W brew pozorom i powszechnych opinii, jakie o mnie krążyły w okolicy, nie byłam tak zupełnie oderwana od rzeczywistości, nie skupiałam się tylko i wyłącznie na spędzaniu każdej chwili mojego życia w różnego rodzaju, często wątpliwej reputacji, przybytkach. Być może to, co teraz powiem, będzie zaskakujące, wręcz nieprawdopodobne, ale... od czasu do czasu lubiłam wpaść do biblioteki. O dziwo nie zawsze, żeby kogoś poszpiegować. Niekiedy odczuwałam po prostu potrzebę przejrzenia kilku książek, a przy odrobinie szczęścia i chęci - nauczenia się z nich czegoś, co w przyszłości mogło mi się przydać. Choć z drugiej strony, jeśli by się nad tym zastanowić... zawsze lubiłam zdobywać wiedzę. Na różne tematy. Im więcej wiedziałam, tym, można powiedzieć, pewniej się czułam. W różnych życiowych sytuacjach.
Mimo to, reputacja, jaką sobie stworzyłam, a jakiej nie chciałam utracić z wygody, nie pozwalała mi od tak wejść do biblioteki. W końcu - co taka głupia wadera miałaby robić w tak poważnym miejscu jak biblioteka? No, jak nic coś się w takim układzie nie zgadzało. Dlatego musiałam skorzystać z przebrania.
I jak normalnie raczej nie używałam moich mocy, bo doskonale radziłam sobie bez nich, tak tym razem jakoś tak wyszło, że zostałam do tego w pewien sposób zmuszona. No bywa. Nie płakałam nad tym jakoś szczególnie.
Wkroczyłam więc do biblioteki... Po prostu z przefarbowaną sierścią - nie byłam już biała, a niemal idealnie czarna. I ze zmienionym kolorem oczu z błękitnych na fioletowe. Niby niewielka różnica, w końcu nie bawiłam się w żaden sposób w manipulowanie kształtami mojego ciała, a jednak kamuflaż był skuteczny. Jeśli spodziewasz się zobaczyć białą waderę o niebieskich oczach, nie dostrzeżesz jej w kruczoczarnym wilku, który ma fioletowe oczy. Sztuczka prosta, a działała. Czasami aż sama nie dowierzałam w prostotę, z jaką w niektórych sytuacjach działał wilczy umysł. Jak łatwo można go było oszukać, zaledwie tak skromnym nakładem sił.
Przemknęłam między regałami, grzecznie witając się z pracującymi tu bibliotekarzami i ich pomocnikami, których mijałam. Taka codzienna grzeczność o dziwo również odwracała od ciebie uwagę. A na pewno bardziej, niż mijanie innych gburowato i bez słowa. Przynajmniej w większości przypadków. Teraz również. Ciężko pracujące wilki zwykle doceniały każdy przejaw dobrych intencji ze strony innych, skupiali się więc na uczuciu szczęścia, jakie towarzyszyło im w momencie, gdy ktoś miło ich potraktował, nie na samej osobie, która nie minęła ich bez słowa.
Udałam się do działu, w którym stosunkowo niewielu przesiadywało. Zagadki i łamigłówki. Niezbyt popularna kategoria, choć mogłoby się wydawać inaczej. Wtedy byłam tam zupełnie sama, mogłam więc na spokojnie oddać się przeszukiwaniu półek, w poszukiwaniu czegoś ciekawego, co pomogłoby mi poszerzyć moją wiedzę. Znalazłam kilka ciekawie się zapowiadających, ułożyłam je na kupce przy jednym z wygodnych foteli, które porozstawiane były niemal po całej bibliotece, by chętni mogli zasiąść na nich i w spokoju, nie niepokojeni przez nikogo, zagłębić się w lekturze. To samo zrobiłam wtedy i ja, korzystając ze stosiku i innych elementów otoczenia, by dodatkowo zasłonić się przed wzrokiem potencjalnych przechodniów. Swoją drogą, zabawna sytuacja - musiałam ukrywać swoją obecność w tak światłej instytucji, jaką jest biblioteka, podczas gdy inni wręcz się takimi wizytami szczycili, natomiast będąc w barze czy na jakiejkolwiek innej popijawie, robiłam wszystko, by zwrócić na siebie uwagę jak największej ilości wilków. Trochę paranoja. Ale cóż poradzić - taki zawód. I taki już mój charakter.
Jedna z wybranych przeze mnie książek szczególnie zwróciła moją uwagę. Niby niepozorna, zaledwie kilkunastokartkowa, w miękkiej oprawie bez tytułu, a jednak... w środku skrywała naprawdę ciekawe porady. "Jak uciec z miejsca zbrodni", tak można by ją zatytułować moim zdaniem. Choć obejmowała nie tylko ucieczkę z miejsca, w którym w danej chwili coś się za naszą sprawą wydarzyło, ale również podpowiadała, co zrobić, jeśli już zostaniemy złapani. Śmieszna sprawa. Zawsze myślałam, że jestem w tych sprawach całkiem niezła - w sensie, w znikaniu tak, by nikt mnie nie powiązał z danym wydarzeniem. Tymczasem okazało się, że naprawdę wielu rzeczy, sztuczek, trików, nie znałam. Z każdą kolejną analizowaną stroną na mój pysk wypływał coraz szerszy uśmiech. Każda z rozpisanych akcji wydawała się być coraz ciekawsza, coraz więcej widziałam dla nich potencjalnych zastosowań...
Które, o ironio, w połączeniu z pewną dawką inteligencji, dość szybko miałam okazję wykorzystać.
Nie, nie jestem panikarą. Ale jak widzisz wilka, z którym kiedyś spałaś, który miał cię od zawsze (i nadal ma) za tępą idiotkę, a który jeszcze nie pogodził się z tym, że nie miał szans na stały związek ze mną... Nie uciekasz. Ale postanawiasz powziąć taktyczny odwrót z niezbędnymi środkami ostrożności, żeby na pewno nie zostać dostrzeżonym. A już broń boże rozpoznanym. Bo tacy są najgorsi - plotki się od nich rozchodzą z prędkością błyskawicy. Jakby zobaczył mnie siedzącą w bibliotece, następnego dnia już całe Centrum by o tym wiedziało. I wszystkie te akcje, w których popisywałam się wspaniałymi zdolnościami aktorskimi, poszłyby się jebać. Zaczęto by się zastanawiać, czy aby na pewno mam tak pusto w głowie...
Albo, co bardziej prawdopodobne, nikt by nie uwierzył, ewentualnie się tym średnio przejął. Nie byłam jakąś lokalną celebrytką. Niemniej nie chciałam ryzykować. Łatwiej i bezpieczniej było się po prostu zewakuować.
No i akurat przy okazji przećwiczyć nowo zdobyte umiejętności. I wykazać się odrobiną inteligencji w zastosowaniu ich w zdecydowanie nietypowym terenie, jakim było otoczenie wypełnione przez biblioteczne regały. Kto by pomyślał, że będę kiedyś musiała uciekać z biblioteki...
Basior chyba mnie nie zauważył, gdy, starając się być możliwie cicho, odłożyłam cienką książeczkę na stertę pozostałych, które sobie przeniosłam. Ani potem, gdy ostrożnie wstawałam z fotela i ruszyłam spokojnym krokiem za regały, tak, by jeden rząd książek oddzielał mnie od obcego elementu. Może jakbym po prostu teraz wyszła, przeszła jak gdyby nigdy nic obok niego, nawet nie zwróciłby na mnie uwagi. Choć mojej sierści bliżej już było kolorem do białej, mojej pierwotnej, a oczy pewnie były teraz już prawie błękitne. Zaklęcie z czasem się rozpadało, a ja spędziłam w bibliotece sporo czasu. Wystarczająco, by kamuflaż zdążył zniknąć. Prawdopodobnie gdyby coś pokusiłoby go, by spojrzeć w moją stronę, rozpoznałby mnie. I z dużym prawdopodobieństwem coś by odwalił. W rodzaju "Hej, Saita, co ty tutaj robisz?" wykrzyczane na całe gardło.
No nie, po prostu mi się to nie widziało.
Starając się jednocześnie nie wzbudzać podejrzeń innych wilków, których dziwnie dużo się zebrało w bibliotece w to słoneczne popołudnie, przemykałam między regałami. Ze spuszczoną głową, opuszczonym ogonem, by nie zwracać na siebie żadnej szczególnej uwagi. Niczym się nie wyróżniając z tłumu. Zachowywać się jak typowa wadera, która po prostu przyszła poczytać... Takie tam oczywistości.
Gdy oddaliłam się od znajomego, mogłabym w zasadzie wrócić do normalnego trybu opuszczania tego miejsca. Uznałam jednak, że w sumie dlaczego by nie poćwiczyć trochę logiczne myślenie? Niczym mi to nie mogło zaszkodzić, wręcz przeciwnie.
Dlatego również całą resztę trasy, kręcąc się nieco, nadrabiając drogi, przeszłam, starając się wzbudzać jak najmniejszą uwagę innych. Co któregoś wilka, dla treningu, uznawałam za znajomego, musiałam unikać go bardziej od pozostałych, w znaczeniu - on nie mógł mnie nawet zauważyć. Niekiedy wymagało to ode mnie naprawdę sporego nagimnastykowania się, wyczucia, kiedy będę mogła iść, kiedy wilk będzie odwrócony do mnie plecami. Wybierania odpowiednich ścieżek, by nie wpaść przypadkiem na kogoś.
W końcu po kilkudziesięciu minutach takiej zabawy w krętych alejkach biblioteki, wyszłam w końcu na zewnątrz. Uśmiechnęłam się lekko, zadowolona, natychmiast wmieszałam się w tłum i ruszyłam w losowym kierunku, bez żadnego konkretnego celu. Los zadecyduje, gdzie tym razem mnie łapy poniosą... choć przypuszczałam, że ostatecznie jak zwykle wyląduję w jakiejś melinie zapita w trzy dupy.
Nagroda: 2 punkty inteligencji
Przemknęłam między regałami, grzecznie witając się z pracującymi tu bibliotekarzami i ich pomocnikami, których mijałam. Taka codzienna grzeczność o dziwo również odwracała od ciebie uwagę. A na pewno bardziej, niż mijanie innych gburowato i bez słowa. Przynajmniej w większości przypadków. Teraz również. Ciężko pracujące wilki zwykle doceniały każdy przejaw dobrych intencji ze strony innych, skupiali się więc na uczuciu szczęścia, jakie towarzyszyło im w momencie, gdy ktoś miło ich potraktował, nie na samej osobie, która nie minęła ich bez słowa.
Udałam się do działu, w którym stosunkowo niewielu przesiadywało. Zagadki i łamigłówki. Niezbyt popularna kategoria, choć mogłoby się wydawać inaczej. Wtedy byłam tam zupełnie sama, mogłam więc na spokojnie oddać się przeszukiwaniu półek, w poszukiwaniu czegoś ciekawego, co pomogłoby mi poszerzyć moją wiedzę. Znalazłam kilka ciekawie się zapowiadających, ułożyłam je na kupce przy jednym z wygodnych foteli, które porozstawiane były niemal po całej bibliotece, by chętni mogli zasiąść na nich i w spokoju, nie niepokojeni przez nikogo, zagłębić się w lekturze. To samo zrobiłam wtedy i ja, korzystając ze stosiku i innych elementów otoczenia, by dodatkowo zasłonić się przed wzrokiem potencjalnych przechodniów. Swoją drogą, zabawna sytuacja - musiałam ukrywać swoją obecność w tak światłej instytucji, jaką jest biblioteka, podczas gdy inni wręcz się takimi wizytami szczycili, natomiast będąc w barze czy na jakiejkolwiek innej popijawie, robiłam wszystko, by zwrócić na siebie uwagę jak największej ilości wilków. Trochę paranoja. Ale cóż poradzić - taki zawód. I taki już mój charakter.
Jedna z wybranych przeze mnie książek szczególnie zwróciła moją uwagę. Niby niepozorna, zaledwie kilkunastokartkowa, w miękkiej oprawie bez tytułu, a jednak... w środku skrywała naprawdę ciekawe porady. "Jak uciec z miejsca zbrodni", tak można by ją zatytułować moim zdaniem. Choć obejmowała nie tylko ucieczkę z miejsca, w którym w danej chwili coś się za naszą sprawą wydarzyło, ale również podpowiadała, co zrobić, jeśli już zostaniemy złapani. Śmieszna sprawa. Zawsze myślałam, że jestem w tych sprawach całkiem niezła - w sensie, w znikaniu tak, by nikt mnie nie powiązał z danym wydarzeniem. Tymczasem okazało się, że naprawdę wielu rzeczy, sztuczek, trików, nie znałam. Z każdą kolejną analizowaną stroną na mój pysk wypływał coraz szerszy uśmiech. Każda z rozpisanych akcji wydawała się być coraz ciekawsza, coraz więcej widziałam dla nich potencjalnych zastosowań...
Które, o ironio, w połączeniu z pewną dawką inteligencji, dość szybko miałam okazję wykorzystać.
Nie, nie jestem panikarą. Ale jak widzisz wilka, z którym kiedyś spałaś, który miał cię od zawsze (i nadal ma) za tępą idiotkę, a który jeszcze nie pogodził się z tym, że nie miał szans na stały związek ze mną... Nie uciekasz. Ale postanawiasz powziąć taktyczny odwrót z niezbędnymi środkami ostrożności, żeby na pewno nie zostać dostrzeżonym. A już broń boże rozpoznanym. Bo tacy są najgorsi - plotki się od nich rozchodzą z prędkością błyskawicy. Jakby zobaczył mnie siedzącą w bibliotece, następnego dnia już całe Centrum by o tym wiedziało. I wszystkie te akcje, w których popisywałam się wspaniałymi zdolnościami aktorskimi, poszłyby się jebać. Zaczęto by się zastanawiać, czy aby na pewno mam tak pusto w głowie...
Albo, co bardziej prawdopodobne, nikt by nie uwierzył, ewentualnie się tym średnio przejął. Nie byłam jakąś lokalną celebrytką. Niemniej nie chciałam ryzykować. Łatwiej i bezpieczniej było się po prostu zewakuować.
No i akurat przy okazji przećwiczyć nowo zdobyte umiejętności. I wykazać się odrobiną inteligencji w zastosowaniu ich w zdecydowanie nietypowym terenie, jakim było otoczenie wypełnione przez biblioteczne regały. Kto by pomyślał, że będę kiedyś musiała uciekać z biblioteki...
Basior chyba mnie nie zauważył, gdy, starając się być możliwie cicho, odłożyłam cienką książeczkę na stertę pozostałych, które sobie przeniosłam. Ani potem, gdy ostrożnie wstawałam z fotela i ruszyłam spokojnym krokiem za regały, tak, by jeden rząd książek oddzielał mnie od obcego elementu. Może jakbym po prostu teraz wyszła, przeszła jak gdyby nigdy nic obok niego, nawet nie zwróciłby na mnie uwagi. Choć mojej sierści bliżej już było kolorem do białej, mojej pierwotnej, a oczy pewnie były teraz już prawie błękitne. Zaklęcie z czasem się rozpadało, a ja spędziłam w bibliotece sporo czasu. Wystarczająco, by kamuflaż zdążył zniknąć. Prawdopodobnie gdyby coś pokusiłoby go, by spojrzeć w moją stronę, rozpoznałby mnie. I z dużym prawdopodobieństwem coś by odwalił. W rodzaju "Hej, Saita, co ty tutaj robisz?" wykrzyczane na całe gardło.
No nie, po prostu mi się to nie widziało.
Starając się jednocześnie nie wzbudzać podejrzeń innych wilków, których dziwnie dużo się zebrało w bibliotece w to słoneczne popołudnie, przemykałam między regałami. Ze spuszczoną głową, opuszczonym ogonem, by nie zwracać na siebie żadnej szczególnej uwagi. Niczym się nie wyróżniając z tłumu. Zachowywać się jak typowa wadera, która po prostu przyszła poczytać... Takie tam oczywistości.
Gdy oddaliłam się od znajomego, mogłabym w zasadzie wrócić do normalnego trybu opuszczania tego miejsca. Uznałam jednak, że w sumie dlaczego by nie poćwiczyć trochę logiczne myślenie? Niczym mi to nie mogło zaszkodzić, wręcz przeciwnie.
Dlatego również całą resztę trasy, kręcąc się nieco, nadrabiając drogi, przeszłam, starając się wzbudzać jak najmniejszą uwagę innych. Co któregoś wilka, dla treningu, uznawałam za znajomego, musiałam unikać go bardziej od pozostałych, w znaczeniu - on nie mógł mnie nawet zauważyć. Niekiedy wymagało to ode mnie naprawdę sporego nagimnastykowania się, wyczucia, kiedy będę mogła iść, kiedy wilk będzie odwrócony do mnie plecami. Wybierania odpowiednich ścieżek, by nie wpaść przypadkiem na kogoś.
W końcu po kilkudziesięciu minutach takiej zabawy w krętych alejkach biblioteki, wyszłam w końcu na zewnątrz. Uśmiechnęłam się lekko, zadowolona, natychmiast wmieszałam się w tłum i ruszyłam w losowym kierunku, bez żadnego konkretnego celu. Los zadecyduje, gdzie tym razem mnie łapy poniosą... choć przypuszczałam, że ostatecznie jak zwykle wyląduję w jakiejś melinie zapita w trzy dupy.
Nagroda: 2 punkty inteligencji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz