Ostrzegawczy krzyk wadery
wywołał natychmiastowe spięcie w całym moim ciele i szybsze bicie
serca, jednak nie zdołał omotać mojego umysłu paniką która,
choć miała na to duże zakusy, została szybko wypchnięta i
zastąpiona ostrożnością oraz adrenaliną. Nie tracąc sekundy
doskoczyłem do Nevt, która skupiwszy uwagę na niebezpiecznym
obiekcie, nie zareagowała w żaden sposób na mój ruch, tylko
intensywnie i niemal bez mrugania wpatrywała się w buteleczkę. Już
chciałem chwycić kolbę wiatrem i wyrzucić ją jak najdalej od
nas, lecz moja "piąta łapa" nagle natrafiła na jakiś
silny opór, barierę odgradzającą ją od mogącego w każdej
chwili wybuchnąć przedmiotu. Wiatr kierowany mą wolą zaatakował
tę ekscentryczną granicę ze wszystkich stron, lecz nie miała ona
żadnego słabego punktu, żadnej usterki, jakiejkolwiek dziury.
Otworzyłem pysk, by ostrzec waderę, lecz świadomość sytuacji
dopadła mnie zanim zdążyłem wyrzec choćby słowo. Byłem pewny,
że tajemnicza bariera była sprawką stojącej obok mnie Nevt. Jak
bowiem inaczej wytłumaczyć jej nieruchomą postawę, skupiony w
jednym punkcie wzrok, nagłe milczenie i względny spokój?
-Wydaje się, że póki co nie ma zamiaru wybuchnąć.-
powiedziała, po czym buteleczka jakby sama z siebie obróciła się
w powietrzu, będąc jedynym obiektem zainteresowania nowo poznanej
wadery. Teraz byłem już pewien, że to ona jest sprawcą tego
dziwnego widoku, lecz przyjąłem to z chłodną akceptacją, nie
pozwalając by jakakolwiek oznaka emocji ukazała się na
profesjonalnej masce posłońca, który z braku poważniejszych zadań
został listonoszem.
To nie tak, że nie lubiłem swojej pracy, po prostu...Byłem nią
zmęczony. Dziesiątki wilczych obliczy przewijających się
nieustannie niemal każdego dnia przed moimi oczami. Ostre słowa,
które jak osad zalegały na dnie mojego serca, jak resztki
zapychające rurę spokoju powstrzymywały przepływ pewności
siebie. Przeniesienie ważnego poselstwa z miejsca A do B było
wybawieniem od nieustannej rutyny zmuszania się do pukania do
czyichś drzwi oraz interakcji z tyloma członkami Królestwa prawie
każdego dnia przy szaleńczo tłuczącym się, podjudzanym przez lęk
sercu.
-Bardzo, bardzo dziwne- moje smętne myśli, nie mające większego
sensu żale i powolny opad świadomości, że zdecydowanie zbyt
często i zbyt długo narzekam na wcale niezłą, dobrze płatną
pracę, którą przecież sam wybrałem przerwało głośnie, lekko
zaniepokojone i zdezorientowane stwierdzenie nowo poznanej wadery,
która z przekrzywioną głową i zmarszczonymi brwiami nieustannie
przyglądała się trzymanej w jej niewidzialnej mocy buteleczce o
dziwnej i jednocześnie bardzo tajemniczej zawartości.
-Jest pan w stu procentach pewny, że to nie pomyłka? Oczywiście
nie chcę negować pańskiej uwagi, jednak...-w duchu westchnąłem
pod wpływem fali lekkiej irytacji. Jednak nie wywołały jej same
słowa wadery, gdyż wiedziałem że ona sama zapewne była w szoku,
tak samo jak ja. Nawet jeżeli paczka nie miała w pierwotnym
założeniu trafić do zapisanego adresata, a więc wadery w której
domu się znajdowałem, to otworzyć ją mógłby ktoś zupełnie
inny i nie mieć tyle szczęścia co nasza dwójka. Nie ulegało
bowiem wątpliwości, że jeżeli buteleczka rzeczywiście jest
bombą, której wybuch mógłby być spowodowany przez najmniej
znaczący czynnik, to zamysłem nadawcy mogłaby być próba, brzydki
psikus, sprawdzenie umiejętności, zemsta, a nawet dalej idąc-
morderstwo. Sama ta myśl wywołała zimny dreszcz w moim ciele, lecz
nie odrzuciłem jej. W końcu trzeba być przygotowanym na wszystko.
Byłem zły na siebie. Ta sytuacja nie powinna, nie mogła się
zdarzyć. Nie dzisiaj i zdecydowanie nie przy moim udziale. Aż
strach pomyśleć co by się stało, gdyby bomba wybuchła i wymazała
naszą egzystencję z księgi żywych albo, co gorsza, była
przyczyną śmierci samej Nevt. Lepiej byłoby samemu umrzeć niż do
końca swych dni obwiniać się za spowodowany nieuwagą zgon
adresata, być wytykanym palcami, z pewnością wyrzuconym ze
stanowiska i być może nawet wykluczonym ze społeczeństwa. Gdyby
to się stało z pewnością większość winy wziąłbym na siebie,
jednak teraz w mojej głowie pojawiła się jasna, paląca myśl, że
ktoś dzieli ją wraz ze mną, w o wiele większym stopniu. Ktoś
przecież paczkę przepuścił przez swoje łapy bez zgłoszenia
żadnych zastrzeżeń i puścił ją w obieg. Kim mogłaby być ta
osoba która, być może, chciała przyczynić się do morderstwa?
Jaki był jej cel? A wracając do swojej osoby, dlaczego sam nie
zauważyłem, że paczka nie ma nadawcy? Przecież zawsze upewniam
się, czy wszystkie ważne informacje są na miejscu.
Jednakże największa część winy należała bezdyskusyjnie do
nadawcy. Nawet gdyby był to jakiś głupi bachor, któremu przyszedł
do głowy idiotyczny pomysł.
-Nie jestem w stanie powiedzieć czy jest to pomyłka, jednak
sądząc z zawartości i pani reakcji zapewne to jest
przyczyną...Lecz nie możemy wykluczyć opcji, że paczka została
specjalnie nadana na pani adres, by...-tu przerwałem, niepewny czy
powinienem dzielić się swoimi spekulacjami. Jeżeli wadera jeszcze
nie zaczęła zastanawiać się nad przyczyną mogłaby wpaść w
panikę? Złość? Jakim prawem mógłbym sugerować coś tak
okropnego, nie będąc pewnym swych słów?
-Być może się mnie pozbyć. Albo z jakiegokolwiek innego,
nieznanego nam powodu.- całe szczęście Nevt była na tyle
świadoma, że wybawiła mnie z kłopotu i niezręczności, co od
razu uspokoiło nieco moje szaleńczo bijące serce.
-Nie wiem jak pan, lecz mnie bardzo intryguje ta sprawa. Nadawca
sam prosi się o odkrycie jego tajemniczej tożsamości... -
determinacja wypełniła jej oblicze wyraźnym światłem żelaznego
postanowienia, a ja automatycznie zacząłem kręcić głową z
niedowierzaniem.
-Pani Nevt. Czy naprawdę w pani głowie pojawiła się myśl
rozwiązania na własną rękę? - spytałem, każde słowo
przeciągając tak, by jak najlepiej ukazać niedorzeczność takiego
postanowienia. Wadera jednak nie dała się zbyć.
-Jeżeli ta paczka została wysłana to nadawca albo miał wtyki,
albo posłużył się swoją mocą, by zamącić niektórym w
głowach. Co jeżeli zrobiłby to samo ze strażnikami lub
wojskowymi? Uszłoby mu na sucho, a ktoś inny lub nawet my sami
moglibyśmy ucierpieć.
-Skąd jednak mamy pewność, że nie jest to jakiś głupi żart?-
drążyłem, niezbyt pewny co mam począć.
-Jeżeli to kawał, to naszym obowiązkiem jest upomnieć
problematycznego obywatela i może gdzieś go zgłosić, by ktoś
miał na niego oko.
-Czyli zakłada pani, że pomogę?
-W końcu tkwimy w tym razem- uśmiechnęła się lekko. -
zrozumiem jeżeli się wycofasz, Jastesie. - westchnąłem. Jak
miałbym ją zostawić samą sobie?
-A jeżeli to morderca? - rzuciłem ostatnią, najmocniejszą
kartę. Nevt przekręciła głowę i poważnym wzrokiem wpatrzyła
się w moje oczy.
-Wtedy zawiadomimy odpowiednie służby albo postąpimy według
własnego uznania. Jednak najpierw musielibyśmy wytropić go, by nie
zdradzić się i nie spowodować jego ucieczki. - zapadła chwila
ciszy. Powolnym krokiem podszedłem do okna i niewidzącym
spojrzeniem zapatrzyłem się w dal, starając się poukładać to
wszystko w głowie.
-Pomoże mi pan? - w końcu milczenie zostało przerwane przez
niemal niesłyszalne pytanie Nevt, a ja odwróciłem się w jej
stronę i przez parę chwil jedynie przyglądałem. W końcu
otworzyłem pysk i już miałem zgodzić się, co prawda z niewielkim
bólem, gdy nagle przez okno wleciał długi patyk, który wywołał
podmuch powietrza tuż przy moim lewym uchu i z łoskotem wylądował
na podłodze, rozsypując wokół kawałki suchej kory.
-A to co? - spytała zdezorientowana wadera i oboje ostrożnie
podeszliśmy do źródła zamieszania.
-Tu jest coś napisane- wymruczałem pod nosem, łapą wskazując
na kawałek papieru, który zerwawszy się z patyka pod wpływem jego
uderzenia o podłogę leżał w niedalekiej odległości, bijąc po
oczach zapisanymi na nim krzywymi, dużymi literami.
Nevt ostrożnie uniosła go swoją mocą i wyprostowała na tyle,
byśmy bez problemów mogli odczytać wiadomość.
-"Żegnajcie przegrani" - przeczytałem, po czym mój
zszokowany wzrok spotkał się z szeroko otwartymi oczami mojej
towarzyszki, która czym prędzej odwróciła się w stronę, tym
razem dymiącej buteleczki. Krzyk "uwaga!" zamarł mi na
pysku, gdy jasne światło oślepiło mnie, a po domu Nevt przetoczył
się ogłuszający huk wybuchającej bomby, tak głośny że miałem
wrażenie iż moje uszy krwawią.
<Nevt? Dokończyłam na telefonie w tym szpitalu, bo i tak już
o wiele za długo czekasz>
Słowa: 1233 = 81 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz