czwartek, 9 lipca 2020

Od Jastesa CD. Artura

Po jakiego grzyba zdecydowałem się na tę pracę?, pomyślałem zirytowany, odchodząc od drzwi kolejnego z listy wilka, który zamiast być wdzięcznym za przebyte w pośpiechu kilometry i pilnowanie między innymi listu do niego jak oka w głowie, na powitanie wyrzucił z siebie serię niezbyt miłych snów i niemal wyrwał mi papier z torby, w dalszym ciągu mamrocząc coś pod nosem. Westchnąłem, przypominając sobie treść wyrzutów i skuliłem uszy nie potrafiąc nie wziąć ich sobie do serca. Może i faktycznie nie nadaję się do tej roboty? Który głupi nieśmiały samotnik postanowiłby nagle wyjść do wilków i zmuszać się do poznawania coraz większej ilości mieszkańców Królestwa, w głębi duszy tego nienawidząc?
Przystanąłem i zajrzałem to wypełnionej po brzegi papierami torby, pazurem odginając każdy z nich w poszukiwaniu zaznaczonego miejsca zamieszkania, które znajduje się najbliżej mego obecnego położenia. Kiedy znalazłem rzuciłem okiem na imię i ród wilka, jeszcze raz na jego dom dla całkowitej pewności, po czym starannie zapiąłem torbę i ruszyłem w dół ulicy, szybkim krokiem sunąc wzdłuż zabudowań, nie krzyżując wzroku z nikim konkretnym. Nie lubiłem Centrum, w którym wiecznie kręciło się sporo mieszkańców Królestwa, których uwagę bardzo łatwo przyciągał mój wzrost i długie pióra zdobiące grzbiet. Budziło to w mym wnętrzu dość wyraźny dyskomfort, który dawał o sobie znać w postaci ściśniętego gardła i szybszego oddechu. Mimo to nie garbiłem się i nie pomykałem bocznymi uliczkami, zmuszając się do bycia obiektem obserwacji wielu par mijających mnie oczu.
Nie zatrzymując się spojrzałem w niebo, plasując na nim spojrzenie przez kilka chwil, akurat na tyle by być świadkiem powolnego wychylania się słońca zza ciężkiej, z trudem sunącej po wietrznej ścieżce chmury. Jej pobratymcy zawładnęły nad błękitem, pozwalając mu wychylać się jedynie w kilku miejscach tylko po to, by po chwili ponownie został przykryty. Kiedy oślepiające światło uderzyło mnie w oczy zmrużyłem powieki i opuściłem wzrok powracając do biało-szarej rzeczywistości Centrum i do myśli dotyczących westchnień i świadomości, jak wiele listów zostało mi jeszcze do przekazania.
-Do dupy ta fucha- mruknąłem pod nosem, z bezsilności kopiąc niewinny kamień, który leżał sobie spokojnie na drodze nie wadząc nikomu. Taki kamień to ma kiepsko, jednak nie ze swojej własnej woli jak... coponiektórzy. Prychnąłem pod nosem i pokręciłem głową, będąc rozdartym między chęcią dalszego użalania się nad swoim losem a pogodzeniem się z sytuacją i skupieniem się na zadaniu.
Kątem oka ujrzałem jak truchtem zbliża się ku mnie właściciel rudej sierści i chodź miałem ogromną nadzieję, że moja osoba nie przykuła jego uwagi i że minie mnie w biegu, jak na złość obcy wilk zatrzymał się tuż przy mnie najwyraźniej nie przypadkowo. Stłumiłem w sobie chęć do przyspieszenia kroku i pozostawienia basiora w tyle, chociaż szczerze mówiąc, miałem na to ogromną ochotę. Dzisiaj czułem się po prostu źle. Każdy kontakt z nieznajomym odrzucał mnie tak bardzo, że miałem wrażenie jakby moim jedynym ratunkiem była ucieczka. Każdy pysk sprawiał, że słowa zamierały mi w gardle i z wielkim trudem wydobywały się na zewnątrz. Pragnąłem być samotny, potrzebowałem samotności. Czasu do swobodnego filtrowania myśli i emocji, leżąc gdzieś na pustkowiu jedynie w towarzystwie wiatru.
Oczywiście w taki właśnie dzień musieli mnie posłać do roznoszenia listów.
W taki dzień zaczepił mnie obcy basior z zaciekawionym spojrzeniem i uśmiechem na pysku.
To jest właśnie moje szczęście.
-Hej, jestem Artur, potrzebna ci pomoc? Lubię pomagać, to mogę ci pomóc z tymi listami. A przy okazji możemy się trochę poznać.- obrzuciłem go zmęczonym spojrzeniem, które błagało by zostawił mnie w spokoju. On jednak niezrażony dalej tkwił w miejscu, patrząc mi głęboko w oczy.
Nieczęsto jest dane spotkać tak bezinteresownego osobnika jak ów Artur, to na pewno. I z taką pewnością siebie, która niemal mnie poraziła. I chociaż nie miałem jak już wcześniej zaznaczyłem ochoty na "poznanie się bliżej" to przynajmniej z pomocą basiora mógłbym szybciej uporać się z robotą i w efekcie szybciej wylądować na jakimś zadupiu, mając czas tylko i wyłącznie dla siebie. Jednak czym mógłbym się nowo poznanemu wilkowi odpłacić? Nie chciałem również, by uznał mnie za nieuprzejmego gbura, gdy będę stronił od rozmowy. Za chama, który wysługuje się innymi tylko dla własnych korzyści. Za niewdzięcznego egoistę, który za dobro odpłaci chłodem i niechęcią. Zatem czy lepszym rozwiązaniem nie byłaby po prostu odmowa i uniknięcie tego wszystkiego? Możliwe, jednak dłuższe przebywanie z jednym, pomocnym wilkiem który pomógłby mi uporać się dwa razy szybciej, a nie samotne spędzenie dnia na dobijaniu się do drzwi i dostawaniu wrogich spojrzeń oraz skarg było bardziej zachęcającą opcją, przynajmniej dla mnie.
Postanowiłem, że przystanę na propozycję Artura, lecz miałem jeszcze opory. Czy basior jest godny zaufania? Pewnie, co by mu przyszło z buchnięcia parudziesięciu listów? Bo mnie przyszłaby ogromna bura i zapewne wylot z hukiem z pracy. Jednak bardzo wątpliwe, że nowo poznany wilk ma takie zamiary, spojrzenie ma raczej szczere, a przyjazny głos zdecydowanie nie odpycha. Ile jednak razy spotkałem się z dwulicowymi tajniakami czy zwykłymi rabusiami, którzy miłym wzrokiem i tonem ociekającym słodyczą próbowali zmylić mnie podczas dostarczania papierów czy przedmiotów będących zapewne więcej wartych ode mnie.
Przesadzasz Jastesie, stwierdziłem mając dużą ochotę na trzepnięcie się łapą po pysku, lecz powstrzymałem się będąc dalej w pełni świadomym czekającego na odpowiedź Artura. Cóż, nieufność jest już tak głęboko zakorzeniona w mojej naturze, że odzywa się nawet w takich chwilach, przy takiej błahostce jak roznoszenie listów.
- Miło mi pana poznać. - odpowiedziałem w końcu cichym tonem, siląc się na to, by w moim głosie nie było słychać ani zmęczenia ani niechęci.- Mam na imię Jastes i...-tu zawahałem się ponownie, lecz zaraz wydusiłem- i z chęcią przyjmę pańską pomoc. Roznoszę listy.- poklepałem torbę, lecz nie otworzyłem jej. Wilk skinął głową i uśmiechnął się, lecz nie odpowiedziałem mu tym samym, będąc zbyt zmęczonym jakimikolwiek kontaktami i już zastanawiając się czy podjąłem dobrą decyzję. Do diabła z moim lękiem.
- Jeżeli pan pozwoli, będziemy poruszać się razem i podczas gdy ja będę doręczać list po jednej ulicy stronie pan mógłby uczynić do po drugiej stronie. Pasuje panu? - spytałem, obrzucając go uważnym spojrzeniem.
- Oczywiście. - rzucił skwapliwie, najwyraźniej będąc w dobrym humorze. Jakim cudem niektórzy mogą być tak optymistyczni i otwarci?
Zaproponowałem mu taki układ nie tylko dlatego, że był to raczej oczywisty wybór, chociaż niektóre leniwe osobniki zapewne zostawiłyby mu całą robotę...Szczerze mówiąc, chciałem mieć go cały czas na oku i pragnąłem przekonać się czy jest godny zaufania. Warto przecież zbierać prawdomównych znajomych, być może znajdując kiedyś wśród nich przyjaźń...
No i poza tym, to ja dostanę zapłatę. To ja muszę wypełnić zadanie, to ja mam odpowiedzialność. Reszta będzie zależała od jego dobrych intencji i rozmiaru bezinteresowności.
- Chodźmy zatem. - mruknąłem z trudem, mając nadzieję, że droga nie będzie zbyt męcząca, a rozmowa nie tak trudna i irytująca, o ile w ogóle się zawiąże. Oczywiście nie byłoby mi przykro, gdyby się to nie stało, lecz chyba nie będę mieć takiego szczęścia. Dlaczego akurat w taki dzień? O losie, czymże innym jestem jak nie jedynie zabawką w twych dłoniach!

<Artur? Bardzo, bardzo przepraszam za długi czas braku odpowiedzi z mojej strony>

Słowa: 1138 = 76 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics