Trzydzieści łusek… Łusek…? Że pieniędzy?
Wadery
wciągnęły gwałtownie duży haust powietrza, o mało się nim nie
zachłystując. Złote tęczówki zwęziły się, a pysk wykrzywił w nerwowym
grymasie.
Ale jak to aż trzydzieści?
– My… My chyba nie mamy tyle – spuściły wzrok na swoje masywne łapy, które w tamtym momencie wydawały się niezwykle ciekawe.
Ba,
w ogóle nic nie miały. Cofnęły niewielkie uszy z zażenowania,
przyciskając je do grafitowych rogów. Obydwie, a właściwie trzy wadery
trwały tak w niezręcznej ciszy kilka dobrych sekund, a powietrze wokół
zdawało się Lys i Tin tak ciężkie, że możnaby je pociąć pazurem na
kawałki. Cisza skończyła się, kiedy do głosu dorwała się Tin.
–
Aah, strasznie przepraszamy! Niepotrzebnie zawracałyśmy ci głowę,
powinnyśmy wiedzieć, że za takie rzeczy się płaci, to oczywiste!
Zmarnowałyśmy tylko twój czas i środki – jęknęła szczerze skruszona,
spoglądając błagalnie w zdziwione i lekko zmieszane oczy zielarki.
Nagle
ciało wader zachwiało się, zupełnie jak listek na mocnym wietrze.
Problem w tym, że wiatru nie było. Musiały aż ustać w rozkroku, aby się
nie przewrócić.
– ZAMKNIJ SIĘ TIN – warknęła, tym razem, Lys.
Głowa szarpnęła się, jak dziki zwierz próbujący wydostać się z uwięzów.
–
Może po prostu znajdzie się inny sposób na zapłatę? – dla odmiany tym
razem już spokojny ton wydostał się z ich wspólnego pyska.
– Pomożemy z ptaszkami! – wyrwała się znowu Tin.
Wadery
aż usiadły, żeby już dłużej się nie chwiać. Zupełnie ignorowały
narastający ból i zawroty głowy. I te mroczki, które co chwilę pojawiały
się przed ich oczami. A to ci nowość.
– Tin mówiłam ci że masz być cich-- Chociaż… To może być niegłupi pomysł, wiesz?
Gdyby Tin mogła, uśmiechnęłaby się wtedy triumfalnie. Jednak jedno ciało nie było w stanie robić dwóch rzeczy na raz.
W
końcu nadszedł czas na poświęcenie chociaż części uwagi tej biednej
zielarce, która musiała to wszystko obserwować. Złote oczy wbiły się w
jej sylwetkę, czekając na jakąkolwiek reakcję. Nie uciekła jeszcze? Ah,
tak, przecież były u niej w domu, nie miała więc jak uciec. W takim
razie to dziewczyny powinny czuć się teraz zagrożone. Co ona sobie o
nich pomyśli! Pewnie ma je za jakąś zwykłą idiotkę, której się klepki we
łbie poprzestawiały. Mogły się przypilnować i dużo lepiej
zaprezentować, a nie skazać na bycie postrzeganym jako dziwadło. Pewnie
na nie nakrzyczy, albo zrobi coś gorszego! Bały się, że zabierze im te
maści i wyrzuci je za drzwi, karząc już nigdy nie pokazywać się na oczy.
Albo może też je wyśmiać. Że są głupie i niepotrzebnie tu przychodziły.
To by było chyba nawet gorsze niż jej złość! Z nerwów zaczęły skrobać
pazurami podłogę, i też już patrzeć na nią nie mogły, obawiały się.
Znowu zaczęły wgapiać się w swoje łapy, jakby miały tym wzrokiem
wywiercić w nich dziurę. Ale wtedy nie mogłyby uciec od
odpowiedzialności! Przełknęły powstałą w gardle gulę, w wyczekiwaniu na
ostateczny werdykt. Noż szybciej bo zaraz obie tu ze stresu zwariują!
Wcale nie obie. Tin, przestań panikować.
<Vallieana?>
Słowa: 480 = 29 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz