Basior drgnął nieznacznie, gdy poczuł elektryczne napięcie po przeciwnej stronie stołu. Od dłuższego czasu wydawało mu się, że słyszy coś jakby bardzo delikatne strzelanie, czy też lepiej powiedzieć, wyładowania elektryczne, jednak nie był pewny, co było ich źródłem. W tawernie było tłoczno i głośno, stąd też ciężko było mu się skupić na tej jednej, tym bardziej że ledwo słyszalnej rzeczy, a irracjonalnym zdawało mu się podejrzewanie od razu o to basiora. Teraz wszystko zaczęło mu się jednak układać w składną całość, przypomniawszy sobie zresztą o jednej osobie, z którą miał niegdyś styczność, a która przejawiała podobne cechy. Nie był miłośnikiem posiadaczy umiejętności związanych z elektrycznością, ale nie był również zachwycony, że basior jest Aeskeronem i na dodatek śmierdzi wczorajszym alkoholem, więc ten szczegół zdawał się niejako znikać w tłumie rzeczy, których nienawidzi. Zresztą, trafienie na osobę, która nie miałaby chociaż jednej rzeczy z jego czarnej listy, było chyba niemożliwe. W końcu basiorowi przeszkadzało wszystko i wszyscy, wliczając to jego własną osobę.
- Jeśli chodzi o zapłatę... - wilk przerwał na chwilę konsumpcje, nie odrywając jednak łba od talerza. Przez krótką chwilę analizował jeszcze raz wszystkie za i przeciw takiej wymiany, by być stu procentowo pewnym swojej decyzji. Właściwie miał się zgodzić, wpuścić jakiegoś obcego typa do domu i stać w bezruchu przez parę godzin dziennie. Nie, żeby to drugie mu specjalnie przeszkadzało, spędzał tak większość dnia, a jego dom to i tak była zajęta chwilowo opuszczona komnata w starym, rozpadającym się pałacu, jednak sama myśl o spędzeniu takiej ilości czasu z zupełnie obcą mu osobą, gdzie powinien się wyspać, chcąc iść w pełni trzeźwym umysłowo na wartę... Nie była specjalnie zachęcająca. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę przysługę, jaką by zyskał, mogłoby mu to co nieco wynagrodzić... Wciąż, nie miał jednak pewności czy będzie to wszystko warte. Przysługa, o którą miał go prosić, stała pod wielką niewiadomą, nie wiedział bowiem jakie informacje może dzięki temu pozyskać... Jeśli okażą się zupełnie nieprzydatne bądź fałszywe, będzie to masa nieodwracalnie straconego czasu. Jednak z drugiej strony, jeśli istniał, chociaż cień szansy, że wszystko zakończy się sukcesem, to albinos zdawał się gotowy na takie poświecenie.
Po chwili milczenia, basior jak gdyby nigdy nic zaczął kontynuować.
-...interesuje mnie treść pewnej książki - mruknął, sunąc powoli łuskowatym ogonem na bok. Na chwilę w przestrzeni między wilkami zawisła cisza, która szybko została przerwana przez Elijasa.
- Mam ci ją... przeczytać? - spytał ze zwątpieniem w głosie Aeskeron. Gdyby albinos miał oczy, spojrzałby nimi w tej chwili z politowaniem na rozmówce. Ale nie miał - i to właśnie stanowiło cały problem. Cisnęły mu się na usta odpowiedzi w stylu "nie cholera jasna, zatańczyć" ale wydało mu się to zbędnym komentarzem. Basior i tak sam już sobie odpowiedział na zadane pytanie. Pozostał więc w bezruchu i jedynie czekał na jakąkolwiek dalszą reakcję.
Jego ciało zesztywniało nieznacznie w pewnym momencie i choć nie było tego widać na pierwszy rzut oka, basior wewnętrznie aż skręcił się z bólu. Jego żołądek właśnie postanowił wywrócić się do góry nogami i toczyć zaciekłą wojnę między wszystkimi pozostałymi organami tańcząc przy tym kankana w glanach. Zabawne jak własny organizm potrafi tak się buntować przeciwko właścicielowi. Albinos na ogół przestrzegał ścisłej diety, by nie doprowadzać do takich sytuacji, jednak i tak mało prawdopodobne było, by mieli odpowiednie składniki w pierwszej lepszej karczmie, a w domu i tak nie miał żadnych zapasów, więc zdawał sobie sprawę, na co się pisze od samego początku. Nie mniej, bolało go niemiłosiernie i ledwo powstrzymywał się od grymasu na pysku. A przynajmniej, większego grymasu, bo niezadowolony wyraz pyska towarzyszył mu przez cały czas, od momentu przekroczenia bram miasta. Jedyne co mógł więc w tym momencie zrobić, to dyskretne zwiększenie sobie dawki znieczulających toksyn, i pozostanie w dalszym bezruchu.
Jego rozmówca zakołysał się lekko na boki i odchrząknął po chwili.
- w porządku, jaki tytuł cię interesuje? - basiorowi ponownie przesunął w zniecierpliwieniu i stresie ogonem na boki, i choć zebrał tym samym sporo brudu z podłogi, to zdawał się tym specjalnie nie przejmować. Problem tkwił w tym, że nie znał tytułu. Razu pewnego, sunąc między regałami w bibliotece, wyczuł dziwną energię bijącą od jednej z ksiąg, jednak nie miał czasu bliżej się jej przyjrzeć. Miał nadzieję udać się tam jeszcze raz, jednak nigdy nie miał okazji, zresztą z samą książką też nic by nie zrobił. Miał przeczucie, że skrywa ona coś, co może mu się przydać. Czuł to. Od tamtego zdarzenia minęło jednak parę miesięcy, nie miał nawet pewności, czy książka dalej się tam znajduje. Z drugiej strony, nawet jeśli nie ta, to na jego liście znajdowało się jeszcze parę ksiąg, o których wiedział nieco więcej, jednakże nie ukrywał, że to właśnie ta najbardziej go zainteresowała. W każdym razie basiorowi i tak nic było po samym tytule, kiedy przyjdzie co do czego, albinos sam zadba o to, by książka była w jego łapach. Nie odpowiedział więc na pytanie, a jedynie skinął głową, kończąc tym samym zarówno rozmowę, jak i posiłek, choć na talerzu zostało jeszcze dobre pół obiadu, którego z przyczyn zdrowotnych nie był w stanie już dokończyć. Zdawało się, że wyczerpał właśnie miesięczny limit energii na integracje z innymi i dopadło go już zmęczenie. Zresztą, nie uważał, by cokolwiek jeszcze wymagało większego omówienia, a przynajmniej, nie było to tak pilne, by nie można było tego przełożyć do następnego spotkania. Podniósł się więc z siadu i bez słowa, jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę wyjścia z karczmy. Głosy w pomieszczeniu jakby nagle ucichły nieco, a ciekawskie spojrzenia znów wbiły się w jego sylwetkę, jednak nie na długo, bo zaraz wszyscy znowu wrócili do własnych spraw, widocznie niezainteresowani już tak bardzo jak poprzednio. Ten zresztą niewiele już zwracając na to uwagi, czy to ze zmęczenia, czy nieco przytępienia umysłu spowodowanego zdecydowanie zbyt wielką dawką toksyn w jego ciele, wyszedł, nie obracając się za siebie.
Dopiero gdy zamknęły się za nim drzwi, mógł w końcu nieco odetchnąć. Pogoda nieco pochłodniała, choć może po prostu zdążył przyzwyczaić się do ciepła, jakie panowało w pomieszczeniu. Nie do końca zdawał sobie chyba sprawę, z tego, w jak niezręcznej sytuacji postawił swojego rozmówcę, ale skoro tamten chciał z nim współpracować, nawet jeśli tylko przez pewien czas, to musiał być gotowy na takie "wyskoki" z jego strony, czy też częste milczenie. Niewiele wilków to wytrzymywało, więc sam fakt, że dotarli do tego momentu, zdawał się imponujący. Jedyne, nad czym się zastanawiał, to czy Aeskeron w ogóle dotrze do jego miejsca zamieszkania, w końcu jedyną wskazówką, jaką po sobie zostawił, było to, że mieszka w dystrykcie III, który do najmniejszych nie należał. O to jednak nie zamierzał się zbyt długo martwić, w końcu nie zależało mu na tej robocie tak bardzo, jak Elijasowi, poza tym, albinos wyczuje go, jeśli będzie w okolicy, w końcu jego węch jeszcze nigdy go nie zawiódł. Nie był w stanie stwierdzić, czy samo wyczucie jego obecności sprawi, że będzie chciało mu się ruszyć z łóżka i iść po niego, tonąc po łokcie w śniegu, ale przynajmniej brał tę możliwość pod uwagę. Chłodny wiatr przeszył nieprzyjemnie ciało basiora, jakby starając przeniknąć go aż po same kości, przez co owinął się szczelniej skórami i zniżając prawie do samej ziemi łeb, jak to miał w zwyczaju, przyspieszył kroku. Wyglądał w tym momencie nieco jak ogromna, futrzasta jaszczurka. Taki typ przemieszczania się jednak jak najbardziej mu odpowiadał, potrafił dzięki temu odpowiednio bilansować zarówno ciałem, jak i ogonem w taki sposób, by jak najefektywniej unikać przeszkód, jednocześnie nie tracąc tempa. W końcu do jego domu był kawałek drogi, a nie zamierzał marnować więcej czasu na przemieszaniu się z punku A do punktu B. Zastanawiał się jeszcze przez chwilę, czy nie skorzystać z pustej torby i udać się jeszcze szybko na dobrze znaną mu polanę, by zebrać parę ziół, które uspokoiłyby jego nerwowy żołądek. Nie było to jego ulubione zajęcie, ale też nie nienawidził tego - pozwalało mu się to uspokoić, poza tym bez problemu potrafił wyczuć potrzebne ziele nawet spod grubej warstwy śniegu. Po chwili namysłu stwierdził jednak, że jest na to zbyt zmęczony i wystarczy, że się prześpi i jakoś to wszystko będzie. Tak właściwie wygląda całego jego życie, jeśli coś jest nie tak, trzeba się przespać i jakoś żyć z tym dalej.
Kiedy dotarł w końcu na miejsce, od razu zrzucił z siebie przemoknięte skóry i zakopał się w swojej norze, zwanej łóżkiem. Zostało mu jeszcze dobre parę godzin do warty, które postanowił spędzić na porządnym odpoczynku, niezakłócanym przez nikogo. Tym bardziej, że wciąż szumiało mu w głowie i nie mógł wyrzucić z umysłu wydarzeń z dzisiejszego dnia. Tak mocno wyprowadziło go to wszystko z rytmu, że nie był w stanie zmrużyć oka aż do zmroku. Jedyne co mu pozostało w tej sytuacji, to mieć nadzieję, że przedstawiciel jego gatunku nie postanowi z samego rana zawitać u niego i uda mu się trochę odespać. W innym wypadku jego humor będzie jeszcze paskudniejszy niż był tego dnia.
<Elijas?>
Słowa: 1462 = 93 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz