piątek, 21 lutego 2020

Od Aarveda CD. Libellule


Wstał rano z myślą, że tego dnia porządnie pobiega i poćwiczy. Skończyło się jednak tylko na godzinie wysiłku. Nadal czuł, że szybko bije mu serce, a ciepło rozchodzi się po ciele, ale musiał porzucić swoje plany na rzecz pomocy waderze o jakże nietypowym imieniu. Owszem, pasowało jej - mimo że w tym klimacie rzadko coś rosło, Aarved wiedział, że sierść wadery bardzo przypomina kolorem strąki fasoli. Zastanawiał się, czy to przezwisko, czy rzeczywiste imię - a jeśli tak, to jak okrutni lub pijani musieli być wtedy jej rodzice.
Szybko jednak porzucił te rozważania, wyławiając z potoku słów nieznajomej tę jedną informację, która go zaniepokoiła - ,,moimi śladami idzie jakiś niezidentyfikowany drapieżnik i jestem pewna, że jeśli zostanę tu dłużej, zaraz mnie dopadnie". Tak, to było coś, co postawiło basiora na baczności. Momentalnie stał się ostrożniejszy i bardziej świadomy swojego otoczenia. Nie chciał jednak dać po sobie poznać napięcia.
Gdy wchodzili na wzgórze, zatrzymał się na chwilę, aby spojrzeć w tył, w las, z którego wyłoniła się wilczyca. Fasola tego nie zauważyła, ale uśmiech rogatego na moment znikł, zostawiając napiętą twarz i uważne spojrzenie. Przesuwał wzrokiem po drzewach. Może to była tylko jego paranoja, ale wydawało mu się, że coś lub ktoś ich obserwuje. Nie zauważył jednak niczego niecodziennego. Zawiał wiatr, ale nie przyniósł on żadnego obcego zapachu - jedynie woń igliwia i roślin. Wiedział jednak, że w tych krainach nie oznacza to bezpieczeństwa. 
Odwrócił się i dogonił towarzyszkę. Nie chciał, by jego niepokój przestraszył i tak zdenerwowaną podróżniczkę. Zagadnął ją ze szczerym uśmiechem, ale ostrożność dalej czaiła się w jego oczach,
Po chwili zniknęli za wzgórzem, zostawiając zarośla za sobą.
Aarved nawet nie wiedział, jak bardzo jego obecność pokrzyżowała czyjeś plany.

~*~

- Dziękuję, że mi pomagasz - powiedziała wadera. Basior uśmiechnął się, zamykając oczy. Siedzieli w jego jaskini, bo była najbliższym ciepłym miejscem, w jakie mógł zabrać zieloną przybyszkę. Napalił w niewielkim kominku i udostępnił Fasoli posłanie oraz futra, którymi się okryła. Sam usiadł niedaleko i obserwował ukradkiem nieznajomą z widoczną ciekawością. Rzadko kto zapuszczał się w te rejony. Samica miała dużo szczęścia - jej łapy były bardzo zimne i mokre. Niewiele brakowało, a nabawiłaby się fatalnych w skutkach odmrożeń.
- Przyjemność po mojej stronie. Wędrownym trzeba pomagać, szczególnie, gdy sami o to proszą - odparł, telepatią unosząc mięso królika nad ogniem. - Co cię sprowadza do Królestwa? Wiem, że to jest dosyć osobiste pytanie, ale jest ważne. Nie zrobię ci krzywdy, możesz zostać w moim domu tak długo, jak będziesz tego potrzebować. Służę jednak w wojsku i obowiązują mnie pewne zasady. Mam nadzieję, że to rozumiesz.


<Libellule?>

Słowa: 418

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics