Myślę, że ją porwano.
Słowa basiora odbijały się echem w mojej głowie, jakby przemielone wielokrotnie przez świadomość miały zmienić swoje znaczenie.
Porwano...
Patrzyłam z rosnącym przerażeniem na wszystkie otaczające nas ślady, świadczące o walce, która miała tu miejsce. Walce, którą musiała stoczyć Ashaya... Cholera. Komu i po co był potrzebny szczeniak? Zwykły wyrostek, który mógł zainteresować co najwyżej swoją magią, a o której potędze nie miało się pojęcia, dopóki mała nie postanowiła jej użyć? Chyba że... ale nie. Mało prawdopodobne. Nie czarowała, jeśli nie została do tego zmuszona. Nigdy. To po prostu było niepotrzebne marnowanie energii, a ona sama wiedziała, że w jej przypadku ciężko wyczuć granicę, która wskazywałaby, że wystarczy i jeśli da z siebie coś jeszcze, może się to źle skończyć. Czyli porywacze... musieli ją znać. Albo przynajmniej wiedzieć, że jest wyjątkowa. Tylko nadal... po co? Po co im szczeniak?
Ty też zostałaś odebrana matce ze względu na swoją moc, nie pamiętasz?
Tak. I ze względu na swoją rasę. Tylko że moja matka nie próbowała nic w związku z tym zrobić, zwyczajnie pogodziła się z tym, że zostanę jej odebrana... Jakby jej to nie obchodziło.
No cóż, jeśli ktokolwiek sądził, że postąpię tak samo, to się grubo mylił.
- Skąd... - zaczęłam łamiącym się głosem. Musiałam odetchnąć i zacząć jeszcze raz, by wydobyć z siebie resztę zdania. - Skąd przypuszczenie, że została... porwana?
Basior wskazał ruchem głowy za siebie, w kierunku lasu. Skierowałam tam swoje spojrzenie...
Z mojego gardła wydobył się niekontrolowany szloch. Kurwa. Dlaczego... Dlaczego to ja mam zawsze najwięcej tego typu problemów? Czemu w moim życiu co chwilę pojawia się ktoś, kto chce skrzywdzić lub zabić mnie albo kogoś mi bliskiego? Czy proszenie o chwilę spokoju to tak wiele...?
- Spero? - Aarved położył delikatnie łapę na moich barkach, a ja odskoczyłam, wystraszona, dobre dwa metry na bok. Nie spodziewałam się nawet, że tak potrafię. Chociaż za mały uśmiech losu mogłam wziąć to, że nie przeskoczyłam. To by dopiero mogła być zabawa tragedia. Właśnie teraz, gdy liczyła się każda sekunda, wylądować w nieznanym miejscu i w nieznanym czasie...
Basior natychmiast po tak gwałtownej reakcji z mojej strony opuścił łapę z powrotem na ziemię i już nie próbował się do mnie zbliżać. Nie zapytał, dlaczego tak reaguję, i byłam mu za to wdzięczna. Naprawdę.
- Wszystko w porządku? - zapytał wilk, patrząc na mnie z niepokojem. Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić, pozbierać myśli... Na zimno przekalkulować, co najlepiej w tej sytuacji zrobić.
- Tak, po prostu... - pokręciłam głową, nie mogąc znaleźć słów na to, jak się teraz czułam. - To dla mnie trochę za dużo - zaśmiałam się, gorzko, może lekko panicznie. - Ale to nieważne. Muszę... Musimy ją znaleźć - popatrzyłam na basiora, błagając go wzrokiem, by zechciał mi pomóc. Sama... Co ja mogłam zrobić sama? Jeśli porywaczom udało się obezwładnić Ash, która, sądząc po panującym tu rozgardiaszu, ewidentnie stawiała opór, co w jej wykonaniu jest wyjątkowo zajadłe, miałam niewielkie szanse na wyjście zwycięsko z konfrontacji z nimi. Nie dysponowałam wielką siłą, wytrzymałością czy... w zasadzie żadnymi aspektami fizycznymi. Moim jedynym atutem w walce była magia. Jednak jeśli porywaczom udało się obezwładnić Ash, nie będę w stanie wykryć tropu jej mocy, a taki rodzaj śledzenia wilków można łatwo zastosować tylko, gdy się tropionego delikwenta zna. Poza tym, nawet gdybym jakimś cudem zdołała wyłuskać w zasadzie z niczego jakieś ślady magii, to jeśli porywacze nie rzucali po drodze żadnych potężniejszych czarów, burza śnieżna z dużym prawdopodobieństwem je rozwiała. Czyli jedyną szansą na wytropienie ich, było skorzystanie z tradycyjnej metody, wykorzystującej nos i pozostałe zmysły... Miałam nadzieję, że Aarved sobie z tym radził. Przynajmniej lepiej ode mnie.
- Trzeba ich znaleźć - podjęłam, ruszając truchtem za doskonale widocznym w śniegu śladem, na który Aarved zwrócił moją uwagę. - Nie jestem za dobra w tropieniu, nie mam szans ze śladami, przynajmniej naruszonymi, jeśli nie zatartymi, przez burzę śnieżną. Jak już będziemy wiedzieli, gdzie są, powinnam dać sobie z nimi radę posługując się magią - tak naprawdę miałam co do tego wątpliwości, ale nie mogłam przecież oczekiwać od nowo poznanego wilka, że będzie narażał dla mnie życie. Co z tego, że był w wojsku. Żołnierz też wilk. Nie był mi nic winien. To, że przyszedł ze mną aż tu... Byłam mu za to niezwykle wdzięczna. - Proszę... Pomóż mi - zatrzymałam się na chwilę, by popatrzeć na basiora oczami, w których pewnie doskonale odbijała się przepełniająca mnie panika i desperacja.
Basior natychmiast po tak gwałtownej reakcji z mojej strony opuścił łapę z powrotem na ziemię i już nie próbował się do mnie zbliżać. Nie zapytał, dlaczego tak reaguję, i byłam mu za to wdzięczna. Naprawdę.
- Wszystko w porządku? - zapytał wilk, patrząc na mnie z niepokojem. Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić, pozbierać myśli... Na zimno przekalkulować, co najlepiej w tej sytuacji zrobić.
- Tak, po prostu... - pokręciłam głową, nie mogąc znaleźć słów na to, jak się teraz czułam. - To dla mnie trochę za dużo - zaśmiałam się, gorzko, może lekko panicznie. - Ale to nieważne. Muszę... Musimy ją znaleźć - popatrzyłam na basiora, błagając go wzrokiem, by zechciał mi pomóc. Sama... Co ja mogłam zrobić sama? Jeśli porywaczom udało się obezwładnić Ash, która, sądząc po panującym tu rozgardiaszu, ewidentnie stawiała opór, co w jej wykonaniu jest wyjątkowo zajadłe, miałam niewielkie szanse na wyjście zwycięsko z konfrontacji z nimi. Nie dysponowałam wielką siłą, wytrzymałością czy... w zasadzie żadnymi aspektami fizycznymi. Moim jedynym atutem w walce była magia. Jednak jeśli porywaczom udało się obezwładnić Ash, nie będę w stanie wykryć tropu jej mocy, a taki rodzaj śledzenia wilków można łatwo zastosować tylko, gdy się tropionego delikwenta zna. Poza tym, nawet gdybym jakimś cudem zdołała wyłuskać w zasadzie z niczego jakieś ślady magii, to jeśli porywacze nie rzucali po drodze żadnych potężniejszych czarów, burza śnieżna z dużym prawdopodobieństwem je rozwiała. Czyli jedyną szansą na wytropienie ich, było skorzystanie z tradycyjnej metody, wykorzystującej nos i pozostałe zmysły... Miałam nadzieję, że Aarved sobie z tym radził. Przynajmniej lepiej ode mnie.
- Trzeba ich znaleźć - podjęłam, ruszając truchtem za doskonale widocznym w śniegu śladem, na który Aarved zwrócił moją uwagę. - Nie jestem za dobra w tropieniu, nie mam szans ze śladami, przynajmniej naruszonymi, jeśli nie zatartymi, przez burzę śnieżną. Jak już będziemy wiedzieli, gdzie są, powinnam dać sobie z nimi radę posługując się magią - tak naprawdę miałam co do tego wątpliwości, ale nie mogłam przecież oczekiwać od nowo poznanego wilka, że będzie narażał dla mnie życie. Co z tego, że był w wojsku. Żołnierz też wilk. Nie był mi nic winien. To, że przyszedł ze mną aż tu... Byłam mu za to niezwykle wdzięczna. - Proszę... Pomóż mi - zatrzymałam się na chwilę, by popatrzeć na basiora oczami, w których pewnie doskonale odbijała się przepełniająca mnie panika i desperacja.
<Aarved?>
Słowa: 712
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz