Od kiedy ocknął się na kamiennej ziemi, czuł nieznośny ból w lewym boku, tuż za łopatką. W dodatku nieco kręciło mu się w głowie i żołądek się buntował Nie był pewny, czy tylko się mocno pobijał, czy mimo wszystko połamał żebra. Wraz z upływającym czasem i powiększającą się opuchlizną na klatce piersiowej zaczął się jednak skłaniać ku tej drugiej opcji. Zacisnął zęby i postanowił odsunąć swoje wątpliwości na bok. Nie miał teraz czasu na użalanie się nad sobą. Była to tylko i wyłącznie jego wina - mógł użyć kamiennej skóry, ale własny refleks go oszukał. Bolesna nauczka na przyszłość. Wstyd mu było, że zawiódł sam siebie, ale czasu nie dało się cofnąć.
Ruszył za waderą korytarzem, skupiając się na tym, jak wyjść z opresji. Tunel był wąski i mimo że Vallieana mieściła się w nim bez problemu, on musiał iść na zgiętych łapach. W dodatku nieprzyjemnie szurał rogami o sufit. Po kilku minutach drogi w końcu zauważył światło między uszami towarzyszki. Odetchnął z ulgą. Łatwiej mu było oddychać, kiedy był wyprostowany. Nagle jednak wadera zatrzymała się. Nie zdążył zareagować i wpadł na jej tylne łapy, uderzając porożem o sklepienie. Przez chwilę się wyplątywał, próbując nie połamać rogów o wystające skały.
- Do tyłu, do tyłu! - krzyknęła nagle wilczyca, a on poczuł, jak napiera na jego pierś. Spiął mięśnie, szarpnął łbem i zaczął się wycofywać. Do jego nosa dotarł zapach zgnilizny, a źródło światła zakryte zostało przez coś wielkiego i czarnego. Wilczyca pisnęła, a to coś wydało z siebie przeraźliwy wrzask. Przyspieszył kroku, potykając się o kamienie. Coś długiego wdarło się do tunelu i musnęło go po grzbiecie. Wyglądało jak grupy patyk, tyle że owłosiony. Na końcu miało małe pazurki, które zahaczyły o jego futro. Szarpnął się, ale nic to nie dało. Valli dalej krzyczała, aby się cofał. Potwór wciąż ryczał wściekle. Aarved poczuł, jak pazury na tym czymś, co wpełzło do tunelu, ciągną go do przodu. Zaparł się mocno. Nie chciał tego robić, ale nie miał innego wyjścia.
- Głowa w dół! - ryknął na waderę i nie czekając dłużej chwycił czarne odnóże zębami. Monstrum krzyknęło gniewnie i próbowało wyszarpnąć kończynę. Basior trzymał jednak mocno. Szarpał głową na boki, na tyle, na ile pozwalały mu rogi i przestrzeń, w której się znajdował. W końcu gdy poczuł, że nie daje już rady dłużej utrzymać potwora, zebrał w pysku moc, po czym wystrzelił niewielką kulkę ognia. Zwierzę wrzasnęło z bólu. Poczuł, jak traci chwyt na jego cielsku. Puścił, aby nie stracić równowagi. Płonące włoski oświetliły ciemność tunelu. Gdy płomienie cofnęły się do końca, zrozumiał, z czym mieli do czynienia. Przez ułamek sekundy udało mu się dostrzec cztery pary małych, błyszczących oczu, które wpatrywały się w niego pusto. Pod nimi świeciły długie jak jego noga helicery. Zadrżał. Teraz zrozumiał, czemu wilczyca tak zareagowała.Poczuł, że jego poroże zaklinowało się między dwiema skałami. Wadera napierała na jego pierś z całej siły, mimo że monstrum już zniknęło z widoku
- Poczekaj, zablokowałem się. Podejdź trochę do przodu - jęknął, czując, że jego ranny bok źle zniósł tę konfrontację. Opór ustąpił i odetchnął. Zajęło mu to chwilę, ale w końcu uwolnił swoją głowę i zaczął się wycofywać powoli. Czuł, że palą go mięśnie łap od długotrwałego kucania. W końcu wynurzył się z ciasnej szczeliny i wyprostował się z ulgą. Odszedł, lekko kulejąc na bok i położył się na zdrowym boku. Patrzył, jak jasnooka wychodzi z tunelu. Usiadła niedaleko. Była widocznie zdenerwowana.- Na pewno dobrze się czujesz? - zapytała po chwili. Zauważył, że już zupełnie porzuciła uprzejmości. Nie przeszkadzało mu przejście na ,,ty".
- Poradzę sobie. - Uśmiechnął się delikatnie. - To nic wielkiego.Nie wyglądała na przekonaną, ale niezbyt go to obeszło. Złamane żebra były bolesne, ale niezbyt groźne. No, chyba że kawałek kości przebiłby mu płuco, ale w takim wypadku musiałby intensywnie się ruszać. Na razie leżał płasko na zimnym kamieniu, czując, jak kryształki lodu ciążą mu na sierści. Przynajmniej nie stoi w środku zamieci. I przynajmniej nie jest przemoczony, skoro woda jest zamarznięta i to w dodatku na zewnętrznej części jego powłoki włosowej. Nadal mógł spokojnie używać mocy. Niedługo miał się przekonać, jak wielkie miał z tego powodu szczęście.
Milczenie trwało długo. Sam nie wiedział czy minuty, czy godziny. W końcu jednak wadera zapytała:
- Co zamierzamy robić?- Chcesz wrócić do tego paskudztwa? - zapytał basior, podnosząc się z ziemi. Zrobił to jednak zbyt gwałtownie i ledwie powstrzymał się przed sykiem bólu.
- A masz jakiś inny pomysł poza czekaniem na cud boski? - odparła wilczyca. Aarved westchnął.- Nie powinniśmy się kłócić w takiej chwili. Spróbujmy to ułożyć. Mamy dwie opcje: zaczekać tutaj, co zapewni mam bezpieczeństwo przed pająkiem, ale nie gwarantuje, że nas znajdą. Możemy zostać tutaj przez noc, aby odpocząć i zebrać siły. Natomiast jeśli pójdziemy korytarzami, to nie mamy pewności, gdzie siedzi bestia. Jest szansa, że się na nią nie natkniemy, ale jest też szansa, że nas znajdzie. Wtedy albo przeżyjemy walkę, albo (co jest bardziej prawdopodobne) skończymy sparaliżowani z rozpuszczanymi i wysysanymi na żywca wnętrznościami. Moim zdaniem powinniśmy poczekać tutaj, albo chociaż przespać noc i nie pchać się w szczęki tego obrzydlistwa. Ale nie wiem, co ty sądzisz. To jak? Którą opcję wybierasz?
Widział, że wadera się zastanawia. Leżeli w miejscu, do którego docierały nikłe promienie słońca, więc mógł dokładnie przyjrzeć się jej mimice. Gdy była zadumana, jej oczy przybierały nietypowy wyraz - nie mógł tego do końca określić, ale bardzo go to intrygowało. Odwrócił jednak wzrok, aby nie być natarczywym. Wciąż jednak obserwował ją kątem oka.
Nagle jej twarz okryła się cieniem.Wiedział, co to jest. Poznał zapach.
- Uważaj! - wrzasnął. Zapomniał o bólu. Zerwał się z ziemi i skoczył na wilczycę. Poturlali się pod ścianę, aż w końcu znieruchomieli. Wilk przez chwilę wciskał nos w futro na jej szyi. Słyszał jej oddech i przerażone bicie serca.
Obrócił się i stanął na wyprostowanych łapach. Pająk już zorientował się, że zdobycz uniknęła ataku. Na jego szczęście nie miała, gdzie uciec. Czaił się na nią już od dobrych pięciu minut, czekając na odpowiedni moment. Specjalnie wybrał dłuższą drogę przez tunele, tylko po to, aby nie zostać zauważonym. Aarved spojrzał w miejsce, z którego potwór musiał zeskoczyć i dostrzegł duże wejście do jaskiń - bezkręgowiec mógł się w nim spokojnie zmieścić.,,Kurwa", zaklął w myślach basior. Spojrzał za siebie, aby zobaczyć, że Vall również się podniosła.
- Możesz z nim walczyć? - zapytał rogacz, nie spuszczając wzroku z wroga. Ten zbliżał się powoli, szczękając błyszczącymi kłami. Basior położył uszy i ryknął, prezentując w całej okazałości swoje zęby. Robak zatrzymał się.
- Nie jestem w stanie. Nie mam przydatnych mocy i nie umiem się bić - odrzekła cicho wadera. - Ale spróbuję odciągnąć jego uwagę. Przygotuj się.- Nie, czekaj, Vall...Zanim zdążył ją zatrzymać, wystrzeliła zza jego pleców. Bestia zasyczała i błyskawicznie rzuciła się na waderę, próbując zgnieść ją odnóżami. Ta jednak wywinęła się zwinnie, podgryzając pająka po odwłoku. Monstrum wrzasnęło i okręciło się, szukając przeciwnika helicerami.Wyraźnie nie spodziewało się, że te małe futrzaki je zaatakują. Vallieana w mgnieniu oka znalazła się kilka metrów dalej, a jej szczekanie roznosiło się po dziurze.Aarved szybko ocknął się ze zdziwienia. Wykorzystał to, że pająk jest do niego odwrócony tyłem. Zgromadził moc w swoich łapach i poczuł, jak porusza się pod nimi ziemia. Wystrzelił w górę. Znalazł się jakieś dwa metry nad celem. Zauważył, że wilczyca znów wybiega spod potwora. Skoczył.Kula ognia przecięła powietrze. Iskry spadły w miejsce, w którym przed chwilą stała jasnooka - na szczęście zdążyła odskoczyć. Zauważyła, jak pająk zwija się z bólu, a z tyłu jego głowotułowia unosi się dym. Bestia jednak szybko doszła do siebie i straciła zainteresowanie wilczycą. Obróciła się i ruszyła na basiora.
Nie spodziewał się, że bezkręgowiec zaatakuje tak prędko. Ledwo jednak kły jadowe błysnęły mu przed oczami, on już zeskoczył na niższy filar skalny, który właśnie wyłonił się z podłoża. Pająk wbił helicery w skałę. Aarved skorzystał z okazji, wybił się mocno z tylnych łap, obrócił się i posłał jeszcze jeden ognisty pocisk, tym razem w delikatnie oczy bestii. Ta zawyła przeraźliwie, jednak ból tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczył. Szarpnęła się i zaszarżowała na wilka. Basior czuł zbliżający się atak, więc jego skóra szybko stwardniała. Udało mu się skorzystać w magii w ostatnim momencie - czuł, jak długie kły zatrzymują się na skórze w miejscu, pod którym leżał jego żołądek. Pajęczak podniósł go i przycisnął do ściany. Rogaty zaskomlał gniewnie i otworzył pysk. Ślina prysnęła na potwora, a chwilę później w jej ślady podążyło oko przebite długim wilczym kłem.
Pająk zawył i w bólu puścił wilka. Ten uderzył o ziemię. Odkaszlnął, czując, że coraz ciężej mu oddychać. Ból powoli przebijał się przez umysł zamroczony adrenaliną i chęcią walki. Niedobrze.
W tym czasie Vallieana robiła co w jej mocy, aby z powrotem zwrócić na siebie uwagę monstra. Mimo jej głośnych wyć, ciskania małych kamieni i wyzwisk, pająk zdawał się być zainteresowany tylko basiorem, który leżał teraz przed nim bez tchu. Aarved wiedział, że paskudztwo zaraz ocknie się z szoku wywołanego bólem i go zaatakuje. Tak też się stało. Zanim jednak jego skóra spotkała się z ostrym czubkiem kła jadowego, zanurkował pod owłosionym odwłokiem. Wyskoczył w powietrze, chcąc spalić kolejną część ciała przeciwnika. Ten jednak przewidział ruchy wilka. Jedno z ośmiu odnóży zgarnęło go w locie i cisnęło w skalną ścianę. Gruchnęło.
Basior zdążył osłonić swój kręgosłup magią, jednak dalej zaszumiało mu w głowie. Osunął się bez sił, czując, że nie może ani wciągnąć powietrza, ani go wypchnąć z płuc. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Walczył o oddech.W tym czasie bestia tryumfowała. Czuła, że odniosła zwycięstwo. Obróciła się i szczękając w zadowoleniu helicerami, podbiegła do swojej na wpół przytomnej ofiary. Uniosła się na tylnych nogach, chcąc zadać ostatni, słodki cios temu uciążliwemu szkodnikowi. Musiała przyznać - walczył dzielnie, nawet ją nieco poturbował. Jeszcze jeden cios z jego dziwnej kulki, a jej przewaga mogłaby zostać zaprzepaszczona.
Aarved przez ciemną mgłę dostrzegł krople jadu, które wisiały tuż nad jego pyskiem. Chciał się ruszyć, ale był sparaliżowany - nie wiedział czy bólem, szokiem lub strachem. Jeśli tym ostatnim, to i tak nigdy by się do tego nie przyznał. Nie zdążyłby użyć kamiennej skóry; zresztą i tak mogłoby mu nie starczyć mocy. Czekał więc na cios.
Ból jednak nie nadszedł. Powietrze przeszył jazgot, a basior poczuł, jak coś uderza o ścianę tuż koło niego. Poruszył się i potrząsnął głową, próbując przywrócić świadomość do porządku. Tym, co o mało go nie zgniotło był odwłok teraz miotającego się w panice pająka. Dostrzegł na jego grzbiecie jasną plamę. Poznał ją. To była Vallieana! Trzymała się kurczliwie olbrzymiego cielska, rozrywając mięso zębami i pazurami. Słyszał, jak warczy, a czysta wściekłość w jej jasnych oczach sprawiła, że przeszedł go dreszcz.Nie potrzebował jednak wiele, by dojść do siebie. Szybko się podniósł i mimo zawrotów głowy wycelował, wyczekał i wyczarował kolejną kulę ognia - tym razem większą i silniejszą. Pomknęła z sykiem, trafiając czarną masę w podbrzusze. Rozległ się huk, a pająk zaskowytał. Wadera zeskoczyła z jego grzbietu i patrzyła, jak monstrum zatacza się na ścianę. Dygotało chwilę, a ogień wypalał dziurę w jego ciele, z którego zaczęły wylewać się soki.
Wilki stały tak jeszcze przez chwilę. Aarved zdał sobie sprawę z tego, że wstrzymywał oddech od momentu wyczarowania ognistego pocisku. Wypuścił powietrze i odetchnął z ulgą. Zamknął oczy i spuścił pysk, po czym zaśmiał się cicho. Usłyszał, że Valli również poszła w jego ślady.
- Niesamowite... - rzekła cicho. - Niesamowite! To... Ja nigdy...
Podniósł głowę, aby pogratulować jej odwagi. Już otwierał usta, kiedy zauważył, że podchodzi do cielska zwierzęcia z fiolkami. Kątem oka coś dostrzegł. To coś sprawiło, że zmroziło mu krew w żyłach. Szczękoczułki pająka rozszerzyły się, niczym w okrutnym uśmiechu, a siedem jeszcze sprawnych oczu wbiło swój umierający wzrok w wilczycę. Ruszył biegiem przed siebie.
- Vallieana, nie! - ryknął. Tak jak na początku walki, wpadł na nią całym impetem swojego ciała. Udało mu się pokryć tylną łapę kamienną skorupą, jednak czuł, że jest ona słaba. Zatrzymała pierwszy impet, ale pająk naciskał dalej. W końcu basior poczuł, jak siły go opuszczają, a ostre helicery przebijają jego udo. Zawył i skręcił ciało tak, aby wygryźć jeszcze ze dwie pary oczu potworowi. Nie było to jednak potrzebne. Bestia własnymi siłami uniosła się do góry, wyrywając mu z mięśni kły jadowe i runęła koło niego. Zupełnie tak, jakby chciała, by ostatnie słowo należało właśnie do niej.
Wilk podkurczył ranną kończynę i próbował wstać. Na nic się to jednak stało; poczuł, jak od rany rozchodzi się ostre palące mrowienie. Spojrzał na swoje łapy. Z dwóch dużych ran kłutych wypływała ciemna krew zmieszana z bezbarwnym jadem. Poczuł, jak ogarnia go panika potęgowana przez brak czucia, który rozchodził się po ciele.
<Valli?>
Słowa: 2062
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz