Błąkając się samotnie lodowatym i ośnieżonym terenie Krainy Wiecznie Skutej Lodem zastanawiałam się nad swoim losem i życiem. W końcu teraz, kiedy już jestem dorosła i samotna cały świat przede mną. Przykro mi, że mimo tego, że w dzieciństwie bawiłam się i zadawałam z wieloma szczeniakami to zawsze byłam inna. Bycie lisem po matce i wilkiem po ojcu nie jest takie proste. Fajnie jest się wyróżniać, mieć inne zdolności czy przewagę, ale w dorosłym życiu często bywa pod górkę. Często moje zmysły i umiejętności różnią się od tych, które przeważnie posiadają wilki. Wszystkie lisy które dotychczas poznałam nie były szczególnie stadne. Trzymały się swoich rodzin, albo w ogóle błąkały się gdzieś same i nigdy nie dopuszczały do siebie nowych osobników. Czemu jestem inna? Moje życie kiedyś będzie takie samo? Zmienię się kiedyś z chytruski i nieufnej bam-baryłki w wierzącą i nie uwzględniająca w zachowaniach teorii spiskowych lisicę? Przytłacza mnie to.
Dotarłam na jakieś wzgórze, jednak nie byłam tam sama. Pięknie przyozdobione drzewa śniegiem z góry wyglądały jeszcze piękniej. Leciutkie przebłyski słońca odbijały się od tafli gładkiego śniegu i malutkie kuleczki światła odbijały swój blask prosto w moje oczy. Nie było wiatru, nie było chmur, nie było nic, prócz ślicznego widoku, blasku słońca i basiora siedzącego plecami do mnie. Nie wiedziałam jak się zachować. Przybycie na obce tereny i wtopienie się w stado nie oznacza od razu nowych znajomości i szczęśliwych powitań. Może to samotnik? Może wcale nie lubi jak się do niego dołącza, albo jak mu się przeszkadza? Powinnam się wycofać? Może zrobię to zanim się zorientuje...
W tym samym czasie w którym ta myśl przeleciała mi przez głowę basior burknął pod nosem:
- Zamierzasz tu podejść czy będziesz się tak czaić? Kimkolwiek jesteś. - odwrócił lekko łeb w moją stronę.
Z chwilą zawahania podeszłam do wilka i usiadłam około metr od niego dla bezpieczeństwa. Anais, nie bój się, nic Ci się nie stanie - powtarzałam do siebie w duchu.
Basior nie patrzył na mnie, obserwował sobie tereny doliny na którą oboje patrzyliśmy i wzdychał ciężko co jakiś czas.
- Długo już tu jesteś? Wyglądasz na wyziębioną. - zapytał nie patrząc na mnie dalej.
- Kilka dni. Szukam jakiejś miejscówki do uwicia sobie domku, albo jakiejś norki czy jaskini do zaaranżowania. - odpowiedziałam z nadzieją, że wskaże mi drogę, w którą mogłabym się udać po takie miejsca.
- Wow, umiesz wić domki? - spytał jakby lekko zdziwiony.
- Lisy mają to do siebie. Rzadko kiedy mieszkamy w jaskiniach. Polityka naszej rasy. - parsknęłam.
- Jestem Aaraved. Nowa?
- Tak. Niedawno tutaj dotarłam. - odpowiedziałam. - Mógłbyś mnie oprowadzić, albo coś? Nie znam tych terenów, wszystko jest w śniegu, a ja totalnie zgubiłam orientacje po ostatnim wydarzeniu na skraju lasu... - spuściłam wzrok.
< Aaravedzie? c; >
Słowa: 437
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz