Dziwne spotkanie z tym... tym czymś, wywołało we mnie wiele emocji. Niekoniecznie pozytywnych, wręcz przeciwnie. Irytacja, niepokój... Zwykle starałam się nie przejmować tym, że czegoś nie wiedziałam. Każda taka sytuacja była dla mnie możliwością nauczenia się czegoś nowego. Jednak tym razem coś było nie tak. Bardzo nie tak. I wcale a wcale mi się to nie podobało.
Mimo to trzeba było wykonać zadnie, dostarczyć poselstwo w odpowiednie miejsce przed upływem wyznaczonego terminu. Choć mogłam mówić inaczej ze zwykłej przekory, zdawałam sobie sprawę, że sama moja obecność spowalniała mojego towarzysza, przyzwyczajonego przecież do znacznie szybszego tempa marszu, niż mogłam utrzymać. Jednak nie było innej opcji, niedługo mieliśmy się zbliżyć do Strefy, a tam... Tam mogło nas spotkać jeszcze więcej ciekawych sytuacji, niż przy iglicach. Nie ze wszystkimi można sobie było poradzić szybkimi łapami, co z resztą pokazała nam już ta sytuacja z tą dziwną istotą. Może i moja obecność spowalniała podróż, ale w gruncie rzeczy mogła okazać się przydatna - mogła zapobiec śmierci posłańca z rąk istot czy zjawisk, o których mógł nigdy wcześniej nawet nie słyszeć. To była transakcja łączona, żadne z nas w pojedynkę nie było w stanie dobrze wykonać tego zadania.
- Będzie padać.
Odruchowo na słowa Jastesa przeniosłam wzrok z ziemi pod moimi łapami na niebo. Na którym nie dostrzegłam ani jednej nawet chmurki. Zmarszczyłam lekko nos, wędrując spojrzeniem na towarzysza podróży, mając nadzieję wyczytać z jego wyrazu pyska, postawy, jakąś formę żartu czy czegoś podobnego... Nic takiego jednak nie dostrzegłam. Zamiast tego na obliczu basiora malowała się powaga i coś jakby lekkie zaniepokojenie faktem, który mi przed chwilą zakomunikował.
Zapytałam go spojrzeniem i lekkim przekrzywieniem głowy, skąd to wywnioskował, jednak albo tego nie zauważył, albo nie zrozumiał, albo nie uznał za zasadne mi odpowiadać. W każdym razie, zamiast tego przyspieszył kroku, zmuszając mnie do tego samego i zaledwie po kilkudziesięciu metrach konieczność skupienia na pilnowania równego oddechu zaaferowała mnie na tyle, że zapomniałam o tej niezobowiązująco rzuconej uwadze białego basiora. Do czasu.
Pierwsza kropla spadła na mój nos, rozbijając się i niemal momentalnie zamarzając, wytrącając mnie z równowagi, jaką udało mi się wypracować podczas biegu. Kolejna wpadła mi do ucha, zmuszając mnie do wytrzepania jej gwałtownym potrząśnięciem głową. Spojrzałam ponownie w niebo i... Jakie było moje zdziwienie, gdy dostrzegłam, że w zastraszającym tempie zaczynają zbierać się nad nami chmury. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że wręcz nadnaturalnym...
- Co jest...? - mruknęłam, przystając gwałtownie. Zbliżaliśmy się do strefy wykluczenia, która szczyciła się mnogością dziwnych, niewyjaśnionych zwykle, magicznych zjawisk, ale żeby tak ekspresowa zmiana pogody tak z niczego...?
- Musimy się gdzieś schować - cudem usłyszałam głos Jastesa przez wzbierający huk wiatru... Rozejrzałam się szybko, w lekkiej panice. Skądś znałam ten dźwięk. Kojarzyłam z czymś zdecydowanie nieprzyjemnym...
Wtedy zobaczyłam. Pierdoloną. Trąbę powietrzną.
Zamarłam w przerażeniu, patrząc na zbliżającą się w naszą stronę niematerialną masę pędzącego z niesamowitą prędkością wiatru. Wysoki słup rozciągał się od ziemi do samego nieba, które od czasu do czasu przeszywały błyski niebieskiego światła... To zdecydowanie nie było naturalne zjawisko pogodowe. Tylko kto... I po co, je stworzył właśnie tu, właśnie teraz?
Prawdopodobnie tkwiłabym tam tak w jakimś dziwnym zawieszeniu na granicy świadomości, aż tornado by mnie ze sobą nie porwało. Gdyby nie Jas. Poczułam, jak czyjeś zęby łapią mnie za kark i ciągną w tył, wytrącając z równowagi. Potrząsnęłam głową, próbując odzyskać jasność myśli...
- Spierdalamy - syknęłam, rzucając paniczne spojrzenia wokoło, szukając jakiejkolwiek kryjówki, której nie groziło porwanie przez wichurę.
<Jastes?>
Słowa: 557 = 32 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz