Xeva
przez chwilę stała w miejscu, przymykając różowe oczy w zamyśleniu.
Jedynie delikatnie kołysząca się końcówka jej ogona zdradzała ukrytą pod
pozornie spokojną postawą ekscytację wadery. Nagle wilczyca podskoczyła
zachwycona, i sapnęła:
- Możemy spróbować się przekopać! - zamerdała długą kitą tak zapalczywie, że powietrze zaświszczało. Wyraźnie cała ta sytuacja oznaczała dla niej świetną zabawę. - Nigdy jeszcze w śniegu nie kopałam, a w kopaniu dobra jestem.
I nie czekając ani chwili dłużej, odbiła się od ziemi i skoczyła w zaspę jak lis. Cała przednia połowa jej ciała zanurzyła się w białym puchu, tak, że na zewnątrz został jedynie zad, tylne łapy i groteskowo długi ogon, którym samica dalej dziko machała z podekscytowania. W końcu zaparła się mocno na grubych pazurach i z cichym westchnieniem uwolniła się z zimnego więzienia. Kichnęła i z długimi uszami postawionymi na sztorc oraz lekko napuszoną grubą grzywą futra na sierści z ekscytacji, zabrała się za kopanie.
Właściwie trudno było to nazwać kopaniem, bo co chwila przerywała, aby próbować złapać latający śnieg w zęby. Zaczęła skakać zadem na boki, aby lepiej się ustawić, coraz szybciej przebierając przednimi łapami - nie zdawała sobie bowiem sprawy, że właśnie przez to odrobinki lodu nie trafiały do jej pyska.
Przypominała przerośnięte szczenię. Wachlowała uszami, na zmianę stawiając je na sztorc i tuląc, kiedy wpadał do nich śnieg. Najłatwiej byłoby je trzymać cały czas przy karku, ale Xevie za bardzo podobało się trzeszczenie zgniatanych kryształków wody aby pozbawić się tej przyjemności. Jej długie kończyny zagłębiały się coraz bardziej w białe zawalisko, a szerokie łapy z potężnymi pazurami działały jak łopaty, ku uciesze wadery wydobywając coraz więcej i więcej śniegu, który potem odkrywczyni łapała na język, piszcząc przy każdym potężnym kłapnięciu jej szczęk. Po chwili wyglądała, jakby przez całą noc podróżowała podczas śnieżycy - a minęły dosłownie dwie minuty.
Aiden patrzył przez chwilę oniemiały, obserwując swawolę towarzyszki. Po chwilę pokręcił gwałtownie głową i podszedł bliżej z poważnym wyrazem pyska.
- Xeva, proszę cię o chwilę powagi. Jesteśmy zasypani w jaskini, a nie na placu zabaw. Uspokój się, chociaż na parę minut.
Zamarła. Jej sierść momentalnie podniosła się o parę milimetrów, zupełnie jakby uderzył w nią piorun. Przeszedł przez nią dreszcz, zaczynając się od łap, aż do karku i długich uszu, które zadygotały lekko. Porażona komentarzem basiora odsunęła się szybko od niego, wytrzeszczając swoje wielkie, jasne oczy. Poczuła się tak, jakby właśnie otrzymała policzek. Jej wizja nieco się zamazała, a ona dopiero po chwili uświadomiła sobie, że spowodowały to łzy szczypiące ją pod powiekami.
- Dziękuję - dodał basior, nawet na nią nie patrząc. Z jakiegoś powodu to jedno słowo, zwykłe ,,dziękuję", ugodziło samicę jeszcze bardziej, niż dwa poprzednie zdania.
,,A jednak", pomyślała. ,,A jednak widzi, że jestem inna".
Przełknęła z trudem ślinę, czując się tak, jak na ulicach Centrum, kiedy przechodnie patrzyli na nią kątem oka, gdy szła pod prąd, zachwycając się małymi straganami. Przypomniała sobie burkliwe uwagi wypowiadane przez handlarzy, kiedy podnosiła przepiękne wietrzne dzwonki wykonane ze szkła, ciesząc się refleksjami, które rzucały na ściany. Usłyszała wyzwiska kierowane do niej przez podpite wilki, gdy pytała je łamanym królewskim o lokację sklepu z mięsem.
Po raz kolejny poczuła, że chce wrócić na Teneris, do jej gęstych lasów, które ogrzewało ciepłe słońce. Powracając do kopania wraz z Aidenem pomyślała, że to pewnie przez otaczający je wiecznie śnieg wilki Królestwa mają takie zimne serca.
Podczas gdy Xeva powstrzymywała płacz, a posłaniec skupiał się na pracy, tunel powoli stawał się głębszy i głębszy. Łapy basiora bolały, a on sam nieźle się zdyszał - jego towarzyszka jednak, będąc wilkiem, który całe dotychczasowe życie podróżował po terenach różnych i różniastych, mogła sobie pozwolić na zupełne oddanie się smutnym myślom, nawet nie czując ostrych kamieni czy zmęczenia. Dlatego też nie zauważyła światła powoli pojawiającego się pod jej pazurami. Nagle, wraz z jednym zbyt silnym popchnięciem łapy któregoś z wilków, ściana się załamała, zakopując podróżnych pod kolejną, tym razem o wiele mniejszą, zaspą śniegu. Aiden jedynie się otrzepał, natomiast ciało Xevy, widocznie niemogące dłużej utrzymywać emocji na wodzy, wystrzeliło w górę i wykonało kilka dzikich bryknięć. Mimo że samica była wyraźnie zaskoczona zwaleniem się kilku kilogramów śniegu na grzbiet, jej gwałtowny odruch był bardziej wynikiem potrzeby ekspresji własnych uczuć, aniżeli zdziwienia.
,,I tak lepsze to niż rozpłakanie się przy obcym", pomyślała samica, gdy w końcu się uspokoiła i przełknęła resztkę gorzkich łez.
- Idziemy dalej? - zagadnął czarny wilk, przykuwając tym samym uwagę wadery. Wpatrywała się w niego, a zlepiona od wilgoci sierść na jej policzkach i karku sprawiała, że jej pysk wydawał się szczuplejszy i dłuższy, a oczy - większe, o ile nie ogromne. Jedynie uszy sterczały niczym dwa świerki tak jak zawsze, kontrastując z przylizanym futrem. Jej długi ogon odstawał od jej ciała, rzucając długi cień na pochłonięty w nocy śnieg, przypominając flagę.
Wadera przez chwilę tak stała, cała napięta, wpatrując się bez mrugnięcia okiem w towarzysza. Jak on mógł nie zauważyć jej oczywistej zmiany nastroju? Już miała coś odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. Nie powinna się odzywać, skoro nie chce się z nią zadawać. Powinna się zachowywać jak każdy przedstawiciel Królestwa. Kiwnęła więc tylko głową i ruszyła wolnym, wlokącym się kłusem przed siebie, przyrzekając sobie, że już się nie odezwie do Aidena.
~*~
Stało. Na śniegu brak było śladów kopyt. Jedynie wilcze tropy. Nie musiało się nawet do nich zbliżać, aby wiedzieć, że jedne z nich należą do niej.
Skierowało białe, puste i zimne oczy pozbawione życia w stronę zasypanej jaskini. Wiatr poruszył drzewami, ale odłażące od ciała pasma bladej skóry nawet nie drgnęły. Uniosło pokrzywiony łeb, zupełnie jakby próbowało coś wywęszyć - może to był odruch, albowiem już dawno utraciło większość zmysłów.
Wyczuło coś jednak. Jak? Ono wiedziało jak. I wiedziało co. Ślady magii. Paskudnej magii. Magii szalonej. Magii złej. Podeszło bliżej - wiedziało, że nic mu nie zagraża. I nie zagrozi - nigdy. Stanęło u szczytu góry, z której zsunął się śnieg.
Wybuch.
Magia ognia. Lub zaklęcie wybuchające.
Spojrzało w dół i dostrzegło trzeci trop.
Paskudny trop, trop szalony. Trop zły, który biegł obok dwóch innych linii śladów. Trop młodszy od dwóch innych linii śladów.
Zeskoczyło ze szczytu, lewitując w powietrzu. Być może miało skrzydła, a być może skrzydła już zniknęły.
Wylądowało u wejścia do jaskini i ruszyło biegiem w stronę, w którą poszły trzy wilki. Nie potrzebowało śladów. Wiedziało, gdzie ona jest. I musiało dotrzeć tam szybko.
Przecież nie może się spóźnić.
<Aiden? Xeva jest... Troszeczkę przewrażliwiona i troszeczkę brak jej dystansu ^^' >
Słowa: 1036 = 71 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz