-Pozwól, że ci pomogę.- wymamrotałem, widząc jak niska, sięgająca mi zaledwie do połowy szyi handlarka ma duży problem z poruszaniem się z zarzuconymi po obu stronach ciała dwiema drewnianymi skrzynkami, ciągnącymi się po ziemi z niezbyt przyjemnym trzaskiem. Wadera zatrzymała się z niepewnym wyrazem pyska, widocznie rozdarta, zapewne sama nie wiedząc co począć. W końcu towar łatwo może się uszkodzić, a ona sama szybko zmęczyć musząc targać zbyt duży ciężar, co doprowadziłoby do spowolnienia grupy i być może wykrwawienia Vallieany. Z drugiej jednak strony kilka minut wcześniej została zaskoczona pojawieniem się roztrzęsionego szczeniaka, a chwilę później dwóch obcych, którzy wyszli ze środka lasu: jeden z rozdartą kończyną, drugi z nieobecnym spojrzeniem, oboje pokryci ciemnoczerwoną posoką i oboje wyglądający jakby zobaczyli ducha. Czy powinna mi zaufać? Czy powinna "wysługiwać się" nieznajomym?
-Niech pani nic nie mówi- powiedziałem cicho, widząc jak szykuje się do otworzenia pyska i wyrażenia wątpliwości. Po co marnować słowa?- Nic mi nie jest. Naprawdę zależy mi na jak najszybszym udzieleniu pomocy mojej towarzyszce, więc proszę, niech pani nie oponuje. Nie zniszczę towaru, jestem posłańcem.- nie siliłem się na jakieś szczególne wyjaśnienia, będąc na to zbyt wyczerpanym, mając nadzieję, że handlarka zrozumie przekaz. Nagle ogarnięty niepokojem rzuciłem spojrzenie na oddalający się wóz z nieprzytomną Vallieaną i siedzącym tuż obok niej Caiasem, czując bezpodstawną irytację na niewinną i niczego nieświadomą waderę, która po chwili namyślenia, które wydawało się dla mnie wiecznością skinęła głową i zaczęła uwalniać się spod skrzynek. Nie zwróciłem jednak na jej działania uwagi, zbyt pochłonięty gwałtowną chęcią natychmiastowego znalezienia się przy wozie. Gdyby w tej chwili młodemu, a raczej siedzącemu w nim demonowi coś strzeliło do głowy nie byłbym w stanie na czas dopaść pojazdu i zapobiec tragedii. Otaczający nas obładowani towarami handlarze również byliby pozbawieni szansy pomocy.
Idiota, warknąłem na siebie w myślach i obróciłem się w stronę już nieco mniej obciążonej wadery, szybko zauważając leżące na ziemi skrzynki.
-Niech pani biegnie do wozu i trzyma się blisko, błagam.- wyrzuciłem z siebie ostatnie słowo, żeby zapobiec natłokowi pytań, przynajmniej na razie. Szczerze, nie obchodziło mnie czy uzna mnie za zdesperowanego paranoika, za nadopiekuńczego zakochanego, czy za nieuprzejmego gbura, byle by nie wydarzyło się to, czego się obawiałem. Stojąca przede mną przedstawicielka płci pięknej zdębiała, ale nie kwestionowała moich próśb, być może myśląc że dostrzegłem jakieś niebezpieczeństwo lub pogorszenie u nieprzytomnej i, ku mojej uciesze już po chwili była koło tylnego koła i na tyle, na ile pozwalał jej wzrost zaglądała do wnętrza wozu. Ja natomiast skierowałem kroki ku pozostawionych na środku drogi skrzynkom i nie zwlekając zanurkowałem pod łączącym je sznurem, grubo owiniętym białym materiałem, jako środek zapobiegawczy obtarciom. Coś szczęknęło, coś skrzypnęło, trzask w kościach, lekkie zachwianie i już drewniane obudowy z towarem w środku zwisały mi z grzbietu, ocierając się o boki. Przez pierwsze sekundy myślałem, iż ładunek pociągnie mnie ku ziemi, lecz zmęczonym nogom w miarę szybko udało się pokonać słabość i już po chwili pewnie podążałem za wozem, który zdążył odjechać na dobre sto metrów. Nie minęło dużo czasu, gdy zrównałem się z idącą przy powozie waderą, która na mój widok odetchnęła z ulgą. No tak, pewnie musiałaby ponieść konsekwencje gdybym ukradł towar. Skinąłem jej głową, sygnalizując że odtąd ja przejmę pilnowanie odpoczywającej na wozie dwójki, a gdy handlarka spowolniła i zrównała się z jednym z jej towarzyszy, rozpoczynając cichą rozmowę skupiłem się na bezwładnie leżącej Vallieanie i siedzącym tuż przy jej pysku szczeniaku, który raz po raz rzucał okiem na jej wyciągniętą, owiniętą szmatami zranioną łapę, podskakującą lekko na wyboistej drodze. Chwilę po tym jak wadera została przetransportowana na wóz, jej stan sprawdzony, rana przemyta, opatrunek zmieniony i wszyscy upewnili się, że jej życiu nie grozi natychmiastowe niebezpieczeństwo podszedłem do Caiasa, złapałem go lekko za kark i posadziłem obok nieprzytomnej, nakazując by miał na nią oko i w razie czego natychmiast kogoś zawołał. Może i powinienem trzymać go jak najdalej od niej, jednak zależało mi, by siedzący w nim demon jeśli jeszcze nie przejrzał naszych zamiarów i nie zorientował się, że został odkryty pozostał w niewiedzy. I chociaż traktowałem dzieciaka z chłodną rezerwą było mi go szczerze szkoda, a "zaufania", jeżeli można o nim w ogóle mówić w tym przypadku, nie zyskuje się przez odtrącenie i wyraźne traktowanie kogoś jak zagrożenie, nawet jeśli takowym jest. Jednak najlepiej upewnić Caiasa że nic mu z nami nie grozi, że ma jakieś wsparcie i ktoś się nim opiekuje, by zwiększyć powodzenie współpracy i zapewnić komfort psychiczny małemu, który choć zgrywa twardziela niebezpiecznie balansuje nad przepaścią utraty kontroli. A spadnięcia w nią, a raczej skutków zdecydowanie wolałbym uniknąć.
Podrostek widząc, że ponownie moja głowa ukazała się przy prawej stronie wozu rzucił mi szybkie spojrzenie, po czym znowu spuścił wzrok i skupił się na Vallieanie. Ja natomiast patrzyłem przed siebie, raz po raz zerkając w jego stronę i upewniając się, że nic nie kombinuje, jednocześnie obserwując otoczenie i zastanawiając się jak daleko jest stąd do Centrum.
Wiatr lawirował figlarnie między moimi łapami, co ruż skacząc do uszu, by przynieść z sobą odgłosy skrzypiących pni, ledwo słyszalne skrobanie jakiegoś małego leśnego drapieżnika czy ciche słowa rozmawiających z sobą handlarzy. Nie chciałem jednak podsłuchiwać, więc przełączyłem się na mimowolny tryb filtrowania dźwięków- zwykłe przelatywały gdzieś na granicy świadomości, by zaraz zniknąć w otchłani zapomnienia, natomiast podejrzane natychmiast powodowały rozdzwonienie się uporczywych dzwonków alarmowych. Całe szczęście tych drugich na przebytej w milczeniu parodziesięciominutowej drodze nie było zbyt wielu, co nie znaczyło, że choć na moment pozwoliłem mięśniom na głębokie rozluźnienie. Podejrzewałem, że całą te chorą przygodę będę musiał odchorować, głównie od strony psychicznej, lecz zapewne nie obędzie się również bez bolącego ciała i ogromnego zmęczenia, które przykuje mnie przez dobre kilka dni do posłania we własnej jaskini. Chyba, że znajdzie się poselstwo, które będzie wymagało długich łap i chłodnego spojrzenia na sprawę, a więc mówiąc krótko, mojej opieki. Bogowie jednak wiedzą, jak dużą mam nadzieję na kilkadziesiąt godzin wolnych od pracy.
O ile oczywiście przeżyję.
No właśnie.
Potrząsnąłem głową, prychając cicho pod nosem. Gdybanie nic nie da, Jastesie. Skup się na tym co jest tu i teraz, jakby to ojciec powiedział. Od kiedy to ojciec jest twoim wielkim autorytetem i skarbnicą złotych myśli, co?, pojawił się cichy, złośliwy głosik w głowie, który przyjąłem do grona stłoczonych myśli z często spotykaną u mnie ignorancją i mentalnym wzruszeniem ramionami. Staruszek może najlepszym tatkiem nie był, ale przynajmniej o mnie dbał i troszczył się bym wyszedł na wilki.
- Patrol przed nami!- dobiegło mnie donośne wołanie jednego z dwóch handlarzy idących kilka metrów przed wozem, zaledwie sekundy potem powtórzone przez jego towarzysza i waderę, której wcześniej pomogłem. Caias, który chwilę przedtem położył się z pyskiem wyciągniętym na łapach, zapewne by szybciej zebrać siły na dalszą podróż teraz poderwał się na nogi i wspinając się na tylne kończyny próbował wyjrzeć ponad drewnianymi zabezpieczeniami oraz podrygującymi w rytm kroków długimi rogami sporej, łaciatej kozy ciągnącej wóz. Skubana, niewinnie wyglądająca bestia z siłą jak fenris. Nie wiem czym oni te monstra karmią, grunt że najwyraźniej sprawdzają się w pracy i są w stanie udźwignąć ranną waderę, a za to powinienem być wdzięczny.
Wyciągnąłem ku przodowi głowę, starając się ujrzeć wspomniany patrol i gdy zobaczyłem charakterystyczne sylwetki zwróciłem się do idącej za mną pary.
-Proszę, niech państwo przez chwilę popilnują moich przyjaciół.- wyrzuciłem prosząco i gdy tylko otrzymałem skinienie na zgodę przyspieszyłem kroku, najpierw wymijając wóz, potem równając się z handlarzami na przedzie i w końcu wyprzedzając ich, biegnąc już z pełną prędkością, pomimo ciążących mi lekko skrzyń obijających się nieprzyjemnie o boki. Wojskowi najwidoczniej zauważyli karawanę jak i zbliżającego się do nich białego basiora, bo wymienili z sobą kilka słów i stanęli na drodze ławą, zagradzając przejście, w bezruchu czekając na moje przybycie. Nie mieli czasu się nudzić, ponieważ zaraz potem stanąłem przed nimi w swojej pełnej, zmęczonej krasie i chociaż dobrze tuszowałem przyspieszony oddech, galopującego serca i szybko unoszącej się piersi nie mogłem.
- Czy macie medyka?- specjalnie pominąłem uprzejmości, by skupić uwagę na sednie sprawy i zwiększyć wrażenie desperacji, jednocześnie próbując wymigać się od niepotrzebnych na ten moment pytań. Patrolujący nie zawiedli mnie i wykazali się umiejętnością szybkiego działania, ponieważ zamiast robić przesłuchanie spojrzeli po sobie i jeden z nich skinął głową, wskazując na stojącego wśród nich skrzydlatego basiora z trudną do przeoczenia torbą. Pewnie po prostu mieli w swoim gronie wilka potrafiącego przewidywać zamiary albo czytać w myślach.
-Czy ranny jest w stanie zagrożenia życia?- spytał, podchodząc do mojego boku.
-Nie wiem. Ale raczej nie nagłego.- szczerze, nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć, więc czując irracjonalne zawstydzenie zmusiłem się do powiedzenia tych słów. Medyk z nieczytelną miną machnął białym skrzydłem na towarzyszy, po czym truchtem podążył ze mną w stronę zbliżającego się wozu.
-Pańskie imię?- spytał jeden z dwóch biegnących za nami wojskowych.
-Jastes z Tukidydesów (+10 dla historyków xD)- odparłem na tyle głośno, by mógł usłyszeć. Gdzieś w podświadomości zarejestrowałem głosy witających patrol handlarzy. Caias spojrzał na mnie zdezorientowanym spojrzeniem dwukolorowych oczu.
Cholera, za jakie grzechy mnie to spotyka?
<Valli?>
Słowa: 1471 = 93 KŁ
Guess who's back
Back again
Co to za nieszanowanie prywatności XD
A ja nie widzę nigdzie tabliczki z ,,nie wchodzić"
mogłabym postawić, ale w sumie whateva, wchodź tylko nie spojleruj
wgl ten Jasiu i Nevt tak trochę nie pasują do Jasia piszącego z Valli no ale ok XD
Słuchaj, gdzie Jas tam i Nevt, gdzie Nevt tam i jas i wszystko się zgadza XD
Dobry, co za ciekawe rozmowy się tu dzieją? XD
A pogaduchy urządamy, Bambiokowi słowa nabijamy
Niech to ktoś opublikuje z tymi rozmowami, najmniejszą czcionką. Może staniemy się sławni xD
W sumie to nie taki zły pomysł, od dawna marzę o sławie XD tylko problem jest jeden: co zrobić z artem Jasa i Nevt? wgl kto w tym zgromadzeniu bierze udział bo się gubię XDD
Ja jestem picasso, najmądrzejsza istota na świecie
Wiem, że to ty XD Pytałam o resztę
Eeee, makarena. A ty niby kto?
"Nie ma ulubionego dziecka" dziecko, a kto inny
MMMMMM WIDZĘ ŻE PISZESZZZZ
To ma być sarkazm czy stwierdzenie faktu? XD
Stwierdzenie faktu, Bambioku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz