poniedziałek, 24 lutego 2020

Od Vallieany CD. Jastesa


- Zanosi się na burzę- burknęła bura wilczyca. Vallieana zwróciła na nią niebieskie oczy, po czym skierowała je na niebo.
- Tak myślisz?- spytała. Co prawda gdzieś w oddali wyraźnie widoczne były ciemne chmury, jednak nie wyglądały na tyle groźnie, by chociaż pomyślała, żeby się nimi przejąć.
- Zdecydowanie- Tarila skinęła głową, a Vall tylko wzruszyła ramionami, schylając się po kolejną roślinę, aby po chwili wsadzić ją z namaszczeniem do koszyka towarzyszki.
- Zanim tutaj dotrze, już dawno będziemy w jaskini- stwierdziła, spoglądając na ciemnooką znajomą. Spojrzenie szarej wadery od razu złagodniało na te słowa, nadając jej twarzy pogodny wyraz- Dobrze. Myślę, że możemy wracać.
- Starczy tobie tyle tego krwawnika? Zawsze jest lepiej mieć go za dużo, niż za mało.
- Raczej tak. Ostatnio schodzi go wyjątkowo mało, więc pewnie nawet to będzie nadmiarem... Zrobię z niego napar i się nie zmarnuje.
- Słusznie- Tarila posłała ostatnie spojrzenie ciemnym chmurom na horyzoncie i pozwoliła sobie na rozciągnięcie mięśni- To skoro wracamy, to wracamy. Robi się zimno, a ja muszę jeszcze wrócić do siebie.
I zaraz obie wilczyce ruszyły w kierunku mieszkania zielarki. Vallieana wzięła głęboki wdech, napawając się chłodnym, popołudniowym powietrzem. Pogoda była naprawdę przyjemna i wadera nie miała zamiaru zamartwiać się ewentualną burzą. Cały dzień układał się po jej myśli i tak miało pozostać.
- Wyglądasz, jakbyś się najadła czosnku. Uśmiechnij się trochę.
Czarna uniosła brwi i spojrzała na towarzyszkę w zdziwieniu. Musiała znowu się zamyślić i robić dziwne miny. Położyła lekko uszy i pochyliła głowę do przodu.
- No tak, wybacz.

~•~



- Tarilo, jestem tobie dłużna. Najpierw zioła, teraz ogień… Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to powiedz. 
- Oj, będę potrzebowała i to niedługo- pyszczek szarej wadery wykrzywił się w szerokim uśmiechu, który przybrał prawie mroczny wyraz w świetle płomieni- Tymczasem uciekam, póki jest jeszcze w miarę jasno. Trzymaj się, Valli.
Wadera wyskoczyła przez kurtynę z roślin nie czekając na odpowiedź, a zielarka jeszcze przez chwilę wpatrywała się w poruszające się na skutek ruchu gałęzie.
Gdy w końcu wróciła do rzeczywistości, spojrzała na palący się przy ścianie ogień. Co prawda był to magiczny ogień, który nie miał prawa zająć się niczym więcej niż drewnem, jednak mimo wszystko budził w wilczycy respekt. Sama nie posiadała żadnego żywiołu związanego z tym zjawiskiem, a nawet jaskinia Adrila zawsze była wypełniona ciemnościami, więc światło rzucało zupełnie nowy wygląd na całe pomieszczenie. Zwyczajnie nie była przyzwyczajona do tego, że widzi w swojej jaskini więcej niż zarysy różnych obiektów niezależnie od pory dnia, a tu proszę, żywy ogień.
Vallieana zbliżyła się jeszcze bardziej do płomieni i ostrożnie zbliżyła do nich łapę niczym zahipnotyzowana. Czuła ewidentne ciepło bijące od źródła światła.
Tarila upewniała ją, że ten ognik nie zrobi jej krzywdy i jest całkowicie bezpieczny w zamkniętych pomieszczeniach. Co za przydatna umiejętność, pomyślała i w końcu, po dłuższej chwili wahania wsadziła całą kończynę w ogień. Poczuła delikatne szczypanie, którego nawet nie dało się nazwać bólem.
- Niesamo…

AŁAAAA!!!

Zielarka zerwała się z miejsca, odskakując w panice od ognia. Wywróciła się przy tym na plecy i dopiero kiedy tak leżała wpatrując się w sufit, zalała ją fala wstydu.
- Jesteś niemożliwy. Prosiłam cię tyle razy, żebyś nie wrzeszczał!- krzyknęła, szybko wstając. Cieszyła się, że czarne futro nie pokaże jak bardzo jest jej głupio i jak bardzo żałuje, że dała się ponieść fascynacji. Nieprzyjemne uczucia zalały ją całą i miała ochotę wsadzić głowę w śnieg.

Prawdziwy ogień zwęgliłby ci całe futro. Naucz się, że ze wszystkich żywiołów, ten naprawdę zrobi ci krzywdę.

- Uspokój się, jestem dorosła i wiem co robię! Tarila też nie jest głupia, zna się na swoich umiejętnościach i...- prychnęła, zabierając się chaotycznie za wywalanie liści na podłogę w celu wygniecenia ich. Sama wewnętrznie płonęła i to bynajmniej nie w ten przyjemny sposób, bo po dłuższej chwili milczenia tupnęła gwałtownie nogą- I cholera, Vernon, przestań mnie straszyć, bo..!

Czujesz się upokorzona? Przecież nikogo tu nie ma. Panik...

- Ty tu jesteś i to wystarcza- syknęła, wpatrując się w podłogę. Nastała cisza, a waderą prawie telepało z emocji.

W porządku, przepraszam więc... Wróćmy do liści.


Niebieskooka prychnęła z wypełniającego ją gniewu. Duchowi rzeczywiście zdarzało już się odwalać takie akcje, jednak zawsze to było w na tyle niespodziewanych momentach, że samica nie była w stanie się do tego przyzwyczaić.

Vallieano, naprawdę mi przykro. Nie pomyślałem, że aż tak cię to przejmie.

Po dłuższej chwili uspokajania się rzeczywiście przysiadła do zielonek. Sama nie wiedziała, czemu aż tak wybuchła. Próbowała być opanowana, w końcu Vernon był wiecznie złośliwy i skwaszony, jednak wolała, kiedy znęcał się nad kimś innym, szczególnie dlatego, że ta osoba wtedy o tym  nie wiedziała. Wzięła głęboki wdech.
Odpowiednią ilość liści włożyła do naczynia i zalała je wodą, po czym umieściła nad ogniem na specjalnym stelażu. Brała się za kolejną porcję, kiedy poczuła na plecach podmuch wiatru. 

Chyba mamy gości.

Podniosła ostrożnie łeb, potem dźwignęła na nogi całe ciało i podeszła do korytarza. Rzeczywiście stał tam obcy wilk- konkretniej sporych rozmiarów basior. Vallieana postanowiła robić dobrą minę do złej gry, mimo swego rodzaju niepokoju. W końcu nieczęsto ktoś się o tej porze zanurzał w Kości Przeszłości, gdzie miała swoją jaskinię.
- Witam. Mogę w czymś pomóc?- zapytała grzecznie, lustrując nieznajomego spojrzeniem lodowatych oczu.
- Tak, czy… Czy mógłbym się tu zatrzymać na noc? 
Wadera nieco rozluźniła się, a nawet na jej pyszczek wpłynął delikatny uśmiech. Weszła w głąb swojej jaskini, w duchu ciesząc się, że może ugościć zmarzniętego wilka ogniem.
- Oczywiście, zapraszam… Mam nadzieję, że nie będzie panu przeszkadzać zapach ziół. Część wilków ma z tym problem- narzuciła temat, szukając wzrokiem najbliższej skóry oprócz tych, które były wyścielone na podłodze. Już również szukała w pamięci, czy ma coś do jedzenia.


Kiedy basior wsunął się cały do głównego pomieszczenia jaskini, szczególną uwagę Vallieany zwróciły pióra wyrastające z jego grzbietu oraz złote oczy. Po raz kolejny tego dnia została zauroczona przez coś niby tak prostego, jak ogień czy pióra.
- Może pan usiąść koło ognia, a ja przyniosę coś do jedzenia. Wygląda pan na głodnego- przyznała i nie czekając na odpowiedź zeszła na niższe piętra. Jak się okazało, do zjedzenia miała tylko królika, który miał jej posłużyć za śniadanie na następny dzień, jednak nie zastanawiała się długo nad tym, by oddać go gościowi. Gdy wróciła do wilka, ten już siedział przy magicznym palenisku.
Podstawiła mu posiłek pod nos i zaczęła odgarniać na środek jaskini to, z czego miała robić wywar.
- Dziękuję- powiedział dosyć cicho, spoglądając na martwego królika, po czym podążył wzrokiem za waderą- Czy może mi pani powiedzieć, gdzie się znajdujemy?
- Jesteśmy w Dystrykcie drugim, konkretniej Kości Przeszłości...
- Tak, gdzie słychać te głosy?- mruknął chyba bardziej do siebie niż do niej, jednak uśmiechnęła się ciepło.
- Na co dzień spotykamy się ze straszniejszymi rzeczami, niż te głosy... Tak swoją drogą, nazywam się Vallieana. Jeśli będzie pan czegoś potrzebował, proszę śmiało mówić.
I ponownie nie zwlekając, postanowiła dać wilkowi święty spokój, w końcu wyglądał na przemęczonego. Wróciła do swojego krwawnika i swoich lekarstw.


<Jastes? Mam nadzieję że nie przestraszyłeś się tym atakiem słów xd>



Słowa: 1123

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics