No, świetnie!
Rozglądając się zmartwionym wzrokiem po pobojowisku przed nimi, coraz bardziej utwierdzały się w myśli, że mogły dzisiaj zostać w domu. Samo przebywanie z zakręconą Xevą było… No, zakręcone, a tu jeszcze przyszło im borykać się z innym problemem. Przerażającym problemem.
Brudna krew na nieskazitelnie białym śniegu raziła w oczy, paskudny nieład dookoła sprawiał, że chciałoby się uciec i po prostu do tego nie wracać. Albo posprzątać.
Zamordowali tu kogoś…?
Zadrżały, wyobrażając sobie, co za masakra musiała tutaj zajść. A, że Xeva chciała dowiedzieć się, co takiego wydarzyło się dokładnie, to chyba nie będą miały wyjścia. Wszak same zaoferowały swoje towarzystwo za pomoc z tamtym drzewem, więc głupio by było teraz się wymigać i uciec. Chociaż Tin była tego naprawdę bliska. Nie chciała znać żadnych szczegółów, toteż wycofała się w głąb ich wspólnego umysłu, zostawiając Lys samą, na lodzie. I nie zamierzała wracać.
– Więc musimy poszukać śladów. Coś poza tym, co widać na pierwszy rzut oka – Lys mruknęła to, co było raczej oczywiste.
Teneriska już węszyła z nosem przy ziemi, prawie brodząc nim w śniegu. Zaś Lys dalej błądziła spojrzeniem po okolicy, mając nadzieję, że znajdzie coś, czego nie dostrzegła wcześniej. Złociste tęczówki zatrzymały się na dużych śladach o czterech palcach. Dziwne przeczucie kazało jej twierdzić, iż powinny obawiać się ich właściciela. Potrząsnęła łbem, wstępując głębiej w miejsce masakry. Starała się omijać ślady krwi, każdy jej krok był ostrożny. Czego by tu można szukać? Może powinny pójść za śladem, który ciągnął się do lasu? Albo byłoby to zbyt niebezpieczne? Musiały najpierw dowiedzieć się czegokolwiek o sprawcy. Czegokolwiek.
Spojrzała na drzewa, wzdychając. Gdyby tylko mogły powiedzieć, czemu wyglądają na takie smutne…
Zaraz, przecież mogły. Dlaczego przypomina sobie o tym dopiero teraz? Zaczęła przebierać w miejscu przednimi łapami, zdając sobie sprawę, że to Tin była dobra w magię z naturą. Jej jakoś nigdy to nie szło tak dobrze.
Ale jak ją teraz stamtąd wyciągnąć?
Tin, siostrzyczko, chodź tu do mnie.
Zero rezultatu.
Jesteś naprawdę potrzebna…
Miała wrażenie, że się na nią obraziła.
Co ja mam teraz zrobić?
No jak to co, radzić sobie sama.
Oparła łeb o najbliższe drzewo, zrezygnowana.
– Mów do mnie.
<Xeva?>
Słowa: 352 = 23 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz