Patrzenie na niego po takim czasie było... Było... Brakowało mi odpowiednich słów, by wyrazić emocje, jakie mną targały. Nie pozwalały trzeźwo myśleć, skupić się na tym, na czym powinnam w tej chwili, mianowicie jedzeniu tej cholernej tarty, miast tego zaczynały wędrować w coraz to bardziej nietypowe dla mnie do tej pory rejony... Śledziłam każdy jego ruch, każde spojrzenie rzucone w moją stronę, odwracane szybciej, niż mogłabym zdążyć je zarejestrować, gdyby nie to, że moje oczy niemal bez przerwy wpatrzone były w niego...
Cholera, zaczynałam się zachowywać jak zakochany szczeniak. Chociaż... Czy nie nim w głębi duszy byłam? Szczególnie teraz, widząc basiora, którego już od dłuższego czasu darzyłam uczuciem, choć bałam się tego przyznać, nawet sama przed sobą... Przecież zmarnowałam tyle czasu na bezsensownej walce, i w jakim celu? Tak wiele czasu minęło, odkąd widziałam go ostatnim razem, uświadamiałam to sobie coraz mocniej z każdą chwilą, którą spędzałam zatapiając spojrzenie w jego przeszywającym wzroku. A mimo to... Nadal chciałam przebywać w jego towarzystwie, może nawet bardziej, niż przed jego wyjazdem. Potrzebowałam go, jak ryba do życia potrzebuje wody. Tak wiele czasu zajęło mi uświadomienie sobie tego, tyle miesięcy... lat... W zasadzie zmarnowanych.
Nie chciałam już czekać. Uciekać od tego, co czułam.
Ale się bałam. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, nigdy nie wchodziłam w podobne relacje, nie wiedziałam, jak się powinnam zachować... Co było właściwe, a co nie.
Chyba za dużo nad tym myślisz, Spero, ogarnij się.
Potrząsnęłam lekko głową, wracając myślami do tej cholernej tarty, która dalej przede mną stała, niemal nietknięta. Tak to jest, jak się myśli, zamiast jeść...
- Też za tobą tęskniłam - mruknęłam cicho, nie byłam nawet pewna, czy to usłyszał. Zaraz potem zapchałam sobie pysk tartą. Odruchowo. Tak, możliwe, że wystraszyłam się swojej odpowiedzi, nie przeczę.
Rozmawialiśmy. Śmialiśmy się. Jeszcze zanim skończyliśmy jeść, na nowo poczułam się przy basiorze całkowicie swobodnie. Uśmiech już nie znikał z mojego oblicza, nie odrywałam zauroczonego wzroku od Lysa, śledziłam każdy jego pełen gracji ruch.
- Co się u Ciebie działo przez ten czas? - otrzeźwiałam na tyle, by być w stanie zadać jakieś logiczne i składne pytanie dopiero, gdy już kończyliśmy nasze odwiedziny w cukierni. Nie wiedziałam, czy chciał o tym rozmawiać. Wojna to... wojna. Nic ciekawego, nic dobrego do wspominania. Mimo to... Niektóre traumy trzeba "przegadać". Chciałam dać Lysowi opcję, z której mógł, ale nie musiał korzystać. Wszystko zależało od niego. Czy będzie chciał ze mną o tym porozmawiać, czy zbyje moje pytanie krótkim "nic szczególnego".
<Lys? Wena umiera w męczarniach, przepraszam, może przejdźmy do rzeczy po prostu po tym? XD>
Słowa: 403 = 25 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz