To wszystko było szalone. Mała Ash była niebezpieczna, jeśli nie będzie potrafiła kontrolować swojej mocy, zagrozi nie tylko sobie, ale i innym. Do tego co, jeśli ta moc ją przerośnie? Albo nad nią zapanuje? Gdyby tak pod wpływem emocji wypuściła siłę, jaka w niej drzemie? Gdy o tym myślałem, od razu sobie przypomniałem moje dzieciństwo. Nie mogłem tak myśleć, musiałem w nią wierzyć, nie chciałem się stać jak te wszystkie wilki, które wierzyły w jakąś przepowiednie i przypadek. Po za tym Ash pomagali prawdziwi, potężni Magowie, którzy nie wypuszczą jej na świat, jeśli nie zacznie nad tym panować; przynajmniej tak sądziłem, nie byłem za bardzo obeznany z tym wszystkim. Miałem tylko nadzieję, że suczka nie narobi sobie kłopotów i nigdy niczego nie pożałuje, nigdy też nikogo nie skrzywdzi przypadkiem, a moc jej nigdy nie przerośnie; życzyłem jej jak najlepiej.
- Kończę, kiedy małe pójdą spać – spojrzałem na szczeniaki, bawiące się ze sobą i na rodzeństwo, które także zaczęło się na siebie rzucać. Gdyby to nie były szczeniaki, martwiłbym się nimi. - Chyba, że masz czas jakoś po ósmej – dodałem, tym razem spoglądając na nią. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że była ode mnie nieco większa, na szczęście przyzwyczaiłem się do sytuacji, kiedy samice mnie przerastały (jeśli nie licząc rogów, które z każdym rokiem były coraz większe).
- Jasne, nie jest to tak późna godzina, a w dni wolne o tej porze rynek jest tak samo tłoczny, jak w dzień – lekko się uśmiechnąłem.
- Ciesze się – przyznałem szczerze. Już dawno nie miałem okazji wyjść z kimś na miasta, porozmawiać z jakimś przyjaznym wilkiem. Nawet jeśli wszyscy wokół przyzwyczaili się do mojego niecodziennego wyglądu, dalej nie zamarłem nowych znajomości, nie licząc pracowników w sierocińcu i rodzin, które zatrudniały mnie jako opiekuna. Czasem miałem wrażenie, ze nie moje życie nie wygląda tak, jak bym tego pragnął, ale nie marudziłem, w końcu miałem pracę, mieszkanie, a nawet mini rodzinę, kiedy mogłem się opiekować szczeniakami, które był dla mnie wszystkim.
Spero została z nami jeszcze godzinę, chociaż szczeniaki namawiały ją do zostania nieco dłużej. Ta jednak miała ważne sprawy do załatwienia, a młodzi musieli pójść na lekcje, które dzisiaj zaczynały się nieco później. Zaprowadziłem wszystkie do nauczyciela, który już na nich czekał. Lekcja przebiegła spokojnie, chociaż niektórzy (zawsze muszą trafić się wyjątki) kompletnie nie chcieli słuchać. Mimo to odbyło się bez żadnej kary, czy pouczania. Zabrawszy szczeniaki do domu na kolację, przed ósmą wszyscy poszli do swojego pokoju, a kucharki obiecały, że przypilnują, aby wszystkie zasnęły przed dziesiątą; dzięki temu mogłem wyjść z sierocińca na rynek, gdzie umówiłem się ze Spero, przy fontannie.
<Spero? Wybacz, że tak długo i nudno, ale to szkoła>
Słowa: 424
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz