- Mówię ci, że to musi być wschód słońca - warknął Aarved, krążąc po klatce. Jego pazury drapały z piskiem gruby lód, a rogi uderzały o kraty, kiedy krążył wokół swojej towarzyszki.
- Ale wschód słońca dzisiaj już był - jęknęła Hertoza, zakrywając łapami pyszczek. Basior spojrzał na nią.
- No właśnie. To już nie nadejdzie.
- Ale był już DZISIAJ - odparła Hertoza. - Nie rozumiesz?
Wojownik oparł czoło o zimną klatkę.
- Pytanie, czy chodziło jej o ,,dzisiaj" jako o dzień, który właśnie mija, czy ,,dzisiaj" ogólnie - zaczął wilk, mrużąc oczy. Głowa zaczynała go boleć. - Bo jeśli ogólnie, to wschód słońca nie może być odpowiedzią, ale jeśli dzisiaj, że dzisiaj, to...
Uderzył w lód łapą, ale nawet nie zostawił na nim rysy. Nagle opanowany przez wściekłość, obrócił się i z całej siły walnął całym ciężarem wielu kilogramów mięśni w więzienie. Jeszcze raz spróbował połamać zimne sople, a potem podjął kolejną próbę stopienia ich ognistą kulą.
- To nic nie da - szepnęła wilczyca, gdy samiec osunął się na ziemię z beznadziejnym wyrazem pyska. Zapadła cisza, gdy w końcu Aarved podniósł się gwałtownie i zaczął ponownie krążyć po celi. Jego wielka sylwetka, nastroszone futro i napięte, wielkie łapy oraz wysportowany grzbiet, nie wspominając już o wściekłym, dzikim spojrzeniu, wzbudziłyby przerażenie u większości wilków. Niestety nie ruszało to okrutnej bogini, która dalej milczała, obserwując, jak jej ofiary zbliżają się do swojego końca. Hertoza podążała wzrokiem za swoim współwięźniem, aż w końcu wbiła spojrzenie w podłoże, powstrzymując łzy.
Samiec nie był w stanie usiedzieć na miejscu. Przez jego głowę przemykały tysiące myśli, część z nich kazała mu wierzyć, że powinien się poddać i nie ma już dla nich nadziei. Odmawiał im jednak, nie miał zamiaru tak tanio sprzedać swojej skóry. Bezczynne czekanie na śmierć wydawało mu się jeszcze gorsze, niż frustracja i niepewność, które towarzyszyły próbom znalezienia hasła. W końcu nie byli w aż TAK beznadziejnej sytuacji. Wiedzieli, co mają zrobić i jakie konsekwencje ich czekają, a co najważniejsze - że istnieje dla nich ratunek. Jakieś słowo musi ich uwolnić. Jest dla nich szansa, trzeba ją tylko wykorzystać i znaleźć odpowiedź. Na pewno gdzieś jest, trzeba ją tylko odnaleźć. Poza tym, mają nawet wskazówki. Wystarczy tylko przesortować wyrazy przez posiadane przez nich sitko.
- Hertoza! - basior stanął przed Mirabilis. Ta drgnęła i skuliła się lekko, tuląc uszy. Spojrzała na niego nieśmiało i z przestrachem. - Potrzebuję twojej pomocy!
Wilczyca kiwnęła powoli głową.
- Wymieniaj na głos słowa, o których mówiliśmy. W sumie, wymieniaj wszystkie słowa, jakie przyjdą ci do głowy i które mogą pasować. Acha - przerwał i wskazał łapą na zaskoczoną samicę, która patrzyła na niego wielkimi oczami. - I przyjmujemy, że mówimy o ogólnym ,,dzisiaj". Nie dzisiaj, że dzisiaj... zresztą... Nieważne, wymieniaj!
Rogacz z powrotem zaczął kręcić się po klatce, tym razem o wiele szybciej, a jego wzrok płonął zawzięciem, pasją, a może nawet... Manią.
- No to... Wschód słońca - wydukała samica.
- Odpada. Wystarczy, że obudzę się przed wschodem słońca i ,,dzisiaj jeszcze będzie wschód słońca".
- Um... Wiatr? - kontynuowała niepewnie żółtooka. Samiec pokręcił głową.
- Są dni, kiedy nie wieje.
- Śnieg?
- To samo.
- Miłość? Emocje ogólnie?
- Dzisiaj czuję bardzo dużo emocji, nawet za dużo. Dalej!
- Pory roku? Nie, też odpadaj, żadna z nich nie przychodzi ,,zawsze". W sensie, rozumiesz... - wadera zerwała się z miejsca, jej oczy zalśniły w nadziei.
- Tak, rozumiem. Sen?
- Są dni, kiedy nie śpisz. - Głos samicy nabrał pewności. - Myśli?
- Jeszcze będzie ich dużo tego dnia. Oddech?
- Odpada z tego samego powodu.
- Nadzieja?
- Nie przychodzi każdego dnia. - Pokręciła głową i westchnęła, a powietrze uchodzące z jej pyska zadrżało. - Aarved? Boję się, że nie wrócę do domu...
Basior zerknął na nią. Zapadła cisza i jedynie wiatr szeptał w ich uszy. W końcu wojownik spuścił wzrok i podszedł do towarzyszki, tuląc uszy.
- Rozumiem, że się boisz. Jestem wojownikiem i znam to uczucie - przerwał na chwilę. - Czasami wierzę, że... Że zginę w walce, a mój oddział mnie nie znajdzie. Że zostanę w obcym lesie, a moje ciało przykryje śnieg, że nie zostanę nawet pochowany w ziemi, za którą walczyłem. Wiem, że to straszne, ale jedyne, co możesz zrobić w tej sytuacji, to zaakceptować ten strach. Kiedy go czuję, staram się żyć obok niego, nie z nim. - Odetchnął ciężko i zerknął w bok. - Tak sobie z tym radzę. Pomaga mi to działać, a nie gdybać o przyszłości.
Hertoza przysiadła obok niego, dalej widocznie podłamana.
- Chciałabym się obudzić jutro rano z powrotem w domu - westchnęła.
- A ja chciałbym ci powiedzieć, że... - przerwał nagle. Samica podniosła spojrzenie i napotkała oczy towarzysza. Patrzyła, jak źrenice mu się rozszerzają, a pysk delikatnie otwiera w wyrazie szoku.
- Hertoza... Hertoza, to jest odpowiedź... - wyszeptał, nie spuszczając z niej zaczarowanego wzroku.
- C... co? - wydukała zaskoczona słowami rogatego wilczyca. - Jutro?
- Jutro! - wykrzyknął samiec i poderwał się gwałtownie. Wziął głęboki oddech i wykrzyknął w przestrzeń: - Odpowiedź to jutro!
Ułamek sekundy później w wilki uderzył potężny wiatr, który pchnął oboje na tylną ścianę. Samiec z hukiem rąbnął w kraty, omal nie łamiąc sobie rogów, a z jego ust wydobył się jęk, zagłuszony przez wycie żywiołu. Nagle pojawiło się światło, a jego źródło powoli się do nich zbliżało. Wojownik jednak nie był w stanie dokładnie się mu przyjrzeć, bo nagle podłoga zniknęła spod jego łap. Rzucił się w bok, aby złapać swoją towarzyszkę i zamortyzować jej upadek swoim ciałem, ale nie zdążył. Wrzasnął i zamknął oczy, kiedy grunt zaczął się do niego gwałtownie przybliżać.
Wylądował w muldzie śniegu, jednak przez jego bok przeszła fala bólu. Przez chwilę leżał tak, sparaliżowany i pozbawiony możliwości złapania oddechu, gdy w końcu otrząsnął się z szoku i z trudem podniósł się z ziemi. Uświadomił sobie, że obok niego leżała Hertoza - na szczęście przytomna. Pomógł jej wstać, a potem spojrzał na istotę, która właśnie spływała przed nich z góry. Gdy światło, które ją otaczało, zaczęło powoli gasnąć, samiec dostrzegł, że nie miało już dłużej kształtów wilka. Spośród promieni wyłoniła się wysoka postać o długiej, puchatej szyi, dwóch parach skrzydeł i baranich rogach, które otaczały ludzką twarz. Jasne oczy zmrużyły się w uśmiechu, kiedy stworzenie przechyliło delikatnie głowę.
- Gratulacje, odgadliście odpowiedź. Podziwiam waszą współpracę, w istocie podziwiam.
Rogacz spojrzał w szoku na Hertozę, która wydawała się równie zdezorientowana, jak on sam. Zerkała to na niego, to na dziwną bestię z lekko otwartym pyszczkiem.
- K... kim ty jesteś? - wydukał ze ściśniętym gardłem. - Co się stało z boginią?
Skrzydlate zwierzę zaśmiało się perliście.
- Udowodniliście, że jesteście godni poznania mojej osoby. Wasza siła i opanowanie sprawiły, że uznałam, że mogę się wam pokazać w mojej prawdziwej postaci, albowiem potrafię zmieniać formy. Nazywam się Lamia i...
- Zaraz, zaraz, zaraz - przerwał jej zielonooki, kiedy istota zrobiła przerwę na oddech. - Może wytłumaczysz nam... Lamio... Co się tu dzieje? Przed chwilą byliśmy pewni, że umrzemy!
- Oh, no tak, wy wilki jesteście takie naiwne - parsknęła skrzydlata. - Nie zabiłabym was. Nawet jeśli podalibyście złą odpowiedź, to puściłabym was wolno. Nie bawi mnie mordowanie.
- A gdybyśmy w ogóle nie podali odpowiedzi? - zapytała cicho wadera.
- Cóż, musiałabym was... Trochę skrzywdzić, ale bylibyście w stanie wrócić do domu. Przynajmniej zazwyczaj tak jest, kiedy wilki nie są w stanie odpowiedzieć na moją zagadkę - Jasną twarz wykrzywił nieco okrutny uśmiech. - Byłabym zmuszona was ogłuszyć w niezbyt przyjemny sposób. Doszlibyście jednak do siebie po paru dniach... Lub tygodniach.
Aarved nie miał pojęcia, czy tak potężna istota zniżała by się do nudnego ciosu w potylicę, nic jednak nie powiedział. Miał mętlik w głowie.
- Jaki jest więc sens? - odważył się spytać. Jasne oczy skierowały się w jego stronę, a po brązowym grzbiecie przebiegł dreszcz. W tych oczach było coś, co nie pozwalało mu spuścić gardy nawet na chwilę. Nie ugiął się jednak pod władczym, tajemniczym wzrokiem magicznego stworzenia i kontynuował: - Jaki jest sens łapania wilków do klatki, skoro nic z tego nie wynika? I tak je wypuszczasz, nieważne, jaką odpowiedź podadzą. I czy w ogóle ją podadzą.
Dźwięczny śmiech przebił się przez wiatr, który zawył głośno i rzucił obu wilkom płatki śniegu w pyski. Mistyczna istota ugięła tylne, jelenie nogi i usiadła na ziemi, trzepocząc lekko jasnymi skrzydłami.
- Właśnie miałam wam to wyjaśnić. Widzicie... - westchnęła i nagle posmutniała. - Mój gatunek umiera. Od lat nie widziałam nikogo ze swoich. Nie pamiętam już nawet, jak się nazywamy. Nasze przeżycie zależy od kryształów, które posiada każdy z nas. Dają nam magię i energię, których potrzebujemy, aby istnieć. Bez nich powoli umieramy, usychamy, aż w końcu... Puf.
Zamilkła i spojrzała w dal beznamiętnym wzrokiem. Ani Hertoza, ani Aarved nie odważyli się odezwać. Czekali cierpliwie, aż Lamia ocknie się ze swojego zamyślenia. W końcu otrząsnęła się, strzepnęła śnieg z piór i ponownie spojrzała na swoich więźniów ostro.
- Przejdźmy do rzeczy. Mój kryształ został ukradziony i od kilku księżyców tracę moją moc. Czuję wielkie zmęczenie i wiem, że zbliża się mój koniec. Potrzebuję kogoś, kto zgodziłby się mi pomóc. Zwracam się z tym do was. Czy chcielibyście odnaleźć złodzieja i odzyskać źródło mojego życia?
Hertoza spojrzała ze zdziwieniem na zielonookiego, który zmarszczył brwi.
- Dlaczego sama nie pójdziesz go poszukać? - mruknął podejrzliwie.
- To miejsce jest przesycone moją magią. Tylko tutaj mogę utrzymać się przy życiu, czerpiąc z tych niewielkich resztek, które powstały na przestrzeni wielu lat, które tutaj spędziłam. Jeśli wyjdę z mojego ogrodu, zginę na miejscu. Dlatego czekam, aż ktoś przyjdzie do mojego ogrodu. Czasem obserwuję go przez chwilę, tak jak ciebie, rogaty wojowniku. Przychodziłeś tutaj wiele razy i przekonałam się, że będziesz odpowiedni do wykonania tej misji. Gdy pojawiła się ta wadera, a wy udowodniliście, że potraficie współpracować i rozwiązywać problemy pod presją, odważyłam się przed wami wystąpić. Oto cała moja historia. Czy zgadzacie się udzielić mi pomocy?
<Heri?>
Słowa: 1559 = 122 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz