czasie tej krwawej walki wadera znajdowała się w swoim obozie z matką. Niekrótko potem na terytorium wkroczyli zwycięzcy w celu wymordowania reszty. To mogło oznaczać tylko jedno - klęskę wojsk ojca. Kiedy wojownicy sąsiedniej watahy ruszyli w stronę Ven obroniła ją matka, krzycząc aby uciekała ze swoją siostrą , oddała za nie życie. Wadera na własne oczy widziała jej śmierć. Ostre, białe kły zanurzające się w śnieżnobiałym futrze na szyi Caethes. Szyderczy uśmiech na pysku wroga i krew spływająca na ziemię. Ciężko było jej się odwrócić i uciekać, ale wiedziała, że musi chronić młodszą siostrę i ratować własne życie, zanim będzie za późno. W trakcie ucieczki jeden z wrogów zaczął je ścigać, jednak podążył tylko za jedną. Była to niestety jej siostra, którą zgubiła w czasie gonitwy przez gęste zarośla. Od tamtego czasu nie widziała swojej rodziny. Wychowała się samotnie, w lesie. Któregoś dnia dołączyła do pewnego stada. Tam poznała wielu przyjaciół, jednak nie wszyscy zostali z nią aż do teraz. Przed wyprawą na północ spotkała starego szamana imieniem Taristar, który zmienił jej życie.
Inne: 
Raczej nigdy nie wspomina o momencie śmierci jej matki.
 Boi się skorpionów, jednego z nich spotkała jako szczeniak i nie było to przyjemne spotkanie.
 Pochodzi z terenów wschodnich, które niegdyś częściowo były rodzinnym terytorium.
 Uwielbia długie spacery podczas nocy podniebnie uszytych gwiazdami.
 Dosyć często miewa koszmary, trudno jej zasnąć i zdarzają jej się bezsenne noce.
 Niegdyś poddała się, ale w głębi duszy nadal pragnie odnaleźć zagubioną siostrę.
Autor: 
Strona - arvena.carrd.co
Gmail - arvenablogspot@gmail.com
Discord - Arvena#3224

Maksymalny termin odpisu na opowiadanie wynosi 3 dni, oczywiście może zdarzyć się wyjątek - jednak rzadko. Średnia ich długość to 600/700 słów a zaproszenia na wątki są zawsze mile widziane.

Salama Oruel

Naviira
W konfrontacji strumienia ze skałą, strumień zawsze wygrywa — nie przez swoją siłę, a przez wytrwałość.

Imię: Salama [czyt. Salama], jednak możesz pozwolić sobie skrócić jej imię do jego prostego zdrobnienia – Sally [czyt. Sali]. W jej ojczystych stronach miała nosić imię Oruel, jednak jako, że została nazwana inaczej, Oruel zostało przyjęte jako jej rodowe drugie imię, a więc jej pełne imię brzmi Salama Oruel.
Ród: Sally jest ostatnią przedstawicielką rodu Salamanów, po którym otrzymała pierwszy człon swojego imienia, który w zasadzie jest tylko tytułem.
Wiek: 6 lat 6 miesięcy
Płeć: Wadera, bez wątpienia.
Rasa: Sivarius
po matce Sivarius i ojcu Quatar
Stan: Mieszkaniec, choć stara się kształcić na kogoś wyżej posadzonego w hierarchii watahy, do czego oczywiście dąży.
Stanowisko: Medyk, lecz nie taki zwykły medyk, który każe Ci otworzyć pysk i powiedzieć ’aaa’. Sally jest medykiem duchownym, leczącym za pomocą magii powietrza – jest jedynym takim medykiem w królestwie.
Charakter: Salamę cechuje niezwykła życzliwość, szczodrość i dobroć serca wobec każdego stworzenia w królestwie. Serdeczność, z jaką zwraca się do mieszczan potrafi doprawdy zdziwić niejednego wilka — niezależnie od tego, kim byłby ów osobnik, szacunek w sposobie jej mówienia zachowany zostaje po wsze czasy, chyba że rozmówca zwraca się do niej w sposób bezczelny. Wtedy waderze potrafią puścić nerwy i potrafi wykazać się językiem, o który mało kto by się pofatygował. Z pewnością stanowisko jedynego medyka duchownego w królestwie przyniosło jej niemałą sławę, której wilczyca jest doskonale świadoma i nie szczyci się ów faktem, chociaż nie stara się tego również kryć. Woli być znana, by łatwiej móc nieść pomoc innym, niż ukrywać się ze swoją tożsamością i stracić za jej pośrednictwem wiele istnień, które mogłaby w porę uratować.
   Przyjazne i sympatyczne spojrzenie świadczą tylko o jej szeroko rozpowszechnionej wśród wilków empatii, którą emanuje i dopełnia aurą życzliwości i serdeczności, tym samym tylko zachęcając swoją osobą do siebie. Zatem nie ma wątpliwości, że nie ma rywali ani wrogów oraz nie ma problemu z zaprzyjaźnianiem się z innymi, aczkolwiek nie można o niej mówić jak o osobie nachalnej. Uwielbia nieść pomoc, jednakże nie należy do wader przyczepnych i nieustannie napierających na swoje zdanie, prośbę czy warunek, co zapewnia jej dobrą reputację w Królestwie Północy.
   Doskonała przyjaciółka, to z pewnością musisz wiedzieć. O wyższy stopień relacji z nią — wbrew wszelkim pozorom — nie jest jednak tak łatwo, jakby się to komukolwiek wydawało. Zanim zdobędziesz jej kompletne zaufanie, minie trochę, jeśli nie sporo czasu, dopóki w pełni ona nie pozna Ciebie, a Ty ją. Niby nic, a jednak wadera ta jest bardzo inteligentnym stworzeniem i nie pozwala sobie na przyjaźń z byle kim, kto nie zasługuje na jej ufność. Ma swoje granice wytrzymałości i cierpliwości, a także typy wilków, od których woli się trzymać z daleka. Jeśli natomiast jesteś zainteresowany (bądź zainteresowana) zagłębienia się w te relacje, wiedz, że musisz pokonać niezwykle trudny tor przeszkód, by uratować księżniczkę przed złym smokiem. Wszelkiego rodzaju flirciarskie zagrywki i gry słowne prędzej wywołają u niej śmiech i odebranie ów zalotów w żartobliwy, przyjacielski sposób, aniżeli prawdziwą gadkę na podryw, dlatego dobrze radzę; daruj sobie tandetne teksty na podryw i postaraj się o nią. Samo chcieć nie wystarczy — w końcu chcieć to móc.
   Warto wspomnieć, że jest osobą niesamowicie uczuciową i wszystkie krzywdy jej wyrządzone zapamiętuje, choć nie w jej stylu złośliwe ich wypominanie i przypominanie starych brudów. Emocjonalność z jej strony gwarantuje jej wrażliwość na odczucia innych oraz własne, ale w pewien sposób znacznie jej pomaga postawić się w czyjejś sytuacji; trudnej, typowej, czy kłopotliwej, potrafi idealnie wczuć się w czyjeś odczucia i samoistnie poczuć, jak dana osoba w danej sytuacji się czuje. Dodam również, że nie przepada, ba; wręcz nienawidzi agresji i wszystkiego, co z nią związane. Zdecydowanie preferuje pokojowe nastawienie do sprawy, jak i również pokojowe rozwiązywanie konfliktów, do czego również nakłania wilki z dotyczącymi tego problemami. Możesz wierzyć mi na słowo: jest z niej urodzona psycholożka i doprawdy potrafi przemówić komuś do rozsądku, doradzić w trudnej sytuacji i wspomóc emocjonalnie. Jest także dobrym słuchaczem, dlatego nie wahaj się, jeśli coś ciąży Ci na sercu — przed Sally możesz dać upust emocjom i się wyżalić!
   Ale dość już o tych wszystkich zaletach. Pora pomówić o wadach tej wadery, których również może się parę przytoczyć. Mianowicie pierwszą z nich jest pracoholizm. Wiadomo, że zawód medyka wymaga czasu i poświęcenia od siebie, jednak Sally spędza w przychodni całe dnie, jak i noce, niemal bez przerwy, wycieńczając tym samym swój organizm. Chęć niesienia pomocy i leczenia jest na tyle silna, że bagatelizuje swoje własne potrzeby i skupia się na potrzebujących jej pomocy wilkach, nie widząc tego, że sama jej potrzebuje. Wiele wilków starało się ją odciągnąć od jej pracy, jednak jej urlop pełen był stresu i wiecznego dygotania z wrażenia, że pod jej nieobecność ktoś może z jej winy przepłacić jej urlop własnym zdrowiem, do czego nie pozwoliłaby sobie dopuścić. Warto przy tym wspomnieć, że stawia przed sobą za wielkie cele do zdobycia, które bardzo często przerastają ją samą, ponownie sprawiając jej masę problemów do poradzenia sobie z nimi. Uważa, że samodzielnie da sobie z wszystkim radę i nie potrzebuje czyjejś pomocy; wystarczy, że ona ją niesie. Kolejną zaś wadą wadery jest jej przesadna nadopiekuńczość, a właściwie zamartwianie się, jakie z tego pochodzi. Nachalność nie leży w jej naturze, za to nadmierne martwienie się o osobę, która odmówiła jej pomocy jest doprawdy dla niej przytłaczająca, wręcz dobijająca. Nie potrafi wyzbyć się myśli, że mogła zdziałać coś dla ów osoby jeszcze, mogła się bardziej postarać i wyleczyć całkowicie, a ona dała jej odejść i postawiła się w świetle stresu i wiecznych zmartwień, które zazwyczaj po oczyszczeniu jej ducha mijają po dwóch dniach, niekiedy z powrotami w postaci przebłysków pamięciowych, co raczej nie powinno być obce dla większości.
   Tak oto koniec opowieści o osobowości Salamy. Pamiętaj: nie wahaj się zwrócić o pomoc do wilczycy przepełnionej pozytywizmem i matczyną opiekuńczością i życzliwością. Postaraj się, a zyskasz w niej najlepszą przyjaciółkę, jaką ktokolwiek mógłby mieć, a jeśli uda Ci się osiągnąć stopień wyższy, niż przyjaźń — nie zepsuj tego.
Wygląd: Wadera ta z pewnością wyróżnia się na tle innych wilków w królestwie, ponieważ spośród nich wszystkich wygląda zupełnie jak wilk niemagiczny, co budzi pytania u wielu jego mieszkańców, czy posiada jakiekolwiek moce lub dlaczego ma wstęp do królestwa. Nie jest do dla niej szczególnie miłym doznaniem, lecz skupmy się na jej aparycji —  muskularna jak na jej płeć i rasę figura oraz grube, półdługie futro nadają waderze puszystego, a zarazem dość smukłego i kobiecego wyglądu, zważywszy na specyficzną budowę jej kości, lecz najciekawszą rzeczą w jej wyglądzie jest samo futro Sally — białe, większościowymi momentami przechodzące w ciemniejszy odcień szarości z popielatymi, stopniowo podchodzącymi w czerń zdobieniami w postaci licznych pręg i niewielkich łatek oraz ciemniejszymi akcentami na nosie, po całości uszach, a także całych brwiach wadery i charakterystycznej plamce na czole, kształtem przypominającej romb. No i najważniejsze — oczy, które w przypadku Sivariusów (choć geny Quatara również zrobiły swoje w jej aparycji, w szczególności w aspekcie futra) są niemal dosłownym zwierciadłem duszy ich posiadacza. Tęczówkę jej prezentuje piękny, niebieski błękit, którego z pewnością nie spotkasz drugi raz w życiu.
Żywioł: Powietrze jest jedynym żywiołem, nad jakim wadera sprawuje władzę i dobrze sobie z nim radzi.
Moce: Bogowie obdarzyli Salamę zaledwie dwoma mocami, aczkolwiek na miarę możliwości wadery specjalnymi, oryginalnymi.
   Pierwszą z nich jest możność leczenia za pomocą magii powietrza. Jak, zapytasz? Otóż działanie to wcale nie jest takie trudne, jak się wydaje, aczkolwiek potrzeba miesięcy, nawet lat praktyki, by doszczętnie wyćwiczyć tę umiejętność. Polega ona na duchownym oczyszczeniu ciała wilka z pomocą powietrza krążącego w ciele pacjenta — powoduje to rozluźnienie mięśni, a także odprężenie i wyrównanie rytmu bicia serca, co w wyniku daje osiągnięcie całkowitego spokoju i harmonii organizmu. Pozwala to na usunięcie ciał obcych oraz niechcianych infekcji z ciała oraz odstresowanie pacjenta, co w znacznym przypadku jest powodem mocniejszych nerwobóli. Kurację tą należy jednak powtarzać, by uzyskać trwały efekt wyzbycia się stresu z organizmu, czy niezdiagnozowanych przez zwyczajnych medyków chorób, bóli.
   Drugą natomiast umiejętnością Sally jest projekcja astralna. W celu stworzenia projekcji astralnej, wadera musi przebywać w niezwykle zacisznym i spokojnym środowisku, takim jak Oaza, gdyż wykorzystanie tej techniki wymaga ogromnego skupienia. Duchowa projekcja pozwala Salamie poruszać się po najbliższym otoczeniu z pominięciem barier fizycznych, takich jak ściany, czy woda. Ponadto, umiejętność ta może być również stosowana do znalezienia osób, z którymi wadera ma silne połączenie duchowe, poprzez skoncentrowanie się na więzi emocjonalnej pomiędzy nimi. Podczas trwania w ów projekcji astralnej, wadera jest idealnym celem dla wilków pragnących jej śmierci – jest podatna na ataki, ponieważ będąc w formie projekcji nie jest w stanie kontrolować swojego ciała, dlatego ważnym dla niej jest, by wykorzystywać ów umiejętność jedynie w dobrze strzeżonych i zaufanych, bezpiecznych miejscach lub w towarzystwie zaufanej osoby.
Rodzina:

  • Ojciec – Yael; Quatar † – kochający ojciec i oddany mąż, wiernie służący w królewskiej straży przez parę ładnych lat, poległy w walce za króla.
  • Matka – Salama Naurell; Sivarius † – medyczka, po której magiczne zdolności oraz samo imię odziedziczyła właśnie Salama. Była z nią bardzo blisko, do momentu, aż nie zmarła na ciężką chorobę serca, której nawet jej własna magia nie potrafiła uleczyć. Zmarła bardzo młodo, za to z godnością.
  • Rodzeństwo

    Siostra – Sariya; pół-Sivarius, pół-Quatar † – tajemnicza, a zarazem otwarta na inne wilki, urokliwa wadera o przenikliwym spojrzeniu, która potrafi wyłapać pierwsze, podstawowe cechy osobowości danego wilka tuż po zetknięciu się z nim wzrokowo; ma, a raczej miała dar, zanim nie zginęła, zamordowana przez nieznanego jej wilka.

    Brat – Oruz; Quatar – wilk białej magii, jedyny brat wadery, jaki przyszedł na świat parę lat wcześniej od niej, dokładnie trzy. Dziewięcioletni basior z tęgim umysłem, muskularnym cielskiem i wyjątkowym powodzeniem u kobiet, o zjawiskowych, niespotykanych u nikogo innego tęczówkach, które doprawdy potrafią zawrócić w głowie.
Partner/ka: Salama jest przedstawicielką osób o orientacji biseksualnej, z większym jednak zainteresowaniem do wader. W życiu miała tylko jednego partnera, w dodatku nieoficjalnego, jeszcze za młodu — obiecał Sally, że kiedy oboje dorosną i basior przerośnie waderę, ta wyjdzie za niego za mąż. Nieszczęśliwie ten sam wilk zaginął pół roku temu, łamiąc serce młodej wilczycy. Gdzieś w głębi duszy wciąż ma nadzieję, że obietnica nie została przez niego złamana i kiedyś wróci. Aktualnie jest w miarę zadowoloną z ów faktu singielką.
Potomstwo: Sally nie jest jeszcze gotowa – jej zdaniem – na posiadanie szczeniąt. Nigdy zresztą nie widziała siebie w roli dobrej matki.
Patron: Gethel – Bóg życia, zdrowia i płodności.
Umiejętności: 

Intelekt: 17 | Siła: 10 | Zwinność: 10 | Szybkość: 10 | Latanie: 0 | Pływanie: 0 | Magia: 18 | Wzrok: 10 | Węch: 9 | Słuch: 10

Historia: Zrodzona w królestwie z zupełnie innej bajki, niczym w Zasiedmiogórogrodzie, wychowana została już w Królestwie Północy, gdzie dorastała w otoczeniu swojego starszego brata, gdyż jej młodsza siostra oraz rodziciele nie dożyli momentu, w którym wadera wkroczyła w dorosłość. Matka zmarła z ciężkiej choroby serca, zaś ojciec poświęcił życie dla królestwa i swojego władcy. Ich najmłodszą córkę spotkała śmierć nagła, wynikła z morderstwa. Nie wpłynęło to jednak na kolej rzeczy w życiu młodej Salamy, wręcz przeciwnie; wadera uważa, że taka była wola Bogów, której się nie cofnie, a natura odzyskała równowagę, o którą widocznie się upominała. Twierdzenie tak brutalne i absurdalne, że aż niemożliwe do zrozumienia dla zwykłego wilka, lecz w takim właśnie przekonaniu utwierdziła się Salama, również za pośrednictwem jej starszego o trzy lata brata.
   Prawdę mówiąc, w królestwie zaistniała dopiero po odkryciu swoich prawdziwych mocy związanych z żywiołem powietrza — w taki sposób rozniosła się wieść o duchownej medyczce, leczącej ciało za pomocą żywiołu powietrza w niesłychany, aczkolwiek skuteczny – jak dotąd – sposób. O projekcji astralnej jednak nikomu nie wspominała po dziś dzień, a świadomość o jej specyficznej, jedynej takiej mocy ma tylko jej brat, Oruz i póki co nie zapowiada się na to, by cokolwiek w niedalekiej przyszłości miało się zmienić.
   Na chwilę obecną przyszłość Salamy jest dla niej nieznana. Wiele czynników zdoła zapewne na nią wpłynąć, lecz jest pomyślnej myśli. Wierzy, że zdoła pomóc jeszcze wielu stworzeniom i dokona czegoś niezwykłego, spotka na swojej drodze drugą połówkę i osiągnie życiowy cel na ścieżce do spełnienia samej siebie.
Inne:
 – wstyd jej się do tego przyznawać, ale prawdopodobnie jako jedyna z rodziny nie potrafi pływać;
 – jest bardzo kochliwą waderą; w życiu zauroczyła się w ok. sześciu basiorach i trzech waderach. Oczywiście były to tylko przelotne zauroczenia, jeszcze nigdy nie zakochała się w kimś prawdziwie;
– gdyby opisać jej głos, użyto by epitetów takich jak spokojna tonacja o charakterze stoickiego spokoju, ciepła, kobieca barwa i melodyjne brzmienie, aczkolwiek śpiew to nie jej bajka. Głos ma w miarę donośny i wyraźną, bardzo dobrą dykcję. W zawodzie, jaki wykonuje jej głos potrafi dotrzeć nawet do najbardziej zamkniętego w sobie wilka, a śmiech potrafi wywołać uśmiech na pysku niejednego wilka;
– nie lubi, kiedy znajome wilki zwracają się do niej tytułem Salamy, dlatego każe na siebie mówić samym jego skrótem Sally lub samym drugim członem jej imienia – Oruel.
Autor: Woluen [h] Woluen [d] Woluen [czat]

Od Lysandra CD. Spero

- Powinnaś popracować nad kondycją - szepnąłem zbliżając się do jej ucha i uśmiechnąłem się nonszalancko. Puściłem waderę i wyciągnąłem łapę, żeby pomóc jej się podnieść. Przez moment zawahała się, by potem ją pochwycić. Szczenięta tymczasem beztrosko bawiły się na placu. To jak wpadały w kopki śniegu było doprawdy komiczne.
- Czy my wszyscy się tak kiedyś zachowywaliśmy? - spytałem Spero.
- Każdy z nas był kiedyś szczenięciem - zaśmiała się cicho.
- Ale żeby takim bezradnym i rozkojarzonym? - prychnąłem.
- Takie już są dzieci - powiedziała wadera. - Bezbronne i w pełni szczere. - pomogła wstać szczenięciu, które się przed nią przewróciło i otrzepała jego głowę ze śniegu. 
Drzwi od sierocińca szeroko się otworzyły. Ze środka wyszła beżowa wilczyca.
- I jak ci poszło Lien?
- Nie była to trudna misja, kapitanie! - zasalutowała mi i wybuchliśmy śmiechem. - Dzięki, że chcesz mi pomóc z sierotami.
- Już mówiłem, dla ciebie wszystko. Właśnie, wy się chyba nie znacie. Lien, to Spero. Spero, Lien. - przedstawiłem je sobie.
- Ty przypadkiem nie jesteś z rodziny królewskiej? - zagaiła jedna z nich.
- Tak, ale nie widzę potrzeby, aby było to jakieś bardzo ważne w naszej rozmowie - uśmiechnęła się.
- Zdziwiłam się, że chodzisz tak bez obstawy. Twoja siostra zwykle ma przy sobie ochroniarzy.
- Ale ona jest królową, a ja...
- A ona tyle gada, że strażnicy woleli się zwolnić z roboty niż z nią dłużej siedzieć - zaśmiałem się, tarmosząc ją po głowie. Usiadłem na ziemi. Zacząłem ruszać ogonem, czując jak szczeniaki ponownie zaczynają się nim bawić.
- Bacz na słowa - prychnęła, robiąc poważną minę, ale długo nie potrafiła jej utrzymać i ponownie parsknęła śmiechem.
- To pobawimy się jeszcze chwilę z nimi, a potem pozwolimy ci przejąć władzę - puściłem oczko do młodej wadery.
- Skoro malcy mają opiekę obskoczę po jedną rzecz. Pół godziny i jestem z powrotem!
- Słońce - zawołałem ją. Zareagowała pomimo tego, że oderwałem od jej pseudonimu słowo "Małe". - Tylko mi nie przestawaj świecić po drodze! - kiwnęła głową i pognała, sypiąc wszystko co było za nią śniegiem.
Spojrzałem na Spero, nieco już odsapnęła. Zajmowaliśmy się małymi jeszcze przez jakiś czas, a gdy nasza znajoma wróciła poszliśmy w swoją stronę. Na początku szczeniaki nie chciały nas wypuścić i próbowały nas trzymać za łapy czy ogony. Szczeniak, który powiedział mi, że jestem olbrzymem jednak najbardziej zaskarbił sobie w moim sercu miejsce. Był niezwykle uroczy. Aby odciągnąć od nas młode puściłem promyki światła, które odwróciły ich uwagę. Dzięki temu znaleźliśmy się na ulicy.
- Idziemy na targ? - spytałem. Spero spojrzała na mnie. Otworzyła pysk, aby coś powiedzieć, obawiałem się, że jeszcze przypadkiem by odmówiła, więc nie pozwoliłem jej na to. - Świetnie, tędy - ruszyłem przed siebie, zerkając do tyłu. Wadera wkrótce znalazła się obok mnie.
Mijaliśmy sporą ilość wilków. Najwidoczniej to godziny szczytu. Zaprowadziłem Spero do uliczki. Mogliśmy dzięki niej ominąć te wszystkie osoby i na spokojnie wyjść tuż przy targu. Minąłem kilka małych grupek i podszedłem do fontanny.
- Zadziwia mnie jak to robią - spojrzałem na płynącą wodę. - No bo jak to ma działać! Tu jest na minusie - rzuciłem i wyskoczyłem na kamienną 'obramówkę' źródełka.
- Może w ten sam sposób w jaki stworzyli barierę?
- Za wszystkim stoi magia! - krzyknąłem, zwracając na siebie uwagę kilku gapiów, którzy jednak nie utrzymali jej długo. Przypadkiem ześlizgnęła mi się tylna łapa i zamoczyła w wodzie. Odskoczyłem jak poparzony [o ironio]. - ZIMNE.
- Czego się spodziewałeś - zaśmiała się Spero. - Wiesz, nie powinieneś kąpać się w takiej wodzie. - prychnęła.
- Ja się nie kąpałem... A gdybym chciał raczej wybrałbym Gorące Źródła. Z tym, że one są w Dystrykcie I, a to kilka godzin drogi.
- Nie taki głupi pomysł - rzuciła i ruszyła przed siebie.
Zatrzymał nas basior przy jakimś stoisku. Nalegał, byśmy podeszli i założył Spero na głowę wianek z pudrowo-różowych  kwiatów.
- Idealne na bal zimowy! - rzucił. Popatrzyłem na waderę, która wydawała się być zdezorientowana tym, co się dzieje.
- On chyba zaczyna się dopiero za jakiś czas - mruknąłem.
- Ale wianek zawsze będzie piękny, a już zwłaszcza na takiej modelce.
- Nie sądzisz, że to ironiczne? Kwiaty na święto wiecznej zimy? - rzuciłem niechętnie. - Raczej nie skorzystamy. - zdjąłem wianek z wilczycy i kiwnąłem do niej głową, abyśmy szli dalej.
- Był... dziwny - zaczęła. - choć kwiaty faktycznie były ładne - doskonale wiedziałem, że były. Ten kolor pasował do jej sierści.
- Ładne ci i bez kwiatów - westchnąłem, zatrzymując się i rozglądając. - Którędy teraz? Mamy cały  targ do obejścia.

<Spero?>

Słowa: 695

Od Nevt CD. Askalio

Ten niemożliwy basior wywołał jeszcze szerszy uśmiech na moim pysku. Zaśmiałam się leciutko i kręcąc pyskiem powiedziałam:
- No dobrze, już dobrze, masz mnie. Przyłapana na gorącym uczynku. – zaśmiałam się - Pójdę z tobą na śniadanie, tylko oddam tę książkę. Zaraz wracam.
Askalio uśmiechnął się i skłonił lekko głowę, na znak zgody. Lubiłam tego wilka, a jego poezja zawsze mnie fascynowała. Potrafił mówić w sposób, który był tak inny od wszystkiego co znałam, a jednocześnie tak intrygujący i można by rzec, tak piękny, że mogłam go słuchać ile tylko chciał mi opowiadać. Wiedziałam, że jego marzeniem jest zostanie wielkim poetą i bardzo mu w tym kibicowałam. W końcu był najlepszym pisarzem jakiego znałam, a poza tym, moim przyjacielem.
Podeszłam do lady i położyłam na niej książkę.
- Dzień dobry. Chciałam ją zwrócić.
- Dzień dobry. – Odpowiedział mi bibliotekarz. – Dziś tylko zwracasz? Coś dziwnego, nie jesteś chora?
- Nie, później przyjdę i coś wypożyczę lub poczytam w środku, ale teraz mam jeszcze coś do zrobienia.
- Jak sobie życzysz. Dobrze to słyszeć, już się bałem, że coś jest nie tak.
- Nie przejmuj się tak mną, przecież wiesz, że spędzę tu i tak resztę dnia jak tylko przyjdę.
- Fakt. Więc do zobaczenia!
- Na razie!
Wróciłam szybko do Askalio, który czekając na mnie zdążył wyjść przed bibliotekę i oglądał miasto przed sobą. Podeszłam do niego z uśmiechem.
- To co, idziemy? – Zapytałam.
- Oczywiście, a więc dokąd chciałabyś się udać?
- Myślałam, że masz jakiś określony plan. Mówiłeś coś o jakiejś rybie? To brzmiało zachęcająco.
- W takim razie chodźmy.
Poszliśmy wiec nad Jezioro Eleonory. Po drodze zagaiłam rozmowę.
- Jak dojdziemy koniecznie musisz mi opowiedzieć ten sen. Zawsze mnie intrygują.
Askalio zaśmiał się w odpowiedzi.
- Dobrze, obiecuję, że tak się stanie.
Milczeliśmy przez chwilę przyjaźnie. Wpadłąm na pomysł, żeby zapytać go o zdanie w sprawie, która od dawna mnie nurtowała. Mieliśmy czas i byliśmy sami, a wiedziałam, że mogę mu zaufać. Nie wiedziałam jednak jak zacząć temat.
- Wiesz, zastanawiałam się ostatnio nad przyszłością. Wiem, że chcesz zostać poetą, co popieram całą sobą i myślę, że będziesz w tym wspaniały.
- Oh, ależ dziękuję, wiele dla mnie znaczy twoje wsparcie.
- Nie ma za co. Jesteś moim przyjacielem i to normalne, że cię wspieram. Poza tym, jesteś w tym świetny i tylko szaleniec by tego nie zauważył. Natomiast ja mam problem. Wiesz, że chcę zostać Wielkim Magiem i nic mnie nie powstrzyma, ale nie czuję się w porządku okłamując ojca… Myślałam nad tym, żeby mu powiedzieć, ale boję się jego reakcji. Jak myślisz, co powinnam zrobić?
Zapadłą na chwilę cisza. Szliśmy dalej i gdy już myślałam, że odpowiedź nie nadejdzie Askalio się odezwał.



<Askalio?>


Słowa: 445

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Od Spero CD. Lysandra

- Sukki - rzuciłam po raz enty do koleżanki, która podekscytowana skakała w okół mnie niczym nadpobudliwy szczeniak.
- Eziris i Oziris po tylu latach się spotkali, to takie...
- Sukki! - warknęłam. Wadera zatrzymała się w końcu i popatrzyła na mnie pytająco. - Uspokój się, do choleŕy jasnej. Do niczego przecież nie doszło!
- Ale dojdzie - stwierdziła z uroczą pewnością, że ma rację. - To PRZEZNACZENIE - wyśpiewała, i na nowo rozpoczęła swoje pląsanie w okół mnie.
Pokręciłam zrezygnowana głową. No i po co dałam się jej wyciągnąć na poranny spacer? Przecież wiedziałam, że poruszy ten temat, po prostu wiedziałam...
- Chyba powinnyśmy już wracać - powiedziałam, oceniając położenie słońca na nieboskłonie.
- Przecież dzisiaj masz wolne - wadera w końcu uspokoiła się i skupiła na mnie wzrok. - W Wieży Magów masz się stawić dopiero jutro.
- Ale miałam się spotkać z Sheeną na badaniach kontrolnych.
Sukki momentalnie zamilkła, straciwszy dobry humor. Pocieszająco szturchnęła mnie pyskiem.
- Ale już jest lepiej, prawda? - potwierdziłam skinieniem. - Jesteś pewna, że nie chcesz z nikim o tym porozmawiać? Może gdybyś powiedziała w końcu komuś, co ci się przydarzyło...
- Nie odczuwam na razie takiej potrzeby - uciełam ostro. Moim zdaniem Sheena i tak wyczytała to już na wstępie z moich wspomnień, bo mimo że już dawno zdołała wyleczyć wszystkie moje zewnętrze rany na tyle, na ile potrafiła, nadal kazała mi od czasu do czasu do niej przychodzić na "badania kontrolne". Które każde jedne wyglądały tak samo: ostrożna próba zmuszenia mnie do przyznania, co przeżyłam. A jednocześnie wiecznie patrzyła na mnie ze słabo skrywanym współczuciem, wzrokiem mówiącym "wiem, co przeżyłaś, jestem z tobą".
- To może dasz się namówić na jeszcze jednen spacer po południu? - zaproponowała Sukki.
Na to mogłam się zgodzić, tym bardziej, że gdybym odmówiła wadera nie dałaby mi żyć. Rodzieliłyśmy się przed Pałacem, gdzie tym razem umówiłam się z Sheeną na spotkanie, wadera ruszyła w sobie tylko znanym kierunku, a ja skierowałam się do gabinetu medyka, który przyjął mnie pod swoje skrzydła, gdy pojawiłam się w Królestwie.

~•~

Po zaledwie kilku minutach wypadłam wściekła na dziedziniec, trzaskając za sobą drzwiami ku przerażeniu strażników. Tym razem Sheena przegięła. I zyskała pewność, że moja łapa więcej w jej gabinecie z własnej woli nie postanie. Przecież ona doskonale wie, przez co przeszłam, po choleŕę naciska...
Przemaszerowałam niezwykle szybkim jak na mnie tempem dobrych paręset metrów. Aż przypadkiem znalazłam się przed lokalnym sierocińcem. Cała złość wyparowała ze mnie, gdy tylko moim oczom ukazała się gromadka szczeniąt, bawiących się na placu przed nim. A wśród nich... Lysander?
Zbliżyłam się do basiora. Nie zauważył mnie, pochłonięty zabawą. Przygladałam się mu z rozbawieniem, a gdy jeden ze szczeniaków wskoczył mu na głowę, zasłaniając mu tym samym pole widzenia, nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Lysander natychmiast zamarł, ostrożnie strząsnął z siebie szczeniaka i spojrzał na mnie.
- Wielki Lancelot pokonany przez szczenięta - zadrwiłam, powtarzając jego ostatnie słowa. - Naprawdę, jak was w tym wojsku szkolą, skoro takie szkraby są w stanie cię powalić? - na widok jego skwaszonej miny nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu. - Żartuję głuptasie - doskoczyłam do niego, pacnęłam w nos i odskoczyłam, uciekając poza zasięg jego łap. Rozradowane nowym towarzystwem szczeniaki podążyły za mną, a co odważniejsze próbowały powtórzyć mój manewr, jednak Lys był już na to przygotowany.
Olbrzymi basior poderwał się z ziemi i zmierzył mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się ostrożnie i, wskazując na niego, zawołałam do dzieci:
- Uciekajmy, bo nas zje!
Szczeniaki od razu zerwały się do biegu, a ja razem z nimi. Gdzieś z tyłu głowy kołatały mi się słowa Sheeny "Nie powinnaś jeszcze biegać, twoje mięśnie są za słabe". Ale akurat byłam na nią wściekła, więc mogła sobie swoje rady wsadzić głęboko.
Lysander zaraz podłapał, o co chodzi, i zaczął nas gonić. Specjalnie zwalniał, udając, że nie może dogonić roześmianych szczeniaków, które korzystały z przewagi i co chwilę łapały go zębami za ogon. Biedak. Ale nie wyglądał na zbyt tym faktem przejętego.
Tylko dla mnie nie miał taryfy ulgowej.
Sadziłam przed siebie dalekie susy, starając się umknąć Lysandrowi, rozkoszowałam się wiatrem mierzwiącym futro i uciekającą spod łap ziemią. Wyrwał mi się niekontrolowany wybuch śmiechu. Euforia.
Szybko jednak zaczęłam tracić siły. Oddech stał się urywany, a łapy zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Widać Sheena miała rację.
Gdy znacząco zwolniłam, Lysander nie złapał mnie od razu tylko dlatego, że pod nogami plątała mu się cała chmara szczeniaków, których nie chciał zdeptać. Potknęłam się, prawie wywróciłam, ale zdołałam utrzymać równowagę. Z całych sił starałam się opanować rwący oddech, nie zwracając jednocześnie uwagi szczeniaków, żeby nie psuć im zabawy. Zdołałam zmusić się jeszcze do zrobienia kilku kroków truchtem, nim dopadł mnie Lys. Skoczył na mnie i przewrócił na plecy tak, że leżałam teraz pod nim. Oddychając ciężko zmusiłam się do uśmiechu i wydusiłam:
- Złapałeś mnie.

<Lysander?>

Słowa: 762

niedziela, 28 kwietnia 2019

Od Askalio

Obudziłem się, wysuwając łeb spośród sterty ksiąg. Zasnąłem kiedy je przeglądałem. Ziewnąłem i zamknąłem tę, która służyła mi za poduszkę. Posprzątałem stolik, odkładając książki na ich miejsca. Pokręciłem się jeszcze po Wielkiej Bibliotece, rozmawiając z bibliotekarzami. Wczorajszego dnia był mój ostatni dzień pracy w tym miejscu. Dowiedziałem się, że Dystrykt I w końcu zyska innego przywódcę, a niżeli samą królową. To będzie dla mnie dobry moment, aby zacząć wszystko od nowa. No i właśnie o tym plotkowałem z innymi bibliotekarzami. Jeden z nich pogardził moim marzeniem zostania poetą i powiedział, że moje miejsce jest w bibliotece.  Był dość stary i rzekłbym, że spróchniały. Tacy przyzwyczajeni są do jednolitego trybu życia. A ja? Ja pragnąłbym bywać to w kolejnych miejscach! Z wiatrem wejść w ugodę, aby me wiersze szeptał innym do uszu, melodyjnie, jak śpiewają najlepsze artystki. Jakież to piękne widzenia w mej głowie się pojawiają, gdy się rozmarzę. A wszystko to jedynie po to, by przypomnieć mi, że są nierealne w tym momencie. 
- Czyli już dzisiaj oficjalnie z nami nie pracujesz. - westchnął jeden z mych przyjaciół. Nie sądziłem, że my bibliotekarze tak się polubimy. - Ale pamiętaj, że możesz zaglądać tu kiedy tylko zechcesz! Będziemy traktować cię ulgowo – szturchnął mnie w bok. Racja, do tej biblioteki raczej nie wchodzą przeciętne wilki. Nie żeby nie mogły! Po prostu jest ona za wielka żeby samemu dać w niej radę.
- Z pewnością skorzystam – rzuciłem. Zobaczyłem jak do pomieszczenia weszła dobrze znana mi wadera. - Tymczasem, wybacz mi, ale muszę odstąpić od ciebie.
Nie tracąc więcej czasu przystanąłem do wilczycy.
- Nevt, pojawiasz się później niż zwykle. Czyżby to jakaś przeszkoda cię powstrzymała? - zagaiłem rozmowę.
- Skąd wiesz, że nie siedzę tu od dawna, a jedynie wyszłam na moment?
- Tak się składa, że spędziłem tu całą noc – zaśmiałem się cicho, aby nie zwrócić na siebie gromnego spojrzenia byłych współpracowników. - Zasnąłem co prawda nad jedną z ksiąg, ale za to jaki miałem sen!
- Będziesz musiał mi go koniecznie opowiedzieć.
- Może od razu? - rzuciłem zachęcająco. Nevt jest młoda, a większość czasu spędza w bibliotece, a nawet jeśli bywa poza nią to zawsze z książką u piersi.
- Jestem zajęta. Zostało mi kilka rzeczy do zrobienia i trochę stron do przejrzenia.
- Ależ w pełni to rozumiem. Ten, który by pragnął, lecz bez działania, nie zdoła pokonać łańcuchów i demonów łaknących jego ciała.
- Jak zawsze natchniony – prychnęła, a stary bibliotekarz nas uciszył.
- Oczywiście. Wiesz, działanie jest ważne, lecz nie wolno zaczynać dnia bez śniadania.
- Jadłam… - rzuciła, ale w tym momencie zaburczało jej w brzuchu – To znaczy wczoraj..
- Może jakaś ryba? - uniosłem brew – Nie przyjmuję odmowy. Zdrowie najważniejsze.


<Nevt?>

Słowa: 445

Od Lysandra CD. Spero

- Tak swoją drogą, gdzie pomieszkujesz? Czyżby Centrum? - zadając pytanie zniżyłem łeb, aby być na wysokości jej oczu. Ta jednak ponownie odwróciła głowę. Co siedzi w jej umyśle?
- Jesteś nad wyraz ciekawskim wilkiem - rzuciła, nie zwalniając choćby na chwilę tempa.
- Nie użyłbym tego słowa. Po prostu interesuje mnie wiele rzeczy. Poza tym warto wiedzieć kto w jakim dystrykcie się znajduje. Taka Sukki zapewne została na noc w naszej stolicy. Ale zamieszkuje Dystrykt II. Przy tobie postawiłbym na Pierwszy.
- A to spostrzeżenie skąd? - uniosła brew.
- Las Darminasa właśnie tam się znajduje. A jeśli dobrze pamiętam - delikatnie przeciągałem słowa - w nim cię znaleziono. Niedawno Dystrykt ten przypadł pod Przywódcę Frakcji, wcześniej zarządzała nim Królowa.
- Dużo wiesz - odparła jak zwykle krótkim zdaniem.
- Miałem okazję przebywać blisko tych wydarzeń. Mogę ci o nich kiedyś więcej opowiedzieć.
- No, a ty? Gdzie mieszkasz? - poczułem jak odbiła piłeczkę. Ja wciąż nie wiedziałem, gdzie zmierza wadera.
- Jestem dowódcą sił powietrznych i wiem, że już o tym słyszałaś. Ale nie trzymam się Centrum, podlegam tu, ale nie dłużę bezpośrednio. Zostaję tu na kilka dni, potem przenoszę się do Dystryktu I.
- Przeprowadzka?
- Można tak powiedzieć - po mojej wypowiedzi zapanowała chwilowa cisza. Skręciliśmy w jedną z uliczek. Wzrokiem badałem każdy ruch wadery. Kroczyła jakby była czymś zmęczona, a jej wcześniejsze reakcje wskazywały na to, że czegoś się panicznie boi. Wiem jednak, że nie powinienem pytać. Kultura wymaga najpierw kogoś poznać.
Zatrzymałem się na moment. Coś przykuło moją uwagę w jednym z zakamarków ulicy. Spero z początku nie zwróciła na to uwagi, lecz dołączyła do mnie.
- Widzisz to? - szepnąłem. Wadera kiwnęła głową i zbliżyła się do białego zawiniątka. Zwierzę zwinęło się, najwidoczniej się nas bojąc. Patrzyłem na to, co zrobi moja towarzyszka. Schyliła głowę w stronę kulki. Okazało się, że stworzenie, które spotkaliśmy to łasica. Wystawiła powoli swój łebek i styknęła się nosem z wilczycą. Chwilę później przytulała już się do jej łapy.
- Masz łapę do zwierząt - rzuciłem, na co ta delikatnie się uśmiechnęła, uradował mnie ten widok.
- Zwierzęta po prostu idzie łatwiej zrozumieć niż inne wilki.
- Coś w tym jest, choć ja się na nich niekoniecznie znam - podszedłem bliżej. Mocny wiatr strącił z dachu śnieg. Szybko rozłożyłem skrzydło, dzięki czemu puch spadł na nie, a nie na Spero. Zarówno ona jak i łasica spojrzały na mnie zaskoczone. Chyba znów przestraszyła się mojej reakcji. Zwierzę uciekło w zakamarki między chatami, a ta opuściłem skrzydło.
- Dziękuję - powiedziała szybko - Teraz naprawdę muszę już iść.
- Och, chyba mogę cię odprowadzić? - spytałem, ale kiedy się odwróciłem wadery już nie było. Westchnąłem ciężko. O co może chodzić..? - Bonne nuit - rzuciłem, choć wiedziałem, że usłyszy to tylko pustka.

~*~

Tamtego wieczora wróciłem do zamku. Musiałem się przespać. Za kilka dni mam faktycznie wyruszyć do Dystryktu I. Uh, no i gdzie mieszka Spero? Nie powinienem się na tym skupiać tak samo jak nie powinienem myśleć o dziwnym zachowaniu Sukki. Hm..? A może ona będzie wiedzieć coś o Spero? Wolałbym nie pytać innych ludzi, którzy się nią zajęli po mojej eksploracji kilka miesięcy temu.
A tą myślą zasnąłem.

~*~

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Tęsknię za grotą, królewskie życie chyba nie jest dla mnie. Otworzyłem je i w pierwszej chwili nikogo nie zauważyłem. Dopiero kiedy usłyszałem chrząknięcie i spojrzałem w dół moim oczom ukazała się niziutka wadera.
- Bonjour Lien. Co cię tutaj sprowadza?
- Potrzebuję twojej pomocy. Za dwie godziny mam zająć się dziećmi z sierocińca.
- Dlaczego sądzisz, że okażę się pomocny?
- Bo James pilnuje Herculesa, które czuje się dzisiaj niezbyt dobrze. Inaczej poprosiłabym jego. No, a Arian nadrabia zaległości. Pewnie jest gdzieś z Veną - zaczęła mi opowiadać. Była z niej taka sama gaduła jak z Ariana - Swoją drogą czy nie wydaje ci się, że ta dwójka jakoś dziwnie się zachowuje. Ty, a może ich do siebie - nie dałem jej dopowiedzieć.
- Zgoda, pomogę ci, ale przestań tak szybko nawijać - zaśmiałem się.
- Naprawdę? - podskoczyła radośnie.
- Dla ślicznej panienki wszystko - zaśmiałem się - Ale nie mów bratu, że cię tak nazwałem - w głowie wciąż miałem zazdrosną minę basiora, która mówił mi, żebym nie próbował podrywać jego siostry. No przecież wie, że lubię się tak wygłupiać. - Na czym będą polegać moje obowiązki?
- Ogólnie potrzebuję kogoś żeby zajął się dziećmi. Pewnie na moment będę rozmawiać z osobami, które nadzorują sierociniec tak więc wiesz, nie będzie mnie.
- Kiedy to właściwie jest?
- Teraz! Chodź, idziemy! - szturchnęła mnie i zaczęła biec korytarzem. Jak ona sobie to właściwie wyobrażała? A gdybym odmówił? Ha, chyba podejrzewała, że nie odmówię.
Jakiś czas później dotarliśmy do sierocińca. Szczeniaki w najlepsze bawiły się na placu przed nim. Przechodziło tu wiele wilków, które mogły zobaczyć maluchy na placu. Zastanawiałem się czy ktoś z nich będzie chciał przygarnąć przybłędę? W mojej ojczyźnie widziałem wiele szczeniąt, które straciły rodziców. A te? Dlaczego właściwie się tutaj znalazły?
- Dzieciaki! - młode natychmiast przybiegły do Lien, która je wszystkie przytuliła. - Dzisiaj przyszłam do was z moim znajomym. Poznajcie Lysandra. Będzie się dzisiaj z wami bawił.
- Jaki pan jest wysoki - rzucił szczeniak, który stanął przede mną.
- Kiedyś też taki urośniesz - poczochrałem go po głowie.
- Zostawiam cię z nimi, idę porozmawiać - i Lien jak była tak jej nie ma.
Zacząłem opiekować się szczeniakami. Bawiły się w najlepsze. Wziąłem malca, który na początku ze mną rozmawiał i położyłem go sobie na grzbiet, udając że ten lata. Po chwili jednak kilka innych szczeniaków skoczyło w moim kierunku, przewracając mnie na brzuch i siadając na mnie i moich skrzydłach. Próbowały mnie uwięzić.
- Lancelot każdej bitwy, a więc tak zginę. Pokonany przez szczenięta! - rzuciłem kiedy jeden z nich usiadł mi na głowie i zasłonił pole widzenia.

<Spero?>


Słowa: 906

Od Spero CD. Lysandra

Patrzyłam za oddalającą się waderą zza zmrużonych z irytacją powiek. Serio, Sukki? Musiałaś mnie zostawiać z obcym, bo ubzdurałaś sobie, że połączy nas przeznaczenie? Większych bredni nie słyszałam.
Poza tym mogłaby mnie czasami zapytać o zdanie, zamiast układać mi przyszłość na każdym kroku...
- Chyba zostaliśmy sami - dobiegł mnie głos basiora. Zwróciłam na niego spojrzenie, starając się przybrać przyjazną postawę. Ciężko stwierdzić, na ile mi się to udało, bo wygląda na to, że dowódca sił powietrznych nie przejmuje się takimi niuansami jak stosunek wader do niego, więc pewnie nawet gdybym wykazywała jawną niechęć, nie powstrzymałoby go to przed tym, co zrobił chwilę potem.
- Może zacznę od nowa. Lysander - wyciągnął w moją stronę łapę.
- Spero - z pewnym ociąganiem odpowiedziałam na jego gest, a gdy tylko moja łapa zetknęła się z jego, basior złożył na niej pocałunek.
Odskoczyłam wystraszona, wyrywając łapę z jego uścisku. Podkuliłam ogon pod siebie i położyłam uszy, nie spuszczając wzroku z Lysandra, który wydawał się cokolwiek zaskoczony moją reakcją.
- Czy coś się stało? - zapytał, robiąc krok w moją stronę, w odpowiedzi na co cofnęłam się.
- Nie, zupełnie nic - mruknęłam. Wyszłam na idiotkę. Pewnie to normalne przywitanie, a ja zrobiłam z tego nie wiadomo co. Ale nie moja wina, że wcześniej zawsze kończyło się na uścisku ręki, a nie... Lekko spanikowana, szybko zmieniłam temat. - Mówiłeś coś o spacerze?
Lysander wyszczerzył się zadowolony i ruszył za mną, gdy podjęłam przerwany wcześniej marsz ulicami Centrum. O tej porze ze swoich jaskiń wylęgały niemal wszystkie wilki mieszkające w Centrum, szukając rozrywki w mieście lub chcąc po prostu pospacerować. Co i rusz mijaliśmy więc kogoś, kogo znałam ja, lub Lysander, a każdy co do jednego, wnioskując z ich min, na nasz widok myślał chyba o tym samym.
Przeklęta Sukki.
- Jak ci się wiedzie w nowym domu? - zapytał w pewnym momencie Lysander, odrzucając opadającą na oczy grzywkę.
- Dobrze - choć nie mam z czym porównać, dodałam w myślach. Zatrzymaliśmy się przy jednej z wielu przypałacowych fontann, z których bez względu na porę roku zawsze tryskała wodą. Oparłam się przednimi łapami o otaczający ją murek i zapatrzyłam w swoje odbicie w wodzie.
- Oszczędna w słowach, jak widzę.
Spojrzałam na niego kątem oka i pierwszy raz od wyjścia z baru uśmiechnęłam się szczerze.
- Co tu więcej mówić? Mam własny, ciepły kąt, pracę, która sprawia mi przyjemność i sporą gromadkę znajomych. Całkiem sporo, jak na zaledwie kilka miesięcy życia - trąciłam wodę łapą, posyłając w nią niewielką wiązkę magii. Tafla pokryła się cienką warstewką lodu, która zaraz pękła pod wpływem ruchów wody. Dopiero po chwili się zreflektowałam, dodając - Tutaj.
- Co proszę? - Lysander usiadł koło mnie, przyglądając się moim poczynaniom.
- Kilka miesięcy mojego życia tutaj - odwróciłam głowę, uciekając od jego zaciekawionego spojrzenia. Spędziliśmy razem niecałą godzinę, a już miał okazję dowiedzieć się o mnie więcej niż osoby, które znam odkąd przybyłam. Gdyby dobrze słuchał i obserwował.
Spojrzałam w niebo, na migoczące wysoko miliony gwiazd. Po raz pierwszy od mojego cudownego uwolnienia zakradła się do mnie myśl o matce. Co się z nią stało? Jak potoczyły się jej dalsze losy? Czy żałowała, że oddała swoje szczenię, skazując je na los gorszy od śmierci...?
- Zamyśliłaś się - poczułam na łopatce czyjąś łapę. Wzdrygnęłam się odruchowo, nadal nieprzyzwyczajona do zwyczajnego dotyku.
- Już późno - rzuciłam, odwracając się od basiora. - Powinnam już być w domu.
- Odprowadzę cię - zaproponował natychmiast Lysander.
- Dziękuję za troskę, ale naprawdę nie ma potrzeby - powiedziałam kategorycznym tonem, jednak najwidoczniej nie przemówiło to do niego, bo nie zatrzymał się, zamiast tego zrównał ze mną.

<Lysander?>

Słowa: 570

sobota, 27 kwietnia 2019

Od Lysandra CD. Spero

Dzisiejszy dzień był dla mnie ciężki. Poznawałem strukturę tutejszych sił powietrznych. Nie mogę zapominać, że ponownie przybyłem do Królestwa na polecenie jednego z moich najbliższych ludzi, a jeśli o Arianie mowa nie można zapomnieć o Jamesie. Ten rudzielec chodził dobity od kilku dni. Nic tak nie działa na smutek jak dobra zabawa. Wyciągnąłem go więc do baru, w którym już od kilku dobrych godzin urzędował Hercules. Wchodząc do karczmy od razu go zauważyłem. Siedział przy stole, zaczepiając kelnerkę i prosząc o kolejny kufel grzanego wina. To do niego takie podobne. Czasami wydaje mi się, że w moich opowieściach Herc wychodzi na pijaka, kiedy to jeden z najlepszych szpiegów jakich dane mi było poznać. Ale cóż, powinien sam zadbać o swój wizerunek.
- Może ja już do niego dołączę - rzucił Lancaster. Zauważyłem, że humor mu się poprawił gdy tylko zobaczył nieudolne próby poderwania jakiejś wilczycy przez naszego starego kumpla.
- Ja zamówię coś przy barze - odparłem. 
Tłok był dzisiaj większy niż zwykle. Po drodze do barmana spotkałem kilkoro ludzi z powietrznych szeregów, z którymi wymieniłem powitalne spojrzenia. 
- Trzy miody pitne na raz! Dwojaki! - rzuciłem do barmana, kładąc przed nim zapłatę. Oczekując na napoje badałem otoczenie. Obserwowanie innych było dla mnie naturalne jak nic innego. W pewnym momencie, kątem oka ujrzałem rzucającą się waderę. Albo w jakiś sposób... coś pokazującą? Przysiągłbym, że wyglądała jakby za moment miała paść na ziemię. Poznałem śmiech, który mnie dobiegł. To była Sukki. Wiedząc, że mam jeszcze chwilę czasu podszedłem do jej stolika.
- Bonsoir! Jak mija spotkanie drogie panie?
- Powiedziałabym, że cudownie. A jeszcze lepiej odkąd wszedłeś do baru - młoda wilczyca rzuciła spojrzeniem na siedzącą obok waderę.
- My się chyba gdzieś spotkaliśmy - zwróciłem się do błękitnej. 
- Przed kilkoma miesiącami - odparła. Zanim jednak zdołała dokończyć jej towarzyszka już ją uprzedziła.
- Uratowałeś ją razem ze swoim oddziałem. Wtedy, w zimie!
- Sukki, a ciebie matka czasami nie szuka? Powinnaś chyba być w swoim dystrykcie - zaśmiałem się pod nosem, spoglądając na nią. 
- Jestem już dojrzała, skończyłam całe trzy lata!
- Może panienka przypomni mi swoje imię - odrzekłem do wilczycy, która wpatrywała się w stół tak namiętnie, jakby miał zaraz zostać jej kochankiem. Frosoin nie uraził fakt, że nie odpowiedziałem na jej kolejną zaczepkę.
- Spero - usłyszałem w odpowiedzi. 
- A więc Spero, szkoda, że nie było mnie tutaj przez ostatnie miesiące, może poznalibyśmy się bliżej. Warto mieć przyjaciół.
- I to jak! - zaśmiała się najbardziej rozbawiona z naszej trójki - Musisz nam opowiedzieć, co robiłeś i dlaczego wróciłeś akurat teraz!
- Z przyjemnością, ale czeka na mnie grupa przyjaciół i tacka miodu. Może innym razem. Amuse-toi bien! - poprawiłem sierść opadającą mi na oczy i życzyłem waderom miłej zabawy. 
Odebrałem zamówienie z baru i dosiadłem się do oczekujących mnie wilków.
- Co tak długo! - krzyknął w moją stronę Hercules. Prawie udało mu się zagłuszyć rozmowy przy innych stolikach, które swoją drogą były dzisiaj wyjątkowo głośne, nie mogłem nawet usłyszeć jak artyści grają na scenie. Ale chyba nic nie traciłem, skoro nikt nie tańczył muzyka musiała być niezbyt rozrywkowa.

~*~

Posiedzieliśmy jakiś moment. Oprócz miodu zamówiłem jeszcze pintę nektaru. Jamesowi poprawiał się humor. Chciałbym wiedzieć co siedzi mu w głowie. Herc za to bawił się już na całego. Zauważyłem, że wilczyce, z którymi rozmawiałem wychodzą z karczmy. Niestety żąden z moich towarzyszy ich nie znał. Ja sam kojarzyłem jedynie tyle, że faktycznie byłem tu kilka miesięcy temu; że Sukki to flirciara; oraz iż faktycznie znalazłem Spero wtedy w lesie. 
- James, odprowadź potem tego dziadka do jego posłania. Ja muszę jeszcze wyjść - rzuciłem do piegowatego i odszedłem od nich. Udałem się na zewnątrz. Zimny powiew wiatru uderzył mnie w pysk. W środku tawerny było ciepło i duszno. Tu wręcz na odwrót. 
- Mogę dołączyć do wieczornego spaceru? - doskoczyłem do wader. W tym momencie błękitna położyła po sobie uszy, szczerząc w moją stronę kły - Proszę mi wybaczyć, czyżbym was wystraszył?
- Nie, ona tak tylko... wygłupia się! - Sukki machnęła łapą. - Z przyjemnością poszłabym na spacer, ale muszę już zmykać! Do następnego Spero! - zanim ta zdążyła odpowiedzieć Frosoin już nie było.
- Chyba zostaliśmy sami. Może zacznę od nowa. Lysander - wystawiłem w jej stronę łapę, czekając tylko aż ta ponownie się przedstawi i wysunie swoją, bym mógł złożyć na niej pocałunek.

<Spero?>

Słowa: 683

Od Spero

Jak zwykle obudził mnie ból nie do wytrzymania.
Zwinęłam się w spazmach na podłodze. Poruszone kajdany zabrzęczały, rozległ się odgłos drapania pazurów po kamiennej posadzce. Z trudem docierało do mnie, że to moje poranione łapy wydawały te dźwięki...
Kolejny atak bólu przyniósł ze sobą falę wymiotów.
Gdy opróżniłam żołądek z resztek nędznego jedzenia i sporej porcji żółci, znieruchomiałam. Uchyliłam ostrożnie powiekę, żeby rozejrzeć się po laboratorium. Nie zobaczyłam Czarodzieja.
Powieka opadła, a ja odetchnęłam głęboko. Płuca eksplodowały bólem.
Tak wyglądało całe moje życie. Wieczna męka. W imię czego? Nigdy mi nie wytłumaczono, mimo że pytałam.
Gdy ponownie zdołałam otworzyć oczy, pochylał się nade mną Czarodziej. Maczał łapę w misce z jakąś niebieską mazią. Nie widziałam, z czego powstała. Ale słowa, które wypowiedział, usłyszałam dokładnie.

"Compescere virtus imprimetur"

Mamrocząc to zdanie pod nosem, rozpoczął malowanie czegoś na moim czole. Przyjęłam to ze spokojem, wiedząc, że nic nie da szarpanie się, jedynie więcej bólu.
- Już - mruknął, przyglądając się swojemu dziełu. - Powinno powstrzymać niekontrolowane skoki...
Nie usłyszałam wiele więcej, bo nagle ogarnęła mnie ciemność.

~•~

Nie wiem, ile czasu minęło, zanim ponownie się obudziłam. Kilka minut, godzin, dni, tygodni...? Czarodzieja nie było nigdzie widać. A ja... czułam się dziwnie przytomna. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej mój umysł był tak przejrzysty.
Rzuciłam wzrokiem w prawo i lewo, oceniając sytuację w pomieszczeniu. Starałam się przy tym nie poruszać żadną częścią ciała, żeby nie oślepić się bólem.
Nic. Pusto. Nikogo w zasięgu wzroku. Moja jedyna szansa.
Spróbowałam dźwignąć się z podłogi, co udało mi się dopiero po kilkunastu próbach. Łańcuchy zadzwoniły. Zamarłam, czekając na pojawienie się mojego oprawcy, ale nikt nie nadszedł.
Z trudem sięgnęłam po zgromadzoną w pomieszczeniu mroczną magię, naginając ją do swojej woli. Moje osłabione ciało, nieprzystosowane do tego magii, zaprotestowało. Opadłam ponownie na podłogę, jednak nie odpuściłam. Przyciągnęłam do siebie całą magię, jaką zdołałam znaleźć w okolicy. Część instynktownie popchnęłam do leczenia licznych ran, znaczących moje ciało. Ponownie wstałam, otrzepałam się...
Kajdany spadły.
A ja prawie rozpłakałam się z ulgi.
Postąpiłam chwiejny krok przed siebie, a drzwi nagle się otworzyły. Zamarłam, spanikowana. Gdy moim oczom ukazał się Czarodziej, zaskowyczałam, opuściłam głowę do ziemi. I nagle magia zaskwierczała wokół mnie, a ja zniknęłam.

~•~

Pierwsze, co poczułam, gdy odzyskałam przytomność, było wszechogarniające zimno. Poruszyłam się ostrożnie, poczułam pod łapami dziwną, zimną substancję. Następna dotarła do mnie emanująca z niego magia, wpływająca w moje żyły, ożywiająca skostniałe mięśnie, połamane kości...
Zakaszlałam, przeorałam ziemię łapami, zamiotłam ogonem. Zacisnęłam powieki, czując, jak zaczyna przepełniać mnie magia, zaczynało brakować mi tchu...
Zerwałam się, zrobiłam krok i zaryłam pyskiem w ziemię. Zaskamlałam z bólu, rzuciłam się po śniegu, szukając ukojenia, wszystko na nic...

~•~

Byłam gotowa na śmierć. Leżałam bez ruchu, patrząc tępo w przestrzeń przede mną. Im dłużej tkwiłam w tym lesie, w nieznanym mi miejscu, tym więcej drobnych zwierząt zaczęło się zbierać wokół mnie. Gryzonie, ptaki, kilka dzikich kotów... A nawet jakieś dziwne stworzenie, o ciele jelenia i trupiej czaszce w miejscu głowy...
A potem nadeszły wilki.
Oddychałam z trudem, nie śmiąc poruszyć się nawet na milimetr, żeby nie marnować niepotrzebnie energii. Grupa zatrzymała się na mój widok, długo stali, przypatrując mi się, pewnie rozważając, czy zabrać mnie ze sobą, czy zostawić na pewną śmierć.
Jak powiedział mi później jeden z tej drużyny, który przedstawił się imieniem Lancelot, gdy odwiedził mnie w klinice, przekonał ich ten dziwny jeleniowaty stwór. Czy raczej to, że mnie nie zjadł, gdy miał okazję, a czuwał przy mnie, aż się nie pojawili. Wtedy skinął im głową i odszedł.
Historia jak z baśni. Choć całe moje życie do tej pory zdecydowanie jej nie przypomniało.

~•~

kilka miesięcy później

- Patrz - Sukki szturchnęła mnie i gestem wskazała grupkę basiorów, która właśnie weszła do baru. - Lysander.
Podniosłam wzrok z nad szklanki nektaru, w który się zapatrzyłam, zastanawiając się, co barman do niego dosypał, bo od kilku minut rzuca mi sprośne spojrzenia zza baru i chyba sprawdza poziom płynu w mojej szklance.
- Kto...? - zapytałam koleżanki (swoją drogą nadal nie rozumiem, jakim cudem potomkini przywódcy frakcji się mną zainteresowała). I w tym momencie dostrzegłam skrzydlatego wilka, jednego z tych, którzy mnie uratowali. Boże, to było tak dawno temu... - Aha. On. I co? - zdecydowałam się w końcu upić łyk płynu, starając się ostrożnie wybadać magią obecności jakichś podejrzanych substancji. Nic. Hm, może jednak nie zginę, jak to wypiję.
- I co?! - Sukki potrząsnęła mną, przez co większość nektaru wylała się na stół. Przynajmniej problem ewentualnego zatrucia napoju się rozwiązał. - Spero, czy ty wiesz, kto to jest?!
- Matko, nie krzycz - odsunęłam się od wadery na bezpieczną odległość. Znowu spojrzałam na basiora. - Lancelot. Dowódca sił powietrznych. Ciężko nie wiedzieć, kim jest.
- Aleś ty niedomyślna - Sukki wywróciła oczami, po czym złapała mnie za kark i przyciągnęła do swojego pyska. Konspiracyjnym tonem wytłumaczyła - To Eziris. A ty?
Zamrugałam powoli, udając, że nie rozumiem, do czego dąży. Bo to było niedorzeczne.
- Cholera - westchnęła. Puściła mnie i wskazała na basiora - Eziris - potem na mnie - Oziris. Naprawdę nie wiesz, jaka klątwa ciąży na waszej rasie?
Otworzyłam pysk, żeby jej odpowiedzieć, ale nie zdążyłam. Gestykulacja Sukki musiała zwrócić uwagę uskrzydlonego basiora, bo właśnie pojawił się przy naszym stoliku.

<Lysander?>

Słowa: 837

Spero


Wszyscy chcą waszego dobra. Nie dajcie go sobie zabrać.

Imię: Spero
Ród: Ród Xijan
Wiek: 7 lat 6 miesięcy
Płeć: Wadera♀
Rasa: Oziris
Stan: Mieszkaniec
Stanowisko: Mag czarnej magii, Zielarz
Charakter: Przez traumatyczne, odosobnione życie, jakie wiodła przez ponad 5 lat, stała się wycofana i nieufna. Nadal, gdy ktoś zajdzie ją od tyłu i przestraszy, często reaguje agresywnie, warczy ostrzegawczo, kłapie zębami, jednak robi to odruchowo. Dodatkowo zdarza się jej wpadać w zadumę, można rzec: "zacinać się". Nagle staje bez ruchu, zapatrzona w przestrzeń przed sobą i bardzo ciężko wyciągnąć ją z tego stanu - przeważnie po chwili samoczynnie odzyskuje świadomość.
Poza widocznymi w chwilach słabości znamionami jej, wypełnionych strachem i cierpieniem, pierwszych lat życia, Spero zachowuje się jak typowa Oziris. Jest uparta w dążeniu do celu, jeśli coś postanowi, zawsze doprowadzi to do końca. Kocha wszystkie zwierzęta, z resztą z wzajemnością. Nie jest to część jej magii, jednak roztacza wokół siebie aurę spokoju i miłości, która przyciąga do niej innych. Często można ją zobaczyć w towarzystwie wilków lub otoczoną przez inne zwierzęta, jedynie w bibliotece i swojej pracowni, gdzie kategorycznie nie wpuszcza nikogo, ma okazję przebywać sama.
Przez to, że większość życia spędziła odizolowana od wilków, nadal czuje się niepewnie w kontaktach z innymi. Szybko traci pewność siebie, boi się przejmować inicjatywę. Ma specyficzne poczucie humoru, które nie każdy zrozumie. Może się nie wydawać, ale bardzo łatwo nakłonić ją do ryzykownych przedsięwzięć, czy robienia głupot, nie tylko w towarzystwie wilków, które dobrze zna, ale także poznanych dopiero co w barze, co związane jest z tym, że ma problemy ze stwierdzeniem co jest dobre, a co złe. Lubi pomagać, nie zwykła odmawiać. Jeśli więc ktoś poprosi ją o przysługę, na pewno się zgodzi, choćby miała na rzecz jej wypełnienia porzucić własne plany.
Łączą ją dobre relacje ze szczeniakami. Ma dryg do zajmowania się nimi, uczenia ich odpowiednich zachowań. Jednak, choć przez pewien czas to rozważała, nie zdecydowała się na zostanie nauczycielem. Przeszłość cały czas kładzie się na niej cieniem, ciągle myśli o tym, co było, choć nigdy głośno się do tego nie przyzna. Dlatego wolała zająć się czymś, co pozwoli jej pracować nad swoimi destrukcyjnymi mocami, a także nauczy ją posługiwać się nimi w celach obrony.
Wygląd: Jak na wszystkim w jej życiu, i na wyglądzie odbił się czas jej uwięzienia. Miała predyspozycje, żeby wyrosnąć na całkiem sporą waderę, jednak lata głodówki i brak ruchu sprawiły, że obecnie jest raczej przeciętnego wzrostu. Nie wyróżnia ją także żadna cecha budowy - ot, zwyczajna wadera.
W tłumie można ją poznać po ciężkim chodzie i zwykle spuszczonym ku ziemi pysku, jakby ciążyło na niej zbyt wiele, by była w stanie to udźwignąć. Jak każda Oziris ma nieco dłuższe uszy niż pozostałe wilki, a także znacznie dłuższy ogon. Jej sierść ma niebieskie zabarwienie, na czole widnieje dodatkowo runa, która ma na celu ograniczyć jej moce, by nie wymknęły się spod kontroli. Błękitne oczy emanują nadnaturalnym blaskiem.
Jej ciało znaczy wiele blizn, zaleczonych na tyle, że duża większość skryta jest pod futrem. Jednak jej łapy nadal noszą ślady po kajdanach, które dźwigały przez wiele lat.
Żywioł: • Sny • Czarna magia • Lód •
Moce: 
~ Zsyłanie snów, zarówno tych dobrych, jak i koszmarów (i choć nad snami innych jest w stanie panować, nad swoimi koszmarami nie ma żadnej mocy).
~ Z podsłuchanych rozmów czy monologów pewnego wilczego maga, zapoznała się z arkanami czarnej magii i jeszcze przed dotarciem do Królestwa Północy, nauczyła się wielu zaklęć oraz rytuałów, o niekoniecznie legalnej naturze i pochodzeniu; w śród nich m. in.: przyzywanie dusz zmarłych, wskrzeszanie ciała (jednak tylko chwilowe, dodatkowo ciało wskrzeszonej istoty zachowuje stopień rozkładu, w jakim aktualnie się znajduje, efekt wychodzi więc dość makabryczny...), zaklinanie duchów w przedmioty itp. ...
~ Tworzenie i kształtowanie lodu i śniegu.
~ Zaginanie czasu i przestrzeni, co umożliwia jej przeskakiwanie z jednego miejsca na drugie (dlatego w krainie, z której pochodzi, nazywana była Panią Czasów i Miejsc); nie panuje jednak do końca nad tą umiejętnością, często "przeskakuje" niekontrolowanie, pod wpływem silnych emocji i nigdy nie wie, gdzie wyląduje - jak na razie z własnej woli potrafi się przenosić jedynie na odległość kilku metrów, jednak cały czas szlifuje tę umiejętność.
~ Jak się okazało po kilku latach jej pobytu w Królestwie, jest Śniącym Wędrowcem. Co to znaczy? Ano, potrafi wędrować w czasie snu. Jej dusza może opuścić ciało i odwiedzić inną duszę, także w tym momencie śpiącą, wpływać na jej senny krajobraz, np. zaszczepić w nim jakąś myśl, która będzie towarzyszyła wilkowi po przebudzeniu, a także w ten sposób po prostu komunikować się z innymi wilkami na odległość. Jednak w czasie takiego sennego wędrowania jej ciało jest bezbronne, żadne bodźce z jego otoczenia nie docierają do duszy wadery, a gdyby jej dusza została odcięta od ciała w czasie takiej wędrówki, dusza Śniącej utknęłaby na zawsze między światami. Legenda głosi, że Śniący Wędrowcy mogą także na stałe oddzielić duszę innej osoby od jej ciała, doprowadzając do śmierci delikwenta i uwięzienia duszy między światami, jednak Spero, jeśli faktycznie ma taką zdolność, jeszcze jej nie odkryła i ma nadzieję, że nigdy nie będzie musiała do tego nawet dążyć.
~ Dzięki księdze, którą swego czasu znalazła na półce u starej wilczej szamanki czy jak kto chciałby nazywać tę tajemniczą waderę, a następnie od niej odkupiła, zdobyła moc przywoływania potworów. Wszelkiej maści potworów ze swoich najczarniejszych koszmarów, które zwykle wykorzystuje, gdy przychodzi jej z kimś walczyć.
~ Po wypiciu kupionego na Czarnym Rynku eliksiru swoją drogą zabawna historia, jak do tego doszło odkryła w sobie nową moc, jaką jest wyciąganie przedmiotów, czy nawet różnych istot, ze swoich snów. Kwestia panowania nad tą zdolnością jest dyskusyjna... raz wychodzi jej to lepiej, raz gorzej, czasami zabiera ze sobą ze snu coś, co faktycznie chciała stamtąd zabrać, zwykle jednak wychodzi jej to przypadkowo. A potem są z tego problemy... z którymi zwykle sobie ostatecznie jakoś radzi. Zwykle. Jakoś.
~ Ponieważ do momentu przybycia do Królestwa była w zasadzie dzikim wilkiem odizolowywanym od społeczności, dopiero zaczyna zgłębiać pozostałe arkana magii, przed nią więc szansa na odkrycie nowych zdolności.
Rodzina: 
~ Valencia z Rodu Xijan (rasy Quatar) - matka Spero; jej losy są nieznane, ostatni raz córka widziała ją mając rok, od tamtego czasu nie miała z nią kontaktu
~ Ashaya z Rodu Lux - w zasadzie nie jest ona stricte jej rodziną, nie wiążą ich więzy krwi. Ale gdy Spero znalazła małą waderę w Strefie Wykluczenia, zdecydowała się nią zaopiekować, stając się dla niej matką zastępczą.
Partner: Jeszcze nie znalazła nikogo, co może być związane z klątwą ciążącą nad jej rasą...
Potomstwo: -----
Miejsce zamieszkania: Mieszka w Dystrykcie I, w jaskini w zboczu góry przy lesie Darminasa; ma jednak również niewielkie mieszkanie w Centrum, gdzie pomieszkuje, gdy musi załatwić jakieś niecierpiące zwłoki sprawy służbowe.
Patron: Już od dawna nie wierzy w Bogów...
Umiejętności:

Intelekt: 31 | Siła: 9 | Zwinność: 12 | Szybkość: 11 | Latanie: 0 | Pływanie: 8 | Magia: 66 | Wzrok: 8 | Węch: 8 | Słuch: 9 |

Historia: Spero miała dość trudne dzieciństwo. Już po urodzeniu wzbudzała zainteresowanie z powodu swojej rasy, tym bardziej, że jej matka była Quatar. Gdy ujawniła się zdolność wilczycy do panowania nad czasem i przestrzenią w niespotykanej dotąd skali, zainteresowanie nią stało się wręcz obsesyjne. Najgorsze dla młodej Spero było jednak to, że gdy któregoś dnia do jaskini, gdzie mieszkała z matką, przyszedł wilczy czarodziej i zażądał wydania szczeniaka, Valencia oddała swoją córkę bez wahania. Nawet na nią nie spojrzała, gdy obcy wilk ciągnął ją za sobą na zewnątrz.
Od tamtego dnia na życie wadery składały się chwile przytomności, gdy czarownik nie prowadził na jej badań i... koszmary. Które, nonen omen, nie opuściły jej do dziś. W chwilach przytomności podsłuchiwała ze swojego kąta, gdzie tkwiła przykuta łańcuchami do ściany, różnych rytuałów i zaklęć, których używał czarodziej. Po pewnym czasie zdołała zgromadzić dość sporą wiedzę z zakresu magii, którą się posługiwał. Przez to właśnie żywioł białej magii, właściwy jej rasie, zastąpił żywioł czarnej magii, którym posługują się raczej Eziris.
Z potwornego laboratorium, swojego więzienia, uciekła przypadkiem. Któregoś dnia, który przyniósł dłuższy niż zwykle stan przytomności umysłu wadery, okazało się, że jej moc wzrosła na tyle, że magiczne kajdany, które do tej pory ją krępowały, nie wystarczyły do powstrzymania jej. Zdesperowana, a przede wszystkim wściekła, nieświadomie użyła swojej mocy. Wylądowała gdzieś w lesie Darminasa, choć wtedy nie wiedziała jeszcze, gdzie się znajduje. Była skrajnie wycieńczona, osłabiona, praktycznie bez wykształconej tkanki mięśniowej, nie była w stanie się poruszyć. Znaleźli ją myśliwi, którzy wybrali się akurat na polowanie w okolicy. Była wtedy na skraju śmierci.
Obecnie ciężko poznać tę zabiedzoną, zaszczutą wilczycę, choć od tych wydarzeń z jej życia nie minęło wiele czasu. W zabójczym tempie nabrała masy, a dzięki wrodzonej charyzmie szybko została przyjęta do miejscowego stada i traktowana, jakby była w nim od zawsze.
Inne: 
~ Pochodzi z południowych krain, jednak nikomu nigdy nie zdradziła, z jakiego kraju dokładnie
~ Jej słabą stroną jest zbyt potężna magia niezwiązana z żywiołami, które sobie ukochała - wątpliwym jest, by zdołała kiedykolwiek w pełni zapanować nad mocą panowania nad czasem i przestrzenią, która w każdej chwili może ją przenieść w losowe miejsce lub okres w czasie
~ Pięknie śpiewa, choć kiedyś nie wiedziała, że w ogóle potrafi; dopiero na pewnej wiekopomnej imprezie... ale to już inna historia.
~ Dzięki magicznemu naszyjnikowi, który kupiła po okazyjnej cenie, jej wytrzymałość magiczna znacznie wzrosła i obecnie może sobie pozwolić na o wiele więcej podczas korzystania z mocy.
Posiadane przedmioty:
~ Księga Rora
~ Płaszcz Lasu
Kamień Shagti
~ Eliksir Magte
~ Drzewko z wróżkami
Autor: Anko5

Od Ariana

Im dłużej podróżowaliśmy po bezkresnej północy, tym masywniejsze opady śniegu uderzały w nasze ciała. Rzuciłem okiem na towarzyszącą mi waderę, odzianą w ciepły strój z grubej, niedźwiedziej skóry. Podążamy lodowym szlakiem tak długo, że z pewnością chłód zaczął jej już doskwierać. Dobrze, że pamięć mam jeszcze dobrą. Nasza wyprawa skończyłaby się tragicznie, gdybym choć na moment zboczył z drogi. Nie byłem tu od tylu lat, a krajobraz znacząco się zmienił. Mimo to czuję, że to ten sam dom, który opuściłem. Nie mogę się doczekać aż zobaczę zamek. Ale... Co powiem rodzinie? Jak śmiem wracać do nich po tym jak odrzuciłem rolę króla i wystawiłem Północ na brak Wyroczni. 
Z zamyślenia wyrwało mnie dziwne przeczucie. Zatrzymałem się, a Vena stanęła obok mnie. Spod kaptura wystawał jej tylko mały kawałek pyska w masce, która miała ją chronić przed odmrożeniami.
- Ktoś nas obserwuje - powiedziałem. Intuicja mnie nie myliła, bowiem chwilę później ujrzałem błękitne ślepia. Zaraz potem obok nich pojawiły się również złote oczy. Białe wilki idealnie wtapiały się w otoczenie zasłane zaspami. To z pewnością strażnicy. 
- Kim jesteście? - usłyszałem głos. Już chciałem śmiało się uśmiechnąć, jednak postanowiłem zachować powagę.
- Imię me Arian Andor Veliciusz z łona Silvarii, dziecię Eleonory, jestem pierworodnym Andora Astora Veliciusza oraz Wielką Wyrocznią Królestwa Północy.
Przez moment zastanawiała mnie reakcja, jaką mogła mieć Arvena, słysząc to, co mówię. Opowiadając niegdyś legendę o Silvarii nie wspomniałem o mojej roli wyroczni czy pochodzeniu. Cóż... wytłumaczę jej moją przeszłość gdy tylko zyskamy chwilę. Tym razem bez ukrywania takich faktów.

~*~

Rozglądałem się po ścianach, na których wisiały stare obrazy. Wewnątrz zamku wszystko było zrobione z lodu, jednak temperatura wewnątrz była przyjemna. Vena mogła w końcu zdjąć kaptur i maskę. Jej oczy wędrowały ku wszelakim zdobieniom ścian. Gdy nas wywołano i weszliśmy do ogromnej sali na jej pysku ujrzałem miłe zaskoczenie. Z pewnością podobały jej się witraże i rzeźby w sali tronowej.
- Nigdy nie spodziewałam się, że ujrzę cię z powrotem - ciepły głos rozniósł się po pomieszczeniu. Poczułem szybsze bicie serca. Z tronu, po schodach zeszła w moim kierunku wadera.
- Witaj Nairo. Ja też nie sądziłem, że wrócę - rzuciłem pośpiesznie. Zauważyłem, że moja towarzyszka pokłoniła się. Ja nie zamierzałem. Jest moją królową, owszem, ale przede wszystkim... - Siostro, miło mi cię znów widzieć - objąłem ją na powitanie. 
- Twoi znajomi powiadomili mnie, że się zjawisz. Oczekiwaliśmy cię.
- Czyżby już dotarli?
- Hercules z ojca Herona i matki Misturcji, James z Rodu Lancasterów i Lysander de Luynes. Tak są tutaj. I oni również nie wiedzą dlaczego ich wezwałeś w te... jak to nazwali zmarzliny. A ty z kim przybyłeś? - spojrzała na moją przyjaciółkę.
- Jestem Arvena - odparła.
- Miło mi cię poznać.
- Gdzie on jest? - usłyszałem huk ogromnych drzwi i zimny, niski głos.
- Tutaj... ojcze. - odwróciłem się w stronę wilka, kroczącego dumnie w moim kierunku.
- Próbowaliśmy go trochę spowolnić... - zaczął Lysander.
- ...ale to były król - dokończył rudy basior.
- Po tylu latach wracasz tu jak gdyby nigdy nic? Nie masz już za grosz godności? - zacisnąłem zęby, aby przypadkiem mu nie odszczekać.
- Arian, wyjaśnij mi, czego potrzebujesz - moja siostra jak zwykle zachowywała się jak anioł. Byłem jej za to wdzięczny. Naira od zawsze jest dumną waderą, zadbaną i pięknie się prezentującą. Królowa z prawdziwego zdarzenia.
- Jeśli jeszcze ojciec pamięta, kiedy stałem się dorosły moc wyroczni spłynęła na mnie.
- A potem opuściłeś Królestwo Północy - rzucił. Nasze stosunki nie są zbyt... przyjacielskie.
- Ale wróciłem! Mam do tego powody.
- Jakież to? - spytała Naira.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć usłyszałem ciepły głos. To Elrisa.
- Wróciłeś do domu! - powitała mnie najmocniejszym uściskiem jaki był możliwy.
- Tak, mamo, wróciłem - patrząc przej jej ramię, ujrzałem niska, złocistą waderę - Czyżby Lien? - matka kiwnęła głową. - Nieźle wyrosłaś - zwróciłem się do najmłodszej siostry. Po kim ona jest tak uroczo niska?
- No popatrz, ja prawie cię nie pamiętam - prychnęła, żeby zaraz potem się uśmiechnąć. Zbliżyła się do mnie, żeby dokładnie mi się przyjrzeć. Chwyciła nawet za skrzydła - Tato są większe od twoich - roześmiała się radośnie. Widziałem, że rozpiera ją energia.
- Widzę, że zebranie trwa w pełni - gdy wilk wypowiadający te słowa do nas dołączył poczułem nagły ból głowy. Zlustrowałem go wzrokiem, kładąc po sobie uszy
- Co tu robi Zerdin? - warknąłem.
- Opanuj się Arian - Naira natychmiastowo mnie zganiła - zwracasz się do Króla.
- Słucham?! Nie ma mnie kilka lat, a wy już oszaleliście, żeby pozwolić takiej bestii stać u twojego boku?! O Bogowie! Przecież to oznacza, że wy jesteście razem! - nie dowierzałem w to, czego się dowiedziałem. Czarny basior stanął obok mej siostry.
- Kraina ta zmieniła się od czasu twojego odejścia - powiedział Andor.
- Nairo, musimy poważnie porozmawiać, chcę dokończyć po co tu przyszedłem - powiedziałem do niej, zasłaniając plugawego wilka ze wschodu skrzydłem. - Na osobności.
- Niech ci będzie - westchnęła. - Przejdźmy się po zamku.
- Jesteś pewna, że chcesz z nim zostać sama? - odezwała się ta czarna wywłoka. - Wydaje się być szaleńcem.
- Tergis, nie zapominasz się przypadkiem? - wtrąciła Lien. Była bardzo pewna siebie. To dobra cecha.
- Idę z nim. Veno, miło było mi cię poznać. Z pewnością jeszcze dane nam będzie porozmawiać.
- Mi ciebie również.
- James, wyjaśnię wam wszystko później - zwróciłem się do przyjaciół. - Mamo, Lien, porozmawiamy później, proszę, zajmijcie się moją przyjaciółką.
- Może liczyć na rozgrzewający eliksir i naszą gościnę - uśmiechnęła się karmelowa wilczyca.
Razem z Nairą wyszliśmy z sali tronowej, przemierzając korytarze.
- Więc co cię tu sprowadza, bracie?
- Najpierw wolałbym się dowiedzieć co ci strzeliło do łba, żeby wiązać się z Zerdinem - mruknąłem.
- Musisz przestać być taki uprzedzony.
- Wszyscy Zerdini są tacy sami, ich natury nie zmienisz.
- Zawarliśmy sojusz ze Wschodem. Ponadto kocham Tergisa.
- Szkoda, że Zerdini nie znają takiego uczucia.
- Arian. Rok temu urodziłam córkę.
- Czekaj... masz na myśli? Naprawdę? Jestem wujkiem! Ale... on jest ojcem mojej siostrzenicy...
- Musisz zaakceptować nową rzeczywistość. Zerdini i Sivarius żyją w zgodzie, razem. Tutaj w Królestwie, rozumiesz? Pokój, nic nam nie grozi. Pamiętam jak jeszcze byliśmy szczeniakami. Biegałeś po tych korytarzach, ślizgałeś się, tłukąc cenne rzeczy. A ja zawsze siedziałam w bibliotece, ucząc się. Myślałam, że zostanę uczoną, zawsze zazdrościłam ci twojego przeznaczenia.
- Nie ma tu czego zazdrościć, uwierz mi.
- A co się okazało? Zostałam Królową. I do tego tą, która zawiązała sojusz ze Wschodem. To coś cudownego!
- Najwyraźniej nie, skoro głos wyroczni do mnie przemówił.
- On... naprawdę? - mocno się zdziwiła.
- Tak mi się wydaje. Nękają mnie koszmary dotyczące Północy. Udałem się nawet do szamana, tam usłyszałem przerażającą wiązankę. Przeczucie mówi mi, że coś zagraża Królestwu.
- Co to może być? - spoważniała.
- Tego jeszcze nie wiem.
- Czyli klątwa to prawda... Bez Wyroczni Królestwo popadnie w ruinę.
- Przybyłem rozwiązać ten problem. Możecie mnie potrzebować. Daj mi szansę dowiedzieć się co się dzieje.
- Czyli po to ściągnąłeś tu swoich ludzi. Jak długo planujesz tu zostać? Znowu odejdziesz jak przed laty?
- Zostanę ile będzie potrzebne. A kiedy tylko znów postawiłem łapę na śniegu wiedziałem, że jestem w domu. Kocham Królestwo całym sercem.
- W takim razie każę przygotować dla was pokoje. Tamta trójka jest tutaj od tygodnia. Ty i Vena musicie odpocząć. Bądźcie na wieczerzy o zmroku. Do tematu Zerdinów nie wrócimy. I nie zabij się z Tergisem ani ojcem.
Patrzyłem jak odchodzi. Dlaczego tak dziwnie się teraz czuję? Jestem na moment w domu. No właśnie... na moment.


<Vena?>

Słowa: 1162
Layout by Netka Sidereum Graphics