Wszystko działo się tak
szybko... Jakimś cudem udało mi się postawić przed sobą barierę,
która wytrzymała niesamowicie destrukcyjną falę uderzeniową
niebieskiej bomby, ale nie miałam pewności czy wytrzyma też resztę
uderzenia. Skupiłam więc całą swoją moc jaką tylko miałam pod
ręką i wepchnęłam ją w zaklęcie. Światło oślepiło mnie
całkowicie więc nie widziałam co robię mimo szeroko otwartych
oczu. Zastanawiałam się czy udało mi się objąć choć w części
biednego, bogom winnego posłańca. Chciałam odwrócić się i
sprawdzić, ale wiedziałam, że choć chwila nieuwagi mogła
kosztować życia nas obojga. Moc była przytłaczająca, jęknęłam
gdy zorientowałam się co musiało stać się z moim domem.
Przynajmniej książki były za moimi plecami. Z tego co pamiętałam
pan Jastes także stał wtedy koło nich, podszedł do okna gdy
wleciała przez nie strzała. Istniała więc możliwość, że
faktycznie został on objęty zaklęciem. Ta iskierka nadziei
wypełniła mnie silnym postanowieniem powstrzymania tego wybuchu.
Natężyłam wszystkie siły i z krzykiem na ustach spróbowałam
odgiąć barierę w drugą stronę tak, by zaczęła obejmować
środek bomby i zamknęła epicentrum wybuchu. Później zastanowię
się co go tak właściwie wywołało, musiał istnieć jakiś
katalizator. Zapisałam to sobie w myślach po czym skupiłam się
już tylko na siłowaniu z eksplozją.
Po sekundach, które
trwały wieki, w końcu udało mi się zamknąć epicentrum wybuchu w
bańce zbudowanej z zewnętrznej strony bariery. Niestety zaklęcie
które rzuciłam w pośpiechu tworzyło barierę bardzo wytrzymałą
od zewnątrz, lecz kruchą od środka, więc jako że bańka była
zrobiona z odwróconej bariery najlżejsza trauma i cóż... bum!
Wiedziałam, że muszę nałożyć drugą barierę na tę aktualną
by zrobić dobrze chronioną i szczelną bańkę, ale naprawdę nie
miałam na to siły. Ledwo utrzymywałam aktualną barierę. To nie
była jedna z moich podstawowych mocy, ale wyuczone do kości
zaklęcie, więc pobierało więcej magii niż zaklęcia żywiołowe.
Na nogach utrzymywało mnie właściwie tylko wspomnienie o basiorze
przy oknie. Gdy przestało mi piszczeć w uszach, postanowiłam
sprawdzić co się z nim dzieje.
- Panie Jastesie? -
zawołałam dysząc z wysiłku – Żyje pan tam mam nadzieję,
prawda?
Chwila ciszy przeraziła
mnie, ale po chwili usłyszałam kaszel i kilka spadających
kamyczków. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem czy mnie słyszał, ale
prawdopodobnie jeszcze żyje. Jakimś cudem oboje żyjemy.
Postanowiłam więc
odpuścić sobie stanie, czy raczej grawitacja postanowiła to za
mnie. Rozkraczyłam się na płaskim kawałku podłogi pode mną. To
kolejny plus ustawiania bariery również w ziemi a nie tylko nad
nią, nie musisz łapać równowagi gdy ziemia ucieka ci spod stóp i
możesz spokojnie wywalić się na płasko gdy jest już po
wszystkim. Uważałam tylko żeby eksplozja pozostawała niezmiennie
w kuli. W myślach powtarzałam sobie, że za chwilę ją dokończę,
za sekundkę... Tylko złapię oddech. Zamknęłam oczy, bo całe
moje pole widzenia wypełniała biel. Czułam jak serce wyrywa mi się
z piersi. O bogowie, to było straszne. Komu mam dziękować za te
setki godzin spędzonych na udoskonalaniu tej reakcji?
Gdy tak leżałam dysząc
i gratulując sobie nawet nie usłyszałam jak Jastes wstaje i
zaczyna rozglądać się po pobojowisku. Po chwili poczułam ruch
powietrza na pysku, a gdy otworzyłam oczy zobaczyłam pochylające się nade mną trzy czy cztery powidoki wilka. Gdyby nie fakt, że
byłam wykończona ktoś oberwałby zaklęciem po pyszczku, bez
znaczenia który z nich. Przestraszył mnie niemiłosiernie tak się
skradając. Podwójnym zaskoczeniem był sam jego widok. Przez chwilę
mrugałam powiekami upewniając się, że naprawdę go widzę. Zaraz
zorientowałam się, że to co wcześniej wzięłam za ślepotę po
wybuchu wcale nią nie było. Patrzyłam wtedy na niebo spowite
jasnymi, ciężkimi chmurami. Zbierało się na śnieg. Pomyślałam,
że powinnam zamknąć okna w domu, ale dotarło do mnie, że patrzę
na niebo. Nieb... gdy leżę na podłodze w moim domu... Z jękiem
zamknęłam oczy i przekręciłam ociężale głowę na bok. Nie
chciałam patrzeć na to, co mogło zostać z mojego domu, skoro sama
leżę pod gołym niebem, ale otworzyłam najpierw jedno oko, potem
drugie i westchnęłam smętnie. Kamienie, wszędzie jakieś
kamienie. Musiałbym wstać żeby zobaczyć więcej.
- Jak dobrze, Pani też
nic nie jest. - Przywołał mnie na ziemię znajomy już głos.
Z kolejnym jękiem
wróciłam do poprzedniej pozycji i popatrzyłam na basiora z
wyrzutem. Jastes delikatne się skrzywił, bo przecież to tylko
figura retoryczna i miał na myśli ciut co innego. Westchnęłam
rozumiejąc go bez dalszej potrzeby tłumaczenia i spróbowałam się
podnieść klnąc w duchu na wszystkich zamachowców tego świata.
Poczułam delikatny wiatr na plecach i miałam wrażenie jakby mi
pomagał, podtrzymywał przed upadkiem. Zaraz zrozumiałam, że to
drobna pomoc od nowego znajomego więc uśmiechnęłam się do niego
niemrawo w podzięce.
Gdy już stanęłam o
własnych łapach, mimo że zakręciło mi się w głowie zmusiłam
się do obrócenia się w miejscu i rozejrzenia się. Cóż, to co
zostało z mojego domu można było zawęzić do jednej ściany,
która właściwie się i tak rozpadła od góry, półki z
książkami, połowy fotela i połowy okna. Książki całe! Bogom
dzięki! Niby nie jestem za bardzo w te tematy, ale ubóstwiam was za
ten łut szczęścia. Przyjrzałam się linii która wyraźnie
zaznaczała miejsce, w którym stanęła moja bariera. Wyglądała
jakbym zamiotła ręką wszystko wkoło po łuku.
- Osłoniłam cię? -
zwróciłam się bardziej w powietrze niż bezpośrednio do basiora,
zastanawiając się nad połową okna.
Basior skinął głową,
co widziałam tylko kontem oka i dodał:
- Tak, mniej więcej.
- A sufit? Kiedy zniknął
nam sufit?
- Zająłem się nim gdy
spadał. - usłyszałam krótką i niezbyt barwnie opisującą
wydarzenia odpowiedź.
Zaśmiałam się ponuro
na tę jakże zwięzłą wiadomość.
- Więc zdaje mi się, że
jesteśmy kwita w kwestiach ratowania życia.
Zdawało mi się, że coś
ważnego wiązało się z tym oknem, czy raczej połową tego okna.
Coś o nim notowałam, pamiętam... Zaczęłam rozglądać się po
podłodze i kamieniach w gruzowisku za czymś o czym powinnam
pamiętać i rzuciłam mimochodem do nowego znajomego:
- Nie sądzisz że pół
okna to dość dziwne podejście do modernistycznej sztuki
budowlanej?
- Słucham? - mogłabym
przysiąc, że w jego głosie usłyszałam delikatną nutę
zdziwienia. To faktycznie nie jest chyba zdanie, którego można by
się spodziewać w tej sytuacji, ale miałam jakąś myśl i nie
chciałam jej stracić.
- No bo widzisz, takie
okno, czy raczej jego połowa byłaby potwornie nieprzydatna. Gdyby
powiedzmy tak jak dzisiaj zbierało się na śnieg nie można by było
go całkowicie zamknąć i śnieg mógłby... Wlecieć do środka!
Tak! O to mi chodzi! Do środka, przez te pół okna! Pamiętasz?
Strzała, tu była strzała, muszę się jej przyjrzeć.
Nawet jeśli basior
chciał, nie skomentował mojego dziwnego toku myślenia. Zamiast
tego zaczął szukać ze mną. Zanim ją znaleźliśmy minęła
chwila i była całkowicie połamana, ale jakoś udało nam się
odnaleźć wszystkie części.
- Dobrze, w takim razie,
możemy z całą pewnością wykluczyć możliwość pomylenia
adresów. Raczej nie był to przypadek, że ta strzała, zawierająca
notkę „żegnajcie przegrani” wylądowała akurat w moim salonie
i nagle bomba, wcześniej zupełnie nieaktywna, zdetonowała. Są
plusy i minusy tej sytuacji. Plusem jest to, że przynajmniej wiemy,
że ktoś obrał sobie na cel moje nic nieznaczące lub nasze życia,
minusem jest to, że ktoś obrał sobie na cel moje nic nieznaczące
lub nasze życia. Za plus możemy też uznać to, że nikt postronny
nie jest w to wplątany i nie mamy nieznanego celu mordercy
wymagającego odnalezienia i obrony na głowach. Za minus natomiast
wezmę nagłą potrzebę przeprowadzki. Przynajmniej nie mam zbyt
wiele do noszenia prawda? Biorąc to wszystko pod uwagę widzę
więcej plusów niż minusów tej sytuacji. Dodatkowo mamy parę
poszlak i możemy od czegoś zacząć. Podsumowując jest całkiem
nieźle, nie sądzi Pan, Panie Jastesie?
Basior tylko przyglądał
mi się z kamienną twarzą, więc wzruszyłam ramionami i otrzepałam
futro z kurzu. Rozejrzałam się jeszcze raz czy czegoś nie
przegapiłam. W oko wpadł mi jakiś większy kawałek materiału,
który walał się między kamieniami i drewnem. Wyciągnęłam go
więc ostrożnie i złożyłam w nim moje książki oraz inne
przedmioty z jedynej ocalałej szafki w moim domu. Zarzuciłam sobie
to na plecy, ponieważ mój nowy znajomy miał swój bagaż i
spojrzałam po raz pierwszy na lśniącą kulę nadal unoszącą się
w powietrzu, jakby dopiero sobie o niej przypominając.
Zmrużyłam oczy patrząc
na nią i przyciągnęłam ją do siebie, by przyjrzeć się jej
lepiej. Z jakiegoś powodu eksplozja nie chciała się wygasić.
Zastanawiałam się nad nią oglądając ją ze wszystkich stron i
rozważając wszelkie opcje. Przeglądałam w głowie przeczytane
przeze mnie książki o magicznych eksplozjach i bombach
inkantacyjnych. Wydawało mi się, że kojarzę książkę w której
mogłabym znaleźć jakieś informacje na temat tej tajemniczej
bomby, ale musiałabym zajść do Wielkiej Biblioteki i przeczytać
to ponownie, by mieć pewność. Po zbadaniu kuli przyjrzałam się
też strzale i zaczął rysować mi się jakiś pomysł.
Poszukałam wzrokiem
posłańca, który jak się okazało przyglądał mi się z pewnej
odległości. Popatrzyłam na niego chwilę w milczeniu próbując
zebrać do kupy wszystkie swoje myśli i przekazać mu je w jednym
prostym i zrozumiałym przekazie bez żadnych dygresji. Było to
trudne zwłaszcza patrząc na poziom mojego zmęczenia. Nie mogłam
jednak odpocząć, bo mogłabym wypuścić eksplozję, a zbyt mało o
niej wiedzieliśmy by móc bezpiecznie to zrobić. Musiałam wyglądać
potwornie jakby się nad tym zastanowić...
- Pane Jastesie. -
Zaczęłam w końcu. - Mamy teraz trzy... nie, cztery opcje. Są one
następujące:
Jeśli chce pan pomóc to
możemy:
a) Pójść poszukać
śladów tego kto strzelał do nas przez okno, lecz mam podejrzenia,
że strzała jest magiczna i nie znajdziemy za dużo. Z drugiej
strony później śnieg mógłby zasypać ewentualne ślady.
b) Przejść się do
Wielkiej Biblioteki, w której złożę tymczasowo mój dobytek i
spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej o tej niewygasającej
eksplozji. Bo śmiem twierdzić, że skoro jeszcze nie wygasła tli
się w niej jakaś magia, a jeśli tak w istocie jest, jestem
przekonana, że mogę ja zidentyfikować i czegoś się o niej
dowiedzieć. To samo tyczy się samej strzały. Może udałoby mi się ją odtworzyć lub naprawić.
c) Zajść do Pańskiej
pracy i popytamy o tę paczkę odpowiednie osoby.
Natomiast jeśli ma Pan
już dość wrażeń to rozstaniemy się tu i teraz i nie będzie Pan
już więcej zobowiązany do żadnej współpracy czy pomocy w tej
sprawie.
Basior zamyślił się
chwilę, podszedł do kuli i przyjrzał jej się bacznie. Miałam
wrażenie, że znów o czymś zapomniałam.
- A tak, tylko niech Pan
na nią uważa i pod żadnym pozorem na razie nie dotyka, bo wybuch
się uwolni. Nie mogę teraz założyć warstwy izolacyjnej traum
więc bariera od zewnątrz jest dość krucha i może wybuchnąć
przez najmniejszy wstrząs. - Rzuciłam jakby było to mało istotne.
Basior cofnął się bacznie od kuli i popatrzył na nią nieufnie,
po czym spojrzał na mnie. - To jaka jest pańska decyzja?
<Jasiu? Wybierz sobie
opcję XD>
Słowa: 1747 = 132 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz