[quest nie jest kanoniczny]
Nie byłoby zaskoczeniem powiedzenie, że Xeva nie stanowiła istotnego pierścienia w łańcuchu wiernych Królestwa. Ba, nie interesowały jej nawet najczęściej obchodzone ceremonie - obca religia była jej... Cóż, obca. Tak samo jak i przesądy oraz uroczystości Królestwa. Nic więc dziwnego, że nijak nie przygotowała się na Halloween, a kiedy ulice wypełniły się szczeniętami przebranymi za różne dziwne kreatury, wprawiło to waderę w niemałe zdziwienie, co bynajmniej nie oznaczało, że zamierzała zamknąć się w domu i nie wziąć udziału w tym osobliwym wydarzeniu, mimo że jego natura stanowiła dla niej jedną wielką zagadkę.
Był tylko jeden problem - nie miała kogo zapytać. Z jakiegoś powodu szczenięta przerażały ją jeszcze bardziej niż dorośli, nawet pomimo tego, że jak już nawiązała z nimi kontakt, było łatwiej jej się z nimi dogadać. Tylko że... Nie zaczepiła w swoim życiu nawet połowy młodziaków, co dojrzałych wilków. A z jakiegoś powodu ta ich szczerość, pytania zadawane bez ogródek i nieukrywane zainteresowanie wszystkim, co nietypowe, sprawiały, że czuła się przy nich wyjątkowo niekomfortowo, szczególnie w miejscu publicznym, gdzie każdy mógł usłyszeć pytanie typu ,,a dlaczego pani tak dziwnie mówi?". Nie dość, że już mnóstwo razy słyszała to pytanie, najczęściej mające wydźwięk mocno pejoratywny, to miała wrażenie, że wszyscy naokoło na nią patrzą. I tylko czekają na jej odpowiedź, aby mruknąć pod nosem ,,kolejna cudzoziemka" lub ,,cholerni Zerdini", chociaż nawet nie miała pomysłu na to, jak można było połączyć ją z tą rasą wilków. Ponadto co było w nich złego? Dotychczas wszystkie wilki, które pochodziły z południa, wydawały jej się bliższe... A przynajmniej podobniej myślące, nie to co oziębłe wilki z dalekiej Północy. Może to coś, co determinuje klimat, w którym ktoś się wychował?
Takie właśnie myśli zajmowały jej głowę, gdy przemierzała ulice Centrum, próbując wypatrzeć stosowną okazję do zdobycia informacji, co na Rakazuth działo się koło niej, gdy nagle...
Potknęła się i omal nie runęła nosem prosto w zaspę śniegu, gdyby nie jej długi ogon pokryty gęstym, ciężkim włosiem, który pomógł utrzymać jej równowagę. Zatoczyła się nieco w przód, po czym odwróciła się szybko, momentalnie wciskając kitę między nogi i kładąc przepraszająco uszy na karku, gotowa na konfrontację z opryskliwym obywatelem Korony.
Ale nie stał przed nią obywatel Królestwa... A przynajmniej nie dorosły. I na pewno nie wściekły. Mały wilczek, który w przeciwieństwie do niej nie miał tyle szczęścia, jeśli chodzi o utrzymanie balansu, podnosił się z ziemi. Jego pomarańczowe ślepka zaszkliły łzami, gdy zauważył, że wszystkie cukierki z koszyka, który trzymał w zębach, rozsypały się na błotnistą ulicę, nasiąkając brudną wodą.
- Czekajcie! - pisnął basiorek i rzucił się do zbierania łakoci, jednak te rozpadały się pod wpływem wilgoci w jego zębach. Maluch pociągnął nosem, usiadł na bruku gołym zadem i zaczął szlochać w głos, zwracając na siebie uwagę wszystkich przechodniów... A z jakiegoś powodu ci uznali, że to Xeva najwyraźniej jest jego opiekunką, bo poczuła na sobie wzrok kilkunastu oczu. Co ciekawe część z nich wyrażała czyste współczucie i zrozumienie. Czyżby to często się zdarzało? No tak, szczenięta płaczą o byle co, tak już mają...
- No już, już - podeszła do niego Teneriska, nieśmiało gładząc po plecach malca. - Ja przepraszam, ja pomogę tobie te cukierki z powrotem zebrać, obiecuję... Tylko ja proszę, ty płakać przestań...
Dziecko otarło łapą zabłocony pyszczek i spojrzało na nieznajomą pytająco.
- Obiecujesz? - chlipnęło, patrząc z bólem na swoje słodycze, których kolorowe papierki przybrały bagnisty odcień brązu. - Bo ja je już długo zbierałem i chciałem iść do domu.
- Ty się nie martw, my je szybko zbierzemy. Tylko ja proszę, już nie hałasuj. Wilki patrzą. I wstań, tobie zimno od zimna będzie.
Przez chwilę tak stała, próbując pocieszyć wilczka. Ten wyraźnie zastanawiał się nad ofertą, po czym wstał, otrzepał się i kiwnął głową.
- Zgoda. Ale potrzebujesz przebrania! - zarządził. - Jeśli nie będziesz mieć przebrania, nic nie zbierzemy i wszystko będziesz musiała odkupić!
- Przeb... Przebrania? - wydukała Xeva. Wilczek kiwnął głową z poważną miną.
- No tak, a jak inaczej chcesz zbierać cukierki? - zapytał. - Ja jestem wojownikiem, tak jak mój tata! - wypiął dumnie pierś, na której wadera dostrzegła niewielki, ubłocony symbol wykonany z kartonu podobny do tego widniejącego na napierśnikach wilków patrolujących Królestwo. Po chwili jednak malec posmutniał. - Reszta moich kolegów sobie poszła. Ale to nic... I tak musiałem im oddać większość moich cukierków.
Kopnął ze złością rozmoczony śnieg, po czym chwycił Xevę za długą sierść na futrze i pociągnął za sobą.
~*~
Smok ze skrzydłami na szybko wyciętymi z kartonu i przymocowanymi do jego pleców cienkimi sznureczkami oraz dzielny wojownik w końcu stanęli przy bramie prowadzącej do domu basiorka. Ich łowy okazały się owocne - potężny rycerz trzymał dumnie wypełniony po brzegi koszyk, a towarzyszący mu potwór dźwigał na swoich plecach worek po ziemniakach, w którym czaiło się drugie tyle smakołyków.
Xeva odstawiła swój ładunek na ziemię i przeciągnęła się leniwie.
- Dziękuję, że ze mną poszłaś - podziękował wilczek.
Odkrywczyni przymknęła oczy i ziewnęła, a papierowe skrzydła zatrzepotały lekko.
- Problemu nie ma - odparła i rozchyliła powieki. - A...
Przed sobą ujrzała jedynie parujący napierśnik leżący na śniegu razem z kartonową odznaką wojownika. Rozejrzała się, próbując dostrzec gdzieś wilczka, ale nigdzie nie było nawet jego śladów. Podeszła do bramy budynku i szarpnęła. Dopiero po chwili zorientowała się, że na płocie wisi karteczka ,,do rozbiórki", a okna zabite są deskami. ,,Wassu...?".
Skręciło ją w brzuchu. Skurczyła się i jęknęła, zaskoczona nagłymi problemami żołądkowymi. Po chwili poczuła kolejny skurcz i zmroziła ją świadomość, że nadchodzi rewolucja. Chwyciła za worek po ziemniakach oraz pozostawione po basiorku rzeczy, po czym pognała w stronę swojego domu, który na jej szczęście nie był za daleko, modląc się do samej Najwyższej Matki, aby zarówno jej żołądek, jak i zwieracze wytrzymały do dotarcia na Obrzeża.
xXx
Dusza małego wilczka przemykała między magicznymi barierami, prześlizgując się między światem astralnym, a materialnym. Z jakiegoś powodu poczuła, że musi uciekać, nie wiedziała jednak czemu. Coś bardzo złego nadchodziło ku tej waderze, czuło to. Coś bardzo... dziwnego.
Gnane dziecięcym instynktem, skierowała się w stronę starego domu, w którym jej właściciel zmarł ponad trzydzieści lat temu. Już miało przekroczyć barierę astralnej strefy i wejść do świata żywych, gdy zobaczyło to... COŚ.
Stało na środku salonu. Biała skóra odłaziła z prześwitujących kości, odsłaniając powyginany szkielet złożony ze szczątek wielu zwierząt. Tkwiło tak w bezruchu, wpatrując się w duszę szczeniaka ogromnymi, martwymi ślepiami otoczonymi mlecznymi resztkami nerwów i mięśni. Duch wilczka nie śmiał drgnąć, gotów uciekać w głębsze warstwy astralnej strefy, gdy nadejdzie taka potrzeba. Czuł, że coś było z tym... CZYMŚ... mocno nie tak. Ale co?
Zanim jednak zdołał to rozwiązać, COŚ odwróciło się i przytknęło rozdarty nos do tropów tej dziwnej wadery, która postanowiła pomóc mu zbierać cukierki. Gdyby tylko weszła z nim do domu... Klątwa została by uchylona...
COŚ zniknęło z astralnego pola widzenia ducha niemal tak szybko, jak się pojawiło, kierując się w stronę tej nietypowej nieznajomej.
Mały szczeniak miał nadzieję, że i waderze uda się uciec przed tym czymś. Skoro to było niebezpieczne dla ducha... To co zrobi ze śmiertelnikiem?
Nagroda: 200 łusek oraz 5 punktów do dowolnego wykorzystania w statystykach zmysłów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz