Basior zamrugał.
- Co się stało na skraju lasu?
Lisiczka drgnęła i spojrzała na niego, po czym z powrotem spuściła wzrok. Wiatr zawył smutno, głaszcząc ze współczuciem różowe futro na jej policzkach.
- Moja rodzina... zginęła. Mówiąc bardzo ogólnie - szepnęła samica, kładąc uszy na karku. Aarved zerknął na nią ze współczuciem.
- Bardzo mi przykro - powiedział cicho, przysuwając się ostrożnie. Chciał ją pocieszyć i zapewnić komfort w bliskości drugiej osoby. Nie wiedział tylko, czy przypadkiem samica się nie odsunie - nie wszyscy przecież lubili przytulanie przez praktycznie obcego osobnika. Ku jego uldze, pozostała w miejscu.
- Dziękuję. Właśnie dlatego szukam miejsca dla siebie. Chcę się gdzieś... Uwić, aby się ustatkować i dokończyć parę spraw później.
Wojownik kiwnął głową i wstał po chwili, kiedy pyszczek nieznajomej nieco się rozjaśnił. Otrzepał futro ze śniegu, który przylepił się do jasnej sierści podczas treningu wytrzymałości i uśmiechnął się do różowego pyszczka.
- Chętnie w tym pomogę. Mogę zaprowadzić cię do Centrum, tam na pewno znajdziesz jakieś mieszkanie. Musisz się tylko przygotować na długą drogę, bo zajmie nam pewnie z dwie godziny.
- Dziękuję - powtórzyła jasnooka. Również się podniosła i zatrzepotała ogonami. - A co, jeśli złapie nas śnieżyca? Ostatnio trochę ich dużo...
- Po drodze jest sporo jaskiń, a niedaleko jest moje mieszkanie, trzeba tylko odbić trochę na zachód. Ale z tego, co widzę, to na razie burza nam nie grozi - mruknął, unosząc głowę do góry. Słońce świeciło jasno, a na jasnym niebie błąkało się kilka jasnych chmurek. Śnieg odbijał promienie wielkiej gwiazdy na nieboskłonie, co sprawiało, że obu wilkom trudno było skupić wzrok na jednej rzeczy przez dłuższy czas. Między nagimi pniami drzew nie było widać niczego, co mogłoby zwiastować pogorszenie się tej pięknej pogody.
- Mam nadzieję - odpowiedziała lisica. Wojownik nagle drgnął i wlepił w nią swoje spojrzenie, przez co ta lekko podkuliła ogon.
- Właśnie sobie uświadomiłem, że nie poznałem twojego imienia. Przepraszam, powinienem zapytać o to wcześniej. Jak się nazywasz?
- Anais - uśmiechnęła się delikatnie samica. - A ty jesteś Aarved.
- Dokładnie. Z zawodu jestem wojownikiem, właściwie to właśnie wracałem z treningu - zaczął nowy temat samiec, sprawnie prześlizgując się między niewysokimi krzakami.
- Och, no tak... Ja się zajmuję filozofią. Lubię dużo rozmyślać i roztrząsać różne zagadnienia.
Basior kiwnął głową, łamiąc przy okazji rogami uschnięte gałązki świerku, pod którym przechodzili.
- Brzmi bardzo ciekawie. Dobrze, że znalazłaś coś, co sprawia ci przyjemność.
Anais potaknęła i zamilkła, skupiając się na przedzieraniu się przez śnieg. Po kilku minutach oba wilki stanęły na niedużym wzgórzu. Aarved przystanął na chwilę, aby znów otrzepać sierść z nagromadzonego na niej śniegu, a lisiczka wpatrywała się w przepiękny widok, jaki rozciągał się przed nimi. Pobliska rzeczka płynęła przed siebie, radośnie pobrzękując, przecinając błyszczący śnieg wąską nitką. Niebo powoli przybierało żółte kolory, które rozciągały się również na grunt. Pomarańczowe smugi zdobiły szczyty zasp i cienie wysokich, strzelistych sosen rosnących na brzegu strumyka, które z godziny na godzinę stawały się coraz dłuższe.
Wadera nieco się zagapiła, albowiem jej towarzysz już ruszył w dalszą drogę, gdy ona dalej stała na szczycie pagórka. Szybko się jednak otrząsnęła i potruchtała w dół, zrównując swój krok z rogaczem. Szli w dół rzeczki, a skrzypieniu ich kroków w świeżym śniegu towarzyszyły śpiew ptaków i szum wody przelewającej się między dużymi skałami.
Nagle, gdy wilki wychodziły zza dużej sterty kamieni, rozległo się beczenie. Po drugiej stronie potoku ujrzeli wyraźnie zszokowanego łosia. Jego duże poroże nazbierało nieco śniegu, a szeroki nos pokrył szron. Zwierzę pomachało ogromną głową, mruknęło coś i odkłusowało w las, odwracając się co jakiś czas, aby upewnić się, że wilki za nim nie podążają. W końcu zupełnie zniknęło między drzewami.
- Jesteś może głodna? - zapytał Aarved, zatrzymując się, gdy byk zniknął im z pola widzenia. - Na niego już raczej nie zapolujemy, ale może uda się wytropić jakiegoś królika.
<Anais?>
Słowa: 611 = 35 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz